Podążając za... Terrym Gilliamem cz. IX - Mocny Odlot w Las Vegas (Las Vegas Parano/Fear and Loathing in Las Vegas)
Las Vegas Parano
Występują: Johnny Deep, Benicio Del Toro, Michael Lee Gogin, Larry Cedar, Brian Le Baron
Oryginalny tytuł filmu (Fear and Loathing in Las Vegas) oznacza nic innego, a ?Strach i obrzydzenie w Las Vegas?. Oparte na powieści Huntera S. Thompsona, porzucone przez Alexa Coxa (który jakimś wybitnym reżyserem nie był) i ostatecznie przejęte przez Gilliama dzieło faktycznie można określić dwoma słowami, a ?Strach? i ?Obrzydzenie? pasują do niego doskonale.
Czyżby z tyłu siedział przyszły Spider-Man?
We can?t stop here ? This is bat country!
Twórczość Huntera S. Thompsona zawsze wyróżniała się pewną dozą szaleństwa i rozbrajającej satyry na rzeczywistość. W ?Las Vegas Parano? trafiamy do Ameryki, gdzie pokolenie hipisów dorosło i złudzenia odeszły ? skąd brać pieniądze, skoro jako młodzi i piękni walczyliśmy o pokój w rytmie rocka, przyjmując coraz to dziwniejsze produkty narkotyczne? Takie pytania zadaje sobie główny bohater ? Raoul Duke (Johnny Depp), który wraz ze swoim adwokatem-doktorem Gonzo (Benicio Del Toro) podróżuje do Las Vegas, oficjalnie w celu zrobienia reportażu z wyścigu, a nieoficjalnie by przyjąć największą możliwą dawkę narkotyków, jaką człowiek może przyjąć. Drugi cel możemy uznać za osiągnięty ? nasi bohaterowie niemal nie wychodzą z narkotycznego transu.
Gonzo, Artystka i wiele twarzy Barbary Streisand
How much for the ape?
Co zapewnia nam niezliczoną ilość dziwacznych, kompletnie dwuznacznych i niedwuznacznych sytuacji, świat pełen obrzydliwego, lecz radosnego humoru. Poszukiwacze narkotycznych wizji nie odpuszczają w swej bezczelności, wykorzystując wszystko i wszystkich, co tylko im się pod rękę nawinie. Bez pieniędzy, bez konkretnego pomysłu na dalsze losy ? wciąż gnają do przodu, obracając zdarzenia na własną rękę. Czy to wam coś przypomina? Ależ tak ? dwójka ćpaczy to idealna parodia całego ruchu hipisowskiego w swej przestarzałej formie. Gdy u nas te zabawy dopiero się zaczynały (patrz ? Skazani na Bluesa) u nich hipisostwo było wypalone. Ale oni wciąż próbują, walczą o swe dawne przywileje. Kiwają obsługę hotelową, niewinną artystkę, specjalizującą się w portretach Barbary Streisand, pracowników kasyna, policję i najętego fotografa. I wiecie co? Nic to ich nie obchodzi.
Zgubne wyniki brania narkotyków
Don?t f*ck with me now, man, I am Ahab.
Ten prawdziwy mix egoizmu, samolubstwa, kłamstw i szaleństwa to praktycznie największa zaleta filmu. Tu wszystkie pragnienia by odrzucić człowieczeństwo urzeczywistniają się. Duke i Gonzo są tu brudnymi, opanowanymi podstawowymi żądzami bestiami, bez żadnej czci i szacunku. Bez żenady jeden grozi drugiemu nożem, potem mamy scenę, gdy Gonzo próbuje popełnić samobójstwo, prosząc Duke?a, aby wrzucił do wanny grające ?White Rabbit? grupy Jefferson Airplane radio. Praca, wyścig, pieniądze ? nic się nie liczy, tylko narkotyk i odlot. Miejscami wprowadza nas to w zachwyt, częściej w przerażenie, a najczęściej w czysty, ludzki strach. Co by się stało, gdybyśmy sami przeistoczyli się w takie zwierzęta? Albo ? co gorsza ? natknęli się na kogoś takiego?
Świat Gilliama w pełnej okazałości
He who makes a beast of himself, gets rid of the pain of being a man.
W sumie możliwe jest podpięcie całej fabuły pod parodię człowieczeństwa. Wędrując po Las Vegas, które nie bez kozery nazywa się ?dnem?, obserwujemy wiele dziwacznych zdarzeń i konfliktów. Nasi bohaterowie zawędrują nawet na policyjną konferencję antynarkotykową (!), na której to ?specjaliści? wykazują pożałowania godne postawy, bez dobrego poinformowania i z idiotyczną uporczywością przekonują, ze jeden joint tworzy z człowieka kryminalistę. Do dziś jest to bardzo zapalna dyskusja, nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Te wszystkie męty, wypaleni tatuśkowie rutynowych rodzin, kręcący się po kasynach, starający się rozjaśnić swe szare życie szczyptą hazardu. To prawdziwa obrzydliwość, potęgowana przez wszechobecną chciwość i nikłą empatię.
Viva Las Vegas!
You took too much, man. You took too much.
Gilliam miał pełne prawo i możliwości w przerabianiu scenariusza, dodatkowo produkcja szła w porozumieniu z samym autorem książkowego ?Strachu i obrzydzenia w Las Vegas?. Dzięki temu brak tu dłużyzn, wizja artystyczna przytłacza, a całość możemy potraktować jako film dosadnie przejmujący, ukazujący nam narkotykowy światek dużo lepiej, niż lansowane Jaredem Leto ?Requiem dla snu?. Możliwość tworzenia wizji dała Gilliamowi prawdziwy raj w tworzeniu scenografii, dzięki czemu możemy przeżywać te wizje wraz z bohaterami niemal bez żadnego wsparcia komputera (wszystko to stroje, makiety i sztuczki). Jeżeli dodamy do tego wynikającą z czasów muzykę? to dzięki temu filmowi doceniłem piękno zespołu ?Jefferson Airplane? (znajdziemy tu utwór ?Somebody to Love? i kultowy ?White rabbit?), a to nie jedyne, co nam przygrywa ? ścieżka dźwiękowa zawiera też utwory Boba Dylana, The Dead Kennedys (świetny cover presleyowego ?Viva Las Vegas?) czy The Lennon Sisters. To wszystko potrafi doskonale oddać styl i klimat późnego hipisostwa.
Both Kennedy?s murdered by mutants? Shit.
Z ?Las Vegas Parano? niczego nie możemy być pewni. Ten film może was swoją wizją zachwycić, lub wywołać mdłości, dać inteligentnie humorystyczny widok na świat zgniłego zachodu, lub obrazić dosadnymi żartami i egoizmem bohaterów. Może go znienawidzić i pokochać całym sercem. Pewne są tylko doskonałe role Deppa i Del Toro, całkowicie wyzbytych człowieczeństwa (Jack Sparrow posiada o dziwo pewne cechy Duke?a), czym po prostu kładą na łopatki wszelkich filmowych narkotykożerców. Muzyka to istny majstersztyk, scenografia ? genialna. I tylko przesłanie pozostaje dla was do oceny, bowiem jeżeli odrzucicie je, to równie dobrze możecie odrzucić cały film. Zobaczyć warto, bo to jeden z najbardziej oryginalnych filmów w historii kina.
Zwiastun
Kącik muzyczny
4 komentarze
Rekomendowane komentarze