Skocz do zawartości

Blog DiegoTana

  • wpisy
    37
  • komentarzy
    105
  • wyświetleń
    34788

Homefront - Recenzja


DiegoTan

1075 wyświetleń

Pisząc tę recenzję, grzechem byłoby, gdybym nie wspomniał o bankructwie THQ - twórców opisywanej tu gry. "Morze złych decyzji" - jak na ten temat wyrażał się sam prezes firmy, Jason Rubin. Na pewno była ich choć rzeczka przy produkcji Homefronta.

Przy serii Call of Duty, często więcej idzie na rozreklamowanie produktu, niż na samą produkcję gry. Choć gdzieś tak od Modern Warfare 2 dostajemy to samo, kolejne części są zawsze tworami w stu procentach dopracowanymi. Niby każdy narzeka, a wciąż dobrze się bawi. THQ myślało, że stworzy własnego CoDa, również inwestując absurdalne kwoty w reklamę. Szkoda tylko, iż zdecydowanie za mało poszło na sam produkt, co stworzyło wysokie oczekiwania, a oddając graczom produkt co najwyżej średni.

Fabuła gry z każdym dniem staje się coraz bardziej realistyczna - po śmierci Kim Jong Ila (co zabawne, gra przewidziała rok jego śmierci oraz testów rakietowych Korei) władzę przejmuje jego syn, Kim Jong Un. Stany Zjednoczone Ameryki zaliczają wielki upadek ekonomiczny i już 10 lat po nim dla byłego Królestwa Goryeo* nadarza się idealna okazja do ataku. W dosyć nierealnym tempie azjaci podbijają cały kontynent (już nie) wolności, tworzą obozy koncentracyjne i sieją ogólny zamęt ze zniszczeniem.

HOMEFRONT-2011-03-18-21-35-05-001.jpg

Twarda babka, czarnoskóry idealista i w gorącej wodzie kompany amerykanin. Oryginalny skład.

Ale, ale - wracając do tematu - gdy rozpoczynamy rozgrywkę, wchodzimy w skórę naszego bohatera tuż po przebudzeniu. Jego imienia ani nazwiska zupełnie sobie przypomnieć nie mogę - tak jak reszta postaci, jest zupełnie bez wyrazu i nie będzie go brak w przypadku ewentualnej kontynuacji HF. W radio gra koreańska propaganda, słonko świeci, ptaszki ćwierkają - jednym zdaniem - nie mogłoby być lepiej. Kiedy zaczynamy kontemplować bidę z nędzą za oknem, rozpoczyna się walenie do drzwi (zabawny fakt - drzwi tak oskryptowano, że nawet jak się do nich podejdzie bez wcześniejszego bicia w nasz próg następująca akcja nastąpi). Tuż po tym rozlega się głos niezbyt uprzejmie prosząc o ich otwarcie. Oczywiście, jako posłuszny obywatel drzwi otwieramy - natychmiast chwyta nas za pas, bije po twarzy i zrzuca ze schodów. Tracimy po tym przytomność, a budzimy się w autobusie. Wypełnionym samymi pilotami śmigłowców (aha, czyli nasz protagonista też jest pilotem). Przejeżdżając przez miasto oglądamy coraz to straszniejsze sceny ludzkiego okrucieństwa - to jeden z dwóch fragmentów gry, które zostaje w pamięci. Tuż po tym wjeżdża w nas z pełną prędkością autobus naszych wybawicieli, członków lokalnej rebelii. Jakim cudem jesteśmy jedynymi, którzy to przeżywają i dlaczego tym czynem zabijają też "naszych" nie wie chyba nawet sam przywódca - organizator genialnego planu. Wręcza nam pistolecik, no i zaczyna się sztampowe zabijanie wszystkiego co się rusza - aż do samego konća gry.

homefront-game-screenshot.jpg

Ciekawe, jaką miał taryfę.

Historia w kilku miejscach ma naprawdę duży potencjał na zaangażowanie emocjonalne gracza, jednak wszelkie te momenty są spartaczone m.in. przez nieudolnie poprowadzone dialogi. Przytoczę jeden z wielu podobnych momentów. Żeńska Bohaterka po tym jak część składu zostaje brutalnie zamordowana: "Nie wierzę, oni zostali brutalnie zamordowani!"

Przywódca ekipy: "Nie możesz się teraz załamywać, będzie ok."

ŻB: "Ok". I rusza dalej, strzelać w ciemnowłosych żołnierzy Kim Jong Una. W takim momencie nie wiadomo, czy załamać ręce czy śmiać się z absurdalnej sytuacji. A skoro przy strzelaniu i absurdzie jesteśmy...

A.I. wrogów jest po prostu słabe. Oczywiście nie jest najgorsze - w budżetówkach za 10-20 zł znajdą się większe pacany. Po zobaczeniu protagonisty nieprzyjaciele idą kroczek za kroczkiem w naszą stronę, nie zawsze korzystając z osłon. Twórcy, by zrekompensować im brak części mózgu odpowiedzialnej za strach i rozsądek obdarzyli ich niewiarygodnym celem. Wystarczy, że wystaje nam czubek nosa zza ściany, a z odległości trzystu metrów azjatyccy bracia Clinta Eastwooda trafią nas między oczy tym, co akurat w łapkach trzymają - wyrzutnią rakiet, pistoletem, czy gumowym kurczakiem. Najczęściej kończy się to zgonem prowadzonej przez nas postaci i zgrzytaniem zębów.

homefront_screen3.jpg

Jedyny pistolet w grze w akcji. Może kaliber ma mały, ale ile kulek w magazynku!

Samo strzelanie wypada nieźle. Pukawek jest całkiem sporo, a już ze "snajpy" i shotguna strzela się naprawdę przyjemnie - w tych dwóch broniach czuć, że mają moc. Występuje tutaj sporo dodatków w stylu laserowych celowników, tłumików i podobnych dupereli - szkoda, że w singlu (i właściwie tylko w nim, o czym zaraz) nie da się samemu modyfikować rynsztunku. Co ma pewien klimat, da się tylko podnosić wraże "promienie śmierci" po "wypsztykaniu z pestek" - protagonista nie podniesie magicznie amunicji po podeptaniu cudzej, tylko wyrzuci swoją broń i weźmie najbliższą.

Wracając do multi - niestety nie było dane mi go przetestować. O dziwo nie było na to za wcześnie (z czym często borykają się redaktorzy otrzymujący kopię przed oficjalną premierą), lecz za późno. Po bankructwie THQ serwery przejął Crytek zajmujący się kontynuacją serii, a te zdecydował się zamknąć, co uniemożliwia jakąkolwiek interakcję sieciową (przynajmiej na X360). A szkoda, bo wnioskując z opinii innych, był to najjaśniejszy punkt Homefronta.

homefront-screenshots-001.jpg

Koreańczycy chcąc pokazać jacy są źli, okopując się powiesili jednego z Amerykanów na drzewie. Z siatką na głowie.

Mniej jasnym punktem jest muzyka. Choć ma potencjał (łapiecie już ten schemat?) nie został do końca wykorzystany. Niezwykle patetyczna muzyka towarzyszy często akcjom błahym, jak (któraś-set z kolei) lekka wymiana ognia z małą grupką przeciwników. Przynajmniej jest rozpoznawalna, słysząc ją kiedyś w internecie od razu poznam jej pochodzenie. Gra aktorska - jak już wspomniałem - nie ratuje mocno mizernych dialogów.

Bez owijania w bawełnę - grafika nie zachwyca. Tytuł z 2011 roku, a nieraz straszy pikselozą. Twarze kompanów czasem przypominają MineCrafta po tuningu. Jedna z postaci w drużynie jest z pochodzenia koreańczykiem - nie wiedziałem o tym przez długi czas. Dopiero gdy ktoś o tym wspomniał na koniec, pewne sytuacje stały się jasne. Może i nieco przesadzam, ale na pewno mogło być lepiej.

homefront-screenshots-004.jpg

Luneta rodem z MineCrafta.

Ostatecznie mogę polecić Homefronta tylko albo wyjątkowo zainteresowanym konfliktem koreańsko-amerykańskim, albo największym miłośnikom CoDa. Takim, którzy przeszli już wszystkie części po 2 razy i szukają świeższych realiów, ale są w stanie wybaczyć "zubożałej wersji" większość niedoróbek. Inaczej lepiej znów wydać pieniądze na zbiór niesamowitych skryptów, jakim jest seria należąca do Activision.

* Google pomoże smile_prosty.gif

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...