Skocz do zawartości

Biało-czarny świat

  • wpisy
    47
  • komentarzy
    139
  • wyświetleń
    45481

Gdzie szable krzyżują, tam iskry krzeszą


Rorschach

1019 wyświetleń

Nazwisko Ridleya Scotta kojarzy się współczesnym kinomanom głównie z serią o "Obcym" i eksploatowaniem tej marki w "Prometeuszu" i "Prometeuszu 2". Ma on jednak na koncie więcej filmów wartych uwagi - Hannibal, Helikopter w ogniu, 1492:Wyprawa do raju, Thelma i Louise, Sztorm, nawet fantasy z młodziutkim Tomem Cruise'm pt. Legenda. Nie wspominając o arcydziele takim jak Blade Runner czy właśnie serii o Obcym (do 3 części). Jedne lepsze, drugie gorsze, ale każde warte uwagi. Jednak jego pełnometrażowym debiutem był film "Pojedynek", w oryginale: "The Duellists".

the-duellists-movie-poster-1977-1020209463.jpg

Film został zrealizowany w 1977 roku na podstawie opowiadania Josepha Conrada Korzeniowskiego, postaci znanej chyba wszystkim (kto nie zna, niech siedzi na uboczu i lamentuje nad swym wstydem). Sporo jego dzieł przeniesiono na ekrany, z najbardziej znanymi - "Lord Jim" i "Jądro ciemności" na czele. Podstawą scenariusza "The Duellists" było jednak "The Duel: A Military Story".

Fabuła zaczyna się w 1800 roku we Francji, w Strasburgu. Napoleon I Bonaparte jest u progu swego panowania jako cesarz Francuzów. Porucznik Gabriel Feraud, notoryczny pojedynkowicz, wdaje się co rusz w nowe zwady. Podczas jednego z nich rani poważnie krewnego burmistrza miasta co skutkuje szybkim dotarciem skargi na porucznika do uszu generała. Informację o przesłuchaniu i czasowym areszcie Feraud ma mu przekazać porucznik d'Hubert. Jednak, chociaż spokojny i opanowany, w mniemaniu porucznika Feraud obraził jego honor, co skutkuje natychmiastowym pojedynkiem między nimi. Tak oto zaczyna się cały ciąg pojedynków odbywanych na przestrzeni lat na tle przetaczających się przez Europę wojen napoleońskich. A może to wciąż jeden i ten sam pojedynek, z różnymi jego odsłonami.

Muszę przyznać, że do tego filmu, prócz fabuły i pośrednio także reżysera, przyciągnęła mnie obsada. A robi ona wrażenie, ponieważ główne role odgrywają Harvey Keitel (Gabriel Feraud), który jest jednym z moich ulubionych aktorów oraz Keith Carradine (Armand d'Hubert), którego dotąd nie znałem z ról filmowych lecz serialowych. Wspomagani są przez epizodyczne występy Alberta Finneya (podobno zagrał swoją rolę jedynie w zamian za skrzynkę szampana), Edwarda Foxa, Dianę Quick, Pete'a Postlethwaite'a i innych. Nie ma co ukrywać, że ten film to głównie teatr dwóch aktorów, jednak cała obsada spisała się bardzo dobrze, a aktorstwo jest wielkim atutem filmu. Słusznie uczynił Ridley Scott, że przez kilka miesięcy namawiał Keitela i Carradine'a by wzięli udział w tym filmie.

DuellistsBottom.jpg

Obu bohaterów napędza do działania żołnierskie poczucie honoru, stopniowo awansują, z wojskami Napoleona wędrują w różne zakątki Europy, jednak za każdym razem gdy się spotkają, dochodzi między nimi do starcia, przy czym Feraud jest w większości przypadków stroną prowokującą. Przewijają się w filmie również wątki romansowe dotyczące d'Hubert, jednak to co wysuwa się na pierwszy plan to właśnie wzajemna niechęć obu żołnierzy, wynikła z błahego, dla postronnej osoby, powodu, dla nich jednak ważkiego. Symboliczna jest tu scena w Rosji, gdy Wielka Armia została pokonana przez "generała Mroza", a Feraud szuka ochotnika by spatrolować las. Zgłasza się d'Hubert, idą razem, ale gdy już zamierzają do siebie strzelać, nadjeżdża patrol kozacki. Feraud strzela do ich przywódcy i zabija go, pozostałych paru, ucieka, a dwóch rywali kwituje całą sytuację krótkim "następnym razem pistolety". Postarajmy się wejść głębiej w psychikę obu żołnierzy, to co ich napędza do działania gdy tylko przypadkiem znajdą się w pobliżu rywala.

Rozdział pierwszy, artykuł pierwszy "Polskiego kodeksu honorowego" Władysława Boziewicza z 1919 roku, osoby mające prawo pojedynkowania się, określa następująco: "Pojęciem osoby, zdolnej do żądania i dawania satysfakcji honorowej albo krótko: osobami

honorowymi lub z angielskiego: gentlemanami nazywamy (z wykluczaniem osób duchownych)

te osoby płci męskiej, które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka.

Uwaga : Określenie powyższe usuwa zatem kobietę z pod mocy obowiązującej przepisów

honorowych, dając tem samem wyraz swej średniowiecznej genezie i czyniąc zadość zasadzie

francuskiej, określającej kobietę, jako ?impropre au duel?" Oczywiście, wynika to z tego, że mężczyzna ma honor, kobieta zaś cześć, i może bronić swej czci wedle dostępnych jej środków, jednak nie pojedynkować się. Duchowni nie mogą się pojedynkować z oczywistych względów.

Bardzo podoba mi się artykuł piąty, nabierający w dzisiejszych czasach ciekawego znaczenia:

"Osoby nieposiadające wymaganych art. 3 i 4 kryteriów, posiadają mimo to zdolności dawania

i żądania honorowego zadośćuczynienia, o ile zajmują wybitne stanowisko społeczne.

Uwaga : W myśl tej zasady należy udzielić satysfakcji honorowej wieśniakowi, który jest

posłem na sejm."

Kto jest wykluczony z grona osób honorowych, nawet jeśli spełnia kryteria określone w artykułach 1-7? O tym jest artykuł 8:

1. osoby karane przez sąd państwowy za przestępstwo pochodzące z chciwości zysku lub inne,

mogące danego, osobnika poniżyć w opinii ogółu;

2. denuncjant i zdrajca;

3. tchórz w pojedynku lub na polu bitwy;

4. homoseksualista;

5. dezerter z armii polskiej;

6. nieżądający satysfakcji za ciężką zniewagę, wyrządzoną przez człowieka honorowego;

7. przekraczający zasady honorowe w czasie pojedynku lub pertraktacji honorowych;

8. odwołujący obrazę na miejscu starcia przed pierwszym złożeniem względnie pierwszą wymianą

strzałów;

9. przyjmujący utrzymanie od kobiet nie będących jego najbliższymi krewnymi;

10. kompromitujący cześć kobiet niedyskrecją;

11. notorycznie łamiący słowo honoru;

12. zeznający fałsz przed sądem honorowym;

13. gospodarz łamiący prawa gościnności przez obrażanie gości we własnym mieszkaniu;

14. ten, kto nie broni czci kobiet pod jego opieką pozostających;

15. piszący anonimy;

16. oszczerca;

17. notoryczny alkoholik, o ile w stanie nietrzeźwym popełnia czyny poniżające go w opinii

społecznej;

18. ten, kto nie płaci w terminie honorowych długów;

19. fałszywy gracz w hazardzie;

20. lichwiarz i paskarz;

21. paszkwilant i członek redakcji pisma paszkwilowego;

22. rozszerzający paszkwile;

23. szantażysta,

24. przywłaszczający sobie nieprawnie tytuły, godności lub odznaczenia;

25. obcujący ustawicznie z ludźmi notorycznie niehonorowymi;

26. podstępnie napadający (z tyłu, z ukrycia itp. );

27. sekundant, który naraził na szwank honor swego klienta;

28. stawiający zarzuty przeciw honorowi osoby drugiej i uchylający się od ich podtrzymania

przed sądem honorowym.

The_Duellists+2.jpg

Żaden z dwóch rywali nie zamierzał przeprosić drugiego, ergo, uznać jego rację i wygraną w pojedynku. Najbliżej był d'Hubert, ale zawzięcie i charakter Feraud skutecznie to uniemożliwiały. Oglądając film mamy wrażenie, że ich rywalizację może przerwać jedynie śmierć drugiego. Mimo całkiem dobrych, moim zdaniem, wykładni i zasad kodeksu honorowego, ślepe podążanie za narzuconą sobie interpretacją może prowadzić do takich rzeczy jakie miały miejsce w II RP. W latach 20 XX wieku w Polsce odbywało się nawet 500 pojedynków rocznie, przy czym sytuacja była na tyle kuriozalna, że gdyby dany żołnierz zastosował się do rozkazu nr 66 z 1918 r. zakazującego pojedynków... zostałby z armii wydalony przez sąd koleżeński za brak reakcji na naruszenie honoru oficera ! Nie dotyczyły one jednak tylko wojskowych, co udowadnia pojedynek na pałasze między malarzem W. Borkowskim, a L. Chwistkiem, doktorem filozofii. Przyczyny były prywatne, a po ustaleniu reguł pojedynku i pełnej zmian w kwestii przewagi, walce, Chwistek trafił przeciwnika w skroń i ucho, prawie je obcinając. Po wszystkim, przeciwnicy podali sobie ręce.

W filmie "The Duellists" było jednak inaczej, chociaż, z oczywistych powodów, zakończenia nie będę zdradzał. To co jest atutem filmu, oprócz aktorstwa i reżyserii, to plenery. Wszystkie scenerie istnieją w rzeczywistości i żadna nie została wybudowana na potrzeby produkcji. Miało to związek z napiętym budżetem, jednak dało efekt w postaci naturalności. Kolejną mocną stroną tego obrazu jest muzyka, za którą odpowiada Jan Sebastian Bach, a także Howard Blake. I nie popełnijcie błędu nie docenienia wkładu tej drugiej postaci. Ostatnie sceny filmu i ogólnie zakończenie, świetnie uzupełniają całą tą historię. Szczególnie scena... a, nic nie powiem, każdy może ją interpretować inaczej. Jednak ocena jaką wystawiłem to 7/10. Mocne 7, nawet 7+, ale nie więcej. Składa się na to zbyt mały wgląd w postać Feraud, widzimy różnice w charakterach obu rywali, znamy ich honorowość, jednak zabrakło czegoś na kształt relacji jakie miał d'Hubert z kobietami. Niekoniecznie musiało by być to samo u Feraud, jednak dodatkowy wątek pozwoliłby lepiej zrozumieć jego charakter i motywy. Dodatkowo, z uwagi na charakter filmu zawarty w tytule, pojedynek/ki obu żołnierzy wysuwają się mocno na pierwszy plan i mało zostaje dla innych postaci i tła. Chociaż ostatnie sceny zdają się temu trochę przeczyć... Mimo to, polecam, obaj pojedynkujący się, reprezentują nieco odmienne spojrzenie na honor, chociaż cały czas hołdują jego zasadom, a plenery, muzyka i aktorstwo zdecydowanie zasługują na uwagę.

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

Pierwsze zdjęcie nie bangla. O samym filmie niedawno usłyszałem, mam nadzieję, że niedługo będę miał okazję go obejrzeć.

Co do zacytowanego Boziewicza. Jego definicja osoby honorowej pozostawia sporo do życzenia (mam wydanie z komentarzem Żeleńskiego-Boya), kiedyś o tym napiszę. Zresztą pojedynki w II RP były prawdziwą plagą, zaś często rozbuchane ego oficerów doprowadzało do tragedii. Zabójstwo w czasie pojedynku traktowano łagodnie (kilka lat twierdzy), dopiero z czasem zmieniło się nastawienie społeczeństwa. Hej, mam pomysł na wpis. smile_prosty.gif

Link do komentarza

Akurat Boy-Żeleński nie jest obiektywnym oceniającym zważywszy na jego poglądy i zachowanie, ale też nie twierdzę, że ta wersja kodeksu jest idealna. Miło mi, że przyczyniłem się do podsunięcia pomysłu na twój wpis :)

Link do komentarza

Główny zarzut Ż-B wobec Boziewicza dotyczy matury jako czynnika nobilitującego. Jest wprawdzie zapis o wybitnym stanowisku społecznym, jest jednak chyba dość mglisty (biorąc na przykład pod uwagę stan Sejmu przed 1926). Oprócz tego znajduje się zapis o wybitnych zasługach, ale naprawdę, kto to miałby oceniać "wybitność"?

Link do komentarza

Mamy jednak też zapis o wykonywanym zawodzie wymagającym intelektu, jak pisarz czy artysta, gdy nie jest wymagane wykształcenie średnie. W dzisiejszych czasach, przyjmując proporcje, potrzebny byłby doktorat co najmniej... Ale wtedy wykształcenie wiązało się też z obyciem, oczytaniem, nie to co współcześnie. Z grona ludzi honorowych wykluczało B-Ż chociażby zainteresowanie cudzą żoną. Co do wybitności, to wydaje mi się, że jest to pojęcie wyznaczane przez ogólne standardy i gdy nie da się stwierdzić, że jakaś jednostka wybija się pod pewnymi względami nad inne, nie stosuje się.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...