Co pośród stron i ekranów piszczy - Dredd 3D
Dredd spisany w notesie
Oglądając nowego Dredda muszę przyznać, że prawie nie mrugnąłem podczas seansu. Film jest napakowany akcją tak, że... raz, dwa i koniec zabawy. Doskonałe rozrywkowe widowisko, bardzo dobre... na zabicie czasu pewnego wieczoru bądź popołudnia. Jeśli ktokolwiek spodziewał się kina ociekającego klimatem oryginalnego komiksu może się srogo zawieść. Ilość schematów wypracowanych przez Hollywood w tym obrazie przekracza wszelkie granice. To tak jak tygodniki i dwutygodniki w naszym kraju, odjąć reklamę i cały ten marketing medialny z 80 stron niewiele zostanie (może 15 stronic). Doskonała kreacja skrojona, by produkcję dobrze się oglądało, a niekoniecznie się zastanawiało co w filmie było słabe.
Karl Urban nie jest złym aktorem. Na głównego bohatera się nadaje, lecz trudno jest zagrać coś lub gdzieś, gdy do grania wiele nie ma. Nijak chłop szans nie miał, by pociągnąć ten produkcyjniak. Krótko mówiąc, Jimem Carrey to on nie jest. Dzisiejsze kino coraz częściej zastępuje klimat, nostalgie i emocje gotowymi schematami oraz sposobami realizacji. Ładne, dynamiczne ujęcia plus małomówni bohaterowie (właściwie antybohaterowie) i pełno latających w powietrzu łusek. Oczywiście to tylko przykłady nie muszą się pokrywać z tym co tutaj mamy. Patrząc na Fantastic 4 nowego Ghost Ridera i Dredda w 3D można zacząć wątpić w dobre kino przeniesione prosto z stron komiksu. Na szczęście mamy Snydera i Nolana (Man Of Steel), a tuż obok za rogiem chowają się jeszcze Singer i Rodriguez (nowe Sin City i X-Men).
O ile dokonania Chrisa Nolana są znaczne w tej materii to mimo wszystko TDK jest najmniej komiksowym filmem opartym na jednym z najpopularniejszych komiksowych bohaterów. Podobnie właśnie jak Dredd. Oczywiście różnica między tymi tytułami jest kolosalna. Otóż Nolan klimat komiksu przekuł na klimat filmowy z zachowaniem dużego respektu wobec oryginału. Odwrotnie u u niego jest z treścią jakże niekomiksową zwłaszcza w odniesieniu do Catwoman, która tutaj została zwykłą złodziejką o imieniu Selina Kyle. Mimo, że każdy widz wie kim ona jest w całym filmie nie usłyszymy słowa Catwoman. Obraz Travisa z kolei został wypruty z jakichkolwiek klimatów oryginału i zastąpiony wspomnianymi schematami. Żeby nie być gołosłownym podam przykład pomysłu wyjściowego tego komercyjnego projekciku. Otóż mamy bohatera (no dobra 2-óch) zamkniętych w jednym budynku i torujących sobie drogę w górę gdyż budynek opanował złoczyńca i wszyscy jego mieszkańcy stoją za nim, albo za drzwiami przestraszeni. Bohaterowie mają przeciw sobie wszystkich, nie mają drogi ucieczki. Brzmi znajomo? Oczywiście Raid jest odpowiedzią. Na długo przed tym azjatyckim dziełem był jeszcze jeden kozak w podobnej sytuacji John McClane. PZDR
Ps Porównajcie sobie plakat tego filmu z Daredevilem (2003).
2 komentarze
Rekomendowane komentarze