KONKURS - DOTA2
Opowiadanie utrzymane w konwencji fantasy
Wyjątkowo zimny wrzesień. Wiatr hulał coraz mocniej, a deszcz siąpił częściej i dotkliwiej.
Zasłoniłem oczy kapturem, dopiąłem pelerynę, szczelniej owinąłem się szalem. I wyszedłem.
Biegłem tedy przez las, dookoła mgła - jedynie pochodnie, z rzadka rozmieszczone po
bokach drogi oświetlały ścieżkę. Dość szybko dotarłem do celu. Dla pewności, będąc jeszcze
ukrytym w krzakach, szybko przejrzałem okolicę. Nie zauważywszy nikogo wyskoczyłem z
kryjówki i zaatakowałem mój cel - wilki. Herszta ich z zaskoczenia latarnią przez łeb zdzieliłem,
tak, że jedynie z młodymi musiałem walczyć. Ciężko to było wyzwaniem nazwać, raz dwa, ja -
zaprawiony w przydrożnych karczmach pięściarz, poradziłem sobie z tymi małymi problemami.
Niedługo potem czekała mnie jednak walka z przeciwnikiem sporo trudniejszym - golemem.
Tym razem musiałem już sięgnąć po eliksiry lecznicze oraz czar, którym ostatecznie
dobiłem bestię. Zrazu poczułem jak szybko odnawiają mi się siły, starłem krew z twarzy
i ruszyłem dalej.
Zataczałem szeroki łuk za środkową linią wroga; starałem się, aby nikt mnie nie zauważył.
Rozgarnąłem przydrożną trawę, nabrałem w płuca powietrza i z dzikim rykiem rzuciłem się
na Dianę. Uderzałem jak opętany, wirowałem wśród gradu ciosów. Unik i cięcie na odlew,
potem jeszcze jedno. Diana ucieka niezgrabnie, potyka się o konar wielkiego drzewa.
Podnoszę mą bronią, biorę zamach i... staję w miejscu. Wiedźma szybko zorientowała się
i pchnęła pozbawiając mnie życia. "gg" powiedziała i z perfidnym uśmiechem strąciła mnie
w piekło, do elo hell...
A co stałoby się gdybym miał wtedy działającą myszkę? Może to ja walczyłbym teraz o
milion dolarów na mistrzostwach? Tego się już nie dowiem - ani ja, ani Wy...
Ps. Pozdrowienia z PIEKŁA!
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.