Skocz do zawartości
  • wpisy
    56
  • komentarzy
    355
  • wyświetleń
    34383

Recenzja: China Miéville ? ?Dworzec Perdido?


Knight Martius

366 wyświetleń

Wczoraj wróciłem z dalekiej, sześciodniowej podróży. Fascynującego doświadczenia, które miałem niewątpliwą przyjemność przeżyć. Nie wyjechałem jednak w istniejące miejsce ? odbyłem duchową wycieczkę do Nowego Crobuzon. Tylko dlaczego zachwyt łączy się z rozczarowaniem?

71347.dworzec-perdido.jpg

China Miéville ? ?Dworzec Perdido?

Tytuł oryginału: ?Perdido Street Station?

Gatunek: dark fantasy, steampunk, science fiction (elementy), New Weird

Rok wydania: 2000 (w Polsce: 2003)

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Tłumaczenie: Maciej Szymański

Objętość: 648 stron

Nowe Crobuzon, w którym toczy się akcja powieści, jest zamieszkałym przez społeczeństwo wielorasowe państwem-miastem, stanowiącym kolebkę nauki i przemysłu w świecie Bas-Lag. W tym stylizowanym na Londyn epoki wiktoriańskiej miejscu łączy się ze sobą magię (zwaną tutaj taumaturgią) i technologię. To wszystko jednak tylko brzmi pięknie ? Nowe Crobuzon jest bowiem też miastem dystopijnym, rojącym się od dzielnic biedy i przestępczości zorganizowanej, utrzymywanym w surowych ryzach przez Parlament i podlegającą mu milicję.

Isaac Dan der Grimnebulin, naukowiec indywidualista i zagorzały zwolennik teorii kryzysu, otrzymuje zlecenie od garudy (człowieka-ptaka) Yagharka ? przybysza z dalekiej pustyni Cymek, który za zbrodnię popełnioną wśród swojej społeczności został ukarany utratą skrzydeł ? by przywrócił mu zdolność latania. Otrzymawszy od niego wynagrodzenie, zafascynowany problemem uczony zaraz przystępuje do pracy nad techniką lotu. Badania szybko posuwają się do przodu ? do czasu, gdy w ich trakcie ma miejsce wypadek, który sprowadza na Nowe Crobuzon bardzo poważne zagrożenie. Czując się winnym, Isaac postanawia z pomocą grupy renegatów spróbować je zażegnać.

Jak dumnie obwieszcza okładka drugiej książki autorstwa Chiny Miéville?a, ?Dworzec Perdido? został nagrodzony z Wielkiej Brytanii prestiżowymi nagrodami, takimi jak British Fantasy Award i Arthur C. Clarke Award ? i w sumie nie dziwne. smile_prosty.gif Powieść ta bowiem nie należy do typowej fantastyki. Powiem wręcz, że autor za wszelką cenę próbuje się odciąć od kanonu ustalonego w fantasy przez Tolkiena ? cały świat przedstawiony wymyśla właściwie od nowa. Podobnie ma się sprawa z rasami ? zamiast elfów, krasnoludów i im podobnej menażerii uświadczymy tutaj (oprócz ludzi, oczywiście) m. in. wspomnianych wcześniej skrzydlatych garudów, owadopodobnych kheprich, ludzi-kaktusy, przypominających żaby vodyanoich, mali, latający wyrmeni czy wiele innych, nawet bardziej intrygujących istot. Każda rasa ma swoją fizjonomię i przynajmniej szczątkowo opracowaną kulturę. Oprócz tego można znaleźć też tzw. prze-tworzonych, czyli ludzi (najczęściej przestępców), w których ciało wczepiono elementy organiczne lub mechaniczne, albo jedne i drugie.

Książką zainteresowałem się, gdy przypadkiem natknąłem się na notkę, że występują w niej garudowie. wink_prosty.gif W sumie sam nie byłem do końca pewien, czego się po niej spodziewać ? ale gdy zacząłem czytać, to dosłownie wsiąkłem. Przede wszystkim muszę wspomnieć, że BARDZO przeważają tu opisy ? do tego stopnia, że ich ilość może zniechęcić do lektury. Wydaje się wręcz, że prowadzone żółwim tempem wydarzenia są głównie pretekstem do pokazania jak najwięcej świata przedstawionego i jego mieszkańców, czego jednak nie uważam za wadę. Fantastycznie się je czyta, są bardzo sugestywne i łatwo pozwalają wczuć się w atmosferę ponurego miasta. W celu zaprezentowania jak najwięcej dzielnic Nowego Crobuzon autor wprowadza mnóstwo postaci i wątków, które mimo to przeplata ze sobą z zadziwiającą gracją, odnosi się wrażenie, że nie ma tutaj przypadku. To wszystko sprawia, że powieści nie da się zaliczyć w jedno popołudnie ? zresztą szybkie czytanie jej jest wręcz niewskazane.

A propos postaci ? jak wspomniałem, znajdzie się ich sporo. Wypadają jednak różnie ? większość z nich jest na swój sposób wyrazistych i niejednowymiarowych i nawet jeśli nie zapadną w pamięć, to przynajmniej nie sprawiają wrażenia zapchajdziury; niektóre jednak tylko spełniają swoją funkcję, po czym znikają bez śladu, na szczęście nie ma ich tak dużo. Z bardziej liczących się postaci oprócz Isaaca (i pewnych specyficznych osobistości, które ze względu na spoilery zbędę milczeniem?) mamy choćby khepri Lin, kochankę naukowca i artystkę, która również dostaje całkiem poważne zlecenie (z powodu którego potem nie wiadomo, czy ma się cieszyć, czy żałować); Derkhan Blueday, dziennikarkę i współredaktorkę podziemnego czasopisma m. in. obnażającego niedoskonałości (delikatnie mówiąc) rządu; Lemuela Pigeona, zaprzyjaźnionego z Isaakiem pośrednika, działającego między światem przestępczym i tym, w którym obywatele żyją w zgodzie z prawem; no i Yagharka.

Przy tym ostatnim zatrzymam się na chwilę. Nie wiem, na ile wynika to z mojej ogólnej sympatii do tzw. zantropomorfizowanych zwierząt? ale nie potrafię sobie przypomnieć innej postaci, której los by mnie tak poruszył. Chociażby jego pierwsza rozmowa z Isaakiem: to, jak on opowiada o swojej zbrodni (mimo że mówi o niej hasłami niezrozumiałymi dla uczonego), jak próbuje przy tym powściągać emocje? Naprawdę, to (i zresztą nie tylko to) sprawiło, że czułem do niego niekłamany żal. I choć czasami nieco mnie irytował swoim zachowaniem (jak najbardziej jednak zgodnym z charakterem), to nie zmienia to faktu, że to jemu przyglądałem się najchętniej, a fragmenty pisane narracją 1-osobową z perspektywy okaleczonego garudy tylko nadają mu dodatkowej głębi. Świetna robota!

I tutaj będzie drobny skok w bok ? to, co pisałem trzy akapity temu o fabule, dotyczy głównie pierwszej połowy powieści. wink_prosty.gif Ponieważ druga, która zaczyna się od pojawienia się owego zagrożenia dla Nowego Crobuzon, jest już mniej nastawiona na opisy (choć tych nadal nie brakuje), a bardziej na akcję. I z tym jeszcze nie ma problemu? dopóki nie dojdzie się, powiedzmy, do 2/3 książki. Odtąd bowiem autor, próbując spinać wątki ze sobą tak, żeby trzymały się kupy, zaczyna popadać w coraz bardziej nachalne ?chciejstwo?, fundując albo nielogiczne zachowanie bohaterów, albo postacie wprowadzane właściwie znikąd, głównie po to, by uratować tyłek głównym protagonistom ? byle osiągnąć, co zamierza. Chociaż nadal próbuje to wszystko ustawiać tak, żeby nie wyglądało na dzieło przypadku (choćby robił to tylko w postaci krótkiej wzmianki), to jednak widać wyraźnie, że z czasem po prostu nie najlepiej mu to wychodzi. Swoją drogą, ja się nie dziwię, że przestępczość w Nowym Crobuzon tak mocno się rozwinęła ? czytając niektóre rozdziały, tylko łapałem się za głowę, jakimi pierdołami tutaj są milicjanci. Ponadto Miéville ma taką drobną wadę stylu, że gdy wkłada jakąś ekspozycję w usta postaci, zdarza mu się zapominać, że nie pisze jako narrator, co skutkuje wygłoszeniem kwestii w idiotycznym miejscu albo w stylu niepasującym do postaci ? zdarzyło się to jednak tylko kilka razy. No i ta wielowątkowość mimo wszystko czasem daje się we znaki ? to bardzo subiektywne, ale zwyczajnie nie lubię, gdy akcja w danym wątku zostaje przerwana, bo autor nagle decyduje się przeskoczyć do innej postaci. W pierwszej połowie szczególnie mi to nie przeszkadzało, ale w drugiej przez takie wtrącenia z reguły zmuszałem się, by czytać dalej. Rozumiem jednak, że w niektórych sytuacjach zwyczajnie inaczej się nie dało, poza tym tego też tak dużo nie było.

W ten sposób dochodzimy do zakończenia. Żeby nie spoilerować, powiem, że nie jest ono jednoznaczne moralnie i dzięki temu zmusza do zastanowienia się, co zaliczam na bardzo duży plus. Problem jednak polega na tym, że o ile u jednej postaci wręcz wbija w glebę i nie pozwala wstać (nadal mam je żywo w pamięci!), o tyle u innej doszedłem w pewnej chwili do wniosku, że zostało ono? źle napisane. To dlatego, że stawia ją IMO w bardzo niekorzystnym świetle ? a może właśnie o to chodziło?

Podobno dzieła Miéville?a trzeba czytać wraz z pewną znajomością polityki. Autor, zdeklarowany marksista zresztą, często się do niej odwołuje w fabule, przedstawiając Nowe Crobuzon jako brutalne państwo kapitalistyczne, w którym władze z lubością karzą obywateli, ale nie stronią przy tym od ubijania interesów z przestępcami. Ogólnie trudno mi wypowiedzieć się na ten temat, ale podczas lektury nie czułem jakichś nachalnych agitacji.

Cóż? Po lekturze mam mieszane uczucia. ?Dworzec Perdido? jednak nieco mnie rozczarował ? powieść miała ogromny potencjał, ale po drodze zaczęło brakować polotu. W pewnym momencie widać, że autor miał już powoli dość i chciał jak najszybciej dociągnąć to wszystko do końca, zahaczając o zamierzone punkty fabuły, nawet jeśli nie zawsze z sensem. Tylko? co z tego? Jeśli pomimo ewidentnych wad książka nadal potrafiła utrzymać mnie w napięciu, jeśli odkładałem ją na półkę głównie dlatego, że mój mózg miał już problemy z przyswojeniem sobie kolejnych informacji, i wreszcie jeśli nawet spoilerowałem sobie lekko niektóre wydarzenia, bo wręcz nie mogłem usiedzieć w miejscu z ciekawości ? no to przepraszam, ale to oznacza, że mimo wszystko ona JEST kozacka. Takiej atmosfery i niekiedy dramatyzmu mogłoby jej pozazdrościć niejedno dzieło. A Yagharek będzie mi się kołatał w głowie chyba jeszcze długo.

Z cyklu Bas-Lag pochodzą jeszcze dwie powieści, związane jednak z pierwowzorem tylko symbolicznie ? ?Blizna? i ?Żelazna Rada?. Zważywszy na nierówność ?Dworca Perdido?, jakoś szczególnie polować na nie chwilowo nie planuję, ale jeśli uda mi się natknąć przy okazji, to na pewno zerknę.

Errata po miesiącu: Na początku dałem tej książce ocenę 7+, ponieważ mimo wszystkich starań autora byłem jednak rozczarowany tym, co ujrzałem w dalszej części powieści (zresztą nadal mam mu to za złe - widać wtedy, że wciąż chce opowiedzieć historię, ale robi to niekiedy w taki sposób, jakby pragnął rozstać się z nią już jak najszybciej). A mimo to, gdyby ktoś mnie zapytał, jaka jest moja ulubiona książka, na chwilę obecną bez wahania wskazałbym właśnie "Dworzec Perdido". Żadna bowiem, ale to absolutnie żadna inna pozycja nie zachęcała mnie do ponownego zajrzenia jeszcze miesiąc po lekturze. W żadnej innej też nie było fragmentów, które mógłbym czytać na okrągło, a tu jest takich trochę. Taka sztuka nie udała się nawet zbiorom opowiadań o wiedźminie, które dotychczas uważałem za swoje ulubione książki (znaczy nadal je lubię, ale... no właśnie). Zresztą co tu dużo pisać - niech wystarczającą rekomendacją będzie to, że zaraz po oddaniu "Dworca Perdido" do biblioteki kupiłem sobie egzemplarz na własność. Owszem, nadal ma wady, obok których nie potrafię przejść obojętnie, ale niesamowity klimat, fantastyczny warsztat, nietuzinkowa wyobraźnia autora, świetne postacie (w tym jedna rewelacyjna) i znakomite niektóre pomysły na fabułę sprawiają, że jego lekturę nadal uważam za jak najbardziej wartą zachodu. I wkrótce spróbuję skombinować sobie następne tomy, a przynajmniej "Bliznę".

Dlatego zmieniam ocenę z 7+ na 9. To moje ostatnie słowo w tej sprawie.

Pomysł: 8/10

Akcja: 5/10

Postacie: 9/10

Styl: 8/10

Przyjemność z czytania: 10/10 (a co mi tam...)

Ogółem: 9/10

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...