Skocz do zawartości
  • wpisy
    86
  • komentarzy
    185
  • wyświetleń
    28759

Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata


LordTyrranoos

509 wyświetleń

Howard Phillips Lovecraft był istnym mistrzem gatunku pisanych horrorów z rodzaju weird fiction. Jego opowiadania osiągały status kultowych jeszcze za życia, które niestety zakończyło się dość szybko i w przykrych okolicznościach. Tworząc mitologię Cthulhu, prawdopodobnie najbardziej fantastyczny i obszerny świat literacki w historii, Lovercraft nie wiedział, w jakim stopniu jego twórczość zrewolucjonizuje gatunek science-fiction. Przez dziesiątki lat powstawały kolejne dzieła, których tematyka traktowała o Wielkich Przedwiecznych. Na szczęście, gracze doczekali się także produkcji komputerowej, która jednak prawdopodobnie obok Clive Barker?s Undying, jest najbardziej niedocenionym survival-horrorem w historii. Mowa mianowicie o Call of Cthulhu: Mrocznych Zakątkach Świata...

call_of_cthulhu_mroczne_zakatki_swiata_p

Potęga Innsmouth

Na samym początku wypadałoby wyjaśnić, czym w ogóle jest owa mitologia Cthulhu. To skrzętnie stworzone i przemyślane uniwersum, traktujące o piętnastu Wielkich Przedwiecznych ? istotach powstałych na długo przed stworzeniem Ziemi i ludzkości. Istotach, których moc fizyczna i psychiczna zatrważa. W końcu, istotach, którym służą całe pozaziemskie cywilizacje. Jeden z owych bogów, Cthulhu, przybył na naszą planetę około półtora miliarda lat temu, zakładając mistyczne miasto R'lyeh, które zatonęło w obliczu niewyjaśnionych okoliczności, a sam Cthulhu zapadł w ?sen pod oceanem?. Co prawda powyższe zdania to trudny do zrozumienia bełkot, aczkolwiek to jedynie przedsmak tego, co Lovercraft wymyślił. Wspomnę tu tylko, że owa mitologia zawiera setki informacji, konceptów, obrazków i innych tego typu ?tworów? wyobraźni mistrza grozy.

Natomiast powracając do samej produkcji, którą mam przyjemność dzisiaj Wam przedstawić, w Call of Cthulhu przyjdzie nam pokierować poczynaniami Jacka Waltersa ? prywatnego detektywa, który w roku 1915 został wezwany do kolejnej, z pozoru rutynowej interwencji. Niestety, nie bez kozery użyłem zwrotu ?z pozoru?. Okazuje się bowiem, że zabarykadowani w posiadłości kultyści śledzili naszego bohatera przez ostatnich kilka miesięcy, gromadząc o nim niemalże wszystkie informacje. To jednak tylko początek serii niepowodzeń. W jednym z pomieszczeń protagonista odnajduje tajemne zejście do niższych poziomów, znajdujących się głęboko pod ziemią. To, co tam odnalazł, na zawsze zmieniło jego życie... I tutaj następuje przerwanie linii fabularnej, która następnie przenosi nas do roku 1922. Pierwsza scena to wizja charakterystyczna dla Lovercrafta ? w szpitalu psychiatrycznym w Arkham (nie moi drodzy, nie tam toczy się akcja nowego Batmana) jeden z ?przewlekle? chorych zawiązuje na swojej szyi stryczek i targa się na własne życie. Odgadnięcie kim była ofiara nie powinno przysporzyć problemów. Potem jednak powracamy ponownie wcześniej, tym razem do roku 1920, gdzie rozgrywa się już całość właściwej rozgrywki. Trafiamy do Innsmouth ? miejsca znanego każdemu fanowi twórczości Lovercrafta. Jack bierze tam na siebie zlecenie odnalezienia miejscowego sprzedawcy sklepu wielobranżowego, który w bliżej nieznanych okolicznościach zniknął. Co jednak bardziej zadziwia ? nic nie znikło z półek, więc nagłe pryśnięcie handlarza ma jakieś głębsze korzenie. Niestety, Walters po raz kolejny wpada w pułapkę jego własnej przeszłości. To, co zmieniło jego życie pięć lat wcześniej, teraz powraca. Z tym, że jeszcze bardziej złowrogie i zdeterminowane... Fabularnie Call of Cthulhu prezentuje wysoki poziom. Co prawda sama historia jest wymyślona, to jednak całą otoczkę i świat gry oparto na autentycznych tekstach Lovercrafta i stworzonej przez niego mitologii. I to jeszcze bardziej zwiększa odczucia płynące z rozgrywki, ponieważ twórcy z Headfirst Productions zaimplementowali elementy charakterystyczne dla tego pisarza wręcz wzorcowo.

Call of Cthulhu to pierwszoosobowy survival-horror, który tak naprawdę jest spójnym i zręcznie wykonanym połączeniem horroru, gry przygodowej i shootera. A i znajdą się fragmenty skradankowe i typowo zręcznościowe! Egzotyczne połączenie? Oczywiście, że... nie. Komu jak komu, ale temu tytułowi działa to jedynie na dobre. Samą rozgrywkę zaś możemy podzielić na trzy główne części składowe. Pierwsza, trwająca około dwóch godzin, to wręcz kwintesencja komputerowych gier grozy. Czysty geniusz, polegający na tym, że pozbawieni broni podróżujemy po zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawionym do nas Innsmouth. Lokalni mieszkańcy, zwani ryboludźmi, odnoszą się do nas z niepokojem, agresją i chamstwem. Nie tolerują obecności odszczepieńca, który macza palce w nie swoje sprawy. Te fragmenty polegają przede wszystkim na rozmawianiu (i próbach rozmowy) z jak największą ilością mieszkańców. Mamy do czynienia głównie z przygodowymi elementami, polegającymi na kojarzeniu faktów, analizie dowodów rzeczowych i rozwiązywaniu raczej średnio-trudnych zagadek. A to wszystko przy akompaniamencie wrogości i podejrzliwości tubylców. Co więcej, na tym poziomie rozgrywki nie jesteśmy straszeni bezpośrednio, a przy użyciu kolejnych charakterystycznych wizji Lovercrafta. Jego zdaniem stwory nie są wytworem naszej wyobraźni ? one żyją pośród nas, obserwują każde nasze posunięcie i ruch. Nie inaczej jest w Call of Cthulhu ? w pewnym momencie kamera nagle się oddala, ni stąd ni zowąd znajdujemy się na dachu bądź za rogiem, słysząc głośne dyszenie i warczenie w kierunku protagonisty. I tak coraz bliżej i bliżej... Nie wiemy kto za nami podąża, ale ciągle czujemy czyjś wzrok na naszych plecach. Ciekawe jest także to, że przez pierwszych kilkadziesiąt minut gry mamy do czynienia z produkcja praktycznie sandboxową! Innsmouth może nie rywalizuje z najnowszą odsłoną Grand Theft Auto pod względem wielkości i rozmachu miasta, aczkolwiek nie powinniśmy narzekać. Co więcej, możemy spacerować ulicami do woli, zagłębiając się w coraz to ciemniejsze zaułki tajemniczej wioski. A faktycznie warto, choćby z tego powodu, iż przechodząc obok jednej z piwnic ujrzałem naprawdę przerażające sceny. Co powiecie na rozczłonkowane ciało kobiety, które ciągnęła jakaś dziwna postać? Tak naprawdę to trudno wrażenia z tak epickich dwóch początkowych godzin przelać wprost na papier ? to coś, co po prostu trzeba przeżyć...

Niestety, druga część nie trzyma tak wysokiego poziomu, jak wcześniejsze fragmenty. Tutaj mamy przede wszystkim strzelaniny ? w końcu dostajemy pierwszą broń, a w konsekwencji ryboludzie wyjmują swoje giwery. Tak też musimy bronić się przed atakami mutantów, jednocześnie rozwiązywać kolejne zagadki, które mogą zbliżyć Jacka do zaginionego mieszkańca Innsmouth. Co jednak najgorsze ? większość reakcji oponentów jest oskryptowana, czego najbardziej wybitnym przykładem okazał się krótki wypad obok posterunku policji, gdzie wrogowie przybywali i przybywali, ponieważ nie wykonałem określonego zadania. I tak naliczyłem ich kilkudziesięciu, zanim wpadłem na wymagane posunięcie. W dodatku, sztuczna inteligencja nie zachwyca. Choć nie można też do końca tylko narzekać, ponieważ strzelamy bardzo survivalowo, jak w Cryostasis czy You Are Empty, giwerami typowymi dla tego okresu. Mamy więc do dyspozycji obrzyna, popularnego Thompsona, rewolwer czy karabin Kar98k. Autorzy nie oddali nam jednak do użytku celownika, przez co najczęściej chcemy unikać otwartych konfrontacji. Moim zdaniem to bardzo dobry zabieg, bowiem, nie oszukujmy się, te wymuszane elementy strzelankowe są najsłabszą stroną Call of Cthulhu.

Trzecia część zaś prezentuje poziom pierwszego ? jest strasznie, zagadkowo i tajemniczo. W dodatku mamy sprawniejszą symbiozę momentów przygodowych ze strzelaniem. Nie chciałbym jednak zdradzać nic więcej, ponieważ ostatnie godziny rozgrywki to prawdziwa psychodelia i fantastyka, jakiej jeszcze niewielu z Was widziało w grach komputerowych, bowiem spotkamy stwory rodem z mitologii Cthulhu, a nawet kilku z Wielkich Przedwiecznych! Co więcej, odwiedzimy zupełnie odmienną rzeczywistość, która według Lovercrafta prosperuje równorzędnie z naszą. Z zakończenia dowiemy się niewiele, za to na samym końcu przenosimy się do roku 1922. Kto uważnie czytał ten wie, co się w owym okresie wydarzyło...

Poza tym, otrzymaliśmy kilka ciekawych smaczków, które niewątpliwie w przypadku gatunku grozy sprawdzają się znakomicie. Pierwszym z nich jest zrezygnowanie z jakiegokolwiek interfejsu podczas rozgrywki. Nie ma żadnego HUD-a, przez co Call of Cthulhu zyskuje na autentyczności i wiarygodności. Wszelki stan amunicji czy naszego zdrowia fizycznego należy sprawdzać w podręcznym ekwipunku, gdzie odnajdziemy informacje na temat naszego odczytu EKG i tętna. Zainteresować może to, że na każdą z rodzajów obrażeń ciała mamy oddzielne środki medyczne. Logicznym jest chyba przecież, iż na lekkie draśnięcie nie założymy od razu całego bandaża. Trzeba jednak być uważnym i dość często monitorować stan punktów życia Jacka ? przypominam, nie mamy interfejsu... Co jednak ważniejsze i ciekawsze ? panowie z Headfirst Productions zaimplementowali tak zwany system zdrowia psychicznego, który oni sami określają mianem ?dynamicznego systemu zdrowia psychicznego?. O co w tym wszystkim chodzi? Przede wszystkim o to, by zwiększyć wrażenia płynące z samej rozgrywki. Jack nie jest bowiem postacią bez wad ? to zwykły śmiertelnik, posiadający lęk wysokości i wiele innych fobii, o których dowiadujemy się w czasie gry. Dla wyjaśnienia na czym w ogóle polega owy mechanizm, należy podać przykład. Krocząc po stromym gzymsie, kierowana przez nas postać dostaje zawrotów głowy i zmniejsza się jej zakres widzenia. Ponadto kiedy nasz protagonista wchodzi do pokoju, gdzie na podłodze znajdują się kałuże krwi, a pod sufitem wisi trzech wisielców, Walters musi się odwrócić, gdyż inaczej jego wzrok mętnieje, puls przyspiesza, w konsekwencji czego zaczyna mówić sam do siebie. O tym, że nie powinien się tu znaleźć, że nie potrzebnie brał na siebie te zlecenie bla bla bla. Zbyt częste przebywanie w cuchnącym, ciemnym i mrocznym otoczeniu może spowodować u Jacka chorobę psychiczną i załamanie nerwowe. Wtedy nie ma już dla niego ratunku ? wyciąga rewolwer i przykłada go sobie do skroni. Dlatego też należy uważać, gdyż mamy dwojaki sposób uśmiercania bohatera. Okazuje się bowiem, że to nie karabiny są jego największymi wrogami, a jest nim on sam... To jednak nie wszystko. Co jakiś czas będziemy mieli wizje przyszłości - w międzyczasie przenosimy się ponownie do roku 1922 i w niemalże narkotycznym śnie, widzimy makabryczne sceny wzięte rodem z ... niewiadomo skąd! Przejdźmy jednak nieco do strony technicznej, bo ona także ma jakieś znaczenie. Call of Cthulhu to konwersja z konsoli Xbox, więc jakieś pozostałości po pierwszej konsoli Microsoftu muszą się znaleźć. I nie trzeba długo szukać. Skopano system zapisywania stanów gry, ponieważ robimy to w określonych przez twórcy momentach, znajdując białą farbę z jakimś motywem na ścianie. Co to oznacza? Call of Cthulhu do najprostszych produkcji nie należy, więc jeżeli nie powiedzie się nam pomiędzy save?ami ? musimy powtarzać nierzadko kilkanaście do nawet dwudziestu minut rozgrywki. Nie omieszkam w tym momencie stwierdzić, że doprowadzało mnie to do szewskiej pasji, bo o ile elementy skradankowe i przygodowe zaliczałem w mgnieniu oka (co mi się często nie zdarza!), to wykładałem się na moich firmowych fragmentach ? strzelaniu. To taka mini-ciekawostka, ale to i tak głównie dzięki skryptom...

Call-of-Cthulhu-Mroczne-Zakatki-Swiata_C

Konwersja

Jak już wspominałem kilka zdań powyżej, Call of Cthulhu to konwersja z pierwszego Xboxa. Gra ukazała się nań w roku 2005, a więc cztery lata plus konwertowanie na pecety dało wynik ujemny. Niestety, ale silnik graficzny nie zmienił się od czasu pierwszych szerszych zapowiedzi Zewu Cthulhu (o ile mnie pamięć nie myli, to 2001-2002), co wybitnie widać nawet na screenach. Cóż można rzec ? otoczenie jest ciemne, tajemnicze, słabo oświetlone, co w pewnym stopniu rekompensuje i tuszuje widoczne czasem piksele i dość słabe animacje. Choć moim zdaniem to raczej zaleta tej produkcji, bowiem dodanie realistycznej oprawy wizualnej mogłoby tylko zniszczyć ten genialny klimat grozy. Na szczęście dla miłośników wodotrysków na ekranach, to, co najważniejsze wykonano porządnie. Chodzi mi mianowicie o wszelkie postacie z mitologii Cthulhu. Są one wręcz żywcem przeniesione z kart opowiadań mistrza Lovercrafta. Dodatkowo otrzymaliśmy niezwykle niskie wymagania sprzętowe ? każdy gracz uruchomi Call of Cthulhu na maksymalnych detalach i w wysokiej rozdzielczości nawet na archaicznym już, siedmioletnim pececie. Jak więc widać, konwersja nie do końca jest na minus...

Ścieżka dźwiękowa za to prezentuje wysoki poziom, co jest charakterystycznym i niemalże wymaganym już dla tego gatunku. Co prawda prawdziwych motywów muzycznych w grze nie odnajdziemy zbyt wielu, to jednak odgłosy zewsząd dochodzące zatrważają i przerażają. W połączeniu z mroczną stylistyką grafiki wszystko prezentuje się niezwykle sugestywnie. Tak, by odcisnąć swoje niezrównane piętno na psychice gracza...

call_of_cthulhu_dark_corners_of_the_eart

Niedoceniony, zapomniany...

Call of Cthulhu to obok Clive Barker?s Undying najbardziej niedoceniony survival-horror w historii. I będę o tym trąbił cały czas, bowiem tak klimatycznej i przerażającej gry nie było od dawna. Gdyby całość prezentowała się tak, jak pierwsze dwie godziny, otrzymalibyśmy produkt idealny, pozostawiający wszystkie części Silent Hilla razem wzięte daleko za sobą. Moim zdaniem każdy szanujący się fan horrorów w wydaniu na komputery osobiste i twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta, powinien zapoznać się z tym tytułem. Tym bardziej, że Cenega wydała premierową edycję tego tytułu za zaledwie 29,99 PLN. Powtórzę raz jeszcze ? Call of Cthulhu to jeden z najlepszych survival-horrorów ostatniego dziesięciolecia.

call-of-cthulhu-mroczne_190.jpg

Zalety:

+ genialny klimat

+ Innsmouth

+ oparta na mitologii Cthulhu i dziełach Lovercrafta!

+ linia fabularna

+ pierwsza część rozgrywki

+ trzecia część rozgrywki

+ system zdrowia psychicznego

+ wymagania sprzętowe

+ ścieżka dźwiękowa

+ cena (29,99 PLN)

Wady:

- druga część rozgrywki

- system zapisywania

- skrypty

- niedzisiejsza grafika

Ocena: 8+/10

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...