Skocz do zawartości

Guy Fawkes's blog

  • wpisy
    131
  • komentarzy
    815
  • wyświetleń
    279669

The Haunted: Hell's Reach [recenzja]


GuyFawkes

1157 wyświetleń

logowec.png

Kiedyś na demony wystarczyły woda święcona, krucyfiks i modlitwy, lecz dziś nowoczesny, growy egzorcysta walczy przede wszystkim za pomocą ołowiu, broni białej i kopniaków. Cóż ? skoro diabelski pomiot wyległ na ziemię, to przynamniej dzięki męczarniom poczuje się jak u siebie zanim wróci tam, skąd przybył i powie szefowi, kto przesyła pozdrowienia.

012upm.jpg

Może i nie ninja, może i nie żółwie, ale wojowniczy na pewno

MAKE SOMETHING EVIL

The Haunted: Hell?s Reach udowadnia, że w nurcie indie praktycznie każdy fan elektronicznej rozrywki znajdzie coś dla siebie. W tym przypadku odbiorcami są amatorzy spędzania wolnego czasu na rozgrywkach sieciowych, zaś główną atrakcją szpili ma być stylistyka zupełnie odmienna od tego, co współcześnie zapycha łącza ? czyli wojennych FPS-ów. Laury w plebiscycie Make Something Unreal teoretycznie powinny równać się gwarancji jakości, lecz nie ma co udzielać kredytu zaufania na wyrost, bowiem zmarnowano już potencjał niejednego moda z zadatkami na pełnoprawny hit. W Hell?s Reach punkt zborny znajduje kilka znanych tytułów, m.in. Left 4 Dead, Killing Floor (które również zaczynało jako mod) oraz Painkiller. Ten ostatni objawia się głównie w otoczce, czyli walce z licznymi piekielnymi zastępami za pomocą konwencjonalnego oręża; reszta to już przeniesione w trzecioosobową perspektywę elementy dzieł Valve oraz Tripwire Interactive. Mamy zatem kilku (tutaj czterech) śmiałków, na których niesprzyjające otoczenie oraz krwiożerczy wrogowie wymusili współpracę.

The Haunted: Hell?s Reach nie będzie jednak leżeć odłogiem na dysku miłośników solowej zabawy, gdyż oni również mogą spędzać wolny czas z tą produkcją. Wyrażający przypuszczenie czasownik jest tutaj więcej niż trafny, ponieważ tak naprawdę dziecko The Haunted Team nie nadaje się dla pojedynczego gracza. Demony, ciekawe, różnorodne lokacje i wreszcie sami bohaterowie ? to wszystko aż się prosi, by spiąć je w całość choćby najbardziej pretensjonalnym w historii scenariuszem, nadającym zabawie cel i odpowiadającym na pytania: co to za ludzie? Skąd się wzięli? Co nimi powoduje? I dlaczego akurat teraz odpieramy inwazję piekielników? Serious Sam czy Painkiller także polegały na bezmyślnej eksterminacji hord parszywych mord, ale zabawą rządziła jakaś logika, gdzieś tam w oddali majaczył wielki obelisk sensu, którego w The Haunted po prostu nie ma. A tymczasem patrząc na takiego Jacoba czy Caleba aż się dziwię lenistwu autorów i poświęceniu na rzecz zdobycia kawałka tortu sieciowych strzelanin dla siebie, olewając typowych singlowców. Czy rzeczywiście dopisanie opowiastki do zaklejonego oczka łysego bandziora i koloratki uzbrojonego pastora było aż tak czaso- i pracochłonne? Nie wydaje mi się.

340r.jpg

Trądzik - znak, że w piekle również ciężko dostać się do dermatologa

NIE DLA SAMOTNEGO PSA KIEŁBASA

Trzymając się kurczowo obecności fabuły diabelnie łatwo wyjść na pieniacza, ale cóż innego pozostało, skoro samotnym wilkom udostępniono tylko 2 z 4 trybów rozgrywki? W Inferno eksterminujemy setki potworów, by po przetrwaniu kilku rund na wybranym poziomie trudności dać porządnego klapsa w wielgachną rzyć jedynego w grze bossa, natomiast Survival to klasyczna już horda, czyli próba utrzymania się przy życiu przez jak najdłuższy okres czasu. W połączeniu z wysokim poziomem trudności oraz stylistyką pozwala to poczuć niezłą atmosferę horroru, choć w wydaniu gore. Oba tryby sprowadzają się jednak do wspólnego mianownika monotonii, wkradającej się do zabawy już po kilkunastu minutach. Podczas gry Zombie Mode w Black Ops urozmaicono dostępem do kolejnych części lokacji oraz barykadowaniem się, Survival nie ewoluuje w toku sesji w niemal żadnym aspekcie poza liczebnością i potencjałem bojowym szatańskiego ścierwa. Inferno natomiast przeciąga gracza przez 4 długaśne rundy na jednej mapce (blisko godzina oglądania tych samych tekstur!) z ogólnej liczby 8, by w końcu dotrzeć do bossa, wspólnego dla wszystkich etapów, co już zakrawa na kuriozum. Podczas gdy w L4D często zmieniają się warunki batalii, zaś progres w drodze do celu jest aż nadto widoczny, tak tutaj ślęczymy w jednym miejscu aż wskazówki zegara nie zatoczą pełnego koła, mimo iż wszystkie kąty obwąchamy w kilku, kilkunastu pierwszych minutach. Być może stoi za tym chęć uzmysłowienia graczowi, przed jakże trudnym zadaniem stanęli bohaterowie, ale gdzie w takim razie jest fabuła, lub chociażby krótki ekran startowy z informacją: ?Hej, ostatnia nadziejo ludzkości, macie przechlapane jak plażowicze podczas tsunami, a jak nie podołacie, to już nigdy nie będzie żadnej Gwiazdki, browarka z kumplami i wyprzedaży w hipermarketach??

051wrl.jpg

Jak widać, za podprowadzanie prądu "na lewo" również można trafić do piekła

OŁOWIANY ŻOŁNIERZYK

Rutyna w The Haunted: Hell?s Reach to efekt nowotworzenia prostych zasad rządzących rozgrywką, lecz ten proces następuje dopiero po pewnym czasie. Pierwsze kilka minut, czy to materiału video, czy rozegrane u znajomego może z powodzeniem przekonać singlowców do tego tytułu. Łatwo poddać się urokowi soczystego gameplaya, w którym jucha leje się hektolitrami, bronie mają kopa, protagonista również, a te wszystkie dramatyczne scenki odstrzeliwania parszywych łbów czy kończyn rozgrywają się w pięknie wykonanych i świetnie zaprojektowanych sceneriach, od kopalni przez hutę po muzeum, na dodatek przy akompaniamencie klimatycznego udźwiękowienia. Widać, że autorzy wykorzystali potencjał UE 3.0, jak również gruntownie przeanalizowali niejedną multiplayerową mapkę, dzięki czemu lokacje w Hell?s Reach to nie tylko dekoracje, a nieźle pomyślane pod kątem taktyki miejsca. Dokładając do tego naprawdę killerski arsenał (także bonusowy, rozsiany po mapach) oraz walkę w zwarciu za pomocą kombinacji ciosów/kopniaków/wślizgów z trybem furii i broni białej otrzymujemy szalenie krwisty, satysfakcjonujący gameplay. Zgodnie z ludowym przysłowiem ?co za dużo, to niezdrowo?, tego typu zabawa szybko się przejada samotnemu wilkowi. Z pewnym skutkiem urozmaicają ją dwa ficzery. Pierwszy to klepsydry, pojawiające się co jakiś czas. W gestii gracza pozostaje ich lokalizacja i zniszczenie. Jeśli wykaże się opieszałością, obiekt zwędzi demon, starając się unikać bohatera aż do końca przeznaczonego na to zadanie czasu. Po jego upływie zaczyna się żałować, że nogi nie pracowały szybciej, by dobiec do artefaktu ? w zależności od mapy czeka Was lawina kamieni, deszcz meteorytów, roje pszczół? Generalnie lepiej dusić klawisz sprintu i odbębnić swój obowiązek. Drugi ficzer to specyficzny sposób ulepszania uzbrojenia ? po napełnieniu paska doświadczenia kolejnymi fragami otrzymujemy upgrade, pozwalający wymienić jedną z broni na skuteczniejszą ? czy to pistolet, czy strzelbę lub maszynową albo białą. To bardzo ciekawy system, premiujący rozwijanie przede wszystkim jednej konkretnej kategorii, dzięki czemu w łapska wpada prawdziwy wymiatacz, np. śrutówka plująca nabojami zapalającymi o zaiste potężnym kopie.

156red.jpg

Może i ten osiłek rozum ma nietęgi, ale pałę na pewno

ZŁOOOOO

To wszystko jednak za mało, by na dobre przykuć singlowca do monitora. Left 4 Dead bryluje znakomitym AI Directorem sprawiającym, że rozgrywka za każdym razem wygląda nieco inaczej, zapewniając możliwie maksymalną ilość wrażeń. Tutejszą natomiast nie rządzą tak wyrafinowane algorytmy, a proste prawidła, więc siłą rzeczy nawet najciekawszy początkowo gameplay z biegiem czasu zacznie mocno nudzić. Byłoby znacznie lepiej, gdyby autorzy otworzyli na singlowców również pozostałe tryby (Battle i Demonizer), mniej sztampowe w swej konstrukcji, gdyż umożliwiają także zabawę po stronie sił zła. Oba opierają się na rywalizacji żywych z demonami, lecz w trybie Demonizer dopisano pewną klauzulę: poległy zasila szeregi wroga. Z perspektywy piekielników zabawa wygląda zupełnie inaczej, rządząc się odmiennymi regułami. Przede wszystkim jest tutaj nieco więcej taktyki, albowiem gracze wcielają się w rolę latającego po planszy, niematerialnego bytu, zdolnego spawnować konkretne demony i przejmować nad nimi kontrolę. Im potężniejszy obrzydliwiec, tym dłużej należy czekać na stworzenie nowego. Wypada to szalenie interesująco i szkoda, że twórcy nie postarali się o zaprojektowanie ludzkich botów, by móc zgłębiać ten tryb w pojedynkę.

449dm.jpg

Ten tutaj umarł z przyczyn naturalnych - bowiem kilof w głowie i rozczłonkowanie naturalnie zabijają

WRÓĆCIE, JAK SIĘ DOUCZYCIE

Ukierunkowanie całej produkcji na multiplayer jest aż nadto widoczne, ale też nie sposób stwierdzić, że kosztem nudnego, zrobionego na doczepkę singla The Haunted Team maksymalnie dopracowało tryb sieciowy. Co prawda widać nacisk na współpracę, zwłaszcza w kwestii respawnu ? poległy gracz zostaje uwięziony w kamieniu dusz, którego dotyczą te same zasady, co klepsydry lub też nie wymienionego wcześniej głazu zdrowia z jednym zastrzeżeniem: nie ma ani katastrofy, ani ograniczenia czasowego ? po prostu jeśli chcemy na wysokim poziomie trudności przetrwać nieco dłużej, warto ?odbić? duszę kompana. Położono za to kwestię zakładania nowej rozgrywki, opcje konfiguracyjne ograniczając do wyboru mapy, trybu i zawziętości komputerowych maszkar. To kategorycznie za mało jak na sieciowy shooter. Brakuje m.in możliwości decydowania o liczbie rund, że już o limitach punktowych czy ograniczeniach w wyborze broni nie wspomnę. Od nudy ratowałby także powszechny dzisiaj grind, lecz i tego zaniechano, ba ? nie istnieją nawet żadne poza wyglądem różnice pomiędzy bohaterami (oczywiście ludzkimi). Twórcy muszą jeszcze wziąć parę lekcji, zanim wydadzą tytuł w pełni dopracowany, zdolny przykuć do ekranu docelowych adresatów, czyli fanów sieciowych potyczek. Mimo relatywnie niskiej ceny 10 euro, produkcja nie zdobyła serc tysięcy graczy ? w zależności od pory dnia, dostępnych jest raptem kilka serwerów, a praktycznie każdy z nich oferuje wolne miejsca. To dość wymowna ocena tytułu przecież nie pokrytego patyną, bo z premierą datowaną na listopad zeszłego roku.

664s.jpg

Kosi, kosi łapci

NUDA ? FUN 1:0

The Haunted: Hell?s Reach ściera soczysty gameplay na tarce monotonii. Teoretycznie powinniśmy otrzymać z tego smakowitą potrawę, ale w praktyce można się szkaradnie pokaleczyć.

PLUSY:

? soczysty, brutalny gameplay

? porządna oprawa audio-video

? dobrze zaprojektowane mapy

? killerski arsenał

? kilka ciekawych patentów

? niezły klimacik

MINUSY:

? rozgrywka szybko robi się nudna i monotonna

? skąpe opcje konfiguracji rozgrywki

? tylko 2 tryby dla singlowców

? kilka niedopracowanych aspektów

WERDYKT: 65%sreach.jpg

Youtube Video -> Oryginalne wideo

==========================================================================

Niniejszą recenzję znajdziecie również na portalu GameTalk.pl, gdzie pracuję jako redaktor.

Gorąco zapraszam!

continuum.png

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...