Filmów Garść #3
Tym razem remake popularnego kryminału, CGI, perełka dla fanów starego kina i... sam nie wiem co.
![7415108.3.jpg](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/7415108.3.jpg)
Czyli kolejne amerykanów podejście do skandynawskiej twórczości. Trochę to błahe i miałkie - moda na jakąś kulturę, tamtejszą kinematografię i jedzenie (bo przecież kultura = TV + żarełko, nie?) pociąga za sobą popyt na zamerykanizowane remake'i największych ekranizacji. Pół biedy gdy powstaje coś na kształt "Ring". Tym razem spodziewałem się pokraki w stylu "Let me in".
Po tym przydługim wstępie przechodzę do meritum - David Fincher (znany chyba z każdego filmu jaki reżyserował) bierze się za Larssonowkie "Millenium", w głównej roli obsadzając Daniela "nie jestem Bondem" Craiga.
Mikael Blomkvist po przegranym procesie o zniesławienie zostaję zatrudniony przez Henrika Vangera do rozwiązania zagadki morderstwa sprzed lat. Do pracy w pewnym momencie dołącza Lisbeth Salander (Rooney Mara), wyalienowana hakerka, twarz serii.
Fabuła jest w porządku, aktorstwo też (choć Mara momentami wyrzuca z siebie tekst jak krnąbrna dziewczynka opowiadająca wierszyk), zdjęcia i muzyka też dają radę (czuć wpływy Trenta Reznora), ale czegoś jakby brakuje, coś jest nie tak.
Problemem filmu jest to, że opiera się na kryminale, książce, której siłą jest gra z czytelnikiem, po jednej stronie stoi autor i morderca, a po drugiej protagonista i czytelnik. Czytając samemu mamy możliwość dokładnej analizy, wczucia się w sytuację, próby konkurowania z detektywem. W filmie tego brakuje - mamy tyle a tyle czasu i musimy naświetlić (nieraz bardzo dosłownie) odpowiednie punkty, żeby na końcu wszystko miało sens dla widza. Tutaj nie można samemu łowić szczegółów, są podawane niemalże na tacy i co sprytniejszy widz dość szybko rozwikła tajemnicę(e). Czy wobec tego warto? Jak najbardziej. Pomimo pewnych braków to wciąż solidne, Fincherowskie kino, a fani z pewnością skojarzą niektóre sceny z innymi filmami tego reżysera (Siedem, Social Network, Fight Club etc.). Jedyne, co nie daje mi spokoju (i jest zapewne wybiegiem do kolejnych części) to scena
z kurtką. Jak mogła być tak naiwna i sądzić, że coś z tego będzie? Przed tym jak pierwszy raz poszli do łóżka dał jej wyraźnie do zrozumienia, jak dalej się to potoczy, a Lisbeth - powiedzmy to sobie szczerze - nie jest typem romantyczki. Mimo to przychodzi pod redakcję (znowu dostaje sygnał, że on nie jest nią tak zainteresowany), a potem chce dać mu prezent i BAM! dociera. Trochę mi to do niej nie pasuje.
Aha, mogli jeszcze pofarbować jej brwi
![kot-w-butach-2011_20111215161954.jpg](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/kot-w-butach-2011_20111215161954.jpg)
Kolejne podejście do klasycznej bajki, tym razem w wykonaniu studia Dreamworks. A jeśli to Dreamworks, możemy spodziewać się że Puszek będzie głównym bohaterem.
Kot zostaje przeniesiony do nieco innego uniwersum, niż to, które znamy z poprzednich filmów - mniej tutaj nawiązań do popkultury, nie ma też znanego kolażu bajek (oprócz kota mamy "tylko"
Humpty'ego Dumpty'ego, Jack i Jill oraz magiczną fasolę
). Film jest niejako prequelem, poznajemy historię kota i dowiadujemy się, jak stał się banitą.
W standardowej mieszance humoru, akcji i wzruszeń jaka występuje w tego typu produkcjach wyraźnie przeniesiono nacisk z tego pierwszego na pozostałe dwa. Pośmiać więc nadal się można, ale historia jest bardziej dojrzała, a cały film skłania się raczej w stronę klasycznych ekranizacji bajek niż parodii. Ogląda się to więc raczej na zasadzie "ciekawe, jak to się skończy" (choć intryga jest raczej prosta) niż "ciekawe, z czego teraz się pośmiejemy". Dubbing w takim filmie to rzecz kluczowa, i choć w ojczystym języku nie dostaniemy panteonu gwiazd (Antonio Bandera, Salma Hayek, Zach Galifianakis czy Billy Bob Thornton) to jest całkiem nieźle, zwłaszcza Wojciech Malajkat daje tu popis umiejętności.
Osoby oczekujące Shreka 5 mogą czuć się rozczarowane, cała reszta będzie się dobrze bawić.
![300artysta.jpg](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/300artysta.jpg)
Historia początków kina przedstawiona w konwencji... kina niemego. Jak to tak? Jak to w ogóle może mieć ręce i nogi? I jeszcze w tych rękach trzymać kopę Oskarów? Widać może.
Główny bohater, gwiazda kina niemego, George Valentin (nawiązanie do Rudolpha Valentino - pierwszego filmowego amanta), nie wierzy w filmy mówione, "talkies" (tu nawiązanie do Charliego Chaplina, która sam długo wzbraniał się przed tego typu produkcjami, choć w zasadzie nie miał powodu). Jednocześnie Peppy Miller, zakochana w nim fanka, dziewczyna znikąd, staje się nagle gwiazdą filmów dźwiękowych. Mamy tu klasyczny motyw konkurencji i miłość na przekór.
Film jest doskonale wystylizowany - sposób prowadzenia kamery, gra aktorska, gestykulacja, muzyka, nawet kontrast i ostrość doskonale upodabniają go do takich filmów jak "Dyktator" czy "Casablanca". Film obfituje w różne smaczki i dowcipy (
"I want you to talk!" czy aktor grający Napoleona
) a na drugim planie można zobaczyć kilka gwiazd (John Goodman, Malcolm McDowell czy James Cromwell). Znakomita ilustracja jednego z najciekawszych okresów w historii kinematografii, a przy tym uniwersalna opowieść o dumie, miłości i przywiązaniu.
Must watch dla każdego kinomana.
![Drive.jpg](http://dl.dropbox.com/u/29350958/blog/Drive.jpg)
Ryan Gosling gra tutaj kierowcę, o którym wiemy tylko, że inni mówią na niego "Młody". Pracuje w warsztacie, dorabia jako kaskader i kierowca do włamów. Właściciel warsztatu namawia go na udział w wyścigach i zaciąga kredyt u lokalnego mafioso na samochód. Tymczasem Młody postanawia pomóc sąsiadowi - recydywiście, który musi zrobić ostatni skok. Trudno o bardziej ograny schemat, ale chyba nie o fabułę tu idzie. O co w takim razie?
Mamy hipsterską muzykę i ciepłe, prześwietlone sekwencje w złotej godzinie; Jest i kino samochodowe - pościgi i karambole, Shelby GT 500 (niestety KR) i Pontiac GTO; Są w końcu twardzi bandyci i kino przemocy w stylu Michaela Manna czy Sama Peckinpaha (i z tego względu odradzam film osobom wrażliwym).
Wszystkie te elementy mogłaby spiąć fabuła, ale jest jakby niekompletna. Co główny bohater robił wcześniej? O co chodzi z tą kurtką?
Czemu nie wrócił do dziewczyny
? Przez większość filmu przeczuwałem jakąś retrospekcję, która wyjaśni jak stał się takim człowiekiem.
Obraz jest bardzo wyrazisty i dobrze zrealizowany, przyjemnie się go ogląda i słucha, ale jest raczej zlepkiem efektownych motywów i zagrań z kina, którego już chyba nie ma, niż produkcją która coś przekazuje; Swoistym hołdem dla takich dzieł jak Znikający Punkt czy Taxi Driver. Jako bonus dostajemy Bryana Cranstona (Wlater White) i Rona Perlmana (Hellboy) w rolach drugoplanowych.
A teraz perfidny wskok na bandwagon i filmik, którego częstotliwość repostów może ostatnio konkurować chyba tylko z Gotye:
3 komentarze
Rekomendowane komentarze