eRTeFał ERŁO AGieDe
...czyli kupuj razem z pawlakami.
A pawlaki mają to do siebie, że chcą zawsze mieć najwięcej za jak najniższą cenę. Zwłaszcza jeśli chodzi o sprzęt. Tym razem zachciało im się dysku zewnętrznego. Przydatne toto, zwłaszcza kiedy ma się dwa komputery i nie można połączyć ich w sieć bezpośrednio, bo łączą się przez modem, który dostarcza do nich internet (a którego prędkość przesyłu wystarczy maksymalnie na odtwarzanie pliku wideło). A tak oba komputery mają dostęp do wolnego miejsca, oferowanego przez dysk, a podłączenie USB gwarantuje niezłą prędkość przesyłu.
Pierwszym krokiem było sprawdzenie portalu 'ceneło', który zawsze pomoże załapać się na dobrą okazję. Wypatrzyłem tam dobrego USB HDD, który oferowali za 47gr/GB. No, ale jeszcze przydałaby się nowa myszka, bo stara ledwo powłóczy łapkami. O dziwo znalazłem odpowiednią dla moich potrzeb w ofercie sklepu. Teraz tylko złożyć zamówienie...
Zaskoczyła mnie opcja odbioru w dowolnym sklepie na terenie kraju - nie trzeba płacić kosztów przesyłki i dostawa jest dosyć szybka (bodaj 3 dni od przyjęcia zamówienie), więc wybrałem ten sposób, gdyż najbliższy sklep znajduje się zaledwie kilkaset metrów od mojego domu. Wszystko ładnie, pięknie. Do odbioru wymagany był numer transakcji i dowód osobisty, co już potwierdzało moje obawy, dotyczące ogromnej ilości danych osobowych, niezbędnych do złożenia zamówienia. Wszak nie dosyłają mi tego do domu, a wątpię czy regularna dostawa do sklepu przyprawia ich o zbyt wielkie straty. Skoro tak, to więcej osób trzecich będzie żonglowało moimi danymi i sama procedura w sklepie będzie o wiele dłuższa. Pozostawała kwestia: jak bardzo?
No dobra, skoro już miałem takie wątpliwości, to postanowiłem poddać sklep i jego pracowników próbie. Skoro złożyłem zamówienie, to muszę znać jedynie jego numer i mieć dowód tożsamości - nie muszę wiedzieć co zamówiłem, bo czy dostawca się pyta co jest w paczce? Wyobrażałem to sobie następująco: do sklepu przychodzi paczka z nadrukowanym numerem i moim nazwiskiem, ja podchodzę do lady, daję hasło (numer) i dowód, po czym otrzymuję swój karton. Niestety tak prosto nie było...
Pierwsza sprawa - potwierdzenie w serwisie sklepu. Procedura była niezbędna, jednak przeprowadzana była na przedpotopowym złomie (który niegdyś był pecetem) i w systemie, napisanym na kolanie przez studenta informatyki. Zanim pan-miłościwie-mnie-obsługujący wpisał poprawnie moje dane i znalazł odpowiednią pozycje na liście minęło kilkanaście minut. No to czekam na swoją paczuszkę... Ale okazuje się, że ów pan nie wie co ja tak naprawdę zamówiłem. Problemu by nie było, gdyby wszystko odbywało się tak, jak obmyśliłem na swój chłopski rozum. Dowiedziałem się, że dysk, który zamówiłem jest z stałej ofercie sklepu i po prostu stoi na półce. Logicznym posunięciem byłoby uniemożliwienie złożenia zamówienia w internecie na produkt, który przecież mam sam odebrać, a równie dobrze mógłbym wejść, kupić go i wyjść. A tym sposobem musiałem przeczekać dodatkowe kilka minut, zanim wszystko zostanie potwierdzone.
Ok, dysk jest, a gdzie myszka? Tej, jak się przekonałem, nie mieli na stanie i miała dojść wraz z dostawą, czyli po bożemu. Oczywiście znów padło pytanie jaki konkretnie model zamówiłem, ale postanowiłem trzymać język za zębami. Po czym sprzedawca poszedł poszukać na zapleczu, a ja zostałem poproszony do kasy, żeby w międzyczasie sfinalizować transakcję.
Pomijając sam fakt, że płacę za coś, czego mogę nie otrzymać (w końcu myszka dosyć tania była), to najbardziej wkurzyło mnie, że zamawiając przez internet, nie mogłem zapłacić najwygodniejszą metodą - przelewem. Śmiałbym się, gdyby taka opcja nie byłaby dostępna nawet przy dostawie do domu - przesyłki za pobraniem w dzisiejszych czasach nie wchodzą w grę. No i kolejna osoba przetrawia moje dane osobowe. W ogóle nie lubię płacić gotówką. Jeszcze bardziej oddaliłem się od tej idei, bo dziwnym zrządzeniem losu w kasie nie było drobnych.
- Niech pan pójdzie rozmienić.
- Blrgfhrmnkghosfjsffgdsghhhh (niezidentyfikowane mamrotanie pod nosem)
Poszedłem do salonu prasowego i zapodałem klasyczną gadkę:
- Ma pani rozmienić?
- Nie.
- To poproszę gumę do żucia.
Wróciłem, zapłaciłem podpisałem co trzeba było, zapakowałem pudełko do reklamówki i... czekam. Bo myszka jeszcze nie wystawiła pyszczka z norki. Może trzeba było zastawić pułapkę? Daruję sobie dalsze złośliwości, ale pan z obsługi kursował w tę i we w tę, sprawdzał w komputerze raz po raz, po czym znów znikał w magazynie. Z zegarkiem w ręku czekałem ponad 30 minut. Na szczęście w końcu się odnalazła - okazało się, że była w nieoznakowanym kartonie, zalepionym kilometrem taśmy i wypchanym papierami, a na jego dnie leżało pudełko, zajmujące 1/10 objętości kartonu. Do tego fakt, że pudło nie zdążyło trafić do magazynu, ponieważ po odebraniu przesyłki, któryś z pracowników położył je 'tymczasowo' pod ladą. Porwałem pudełko, podziękowałem i jak najszybciej ruszyłem z powrotem do domu.
Czasem to co tanie, kosztuje nas dużo więcej niż byśmy chcieli (nie mówię tu o pieniądzach). Odbiór paczki zajął mi ponad godzinę! Z produktów jestem zadowolony - w końcu dostałem co chciałem.
Jaki z tego morał? Wystrzegać się gotówki i obsługi. Kumpel, który pracuje w tym sklepie zaklinał się, ze obsłużyłby mnie w dwie minuty, ale wolę mu wierzyć na słowo i nie poddawać tego próbie. Może akurat na takich ludzi trafiłem, może to był tylko zbieg niewłaściwych okoliczności - nie wykluczam żadnej opcji, ale jestem pewien, że ktoś bez pawlakowej* cierpliwości by nie wytrzymał, trzasnąłby w stół i zażądał zwrotu pieniędzy oraz czasu.
_____
* tudzież anielskiej
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze