
Puszczam sobie Doorsów na iTunesie, przeglądam kolejne już strony bez większego zainteresowania. Spoglądam na windowsowy zegarek, a tam pod godziną data: 4 lipca. Damn, wczoraj była rocznica śmierci Morrisona. I to 40-sta... Oficjalnie James Douglas Morrison zmarł 3 lipca 1971r. w Paryżu. 2 lipca Jim poszedł ze swoją żoną Pamelą Courson i Alanem Ronayem na kolację do jednej z ekskluzywnych paryskich restauracji nieopodal mieszkania Jima. Później już samotnie udał się na film Pursued polecony mu przez Alana. Co było potem i czy Morisson wogóle poszedł na ten film, nie wiadomo. Relacje są sprzeczne, jedni mówią, że Jim naćpał się heroiną w Rock'n'Roll Circus (jego ulubionym klubie), ponoć widziano go również wsiadającego do samolotu na pobliskim lotnisku. Najbardziej prawdopodobną (tj. oficjalnie uznawaną) wersją jest jednak taka, jakoby Morrison po seansie w kinie zwyczajnie wrócił do domu, gdzie skarżył się na złe samopoczucie i postanowił wziąć kąpiel. Znaleziono go rankiem w wannie. Martwego. Za przyczynę zgonu stwierdzono zawał serca. Jednak z tego co pamiętam, widziały go trzy osoby: Pamela, policjant i niewiadomego pochodzenia lekarz.
Jak widać, śmierć Morrisona wcale nie jest taka oczywista, jak mogłoby się zdawać. Istnieje oczywiście teoria, że Jim wcale nie umarł. Zaszył się gdzieś jako Mr. Mojo Risin' (anagram jego imienia i nazwiska). Nawet jeśli to prawda, to nie jest już osobą publiczną. James Douglas Morrison 40 lat nie żyje.
Kasty gościu potrafił strzelać, chyba nikt nie zaprzeczy? : )
Jak to się dzieje, że ja, niespełna siedemnastolatek który wogóle nie powinien słyszeć o kimś takim jak Jim Morrison, słucham jego muzyki, czytam jego wiersze i pomimo ogromnej różnicy czasu i przestrzeni mam do niego wielki szacunek? Sława, która nie przemija? 4 lata śpiewania w zespole przyniosły Królowi Jaszczurów nieśmiertelną popularność (nie oszukujmy się, samej poezji nikt by nie zauważył).
Jeśli też uważacie Lizard Kinga za człowieka utalentowanego i godnego zapamiętania, posłuchajcie swojej ulubionej piosenki Doorsów. I najlepiej podzielcie się z czytelnikami, jaka to piosenka
Ode mnie: The End
PS. Nie myślcie sobie, że skopiowałem info z wikipedii, czy jakiejś innej strony. Przeczytałem z 5 książek o Jimie lub jego autorstwa, więc trochę na ten temat wiem Najbardziej inspirowałem się napewno "No One Here Gets Out Alive" autorstwa Jerry'ego Hopkinsa i Danny'ego Sugermana.
1 Comment
Recommended Comments