Skocz do zawartości

Piszę, bo lubię.

  • wpisy
    77
  • komentarzy
    272
  • wyświetleń
    59502

Reviews & Stuff: Final Fantasy VII


Vlauer

1328 wyświetleń

final-fantasy-vii-cast.jpg


Ta gra, swoją premierą, wywołała w roku 1997 burzę i efektywnie spopularyzowała gatunek jRPG jeszcze bardziej. Wkrótce po wydaniu zyskała ona tysiące wręcz ortodoksyjnych fanów oraz renomę klasyka. Na przekór, zacząłem grać w FF VII z zamiarem ujawnienia wszelakich błędów w grze tak chwalonej pod niebiosa przez "fanbojów". I w sumie, jest to chyba jedyny raz, kiedy mogę powiedzieć, że cieszę się, iż zawiodłem.

"EX-Soldier?! I don't trust ya!"


Final Fantasy VII zostało wydane przez firmę dziś znaną jako Square Enix, która poza serią Final Fantasy (która narodziła się w roku 1987 i wciąż trwa!) słynie też z serii Dragon Quest oraz (od paru lat) serii Kingdom Hearts. Wracając do FF VII. W grze wcielamy się w enigmatycznego najemnika Clouda, który za namową jego przyjaciółki Tify, dołącza do grupy rebeliantów znanej jako AVALANCHE, która staje naprzeciw monopolu firmy Shinra (do której wcześniej należał jako elitarny żołnierz), która wyniszcza planetę, zarabiając poprzez wysysanie z niej Strumienia Życia (eng. Lifestream) i przerabiania go na energię Mako oraz Materię. Na początku udział Clouda w AVALANCHE ogranicza się do pomocy przy akcjach bombowych w celu wysadzaniu reaktorów Mako w Midgarze (największe miasto ze świata FF VII podzielone na Sektory, gdzie znajduje się siedziba Shinry), a później robi się jeszcze gorącej... Mimo momentalnej niejasności fabuły (osobiście nie do końca pojąłem 2 wątków spod końca gry), jest ona zdecydowanym plusem siódmej części FF.

midgar_big.gif

Midgar - miasto zanieczyszczone bardziej niż wszystkie polskie górnicze miasta razem wzięte.


"I can't protect anyone...."


Dobra fabuła nie jest zła, jak to mówią, ale czym byłaby ona sama bez wyrazistych postaci, które dołączają do protagonisty i AVALANCHE podczas podróży. Mamy skromną dziewczynę, hodującą kwiaty w zanieczyszczonych slumsach, czarnego członka AVALANCHE z bronią zamiast ręki (Stereotyp. Czarnego. Człowieka.), przetrwały okaz swojego gatunku wilka, starą przyjaciółkę Clouda.... Postaci jest 2, 3 razy więcej niż wymieniłem, ale nie chcę zdradzać za wiele, szczególnie przez powiązania fabularne niektórych z nich. Podoba mi się to, że nawet jeśli nie mamy ich aktualnie w drużynie (Cloud + 2 osoby do wyboru), dowiadujemy się o przeszłości każdej postaci oraz o jej charakterze, za co duży plus dla Square. Minus jednak moim zdaniem za osobowość Clouda, którego nieustannie dręczą wspomnienia i wina czynów z jego przeszłości. Nie mówię, że to źle, każdy z nas ma swoje na sumieniu, ale momentami Cloud tak podchodzi pod emo, że jest to nie do zniesienia, szczególnie, że dopiero pod sam koniec jego charakter tak naprawdę ulega zmianie (chociaż wciąż, nie widziałem ani razu, żeby się uśmiechnął).

Tatatata-taaaa-taaa-ta-tada!


Pozytywnie zaskoczył mnie też system walki, szczególnie, że nie jestem fanem walki turowej. W praktyce wygląda to tak: twoja drużyna walczy przeciwko, załóżmy, paru żołnierzom. Po wykonaniu swojego ruchu daną postacią trzeba odczekać parę sekund na ruch owej postaci (szybkość tur zależy w dużej mierze od szybkości postaci). Z racji tego, że przeciwnicy mogą atakować, kiedy ty czekasz (tu nie ma tur szachowych), także ciut refleksu może być wymagane, żeby szybko wyszukać Materię z leczeniem całej drużyny, zanim smok zrobi z ciebie puree. Co do Materii: jest to świetny i bardzo intuicyjny system korzystania z magii, który tylko urozmaica i dodaje do frajdy płynącej z gry. Ekwipunek każdej postaci (broń + pancerz) ma określoną liczbę miejsc na Materię. Po doczepieniu Materii w wybrane miejsce otrzymujemy podany czar, który rośnie w siłę ze zdobywanym AP (punkty zdobywane po walkach oprócz waluty "Gil" i doświadczenia) Nie dość, że jest to proste rozwiązanie, to w dodatku pozwala nam eksperymentować z postaciami w celu złożenia jak najsilniejszej drużyny. Istotne w walce są również Limit Break'i, czyli potężne ataki, z których możemy skorzystać, gdy jedna z postaci odniesie wystarczająco duże obrażenia, z czego większość postaci ma ich ok. 7 (w 4 poziomach Limitu, większy poziom = większe obrażenia, jak i konieczność przyjęcia większej ilości obrażeń).

tumblr_lkc9ayOXnU1qi0mkao1_400.jpg

Ostatni Limit Clouda. Niektórzy powiedzieliby "fizycznie niemożliwy!", ja stwierdzam "absolutnie rewelacyjny".


Gold Saucer!


Ważnym czynnikiem urozmaicającym gameplay w FFVII są mini-gry, które często wplecione są w co ważniejsze wydarzenia fabularne (np. ucieczka z siedziby Shinra, wspinaczka po stoku), oraz wiele, wiele atrakcji czekających w Gold Saucer, parku zabaw, przez który przewinie się fabuła i do którego będziemy mogli później zaglądać, kiedy chcemy. Jako, że jak wiadomo, FF VII jest grą japońską, każda mini-gierka jest dopięta na ostatni guzik, niektóre są dynamiczne, a inne wymagają pomyślunku, chociaż wszystkie mają jedną wspólną cechę: są naprawdę grywalne, za co plus.

Estuans interius, ira vehementi....


Grafika, jak na PS1, była lepiej, niż przyzwoita (oparta na polygoniastych figurach), to właśnie ścieżka dźwiękowa z FF VII przyciągnęła uwagę i uszy graczy. Jest ona moim zdaniem najlepszym soundtrackiem, jaki został kiedykolwiek skomponowany (przez Nobuo Uematsu) dla gry. Każdy utwór skomponowany do tej gry idealnie pasuje do sytuacji, w jakiej go słyszymy: Cosmo Canyon - puszcza, Aeris's Theme - smutek, Still More Fighting - epicka kontrontacja..... Krótko podsumowując: nawet jeśli nie masz zamiaru zagrać w FF VII w przyszłości, to przynajmniej sprawdź soundtrack. Stawiam miliony gil przeciwko orzechom, że nie pożałujesz.

Bierz w ciemno!


Osobiście, mam pewną swoją małą klasyfikację, która odróżnia gry świetne (np. Halo) od wspaniałych (np. Metal Gear Solid). W dobrą grę możesz grać godzinami, zarywając noce i świetnie się przy tym bawiąc. W gry wspaniałe z kolei się nie gra. Je się przeżywa. Wyczytujesz każde słowo, każdą linijkę dialogu pojawiającą się na ekranie, potrafisz stanąć w miejscu i zasłuchiwać się w znakomitą muzykę grającą w danym obszarze (Cosmo Canyon <33333) i rozmyślasz o niej też w czasie wolnym. I do takich gier właśnie zalicza się Final Fantasy VII. I mimo tego, że nie jest ona "best gaem evarrrrr", tak jak uważa większość fanbase-u FFVII, to jest ona dziełem znakomitym, w które warto zagrać nawet dzisiaj.



[Mała notka co do świata i klimatu: Z racji tego , iż jest to gra japońska, realia, niektóre zachowania, dialogi i zachowania ludzkie mogą niektórych odstraszać, ale prawda jest taka, iż poziom japonizacji gry (czy to słowo w ogóle istnieje?) nie jest aż taki wysoki, przez co w grę mogą grać też osoby brzydzącę się tymi klimatami (jak np. ja, nie znosiłem DMC4)]

Plusy:

+to nie jest gra, to przeżycie
+mini-gry
+znakomity soundtrack
+zawiła, choć zrozumiała, fabuła
+urozmaicony system walki
+postacie....


Minusy:

-....poza Cloudem będącym często na skraju emo
-niektóre wątki w fabule nie są jasno wyjaśnione
-japoński klimat (ale to tylko w przypadku, jeśli nienawidzisz go z całego serca)


Ocena: 9+/10

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

I mimo tego, że nie jest ona "best gaem evarrrrr"

Oczywiście, że nie jest. Jest trzecia. Zaraz po Chrono Trigger i MGS4. :trollface:

Zabij mnie, ale Chrono Trigger dość szybko mnie znudziło. :P

Link do komentarza

@Vlauer - Do grupy fanbojów się nie zaliczam i w sumie to rozumiem. Nawet najlepsze gry trafiają na grunt gdzie się nie przyjmują. Ja na przykład nie pojmuję fenomenu serii Diablo, której jednak muszę oddać, że uformowała gatunek h'n's.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...