Skocz do zawartości
  • wpisy
    31
  • komentarzy
    321
  • wyświetleń
    11897

Medal of Honor - Recenzja


sioka

185 wyświetleń

Medal of Honor

Starsi gracze pamiętają czasy kiedy to seria Medal of Honor królowała w gatunku FPS-ów. Pierwszy Medal of Honor nosił tytuł Alied Assault, który był dla mnie najlepszy z serii. Był to znakomity wojenny FPS, który odmienił gatunek strzelanek. Wszystkim w pamięci zapadła misja, w której podbijaliśmy plaże Omaha.

Zupełnie jak w filmie "Szeregowiec Ryan" Stevena Spielberga. Następne części nie były już tak dobre. Były raczej średniakami. Czy nowy Medal of Honor zdobył taki dochód jak pierwsza część? A może jest średniakiem jak pozostałe części? Dowiecie się tego z tej oto recenzji.

screenshotx360medalofho.jpg

Po tym jak się wciągniesz porządnie w tą grę to ona się...konczy. Ja przeszedłem kampania dla pojedynczego gracza w 5 godzin na średnim poziomie trudności.

W grze poznajemy poczynania odziału Tier 1, który działa w Afganistanie. Są to twardziele, którzy wysyłani są w najgorsze zakątki świata.

W kampanii wcielimy się w trzy postacie. Więc przedstawię ich po kolei: Pierwszą postacią, w którą się wcielimy jest żołnierz o ksywce Rabbit. Jest on głównym bohaterem gry i należy do odziału Neptune w armii US Navy. Następny jest Deuce, stacjonujący US Army i należy do odziału Wolfpack.

Kierując nim spotkamy "Brodatą twarz gry", czyli Dusty'ego, który jest na okładce gry. Są to najważniejsze postacie w grze więc nie ma potrzeby opisywania następnego. Fabuła w grze opiera się na prawdziwych wydarzeniach żołnierzy walczących w afganistanie. Wszystko co zobaczymy w grze działo się naprawdę na polu walki. Oczywiście patrząc na długość gry jest ona bardzo okrojona. Największym plusem w grze jest historia, to że działo sie to kiedyś w Afganistanie. Przez takie coś czujemy jakbyśmy uczestniczeli w prawdziwym dramacie. Jak dla mnie jest to najbardziej realna historia niż w jakiejkolwiek innej grze. Żołnierze zostali wysłani aby zapobiec działanią Al-Kaidy i jego podwładnych. Sterując Deuce'm działamy w nocy i po cichu eliminujemy cele. Natomiat gdy wcielamy się w pozostałe postacie walczymy w środku dnia.

Fajnie że niektóre misje nie konczą się tak jak myślimy na początku. Przykładowo: mamy odbić szpiega, który dla nas pracuje. Wywiad jest pewien, że znajduje się w danym miejscu. Tymczasem, kiedy tam dochodzimy okazuje się, że go nie ma i trzeba szukać dalej. Inna przykład to desant pod ostrzałem wroga.

Miało być cicho i spokojne, a tu nagle strzały. Ktoś wyskakuje wcześniej, a my później i trzeba odszukać naszego znajomego. Z tego powodu nigdy nie wiemy jak skonczy się dana misja. Abyśmy wykonali zadania poprawnie przydzielono nam najnowszy sprzęt wojskowy i gadżety.

Wszystkie bronie mają odpowiednie, w stosunku do rzeczywistości, nazwy oraz ich moc i balistyka są naprawdę dobrze zróżnicowane. Każda maszyna zachowuje się inaczej. Shotgun strzela mocno, ale niestety ma mało naboi i wolno się ładuje. Również dźwięki przeładowywanej broni zostały wręcz perfekcyjnie odwzorowane.

Szkoda tylko, że producent nie pokusił się o odpowiedni rozrzut po każdym strzale. Dzięki temu byłoby jeszcze bardziej realistycznie. Nie spodobało mi się również to, że członkowie zespołu mają niekończący się zapas amunicji. Jeśli nam się kończy magazynek, musimy podbiec do nich i poprosić o nowy.

Nie wiadomo tylko skąd oni mają tyle tego asortymentu. Dość dużą wadą gry jest brak orginalności. W zasadzie do każdej sceny, do każdej sekwencji, do każdej akcji można przyczepić łatkę z napisem "to już było". Autorzy bezceremonialnie "zainspirowali się" przynajmniej kilkoma pokrewnymi grami. Pomysły na niektóre sceny są wręcz żywcem przeniesione z kilku części Call of Duty. Czasami miałem też problem ze skryptami, kilka razy musiałem restartować dany segment, bo znów zrobiłem coś nie tak, jak przewidzieli twórcy i nie uruchamiał się dalszy ciąg skryptu.

1276821063081.jpg

Tryb Single już za nami, teraz czas na najważniejszą część w grach tego typu, czyli multiplayer. Jak wiadomo tryb dla wielu graczy robiło inne studio: DICE - twórcy serii Battlefield. Z tego też powodu multi wygląda inaczej niż single pod względem wyglądu i rozgrywki. W single użyto silnika Unreal Engine 3.0, natomiast w multi użyto Frostbite, czyli silnika graficznego na którym chodził Battlefield: Bad Company 2. Duży plus należy się grze za mapy w multiplayerze.

Na miejskich mapach poruszamy się pomiędzy mnóstwem dokładnie wymodelowanych obiektów, które dość wiernie oddają "zaśmiecenie" pola walki.

Lotnisko zawalone jest wrakami czołgów oraz pozostałościami umocnień. Czuć klimat tych miejsc.Oprócz tego podrasowany Frostbite serwuje naszym oczom naprawdę ładną symulację destrukcji otoczenia oraz filtry, które są nakładane na ekran przy każdym większym wybuchu. Końcowy efekt naprawdę robi wrażenie. Jeżeli chodzi o grafikę, multiplayerowi Medal of Honor trudno coś zarzucić. Na jednej mapie może znaleźć się w sumie do dwudziestu czterech graczy. Zaraz po wczytaniu rozgrywki pojawia się ekran wyboru klas postaci. Jest ich trzy: strzelec, komandos oraz snajper. Różnią się między sobą przede wszystkim uzbrojeniem. I o ile sposób działania snajpera jest z oczywistych powodów wyjątkowy, to różnica między strzelcem a komandosem jest mało wyraźna. Pierwszy ma granatnik, drugi wyrzutnię. Mała różnorodność jak dla mnie. Możemy nimi grać na 8 zaprojektowanych przez twórców mapach. Niektóre składają się z ciasnych uliczek na których rządzi ten kto ma shotguna.

A jeszce inne to wielkie doliny na których najczęściej używa się karabinów snajperskich. Mamy cztery opcje rozgrywki, które są wariacją trybów znanych z serii Battlefield. Misja Bojowa to po prostu Rush z Bad Company 2, a Kontrola Sektora to nic innego jak Conquest. Czy to źle? Nie, absolutnie nie. W pierwszym trybie w zależności od strony konfliktu musimy opanować jakąś pozycję, podłożyć bombę czy obronić bazę. Gdy wykonamy zadanie, mapa się rozszerza i pojawia się kolejna misja.

Pomimo że na ekranie walczy mniej graczy niż w Bad Company 2, zabawa jest przednia i emocjonująca. Walka w zaśnieżonych górach Shahikot to rozrywka dla prawdziwych twardzieli. Atak Rangersów na wrak śmigłowca to wyjątkowo ciężka przeprawa. Niewielka przestrzeń sprawia, że obrońcy z łatwością mogą skupić cały ogień na otoczeniu wokół nich. Natomiast Kontrola Sektora polega na zdobywaniu i kontrolowaniu flag. Każda z nich generuje punkty dla zespołu. Wygrywa ta drużyna, która szybciej pozyska ich określoną ilość. Niezwykle emocjonująca i wciągająca rywalizacja. Mamy jeszcze Szturm Drużynowy i Atak na Cel. Znowu. Ten pierwszy to odmiana Team Deathmatch. Zabici gracze wracają do walki niemal natychmiast. Ten drugi z kolei polega na niszczeniu albo obronie znajdujących się na mapie celów.

Drużyna atakująca ma, powiedzmy, pięć minut, aby zniszczyć dwa obiekty umieszczone gdzieś na terenie wroga. Trochę to nietrafione, gdyż większość graczy nie kwapi się do atakowania celów, bowiem bezpośredni szturm to pewna śmierć. Kilka takich nieudanych rajdów może mocno popsuć statystki. Tytuł już doczekał się pierwszych aktualizacji i z pewnością będzie ich więcej, bo bezstresową zabawę wciąż utrudniają liczne błędy. Czasami nasze kule odbijają się od niewidzialnych ścian, szwankuje automatyczny balans drużyn, a i serwery niekiedy wyrzucają nas z gry. Ale to wszystko jest, rzecz jasna, do naprawienia.

moh4.jpg

Oprawa graficzna nie jest porywająca. Poszczególne elementy prezentują się poprawnie tudzież znośnie, ale efekty nie porażają jakoś szczególnie i bez trudu mógłbym wymienić kilka ładniejszych gier akcji. Ale w jedną rzecz udało się autorom utrafić bez pudła - w krajobrazy. Niektóre piękne, niektóre po prostu prawdziwe, większość zaś po prostu robi wrażenie. Afganistan chyba rzeczywiście właśnie tak wygląda.

Dżwięk także stoi na wysokim poziomie. Jeśli chodzi o same odgłosy broni, wybuchów i tym podobne to szału nie ma. Bad Company 2 było pod tym względem lepsze. Ale na przykład radiowe gadki brzmią świetnie, bardzo autentycznie i klimatycznie. A muzyka? No, tutaj ktoś naprawdę odwalił kawał porządnej roboty.

Poszczególne tematy są doskonale dopasowane do akcji i wydatnie wzmacniają ich siłę wyrazu. Najlepsze czeka na nas przy napisach końcowych, przy których słyszymy najnowszy hit Linkin Park - The Catalyst, jest to dla mnie duży plus ponieważ jestem fanem tego zespołu i siedzienie przy napisach końcowych sprawiło mi uśmiech na twarzy.

Pora na podsumowanie. Kampania singlowa w Medal of Honor zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Fakt, jest maksymalnie odtwórcza, do tego stopnia, że mogłaby być podręcznikowym przykładem na brak oryginalności, ale mimo to grało mi się bardzo dobrze. Błysku geniuszu zabrakło, ale okazuje się, że solidne rzemiosło też może nieźle błyszczeć, jak się je pracowicie wypoleruje. Świetna fabuła, wspaniały klimat, dobre operowanie tempem i emocjami - to są na pewno jej mocne strony.

Do tego dochodzi świetny tryb multiplayer przy którym można bawić sięgodzinami. Kampania z MoH podobała mi się o wiele bardziej niż ta z Modern Warfare 2 i ta z Bad Company 2. Brakło jej sporo do wyrazu i mocy kampanii z pierwszego Modern Warfare, ale coś mi się wydaje, że jeszcze przez najbliższych kilka lat tamta gra będzie poprzeczką, której nikomu nie uda się przeskoczyć. Ale tutaj widzę obiecujący początek prób. Oby tak dalej...

+ Klimat

+ Fabuła

+ Multiplayer

+ Dźwięk

+ Krajobrazy

- Krótka!

- Mało orginalna

OCENA: 8+

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...