Bojowe anielice, czyli Sora no Otoshimono
Gdzieś pośród japońskich wysp jest sobie umieszczone w kotlinie miasteczko Sorami, praktycznie odcięte od świata. Żyje sobie w nim spokojnie niejaki Sakurai Tomoki, młodzieniec o z lekka przesadzonych zainteresowaniach, któremu regularnie powtarza się ten sam sen. W tym śnie przed Tomokim stojącym pośród pagórków pojawia się tajemnicza uskrzydlona dama, zaś niedługo później on budzi się ze łzami w oczach. Jego sąsiadka i jedyna przyjaciółka, Mitsuki Sohara, martwi się takim stanem rzeczy i chce, aby Sakurai coś z tym snem zrobił, toteż udają się do lokalnego nietypowego osobnika, żeby nie powiedzieć dosadniej, Sugaty Eishirou, po radę. Ten ogarnięty wizją nowego świata wierzy, że sny Tomokiego doń prowadzą, a do tego zwraca również uwagę gości na tajemnicze zjawisko - dziurę w niebie, zawieszoną aktualnie nad Sorami. Jeszcze tego samego dnia przed Tomokim spada z nieba uskrzydlona niewiasta przedstawiająca się jako Angeloid imieniem Ikaros i tytułująca Sakuraia "Mastah", meldując jednocześnie gotowość do spełnienia wszystkich jego życzeń.
Kreska jest ładna, to na pewno. Podobnież udźwiękowienie. Co do fabuły, trudna sprawa. Jeśli patrzeć w kontekście tylko historii, której dotąd by starczyło co najwyżej na jeden sezon (a drugi jest już w połowie), to jest ona całkiem fajna i nieźle zbudowana. Zresztą, pierwszy sezon rozwijał ją bardzo dobrze. Drugi natomiast... Do połowy co się wydarzyło?
Przybyła Astrea, zbudowano Chaos, poznaliśmy kilka imion z Synapse.
Wszystko. Dopiero kolejne odcinki przynoszą jako-taki rozwój historii, dlatego serii mogę wystawić 8+/10, a ten plusik to mała szansa na poprawę na koniec drugiej serii.
4 komentarze
Rekomendowane komentarze