blahblah
To moja pierwsza noc z opowiadaniem, nie wiem jak wyszło. Mogę prosić tylko o wyrzucenie mi ewentualnych błędów i wyśmianie, pozbawiając mnie przy okazji resztki godności. Enjoy!
... Wyleciał pchnięty telekinetyczną falą poza krawędź urwiska. Wylądował na niższej półce z łoskotem uderzając o chropowatą, najeżoną małymi, ostrymi kamyczkami powierzchnię. Podniósł się, ciężko sapał, czuł w głowie pulsującą krew i falę bólu, która go dopadła zaraz jak otworzył oczy. "Złamałem coś cholera, na pewno coś złamałem" - pomyślał, podnosząc się, z trudem łapiąc oddech. Usłyszał jak z góry spadają kamienie, zebrał ostatki sił i skoczył pod ścianę. Nasłuchiwał, wytężał słuch do granic możliwości, równocześnie starając wyleczyć złamane żebra, pozbywając się resztek siły magicznej. "No spieprzaj, odejdź, poszukaj mnie gdzieś indziej" - kłębiły się mu setki myśli, starał się coś wymyślić, jakikolwiek plan, a ból wcale w tym nie pomagał. Wtedy poczuł jak kolana mu miękną, tak, to deficyt many dał o sobie znać a i pewnie samo wyczerpanie walką i ranami odniesionymi w niej, które choć nie głębokie, lecz magiczne uszkadzały jego, jak sam to nazwał, stan duszy. Przed oczyma pojawiły się gwiazdki i mroczki. Nie wytrzymał, opadł na tyłek z głuchym klapnięciem, głośno dyszał. "Chociaż już żebra nie bolą" - westchnął po cichu. Sekundę po tym poczuł jak coś miękko wylądowało tuż obok niego. Nie przejął się tym zbytnio, siedział dalej, oparty o skalną ścianę. Klinga jego katany, ta sama, z wygrawerowanymi magicznymi runami lekko musnęła jego policzek. Z trudem podniósł głowę, zobaczył ją, kobietę która go pokonała. Kobietę... Nie, raczej demona. Ona również ranna, lecz w sporo lepszej kondycji trzymająca miecz tak blisko jego szyi, że czuł chłód stali a w drugiej kulę ognia. Wyglądała tak jakby się zastanawiała jak go wykończyć. Czy pozbawić go głowy, czy spalić żywcem. Jemu nie podobały się obydwie opcje. W jej oczach żarzyła się chęć mordu. "Już za dużo namieszałeś" rzekła z nieukrywaną satysfakcją. On odruchowo chciał sięgnąć po starego colta, który o dziwo nie wypadł podczas upadku. Nie zdążył. Płytkie cięcie mieczem pozbawiło go resztki sił i chęci. Teraz dodatkowo broczył krwią z ręki. "Załatwiła mi najlepszy płaszcz" pomyślał, kątem oka widząc szkody wyrządzone przez zabójczynię. "No, co tu z Tobą zrobić" odezwała się wreszcie. "Jesteś zbyt cenny by zabić Cie od razu, zaciągnę Cie do takiego małego laboratorium. Tam już wyciągnę z Ciebie każdą możliwą informację. Nawet taką, o której sam nie masz pojęcia" Popatrzył na nią spode łba, nie dlatego, że pałał do niej nienawiścią, ale dlatego, że nie dał rady podnieść głowy. "Uwierz mi" kontynuowała "Badanie nie będzie przyjemne, bynajmniej nie dla Ciebie". Złapała go za fraki i rzuciła jak workiem kartofli spowrotem na górę. Tam zarzuciła go na wysłużonego Harley'a, przywiązała i przy okazji ogłuszyła obuchem Colta.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze