Skocz do zawartości

What the hell?!

  • wpisy
    29
  • komentarzy
    206
  • wyświetleń
    22949

"Żywot Jandera", część II


sv3n

582 wyświetleń

Przepraszam, za tak długi czas oczekiwania - wygasła mi licencja Worda, i musiałem znaleźć alternatywę. Nie polecam OpenOffice, piszę i tak gorszym od mojego ukochanego Worda 2007, WordPadem. Poprzednia część jest zaraz pod tym wpisem, jak zwykle proszę o przeczytanie i konstruktywną krytykę. (a jak ktoś znajdzie czas, to też odpowiedzi na pytania zadane w poprzedniej części :P)

******************************************************

Gdy się odwróciłem, ujrzałem wychodzących z najróżniejszych kątów sypialni czterech zamaskowanych ludzi, z kuszami energetycznymi przygotowanymi do strzału. Widziałem tlący się przy lufach płomień spalanej eksji. Kosztem większego zużycia surowca mogły wystrzelić w ułamku sekundy. Ze starych, dobrych kusz, w tych nowoczesnych broniach zasilanych eksją został tylko wygląd ? charakterystyczny, tym razem obudowany trójkąt z tyłu. I właściwie tyle, po prostu ta głupia nazwa przylgnęła na dobre.

- Rzuć broń i na kolana, psie! ? wrzasnął jeden z nich powoli zbliżając się w moją stronę, z wycelowaną we mnie bronią.

- Ładnie to sobie zaplanowaliście. Wszystko poszło jak z płatka ? spóźniająca się warta, żadnych domowników, zasunięte zasłony, nawet klamkę mi wypolerowaliście. Ale nie pomyśleliście o jednym.

- A niby o czym, morderco? ? zapytał niespokojnie mężczyzna o zasłoniętej twarzy, stając o kilka kroków ode mnie.

- O tym, że też mam swoje sztuczki ? kończąc to zdanie, pozorując opuszczenie dłoni i wypuszczenie sztyletu, rozdarłem nim cienką skórzana powłokę kadzidła, przypiętego do mojego kombinezonu.

Odkryłem zastosowanie tego popularnego w mydlarniach i perfumeriach kosmetyku już dawno i przydawał się w nierzadkich sytuacjach jak ta. Piekący i bardzo gęsty gaz ulatniał się w powietrzu w mgnieniu oka. Na tyle szybko, bym zdążył paść, zanim pociski eksji przecięły mgłę. Wślizgiem szybko dopadłem najbliższego mi przeciwnika i powaliłem go na ziemię. Przygniotłem go kolanem, słysząc kolejne, wystrzeliwane na ślepo wśród dymu strzały. Słyszałem jego błaganie o życie, ale bez chwili namysłu ciąłem go sztyletem w gardło, pozbawiając życia. Skoro jego towarzysze marnują amunicję w najlepsze, wiedząc, że tu jest, nie przydałby mi się jako żywa tarcza.

?Drzwi, czy okno za zasłonami?? ? pomyślałem. ? ?To pierwsze piętro, nie mam co ryzykować złamania nogi przy takim pościgu.?

Rzuciłem się rozpaczliwie do drzwi, wyrywając je z framugi, szybko wyprowadzonym kopniakiem. Pachnące kadzidło wypełniało już cały pokój, ale wyważone drzwi stanowiły dobry punkt orientacyjny. Zaraz za mną pobiegną, nie mam czasu na zejście po głównych schodach. Mając w pamięci plany budynku pomknąłem korytarzem w prawo, wchodząc do jednej z trzech pokoi służby, z czego jedynego na górze. Tak jak myślałem, pułapka została przygotowana z pełną wiedzą właściciela ? pomieszczenie, mimo pory nocnej było zupełnie puste.

Na szczęście, zgodnie z planami, ze spiżarki łączącej się z sypialnią prowadziły kręte, wąskie schody do kuchni. Pomknąłem nimi, uspokojony cichnącymi odgłosami bieganiny na górze. Byleby pobiegli w złą stronę, jeśli ich nie zaskoczę, nie mam szans z trzema naładowanymi kuszami. Przynajmniej to nieporęczne żelastwo ich trochę opóźni.

Tylne wejście było w ostatniej z sypialni dla sług. Była to całkiem spora rezydencja i jak na kupca takiej klasy przystało, służby ? kuchennej, sprzątającej i ogrodniczej, krzątało się tu sporo. Minąłem długie, drugie pomieszczenie i wpadłem do wyczekiwanego kresu swojej szalonej ucieczki.

?Oby to nie była sprawka Andora? ? była to moja ostatnia myśl przy otwieraniu tylnych drzwi, gdy poczułem na potylicy silne uderzenie czymś bardzo twardym i ogarniającą mnie falę ciemności.

****************************************************************

I tak skończyłem siedząc w ciasnej celi, rozkoszując się bogatym aromatem zapachowym moczu w wiadrze przy kącie i przesypiając większą część czasu. W ciemnicy nie widać było żadnej różnicy między nocą, a dniem. Jedynymi zakłóceniami mojej wegetacji była rzadka papka, którą przynosił strażnik i bezceremonialnie podawał, wynosił i dokonywał zmiany mojej skromnej ubikacji, przez ledwie uchylone drzwi. I tak właśnie liczyłem dni ? kolejna breja, kolejny dzień.

Z każdą następną porcją tej paćki zdawałem się tracić zmysły. Zdawało mi się, że mijały wieki, a strażnik, który tu przychodził nie odpowiadał na jakiekolwiek próby zagajenia rozmowy, od typowych pytań egzystencjalnych ?Gdzie ja, do cholery jestem??, aż do moich ostatnich wybuchów złości połączonych z groźbą skierowaną w stronę rodziny strażnika. Taaak, byłem całkiem bliski stracenia zmysłów.Najgorszy był fakt, że nie miałem do kogo otworzyć mojej niewyparzonej gęby. W końcu począłem mówić do siebie, ale nie wydawało mi się to szczególnie normalne, a chcąc zachować zdrowe zmysły, przestałem.

Tak było do momentu, aż kilku strażników zawlekło do celi naprzeciwko jakiegoś żylastego, nieprzytomnego biedaka. Patrząc na tą uroczą scenę, potwierdziły się moje najgorsze obawy ? to byli cesarscy gwardziści, z ich cholernymi szpiczastymi hełmami i lśniącymi, czarnymi pancerzami.

?Przynajmniej nagadam się przed egzekucją, o ile się obudzi? ? pomyślałem, siadając z powrotem na ciasnej, twardej pryczy.

****************************************************************

Ze snu wyrwał mnie szept, powoli przybierający na sile. Podszedłem do kraty mojej celi, gdzie usłyszałem:

- Anvo, wskaż mi swoje Źródło, napełnij mnie jego mocą. Daj mi siłę, by zmieść moich wrogów. Daj mi mądrość, bym postępował właściwie. Daj mi radość, ażeby rzeczy drobne wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Daj mi zdrowie, żebym mógł słać do ciebie te prośby. Daj mi szczęście i spokój, bym był w stanie znieść spadające na mnie klęski.

Oaza. Tak mówimy potocznie na wyznawcę najliczniejszej religii w całej Dalii. Chociaż to słowo nie jest zbyt odpowiednie. Właściwiej byłoby określić to wyznanie najbogatszym wśród biednych. Prosty lud wiecznie załamany, kolejną suszą, uciśniony mniej lub bardziej rządami cesarza, nawiedzany przez kolejne tragedie, nie jest skłonny uwierzyć, że ktoś jednak nad nimi czuwa. W jaki sposób można wytłumaczyć farmerowi z Rubieży, że istnieje kochający go Pan, po tym, jak armia splądrowała jego spiżarnię, susza uszczupliła plony, a córkę zagryzła wataha tukun.

Nasze religie, w przeciwieństwie do tych często wymienianych w Słowach nie koncentrowały się na rodzinie boskiej, czy konkretnej istocie wyższej. Wiara w Anvę polegała na medytacji, szukaniu wewnętrznego spokoju i zrozumieniu nękających Merag kataklizmów. Oazy czciły życiodajną wodę i modliły się do swojej bogini, Pani Źródła ? mitycznego miejsca ukrytego gdzieś w Dalii, które miało dawać szczęście, siłę i mądrość. Sami wyznawcy tej religii spierali się o to, czy ta legendarna krynica stanowi jedynie symbol, czy istnieje naprawdę. Za to wszyscy wyznawcy byli solidarni w tym, że modlitwy połączone z medytacją dawały im to, czym miało być owe Źródło. Czemu nazywaliśmy ich oazami? Bo byli wiecznie spokojni, nie dawali się wytrącić z równowagi, a przemocy używali w specyficzny sposób ? gdy musieli lub nakazywała im to ich zawiła filozofia.

- O ile twoje Źródło nie da ci sił potrzebnych do wyważenia tych cholernych krat, byłbym wdzięczny, gdybyś się łaskawie zamknął - zagaiłem pogawędkę.

Ciemność panująca w lochu, wyostrzyła mój wzrok na tyle, że mogłem dostrzec ruch w celi na przeciwko. Usłyszałem, jak wstaje z klęczek i po chwili zobaczyłem na przeciwko twarz mojego towarzysza niedoli. Był to młody Dalieńczyk, którego stosunkowo blada karnacja i ciemne włosy nasuwały podejrzenie, że pochodził z niewielkiego rejonu zielonych lasów, na północny-zachód od Lindonu, przy czym już poza centrum kraju.

- Gdybyś znał chociaż podstawy naszej filozofii, wiedziałbyś, że Źródło ma nas podtrzymywać, nie dawać nadludzkie siły - odpowiedział spokojnie wywołany.

- Wątpię, żeby cię podtrzymało, kiedy przyjdzie tutaj gwardzista i zetnie ci łeb.

- Jeśli nawet umrę, mój duch nie zginie, a odrodzi się w nowym ciele - o tym właśnie mówiłem. Możesz takiemu niszczyć dom, zabić psa, odciąć rękę, a on będzie na to patrzył i gawędził z tobą chociażby o pogodzie, dopóki go nie zabijesz.

- Skoro ci się tak śpieszy na tamten świat - odpowiedziałem. - Nie szkoda ci, że twoja rodzina z buszu nie zobaczy twoich zwłok?

- Szanujemy zmarłych, ale cielesna powłoka nic dla nas nie znaczy. Moi bracia i rodzice mogą tęsknić, ale będą wiedzieli, że mój duch jest nareszcie wolny. Może moja karnacja zdradziła moje pochodzenie, ale za to twoje prostactwo sugeruje rynsztok stolicy - zdawało mi się, że się uśmiechnął.

- Ładna pyskówka jak na oazę. To za co tu siedzisz, przykładny obywatelu? Przywiązałeś się do drzewa, aż drwale wezwali pomoc? Słyszałem, że to u was dość popularne - odciąłem się.

- Przyrodę warto chronić, zwłaszcza przed jej bezmyślnym niszczeniem. Ale nie, nieznajomy. Bezbłędnie dowiedziono mi, że jestem groźnym nikczemnikiem, kanalią i złodziejem - wyjaśnił spokojnie.

- To znaczy?

- Zabiłem o jednego futrzaka z pańskiego lasu za dużo. Robi to praktycznie każdy, ale to ja pomagałem partyzantom Derricka, więc prędzej czy później znaleźliby coś innego.

- Najnowsze z różnorodnej kolekcji powstań w Dalii - sięgnąłem pamięcią kilka lat w tył. - Naprawdę myślałeś, że góralom z Północy się uda, czy po prostu twoje Źródełko kazało ci pomóc cofającej się partyzantce?

- Źródło to nie osoba, nieznajomy. Ono nie każe, może co najwyżej wskazywać dobrą ścieżkę. Nie zapominaj, że choć nieliczny, ten lud zawędrował aż pod sam Lindon...

- Żeby postać pod murami dwa dni i dostać po dupie od nacierających wojsk cesarskich ze wschodu i przekupionych zdrajców we własnych szeregach. Zresztą, nawet jeśli agenci nie zabiliby ich wodza i rzeczywiście zdobyliby stolicę, byłoby identycznie. Albo ich ukochany Derrick zasiadłby na cesarskim stronie albo zginął przed ugaszeniem płomieni.

- Ci z Północy są dalece zbyt honorowi, żeby wzniecić powstanie i potem samemu przejąć władzę cesarską. I wbrew plotkom, Tondir żył jeszcze, gdy zostali zaatakowani pod stolicą. Dopiero jeden ze zdrajców posłał mu zatrutą strzałę w plecy, gdy zarządzili odwrót. Pomagałem im, bo mieli rację w tym za co walczyli - nagle ciemny loch przeciął snop światła i usłyszeli zbliżające się kroki. Z pewnością należące przynajmniej do trzech osób

- Pytanie tylko: po którego z nas teraz idą - powiedziałem, przerywając chwilę grobowej ciszy.

****************************************************************

Okazało się, że straż przyszła zarówno po mnie jak i po mojego leśnego rozmówcę. Wyciągnęli nas z cel i puścili przodem, trzymając włócznie w gotowości.

"Nie jest dobrze" - pomyślałem, widząc peleryny przypięte do ich pancerzy, płynące z gracją w powietrzu. Chociaż nieprzydatne i odpinane w walce, oznaczały tylko jedno - że to elitarne oddziały wojska cesarskiego, uzbrojone w włócznie, tarczę i wybuchające ogniem pociski, łatwe do zdobycia na czarnym rynku. Nic dziwnego, że puścili nas przodem, ci cholerni komandosi obezwładniliby nas w mgnieniu oka, jeśli porwalibyśmy się na coś głupiego.

Mówiąc o czymś głupim, zdawało mi się, że słyszę kolejną przeklętą, cichą modlitwę. Oazy zawsze działały mi na nerwy swoim optymizmem, filozofią, a zwłaszcza tą medytacją.

- I co, spłynęło coś na ciebie, czy po prostu ci się nudzi? - burknąłem. Miałem prawo do złego humoru, w końcu nie na co dzień gwardia cesarska oprowadza cię po lochach.

- Proszę, by mój duch zdołał się uwolnić z martwego ciała - wyjaśnił, nie otwierając zamkniętych do tej pory oczu.

- Jeśli to ma być pomocne, to ci panowie z tyłu nie zapomną ci zrobić otworu na twoją cenną duszę, jeśli się nie zamkniesz.

- Cicho tam ma być! A spróbujcie czegoś głupiego, to zobaczycie z bliska najlepszą stal z cesarskich kuźni - usłyszałem z tyłu.

- Naprawdę z cesarskich kuźni? A mógłbym dotknąć? - zapytałem niewinnie.

- Żartownisia mamy. Idź dalej i się zamknij, bo może mi ta włócznia wypaść z dłoni i znaleźć się przypadkiem w twojej brudnej dupie.

****************************************************************

I wtedy właśnie nastąpił przełom mojego życia, rozstrzygnięcie mojej przyszłości. Strażnicy wyprowadzili nas z lochów, by oprowadzić nas po ciągnących się w nieskończoność korytarzach wypełnionych całkiem ładną kolekcją ceramiki i obitych skórą mebli. Irytujący stukot butów gwardzistów o czarno-białe płytki, tworzące zwariowane wzory na podłodze, towarzyszył nam cały czas, aż niespodziewanie ucichł. Odwróciłem się, a jeden z nich wskazał mi drzwi, obok których się zatrzymaliśmy.

- Jeśli mnie tam zabiją, pamiętaj, że będę cię straszył - uśmiechnąłem się do niego.

- Zamkniesz się wreszcie, błaźnie? - warknął zagadnięty.

Pchnąłem do środka ciężkie drzwi i po chwili znalazłem się w okrągłej sali pełnej osobowości, przy której ja i mój towarzysz z buszu wyglądaliśmy tak przeciętnie i szaro. Widziałem wychudzone twarze górali, mistyków ubranych w podarte szaty, postawnych mężczyzn przywodzących mi skojarzenie z najemnikami, Dalieńczyków o skórze tak czarnej jak ziemia, żylastego, łysiejącego faceta z mechaniczną nogą i spoglądających na innych z góry żołnierzy z wojska cesarskiego.

- Załatwili nam cyrk przed egzekucją. Czuję się taki ważny - wyszczerzyłem się do oazy.

- Wygląda na to, że nie tylko my spędziliśmy ostatnie dni w celi. Popatrz jak niektórzy wyglądają - zauważył trzeźwo.

Rzeczywiście - bród, smród, podarte ubrania, często spotykane wychudzone twarze nie sugerowały pobytu w najprzyjemniejszym miejscu. A z pewnością kontaktu z mydłem albo wodą, nawet na targu zdarzały się przyjemniejsze zapachy.

Pomieszczenie było dość gołe w porównaniu z wytwornymi korytarzami - ta sama posadzka, ale tylko kilka drewnianych, prostych ław. Spojrzałem na sufit - żadnej ogromnej gilotyny przygotowanej dla nas wszystkich.

Po chwili hałas prowadzonych rozmów ucichł i wszyscy spojrzeli na podwyższenie na drugim końcu sali - stał tam ubrany w ciemną kurtę podstarzały mężczyzna, w otoczeniu dwóch strazników.

- Dalieńczycy! - potężny głos wypełnił całą salę. - Nie bez powodu zostaliście dzisiaj zgromadzeni. Są tutaj wśród was różni ludzie - od bandytów, gwałcicieli i złodziejów, przez najemników, skrytobójców czy buntowników, aż po bohaterów wojennych! Ci, którzy są tu z własnej woli, już dawno podjęli decyzję. Wy, szumowiny nie macie żadnego wyboru. Chociaż raz będziecie mogli w swoim nędznym życiu przysłużyć się ojczyźnie, Dalii!

- Chyba twojemu zasranemu cesarzowi! Na pewno nie nam, zwykłym ludziom - krzyknął stojący ode mnie kilka metrów przysadzisty Dalieńczyk. Buntownik albo farmer, bez dwóch zdań. Przemawiający wbił w niego świdrujący wzrok.

- Łatwo mówić, nie znając ciężaru sprawowanej władzy nad tysiącami ludzi. Jesteś głupcem, tak jak wy wszyscy, buntownicy. Gdyby tron zniknął, a pojawił się bezmyślny idiota, taki jak Derrick, rzucający garściami chleb i zboże, zdychalibyśmy teraz z głodu. Przelewaliście krew setek, tak właściwie po jaką cholerę?! Chcielibyście być wolni, nic nie dając innym, leniwe, zapijaczone obiboki! - Na te słowa twarz buntownika poczerwieniała i zaczął się przepychać ze złością w stronę staruszka

- Nie musielibyśmy, gdyby cesarz nie zesłał nas jak niewolników do kopalni, kraść nasze owce, a jego żołnierze nie gwałcili naszych żon i córek, gdy my harowaliśmy! To ma być praca dla ojczyzny?! Pluję na takiego władcę. Niech żyją partyzanci Derr... - urwał trafiony prosto w głowę.

- I tak skończył ostatni z buntowników - powiedział bez najmniejszych emocji mężczyzna.

- Możemy się wreszcie dowiedzieć, co my tu do cholery robimy? - usłyszałem z drugiego końca sali. Bohater tłumu się znalazł, myślałby kto.

- Zostaliście drobiazgowo wybrani przeze mnie i innych cesarskich agentów jako posiadacze rozmaitych umiejętności, do wypełnienia misji. Zostaniecie odpowiednio wyposażeni, przebadani i wytrenowani do reszty, żebyście mogli poprowadzić daleką wyprawę.

- Dokąd, do cholery?! - krzyknąłem. Ten tajemniczy choleryk zaczynał działać mi na nerwy.

- Zostaniecie wysłani poza południowe Rubieże, na pustkowia w celu odszukania poprzedniej ekspedycji, zbadaniu nieznanego i pozyskaniu jak największej ilości informacji i anomalii, jakie tam znajdziecie. Wierzymy w was. Przecież nie jesteście pierwsi, a komuś wreszcie musi się udać - uśmiechnął się do mnie promiennie. I to niby ja jestem "dowcipnisiem".

10 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Hej sv3n! Jutro przeczytam dokładnie obie części opowiadania, dziś nie mam już czasu. Przeczytałem początek i zapowiada się kawałek świetnego czytadła. Jak sprawdzę, to skomentuję.

Pozdrawiam!!

Link do komentarza

Bobym padł, sv3nie :( Nie w stanie żem ja dziś, acz spróbuj wydać to tam, gdzie mówiłeś, a może nawet w antologii jakiejś Fabryki Słów obok Pilipiuka, czy Piekary :wink: Epicznym słownictwem zaiste operujesz, więc wróżę Ci sukces :wink:

Link do komentarza

mikul1991 -> miło mi cię znów gościć w skromnych progach mego bloga. Nie zapomnij skomentować, dla mnie jako autora, krytyka, zwłaszcza ta konstruktywna jest bardzo ważna, co zrobiłem dobrze, a co źle.

Owiec -> W takim razie czekam na chwilę, aż będziesz mniej niewyraźny - ostrzę sobie kły na twój słit komć. A odnośnie wydania - po kolei, z cierpliwością. Już raz wygrałem Dragon Age'a za scenariusz, pod patronem BioWorld. Przyjdzie duży serwis, przyjdzie może i jakiś konwent, mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie nawet wydawnictwo. Bardzo bym chciał, ale zobaczymy i dzięki za miłe słowa.

Link do komentarza

Cóż, sv3n, widzę że jesteś dosyć solidny i uwagi bierzesz sobie do serca. Ta część jest lepsza od poprzedniej. Teraz czytało mi się ją naprawdę szybko i przyjemnie, nie nudziła mnie tak jak cz. 1. Nadal stosujesz dosyć bogate i dokładne opisy, ale teraz aż przyjemnie je się czyta. Może nic nie zmieniłeś, a może to ja mam lepszy humor niż przy cz. 1? No nic. Teraz nie urwałeś w najlepszym momencie, tylko w takim sobie w sumie, wszystko wiemy i tylko czekać jak się dalej fabuła rozwinie. Co jeszcze mogę powiedzieć? Akcji jest trochę więcej, ale to nadal nie jest dużo, aczkolwiek nie jest to minus. Jest wiele książek, w których nie jest strasznie dużo akcji, a są świetne. Czekam na cz. 3.

Link do komentarza

Już, bo zawsze zapominam :P

Jeśli chodzi o słownictwo, to unikaj tych typu "[beeep]", albo "dostać po dupie", bo w takim fantasy świecie średnio to wygląda, szczególnie że mamy chyba inne poczucie humoru, co wnioskuję po tym, że te fragmenty nie podziałały na mnie tak, jak na pana powyżej. No i mniej gadania, więcej walk!

No i pięć za zadanko o owcach :laugh:

Link do komentarza

Hej, Owiec, mnie to nie śmieszyło, źle zrozumiałeś mnie. Chodziło mi o to, że miałem lepszy humor przy czytaniu, czyli że po prostu przy pierwszej części może coś się w tym dniu stało i nie czerpałem takiej przyjemności z opowiadania. A zresztą.

Link do komentarza

Tym razem całość przeczytałem na raz, co świadczy o tym, że chyba czerpałem z tego lepszą przyjemność. Myślę, że balans między akcją, a resztą jest dobrze zachowany (Chyba Xardas nagrał się za dużo w Modern Warfare :D). Zdecydowanie największą rzeczą jaka mi dokuczała w tej części były nieco zbyt sztamponowe dialogi, poza tym mogły być dłuższe, a rzadziej występujące (mam nadzieje, że wiesz o co mi chodzi ;)). Ogólnie widać dość duży postęp między ostatnią częścią i mam wierzę, że następne części będą jeszcze lepsze.

PS Mógłbyś dawać też wersje w PDFie, bo na blogu nie czyta się zbyt wygodnie :D.

PPS Napisz też coś innego (w sensie wpis) zanim wrzucisz następną część.

Link do komentarza

Noo, przeczytałem, robiąc sobie tylko jedną przerwę (a to dlatego, że czekałem na wiadomość w Facebooku i musiałem sprawdzić, czy przyszła:)! Twoje podejście do fantasy bardzo, ale to bardzo mi się podoba, zwłaszcza po tej drugiej części. Myślę, że jak skończysz całość, a będzie dosyć długa, to nie będziesz mieć problemów z wydaniem tego, co należy uznać za najlepszą rekomendację;).

Uważam, że nie powinieneś nic zmieniać, ani poprawiać. Humor nadal jest dobry (choć wydaje się w niektórych momentach lekko wyświechtany, ale mogę się mylić), opisy nie rażą, a dopełniają całości. Dialogi są niezłe, akcja, jak widać, skoczyła do przodu. Nawet mnie zaskoczyłeś poprowadzeniem akcji, ale może to dlatego, że fantasy czytam względnie mało, ostatnio w ogóle i w ogóle sam bym to inaczej rozegrał. Mniejsza:).

Na co czekam dalej? Na epicką przygodę (może nie w najbliższych częściach, ale dalej dalej), która da mi ciary porównywalne do tych, kiedym obejrzał pierwszy raz zwiastun "Starcia Tytanów":). Choć jakkolwiek poprowadzisz fabułę, będzie dobrze, bo Ci to niezwykle niesamowicie wychodzi;). Pozdrawiam!

Link do komentarza

Miło, że ktoś pamięta. Ostatnio miałem trochę na głowie, forum ogólnie zapuściłem, a Żywot Jandera jest gotowy w dwóch częściach w wersji, nazwijmy to, reżyserskiej, i trzecia na brudno. Postaram się teraz o jakiś krótszy wpis come back'owy i nadążyć za twoimi publikacjami Nocnego Ataku :P

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...