Niewidoczni akademicy... - czyli mistew poleca!
W recenzji mogą być spoilery!
Witajcie! Dziś chyba po raz pierwszy polecę Wam książkę - "Niewidocznych akademików".
Jak sądzę większość forumowiczów / blogowiczów wie kim jest Terry Pratchett... Jest to autor książek fantasy, jednak nie do końca zwyczajnych... trochę wyśmiewających ten gatunek.
W książce magowie z Uniwersytetu mają problem... Myślak Stibbons znalazł zapis, że jeśli magowie nie zagrają raz w ciągu bodaj 20 lat meczu, to grozi im odpływ dużej części sumki. Zgroza jest tym większa, że gdyby tak się stało, to, o losie!, musieli by ograniczyć swoje posiłki... A magowie uwielbiają jeść... mają co nocne posiłki, przez co istnieje nawet nocna kuchnia.
Ale wracając do meczu... jest pewien problem - magowie nie wiedzą jak w to grać! (co prawda w pewnym momencie przypominają im się mgliste wspomnienia z młodości.) Piłka nożna to gra dla motłochu, w której jucha leje się strumieniami, a zawodnicy często kończą grę w trumnie... W dodatku w piłce w Ankh-Morpork, są troszkę inne zasady, niż w piłce w naszym świecie... Magowie mają jeszcze jeden problem, muszą zagrać bez użycia magii....
Można by pomyśleć, że piłka nożna jest tu wątkiem pierwszoplanowym... Nic bardziej mylnego. Na pierwszy plan wysuwa się tu historia pana Nutta.
Pan Nutt jest ściekaczem świec w podziemiach Uniwersytetu. Jest nadzwyczajnie elokwentny i wychowany. Wszystko zawdzięcza ponoć Lady Margolotcie, którą poznał w dalekim Uberwaldzie. Ach, zapomniał bym dodać - Nutt jest też goblinem, a w pewnym momencie okazuje się, że jedynym znanym Orkiem.
Prócz tego mamy także kilka historii miłosnych, marzeń itd. Jak zwykle na plus wypadają postacie - Glenda i Juliet (kucharki w nocnej kuchni), Trev Likely (syn znanego kopacza), Mustrum Ridcully (rektor uniwersytetu), prof. Hix (wydział nekromancji, tudzież komunikacji post mortem) czy też lord Vetinari, lokalny tyran. Miło mnie zaskoczyła też obecność Rincewinda, w małej roli.
Poza tym miło jest ukazana także codzienność kibicowska - oczekiwanie meczu, Ścisk na trybunach, grupki kibicowskie, jedzenie na meczu, no i grupki chuliganów. Glenda w pewnym momencie tłumaczy też parę dobrych zasad, których każdy kibic i u nas powinien przestrzegać.
No właśnie... Pratchett zadaje też ważne pytania, takie do zastanowienia się. Przede wszystkim o tolerancję i przesądy...
Wszyscy lubią pana Nutta do czasu, aż dowiadują się, że jest orkiem. Teoretycznie to nic, prawda? To nadal sprytny Nutt? Jednak wszyscy znają "prawdę" o orkach, odcinających łby biednym wieśniakom....
Następną rzeczą jest to, iż Nutt cały czas pyta się, czy ma i czy zyskał wartość... I w pewnym momencie, jakaś nieważna dla przebiegu fabuły postać rzecze mniej więcej takie słowa: "Myślę, że w tej wartości, chodzi głównie o to, żeby zostawić świat lepszym, niż gdy się na niego przyszło". Bardzo słuszne, mądre słowa! Można powiedzieć, że być może jest to jeden z tekstów, który będę długo pamiętał... Bo mi zależy, żeby coś osiągnąć, a nie zmarnować całe życie... Tak samo jak trochę zależy mi, żeby choć parę osób kojarzyło ten blog i mnie, autora tych głupich tekstów...
Ale wracając, bo znowu się zapędziłem... Te wszystkie ważne pytania są umieszczone tak w tekście, że nie przeszkadzają w odbiorze fabuły...
Podsumowując... książkę czytało mi się bardzo dobrze, szybko i przyjemnie... Polecam ją wszystkim, zobaczycie, że Wam się spodoba!
? "Mistew" spółka - z tym - z ograniczeniem umysłowym 2010
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze