No i spieprzyliśmy... - czyli Polska - Hiszpania :/
Ta jest... do ostatniej chwili... do 21:59 wierzyłem... nie, nawet jak przegrają nie napiszę kolejnej części do "sagi pieprzenia" (odpowiednie skojarzenia, do słynnej felietono-piosenki Wojciecha Młynarskiego, jakby ktoś miał wątpliwości czy skargi). Sagi, która z początku była trylogią, no ale potem nam się jeszcze rozrosła. Myślałem sobie... przegrają po pięknej walce, nawet jeśli wbiją nam tę jedną czy dwie bramki, to będziemy z nich dumni... Niby TVP lekko zaczęła przesadzać w zapowiedziach, w "Pytaniu na śniadaniu" Jurek Engel zaczął nam opowiadać "Futbol na Tak!" i w ogóle niech żyje Polska, demokracja, pokój i Tomasz Kuszczak. A te niedobruchy, niczym byczek Torres to mogą się schować, bo mamy:
- Dwóch piłkarzy klasy światowej
Kuba Błaszczykowski
Ireneusz Jeleń
- Garść klasy międzynarodowej:
trzech bramkarzy (bliżej niesprecyzowane, więc sądzę, że chodzi o tych ze zgrupowania)
Żewłakowa
Murawskiego
Lewandowskiego
- Całą resztę zakwalifikował nasz Engel do "zdolnej młodzieży".
***
Dobra, pełen nadziei usiadłem... nie dałem sobie nic do żarcia, bowiem pomimo że zwalczyłem gorączkę i normalnie poszedłem do szkoły, na WF-ie zagrałem mecza, czyli pełen chillout, to mimo to żołądek mi jeszcze świruje... usiadłem i zobaczyłem.
Niestety Hiszpanie zagrali tak jak "trza". Nie było przesadnego ryzykanctwa o kontuzje, szczerze mówiąc to nasi wyglądali jakby chuchali i dmuchali na nich. Dobra, parę razy walka może jakaś była... ale Hiszpanie potem zaczęli się z nami już bawić w dziadka. A ich bramki... zero naszej defensywy, zmylili bramkarza podaniem do kolegi po drugiej stronie pola karnego... wiecie, takie bramki jak prawdziwi PRO wbijają n00bom w Fifie Online.
Powiem wprost - może dobrze, że tak się stało. Może lepiej właśnie tak, niż kolejny remis... Widzimy, że przed nami jeszcze bardzo długa droga do EURO. Niestety, nie pokazaliśmy, że możemy podjąć równą walkę z największymi drużynami tego świata. Dużo lepiej było za kadencji Yanasa, kiedy to przegrywaliśmy z Anglią 1:2, tylko dlatego, że Głowacki strzelił samobója
Hiszpania nigdy nam nie leżała, jako państwo z którym trzeba się było zmierzyć. Wygraliśmy z nimi tylko raz na przełomie lat 70 i 80., a najboleśniejsza porażka to chyba ta w 1992 na Igrzyskach Olimpijskich, kiedy to niezbyt ładnie przegraliśmy w finale. Potem ten skład się rozpadł i już nic nie było jak dawniej... ale to opowieść na inny raz... może w wakacje?
Ale niestety ta porażka boli... oj boli... zazwyczaj jesteśmy przyzwyczajeni, że to my wygrywamy tak z Azerbejdżanem czy innym San Marino... a tu taka porażka. Choć... kogo oni tam we wczorajszym składzie nie miel: Villa, Silva, Xabi Alonso, Fabregas, Torres, Pedro, Casillas, Puyol, Iniesta! A my? Sadloka, Glika, Wojtkowiaka, Murawskiego, Rybusa (kto go k%&%a powołuje do kadry?! Nie, to nie jest kwestia jego pochodzenia klubowego. To kwestia tego, że w ostatnich kolejkach zeszłego sezonu Ekstraklasy nic nie pokazał.) itd.
Mierzej zagrał słabo, jak na to co już pokazał, a Jodłowiec grał za krótko...
Sędzia robił swą robotę dobrze, ale cóż z tego?
Sytuację mieliśmy jedną, dobrą... no dobra, niby nieraz jedna sytuacja przesądza, ale nie tym razem. Iker obronił...
Dobra, tyle tych bidnych rozmyślań, zaraz MŚ i nie ma co się zajmować tymi sparyngami...
? "Mistew" spółka - z tym - z ograniczeniem umysłowym 2010
4 komentarze
Rekomendowane komentarze