Skocz do zawartości

All about nothing

  • wpisy
    15
  • komentarzy
    44
  • wyświetleń
    10605

Nazajutrz część 2


ziebaadrian

129 wyświetleń

Druga część mojego jakże cudownego opowiadania [patrz część pierwsza] ...

Coś jakby trzaśnięcie wyrwało mnie z letargu. Rozejrzałem się, wracając do rzeczywistości.

- Czyli jednak przysnąłem ? pomyślałem sobie. Jednak nie to było teraz ważne. Zobaczyłem Billa, który krzyczał do mnie coś bez sensu. Udało mi się z tego bełkotu wyłapać takie słowa jak: Na co czekasz, to jest jakiś żart, bydlę, ruszaj, rozpieprzyło obóz i coś o mojej matce, czego wolę nie powtarzać. Nagle zobaczyłem Johna, który leciał od boku samochodu w naszą stronę. Uderzył w wóz i zsunął się na ziemię. Bill otworzył drzwi i wciągnął go do środka. Zobaczyliśmy, że połowa twarzy Johna jest rozdrapana do kości. Dopiero teraz dotarło do mnie, co się dzieje. Szybko przekręciłem kluczyk w stacyjce, ale samochód nie chciał zapalić. Spróbowałem jeszcze raz, a potem kolejny.

- Ofelio. Proszę, nie rób mi tego teraz ? zacząłem mówić do samochodu.

W tym momencie jakiś potężny ciężar spadł na dach samochodu, wgniatając go do środka tak, że John siedzący na tylnym fotelu musiał się schylić. Kiedy ja siłowałem się ze stacyjką, Bill wyciągnął zza swojej kurtki jakieś cholerne bydlę. W pierwszej chwili myślałem, że to Desert Eagle, ale to było o wiele większe. Miało chyba z 15 cali długości. W dodatku był to rewolwer. Bill wycelował w dach i pociągnął za spust. Czułem się, jakby obok mnie wybuchła wielka petarda, nie słyszałem nic oprócz potwornego pisku. W końcu udało mi się odpalić i ruszyłem stamtąd, paląc gumę. Jechałem dobre piętnaście minut, zanim zacząłem coś słyszeć.

- Bill, mogę zadać ci pytanie? ? spytałem, gdy już byłem w stanie usłyszeć odpowiedź.

- Jasne.

- Co to była za armata?

- To? Magnum 500. Jest w mojej rodzinie od pokoleń ? powiedział z dumą Bill.

- Spójrz na to od innej strony ? usłyszałem jęknięcie Johna. ? Nie powiesz mi chyba, że nigdy nie chciałeś mieć kabrioletu? ? po czym zaśmiał się cicho i jęknął z bólu.

Spojrzałem na dach. Znajdowała się w nim dziura wylotowa na trzy czwarte jego wielkości. Niebo było tak rozgwieżdżone, że od razu przypomniała mi się tamta noc.

Siedziałem z nią nad urwiskiem. Na polu widokowym. Przeszliśmy przez czerwoną barierkę z napisem ?Uwaga?, rozłożyliśmy koc, wyciągnęliśmy białe wino i kieliszki. Pamiętam, że przytuleni do siebie patrzyliśmy wtedy na niebo przez całą noc. Siedzieliśmy tak dobre kilka godzin bez ani jednego słowa. Ale słowa nie były nam potrzebne. Kochaliśmy się i tylko to się liczyło. W końcu nie wytrzymałem i przerwałem tę ciszę.

- Kocham cię. Wiesz? ? wyszeptałem.

- Patrz na drogę!

- Co?

- W lewo!

- Co?! ? nie bardzo rozumiałem, co do mnie krzyczała. Nagle poczułem szarpnięcie i samochód skręcił w lewo.

- Zamiast gapić się w gwiazdy mógłbyś skupić się na prowadzeniu ? powiedział Bill trzymając kierownicę. Tuż obok nas przejechał wielki TIR. ? Musisz się przespać albo nas pozabijasz.

-Nie mam na to czasu ? wybełkotałem. Złapałem za kierownicę i wcisnąłem pedał gazu.

Czerwone słońce ospale wstawało nad piaskami Nevady, przeglądając się w bocznych lusterkach naszego wozu.

- Ach ? jak tu pięknie ? powiedział Bill, wyciągając się w fotelu.

Na horyzoncie przed nami malował się obraz samotnego miasta. Wyglądającego jak zamek z piasku, zrobiony na plaży, przez grupkę dzieci. Z tą różnicą, że plaża, na której zostało wybudowane to miasto, nie kończy się morzem czy oceanem, a górami Sierra Nevada.

- Byłem już tu kiedyś. Z resztą nie raz. Mam tu nawet znajomego, nazywa się Kane ? mruczał Bill.

- Ten Kane? ? spytał John z tylnego fotelu.

- Też go znasz?

- No jasne.

- Bardzo się cieszę, że macie wspólnych znajomych, i nie chciałbym wam przerywać jedynej rozmowy, w której się nie kłócicie, ale mamy teraz coś gorszego do załatwienia. Bramkę celną ? przerwałem im, by mieć chwilę do namysłu. Od niedawna do Vegas nie można było wjeżdżać z bronią, a my mieliśmy jej trochę za dużo, trochę za dużą i trochę za cenną, by ją tu zostawić, a nie mogliśmy tracić czasu na wracanie po nią później. Nie mogliśmy też ominąć miasta, gdyż trwałoby to zbyt długo.

Zatrzymałem się kilka metrów przed szlabanem.

- Ja to załatwię ? powiedział Bill, po czym wyszedł z samochodu. Podszedł do mężczyzny stojącego przy małej budce zbitej z jakiejś blachy i chwilę rozmawiali. Naprawdę śmiesznie to wyglądało. Ponad dwumetrowy Bill w tym swoim kowbojskim ubraniu i białym kapeluszu tłumaczący coś staruszkowi niesięgającemu mu nawet do szyi, ubranemu w brązowy uniform i czapeczkę z daszkiem. Nagle Bill złapał dziadka za fraki, uniósł na wysokość swojej głowy i ?pociągnął z dyńki? tak, że dziadek przeleciał metr wbijając się w budkę, zarazem przewracając ją, wzbijając w ten sposób tuman kurzu.

Bill dał mi znak, żebym ruszał. Niewiele myśląc i jeszcze mniej mogąc, odpaliłem samochód i ruszyłem, przebijając się przez szlaban. Nawet nie zauważyłem kiedy John otworzył tylne drzwi, przez które w trakcie jazdy wskoczył Bill.

- Co mnie podkusiło, żeby ci zaufać? ? zacząłem krzyczeć na Teksańczyka, który przeciskał się na przednie siedzenie. ? Jesteś w stanie mi powiedzieć, co cię do tego zmusiło?

- Spytał się, czy mam w rodzinie jakiegoś dałna, że jestem taki głupi ? powiedział, sapiąc z wściekłością Bill.

- I to był powód, żeby go zmasakrować? Wbiłeś mu nos w czaszkę.

- Mój najmłodszy brat cierpi na aspergera.

- Ale przecież ? - spojrzałem na niego i zobaczyłem, że naprawdę go to uraziło. ? Wiesz co? Dobrze zrobiłeś.

- A jak?! - Wyjęczał John tonem , jakim zwykł wymawiać to Bill. Po czym wszyscy się zaśmialiśmy.

Do samego Vegas nikt więcej się już nie odezwał.

Ten ich cały Kane był właścicielem kilku sporych i dobrze prosperujących kasyn oraz wielkiego hotelu z pancernymi ścianami, wymalowanego i wystylizowanego na mieszkania sprzed zagłady. Kiedy usłyszał o tym, jak Bill położył celnika, zaśmiał się serdecznie i wspomniał coś a starych dobrych czasach. Odwiedziliśmy szpital, by Johna mógł zbadać lekarz. Spędziliśmy sporo czasu w kasynie, później poszliśmy na ekskluzywny obiad w jakiejś restauracji o nazwie ?Przedapokaliptyczne jedzenie u Joego?. Uzupełniliśmy zapasy żywności i wody. Wieczorem ja poszedłem spać, a Bill, John i Kane zostali na pogaduszkach o ?starych dobrych czasach?.

Wróciłem właśnie z najdłuższej wyprawy, na jakiej kiedykolwiek byłem. Przemyślałem sobie to i owo. Skoro nie była ze mną szczęśliwa, to zostawię ją w spokoju. Wezmę tylko swoje rzeczy, albo nie. Poproszę Juana, żeby je dla mnie wziął. Nie będę się jej pokazywał. Skręciłem w lewo i wjechałem na podjazd do domu państwa Cortez. Wysiadłem z samochodu i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi Anita.

- Witaj! ? krzyknęła uradowana. ? Dawno cię nie było. Wejdź, zawołam tatę ? powiedziała uradowana i pobiegła w stronę jadalni. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Po chwili przyszedł Juan w towarzystwie małej Anity.

- Stary brachu. Gdzieś się podziewał? ? krzyknął wesoło i od razu jego twarz przybrała smutny wyraz. ? Słyszałeś o Cassidy?

- Nie ? odpowiedziałem lekko zdezorientowany.

- Niedługo po tym, jak wyjechałeś zaczęła pić. Któregoś dnia znaleźliśmy ją w łóżku z butelką whiskey. Była przytulona do twojego zdjęcia, a w głowie miała dziurę postrzałową ? nie chciałem wierzyć w ani jedno jego słowo. Czułem, że oczy zachodzą mi łzami. Po chwili milczenia dodał ? Odebrała sobie życie ? stał bez słowa i patrzył na mnie, a jego wzrok dopowiadał resztę. Widziałem, że cierpiał i widziałem, że on widzi, że ja cierpię. Upadłem na kolana i zacząłem płakać. Zakryłem twarz rękoma. Przypomniało mi się, że ostatni raz, kiedy ją widziałem, była w tej samej pozycji. Podeszła do mnie Anita i przytuliła się najserdeczniej, jak mogłaby się przytulić pięciolatka.

- Wujku, nie płacz ? wyszeptała i pocałowała mnie w policzek.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...