Skocz do zawartości

Mama

  • wpisy
    30
  • komentarzy
    45
  • wyświetleń
    6415

Kommando Brandenburg   cz.2


LukasAlexander

488 wyświetleń

  Kommando Brandenburg   cz.2

 

     Druga część wpisu będzie skupiała się na kilku, najlepiej udokumentowanych wyczynach Kommanda Brandenburg przeprowadzonych w ciągu sześciu lat wojennej zawieruchy. Nie sposób dotrzeć do wszystkich materiałów, ale pewne jest, że niemieckie jednostki specjalne wchodziły do akcji o wiele częściej. Warto tu wspomnieć, na przykład o operacjach przeciwpartyzanckich w Jugosławii, desantach szybowcowych w Norwegii lub ochronie Rumuńskich pól naftowych w przed brytyjskimi sabotażystami. Na samym początku zaznaczę, że nie wszystkie zadania do których zostali wyznaczeni Brandenburczycy były sukcesami. Zdarzało się, że w wyniku pośpiechu lub niedopatrzenia podejmowano błędne decyzje, które skutkowały późniejszymi stratami lub koniecznością przedwczesnego zakończenia działań.

Front Zachodni 1940

Most kolejowy w Gennep

1940-brug-maas-mei-1940-gennep-zonder-st

     O sukcesie niemieckiej ofensywy na zachodzie zdecydowało przede wszystkim zaskakujące natarcie przez lasy Ardenów. Szybkość formacji zmechanizowanych Wehrmachtu wywołała wśród Francuzów i Anglików konsternację, efektem której stała się paniczna ucieczka w kierunku wybrzeża kanału La Manche. Żeby jednak do tego wszystkiego doszło, konieczne było przeprowadzenie szeregu małych operacji na obszarze Belgii i Holandii. Początkowa faza "Planu Żółtego" koncentrowała się na zrzucie kilkunastu grup spadochroniarzy, zadaniem których było zajęcie strategicznie istotnych lokacji na trasie przemarszu wojsk. Liczył się czas, ponieważ pozbawieni wsparcia skoczkowie nie wytrzymają zbyt długo odcięci za liniami wroga. Kolejne przeprawy trzeba było zdobywać na tyle szybko, aby zachować impet natarcia pancernej szpicy.

     Warto wspomnieć tutaj akcję na moście kolejowym w miejscowości Gennep, przy granicy Niemiecko- Holenderskiej. Cała konstrukcja została zaminowana, a strażnicy upoważnieni do detonacji ładunków w krytycznym momencie. 10 maja w godzinach porannych, dwa pociągi pasażerskie minęły granice i powoli zaczęły toczyć się w kierunku stacji na wschodnim brzegu Mozy. Jeden z wartowników oddał strzał alarmowy- zagłuszony przez pracującą lokomotywę.

Nagle w okolicy pojawia się grupa sześciu mężczyzn. Dwóch z nich ma na sobie mundury holenderskiej żandarmerii wojskowej, reszta zaś nosi płaszcze przeciwdeszczowe. Wartownicy wahali się zbyt długo, co pozwoliło podejść sabotażystom wystarczająco blisko aby wyeliminować ich niespodziewanym atakiem. Połowa przeprawy zdobyta- teraz trzeba obezwładnić obsługę detonatora w środkowej części mostu i garnizon stacjonujący po jego przeciwnej stronie. Sytuacja staje się od tej chwili bardziej skomplikowana. Strażnicy na zachodnim brzegu zostali poinformowani o napaści, ale nie do końca zrozumieli co ten komunikat mógł dokładnie oznaczać, toteż nie podjęli żadnych działań.

Brandenburczycy postawili na fortel. Czterej żołnierze w płaszczach przeciwdeszczowych odgrywali teraz rolę jeńców schwytanych przez żandarmerię. Cała grupa ruszyła przez most w kierunku holenderskich pozycji. W połowie drogi "więźniowie" zostali przejęci przez wojskowy patrol i odprowadzeni w kierunku pobliskiego budynku. Co ciekawe, nikt nie pomyślał, że należało by ich obszukać pod kątem przenoszonej broni. Na moście został już tylko 51-letni sierżant odpowiedzialny za odpalenie ładunków wybuchowych. Niemiecki pociąg zaczyna się zbliżać a podoficer wciąż nie podejmuje żadnej decyzji. W pewnym momencie jest już za późno, gdyż z otwartego składu wyskakuje banda hitlerowców i zdobywa jego stanowisko. Garnizon na zachodzie otwiera ogień, i w tym samym momencie zostaje zaatakowany z boku. To grupa "jeńców" która wyeliminowała swoją eskortę, teraz wchodzi do walki. W ciągu kilku chwil udaje się zdławić opór holendrów. Transporty Wehrmachtu wjeżdżają bez przeszkód na terytorium Niderlandów.

Twierdza Eben Emael

Eben_lg_MHQ.jpg

     Kolejną operacją przeprowadzoną podczas pierwszych godzin inwazji na Zachód było opanowanie fortu Eben Emael, strzegącego istotnych przepraw na terytorium Belgii. Mowa tu o gigantycznym kompleksie wyposażonym w kilkanaście dział różnych kalibrów, masę betonowych schronów i całkiem pokaźny garnizon. Forteca była obiektem kluczowym ze strategicznego punktu widzenia- mogła wiązać walką znaczne siły nieprzyjaciela, opóźniając tym samym jego natarcie wgłąb kraju. Niemiecki Sztab Generalny nie mógł sobie na to pozwolić w przypadku "Fall Gelb". Twierdza musiała zostać zneutralizowana najszybciej jak to tylko możliwe.

Do tego karkołomnego zadania oddelegowano 85 spadochroniarzy pod dowództwem Oberleutnanta Witziga. Oddział otrzymał kryptonim "Granit" i miał za zadanie przeprowadzić desant szybowcowy na "dachu" kompleksu Eben Emael. Tygodnie mijały a żołnierze intensywnie trenowali oraz, przede wszystkim, uczyli się na pamięć planu fortecy. Wyznaczono ponad 30 celów, do neutralizacji których desant miał przystąpić tuż po wylądowaniu. Chodzi tu głównie o stanowiska przeciwlotniczych karabinów maszynowych, bunkry i ukryte w specjalnych kopułach baterie artylerii. Po wykonaniu zadania "Granitowcy" będą oczekiwać przybycia sił sojuszniczych celem zluzowania.

Jak nietrudno się domyślić, Dzień-D wyznaczono na 10 maja. We wczesnych godzinach porannych 12 szybowców było gotowych do odlotu. O 4.30 pierwsze Ju 52 ruszyły z miejsca ciągnąc za sobą uskrzydlone pudła ze sklejki. Kierunek wskazywał pilotom łańcuch pochodni rozpalonych na drogach wiodących do celu. Lotników czekało nie lada wyzwanie. Musieli wylądować na obszarze o wymiarach 900x800 metrów tak, aby desant mógł bezpiecznie wejść do akcji. Żeby było ciekawiej, należy wspomnieć o fortyfikacjach rozmieszczonych na obszarze docelowym- płatowiec mógł się o nie bardzo łatwo roztrzaskać. Aby jak najbardziej skrócić czas hamowania, kadłuby zostały od spodu oplecione zwojami drutu kolczastego.

     Czas na samą akcję. Już podczas lotu do celu okazało się, że niektóre Junkersy nie dostarczą swojego ładunku w rejon operacji. Maszyna ciągnąca szybowiec oddziału dowódczego znajdowała się na zbyt małej wysokości, a drużyna numer 2 została "odpięta" zbyt wcześnie. Misja musiała trwać dalej. Pozostałe 10 transportowców zostało odłączone w odpowiednim momencie- 7000 stóp (ok. 2,13 km) nad terytorium III Rzeszy. Obawiano się, że ryk silników zaalarmuje Belgów, przez co utracony zostanie element zaskoczenia.

Świeciło już słońce gdy pierwszy płatowiec został dostrzeżony przez wartownika z obrony przeciwlotniczej. Rozległ się alarm i zenitówki otworzyły ogień- bezskutecznie. Kolejne "sklejkowe trumny" zaczęły szorować kadłubami w pobliżu kluczowych obiektów. Spadochroniarze napotkali znikomy opór i momentalnie przystąpili do neutralizacji wyznaczonych celów. Garnizon został zaskoczony, toteż obyło się bez większych strat gdy niektóre szybowce znalazły się zbyt daleko od zaplanowanych stref lądowania. Główna część zadania została zrealizowana w ciągu godziny. Punkty oporu niszczono przy pomocy granatów i miotaczy ognia. Wszędzie słychać było serie z karabinów maszynowych, uzupełniane co jakiś czas eksplozjami ładunków kumulacyjnych. Te ostatnie wpychano do luf armatnich i odbezpieczano. Stanowiska artyleryjskie zabudowane w obrotowych, żelbetowych kopułach traktowano specjalnymi, pięćdziesięciokilogramowymi zestawami. W pewnym momencie do akcji wezwano nawet bombowce nurkujące Ju 87. Spadochroniarze skierowali wsparcie lotnicze przeciwko opancerzonemu stanowisku armaty 7,5 cm. Wszystko poszło zgodnie z planem i cel został wyeliminowany po oddaniu zaledwie kilku salw. Od teraz należało już tylko czekać, aż czołowe elementy sił inwazyjnych zluzują Brandenburczyków w walce z resztkami belgijskiego garnizonu.

Śluzy na Mozie

6dfb6d1b057e9c1929cf38f87add98f6.jpg

     Czas na kolejny most, tym razem na rzece Yser płynącej niedaleko Nieuport na terytorium Belgii. Konstrukcja była ważna ponieważ połączono ją z zespołem śluz, które w razie otwarcia przyczynią się do zalania okolicznych terenów, tym samym uniemożliwiając najeźdźcom wykonywanie jakichkolwiek manewrów. Do akcji oddelegowano 12 żołnierzy dowodzonych przez Leutnanta Graberta. Przebrano ich w zdobyczne płaszcze wojskowe, wsadzono do belgijskiego autobusu i wysłano w drogę. Przejazd w pobliżu linii frontu przebiegł spokojnie. Wszędzie panowało totalne rozprzężenie- zdezorganizowane żołnierskie masy tłoczyły się na ulicach miast. W Ostend komando dowiedziało się, że Belgowie złożyli broń, a najbliższy brytyjski garnizon obsadził most będący właśnie ich celem. Ładunki zostały rozmieszczone, ale do detonacji nie doszło.

27 maja około godziny 19.00 Brandenburczycy dotarli na miejsce, i od razu zostali przywitani serią karabinu maszynowego. Kierowca zjechał z drogi i ustawił autobus bokiem, tworząc tym samym prowizoryczną osłonę przed kulami. Zaczynało się ściemniać, toteż dowódca z podoficerem Janowskim zdecydowali powoli podczołgać się w kierunku wrogich pozycji. Zadanie było proste- znaleźć i zneutralizować ładunki wybuchowe, nie zdradzając przy tym swojej obecności. Pistolet maszynowy MP 38, nożyce do cięcia drutu i kilka granatów- to wszystko co mieli ze sobą. Powoli i metodycznie odszukiwali kolejne przewody łączące bomby z detonatorem stojącym na angielskim stanowisku. Każdy przeciął 3 wiązki kabli i było prawie pewne, że sprawa jest załatwiona. Teraz należało już tylko wybić nieprzyjacielski garnizon. Grabert i Janowski otworzyli ogień- był to znak dla 10 pozostałych komandosów aby przekroczyli most i weszli do walki. Strzelano z kilku różnych kierunków, tworząc w ten sposób iluzję obecności znacznie liczniejszego oddziału. Kolejne gniazda oporu obrzucano granatami i szturmowano, zmuszając w ten sposób anglików do odwrotu.

     Obiekt został zdobyty a system śluz nie uległ uszkodzeniu- osiągnięto sukces pomimo kilku ofiar po stronie niemieckiej. Janowski otrzymał Krzyż Żelazny, a jego przełożonemu, Grabertowi, odznaczenie cofnięto. Powodem było "niedostateczne rozbrojenie ładunków wybuchowych". Przewody zostały przecięte, ale nikt ich nie odpiął na stanowisku detonatora...

Takim pesymistycznym akcentem kończę drugą część historii Kommanda Brandenburg. Następnym razem wycieczka do ZSRS, Afryki Północnej i Włoch.

 

Źródła:

Internet

James Lucas "Kommando: German Special forces of World War Two".

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...