Skocz do zawartości

Co by tu teraz...

  • wpisy
    70
  • komentarzy
    216
  • wyświetleń
    29510

Przygotowania Ślubne


kraven2000

194 wyświetleń

Tak więc stało się, za 40 dni nadejdzie dzień mojego ślubu. Dlatego chciałbym napisać co nie co o przygotowaniach do niego :)

Ukochanej oświadczyłem się dwa lata temu. Rok temu zaczęliśmy się przygotowywać. Pierwsza i najważniejsza rzecz, to znalezienie sali. Tak kochani, teraz najpierw szuka się sali, dopiero potem księdza...przedziwne czasy.

Zjeździliśmy kilka sal. Jedna miała przepiękny teren, niską cenę...ale...cena 100zł nie zawierała w sobie obsługi kelnerskiej, alkoholu (za to było korkowe w takiej wysokości, że się nie opłacało własnego zakupić...). Do tego ogromny teren składał się z 2 budynków, z czego jeden podzielony był na dwie sale. Oznaczało to, że w jednym dniu odbywają się na raz 3 wesela...no kurde! Jakby nie patrzeć ślub jest dniem, kiedy nasza Pani ma się czuć wyjątkowo...więc dwie inne panny młode są raczej nie na miejscu. Nie wspomnę o wymieszaniu się gości i ryzyku bójki tym spowodowanej.

Następna sala była bardzo fajna. Dobra cena w która wliczone było wszystko co się chciało. Miła obsługa i w ogóle...ale. Sala znajdowała się w takim miejscu, że wychodząc na ogródek widoczna była warszawska (bemowska) górka śmieci...no jakby nie patrzeć, nie mam ochoty oglądać śmieci (oraz czuć ich zapachu) w dniu ślubu.

Kolejne dwie sale należały do jednej firmy. Jedna sala mała, ciasna i w głupim miejscu bo na skrzyżowaniu dróg szybkiego ruchu (jeszcze mi się tir wbije czy cuś....). Druga była w lepszym miejscu, ale mało miejsca do tańczenia, do tego parkiet jeszcze poprzetykany kolumnami.

Ostatnia sala też należy do tej samej firmy. Mieści się jednak na drugim końcu Warszawy, z dala od smrodu, na dalekiej wsi (3km od Ożarowa). Sala ma wygląd pałacyku. Jest dużo miejsca, piękny zielony teren, klimatyzacja. Cena trochę duża bo aż 200zł od talerza...ale jest w tym wszystko. Kelnerzy, tort, chleb itd itp. Co ważne, nie ma korkowego, więc wprowadzenie własnego alkoholu nie jest kosztowne :) Tak...salę mamy wybraną.

Idziemy dalej, czyli szukamy księdza. Oczywiście z założenia rzecz musi się dziać w parafii panny młodej. Tak więc udało się. Mamy kościół zarezerwowany. Trzeba teraz odbyć nauki kościelne. Jednak chodzenie co tydzień, na wieczorne nauki przez 10 tygodni jakoś mi się nie widziało (zwłaszcza, że ja mieszkam po drugiej stronie wisły co ukochana). Zdecydowaliśmy się na kurs weekendowy w parafii na freta. Co prawda tanie to nie było, bo kosztowało 80zł od łebka. Z drugiej strony, pozwoliło załątwić sprawę w jeden weekend. Same nauki są tragiczne. Dwa dni trzeba wysłuchiwać o wymazach, śluzach, kalendarzykach wraz z informacją, że Bóg tak chce (pokażcie mi w blibli gdzie nakazano nam sprawdzać wymazy ukochanej?). Co śmieszniejsze, kościelni chcieli nam pokazać, że watykańska ruletka tak naprawdę działa, więc zaprosili pary, które z kalendarzyka korzystają. Jedna para miała rzeczywiście mało dzieci, więc może im się udało z kalendarzyka skorzystać bo mieli zaledwie trójkę małych. Była jednak para z szóstką pociech. Kurcze...no no...kalendarzyk naprawdę działa (dodam, że nawet w 21 wieku jest nadal ciemnota i to w większości, która wierzy, że to działa).

Nauki zrobione. Pora więc na poradię rodzinną. Kolejne trzy spotkania i znowu, trzy godziny rozmowy o tym, jakie są typy śluzu, jak się ciągną itd itp. Brakowało tylko, żeby podać jak smakują (uwierzcie mi, to jest opowiadane w taki sposób, że zupełnie nie kojarzy się to z seksem...co więcej, to potrafi seks obrzydzić) :/ Przy tym dowiedziałem się, że Pani miała doczynienia z niepokalanym poczęciem (dziewica, jej przyjaciółka zaszła w ciążę...chyba przez pączkowanie)..cuda panie cuda.

Kwiaty - mam znajomego kwiaciarza, więc kwiaty załatwione. Do tego tanio :)

Kolejna rzecz, to wizyta w urzędzie stanu cywilnego. W urzędzie tym jest śmieszna rzecz. Otóż, dowód osobisty na którym jest napisane kiedy się urodziłem i gdzie (wydany do tego na podstawie aktu urodzenia) wcale, podkreślam, WCALE, nie stanowi dla urzędnika zaświadczenia, że rzeczywiście się urodziłem. Pytam się więc, na cholerę mi więc dowód? Podkreślę...DOWÓD (niech urzędnicy zajrzą w słowniki i zobaczą co to słowo oznacza). Na szczęście, że jesteśmy mieszkańcami Warszawy z urodzenia...pobranie aktu urodzenia kosztowało nas tylko tydzień czekania (czyli oszczędziliśmy 22 złote na głowę, za to musieliśmy się dwukrotnie zwolnić z pracy...pomysłowe). Po tygodniu spisaliśmy akt ślubu (czyli, jakie nazwisko będą miały dzieci, jakie żona, czy jesteśmy dla siebie rodzeństwem czy nie, czy są jakieś przeciwskazania czy nie). Przyjemność kosztowała nas 80 złotych...na szczęście nie od łebka...

Z papierem udaliśmy się do kościoła. Tam został spisany protokół. Również rzecz śmieszna, bo musiałem odpowiadać na pytania czy mam ciągoty homoseksualne, czy wychowam dzieci w wierze katolickiej, czy moja wybranka składała śluby czystości, czy jestem alkoholikiem czy nie (nałogowego gracza już nie zaliczają w poczet uzależnień). Kilka pytań, które pasują do średniowiecza, nie czasów współczesnych. Przy tym musiałem zachować kamienna minę, żeby nie wydało się, że mam drobne uprzedzenia do kleru.

Autokar opłacony w międzyczasie. Fotograf i wodzirej również. Pozostały tańce. Tutaj kurs wakacyjny, czyli 8 spotkań po 3 godziny ostrego tańczenia każde. Dzięki czemu nauczyliśmy się tańczyć walc angielski, wiedeński, polkę, fokstrotra, sambę dyskotekową :) Kurs miał jeden, ogromny plus. Skupiał się głównie na tym, żeby mężczyzna nauczył się prowadzić. Chodziło o to, żeby partnerka zrozumiała, że w tańcu mężczyzna prowadzi a ona tańczy pod jego dyktando. To było bardzo przydatne, bowiem wcześniej moja Pani upierała się, że obie strony mogą jednocześnie prowadzić (a potem dziwiła się, że nie wychodzą najprostsze obroty). Co ważniejsze, na kursie, dwa razy były sytuacje podczas których musieliśmy prowadzić partnerki sąsiadów. Przyznam, że na 7 dziewczyn tylko jednej nie udało mi się poprowadzić...bo ta zamiast się prowadzić, ślepo tańczyła układ z tablicy. Z resztą Pań tańczyło się świetnie a i trzykrotnie usłyszałem komplement, że dobrze mi prowadzenie idzie :) Ego męskie podbudowane :D

W międzyczasie były oficjalne zaręczyny (stres), spotkanie dwóch rodzin (stres...zwłaszcza, że jest duża różnica wieku pomiędzy rodzicami). Co więcej, zdarzają i na pewno zdarzać się będą kłótnie..głównie o pierdółki.

W skrócie, chciałem napisać, żebyście pamiętali o dwóch sprawach.

Pierwsze, to jak czytacie z różnych stron internetowych, czego to się nie wymaga, ile jest papierów do załatwienia itd itp, to się nie stresujcie. To wygląda przerażająco tylko na papierze. Jak się już coś załatwia, to nagle idzie to spokojnie i jest proste :)

Druga rzecz to stres. Oboje będziecie poddenerwowani. Będziecie się kłócić i gryźć. Będą chwile płaczu, zwątpienia ale i radości. Jest to normalne i każdy przez to przechodzi. Dlatego pamiętajcie, że większość kłótni będzie wynikała tylko ze stresu...więc bądźie dla drugiej strony wyrozumiali.

No i jeszcze jedno Panowie...to jest dzień przede wszystki waszej Pani. Dlatego zróbcie co w waszej mocy, żeby był to dla niej dzień udany. Bo tego dnia to przede wszystkim ona ma się czuć szczególnie :)

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Łał! Ile to stresu, ile to pieniędzy wydanych, ile to roboty... Dzięki za radę - ja ślubu na pewno nie będe brać xP

I jeszcze te pytania o ciągoty homo. Wolę być zdecydowanym singlem ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...