Jak wszyscy doskonale wiedzą, wczoraj (22.01) była rocznica. 147 rocznica wybuchu Powstania Styczniowego. Naturalnie, towarzyszyły temu uroczystości w "miejscach pamięci narodowej". W Warce usypano nawet kopiec w miejscu, gdzie rozstrzelano płk. Kononowicza*.
Mrozy siarczyste, wiatr wieje ale co tam - uroczystość musi być. Tak pizg**ło, że nawet urzędasy (które są zwykle wzorem postaw obywatelskich) zwijały się stamtąd czym prędzej. Masakra.
W takich chwilach człowiek się zastanawia, co tych p
Drzwi. Każdy ma je w swoim domu, lecz niewielu z Was wie, jak morderczym mogą być narzędziem. No dobra, może nie morderczym, acz z pewnością pod wieloma względami niebezpiecznym.
Recenzenci gier bardzo często narzekają, że jakiś element (najczęściej krycie się w mroku) działa "zerojedynkowo", czyli albo nie widać nas wcale, albo wszyscy w nas walą jak do kaczek. Drzwi natomiast wcale nie muszą (TurboDymoMan też nie musi) być ani otwarte, ani zamknięte. Zwykle bywają właśnie "uchylone" Taki wła
Na wstępie chciałbym poinformować, że moje rozczarowania nie dotyczą bezpośrednio magazynu, który jak zwykle prezentuje bardzo dobry poziom (może poza pełniakami, ale to nic, bo jeszcze nie zagrałem w wiele ciekawych gier z poprzednich miesięcy), a poziomu produkcji w nim recenzowanych.
Tak więc:
- Rogue Warrior - największy mój zawód, gdyż po zapowiedziach twórców liczyłem na naprawdę klimatyczną gierkę
- Manhunt 2 - miałem smaka po "jedynce", jednak sequel został mocno "przebrutalizowany".
Zbliżają się święta, mróz trzaska, oprócz "Last Christmas" w radiu klimatu ni chu chu... Tylko czasu jakby więcej człowiek ma. Dlategóż właśnie postanowiłem reaktywować tego bloga.
Korzystając z okazji chciałem się podzielić obserwacją, z jak wieloma słowami może się zrymować prosty "Action"
Ale nie, nie będę już więcej rymował. Skrobnę coś prozą, ale i to dopiero przy kolejnym przypływie natchnienia.
Tymczasem - CU soon!
AVE!
PS. Nie byłbym sobą, gdybym nie podzielił się z Wami soczys
Sławę można poczuć na wiele sposobów. Na przykład dzięki CD-Action - i wcale nie trzeba być redaktorem, żeby być rozchwytywanym na ulicach przez skąpo odziane białogłowy lub zazdrośnie spoglądających facetów. W jaki sposób ja tego dokonałem?
Na początku wydarzenie było małego kalibru: Będąc aktywnym forumowiczem postanowiłem dorzucić swoje 3 grosze w komentarzach do najnowszego Godfathera, który to dopisek został przez Szanowną Redakcję wyróżniony i znalazł się w ramce "Z naszego forum" przy r
Witojta!
Z powodu braku czasu i pomysłów zamiast wywodów filozoficznych będzie krótko, śmiesznie i przyjemnie.
Na początek autentyk zasłyszany od kumpla:
Lotnisko, Nieokreślony płcią osobnik podchodzi do odprawy, gdzie pani z okienka pyta go:
-Sex?
-Thanks, fine, three times at week.
-No... Male or female?
-It doesn't matter...
Już można się śmiać!
Dla odmiany:
Seksowne towarzyszki (lub przeciwniczki) Księcia Persji w kolejnych odsłonach gry:
Farah................ Shahdee
Kai
Z okazji rozpoczętego sezonu wiśniowego mam 2 wiadomości: dobrą i złą. Od której zacząć? I tak nie macie na to wpływu, więc zacznę od dobrej.
Dobra wiadomość jest taka, że po "prośbach" moderacji korzystającej z białej skórki na forum zaprzestałem używania bladozielonego fontu, który na blogu jednak pozostanie. Bo tak!
Złą wiadomością jest natomiast, że sezon wiśniowy (w bodaj największym okręgu sadowniczym w Europie) skutecznie uniemożliwia mi zarówno pisanie bloga, jakiekolwiek granie,
Właśnie - "Napisz recenzję filmu na podstawie gry komputerowej" - to był temat konkursu w GW w czerwcowym numerze CDA. Chciałbym się tu odnieść do istniejących filmów, które powstały, zainspirowane grą o tym samym tytule.
Wnikliwie przeszukując zakamarki mojej pamięci postanowiłem przypomnieć sobie wszystkie te produkcje, których historia nie zna zbyt wiele. Ponieważ termin wysłania tekstów już się zakończył, dlatego z czystym sumieniem pozwolę sobie je wymienić, bez obawy o udzielenie komuś po
Na wstępie ostrzegam wszystkich tych, którzy spodziewali się wiadomych treści w tym wpisie, czyli zawodzeń po śmierci "króla popu, jak rzeczony Michael bywa często nazywany. Wydaje mi się, że takich wpisów nawet nikt nie czyta - ale u mnie, jak zwykle, będzie zgoła odmiennie.
Nie napiszę tu, że Jackson był moim mentorem, bogiem, autorytetem albo czym-tam jeszcze dla Was jest. Nie napiszę nawet, że prowadził taki styl życia, jaki prowadził, albo że sam się o to prosił niezliczonymi operacjami.
Po burzliwych dyskusjach z moim alter ego doszedłem do wniosku, że dzień 26 czerwca Anno Domini 2009 zostanie wiekopomnym dniem w dziejach narodu, świata i wszystkich równoległych wymiarów, w którym mój szacowny blog rozpoczyna swą bytność. Alleluja!
To straszne - myśli moje drugie "JA" - przecież to już i tak jest wystarczający powód, żeby ogłosić ogólnoświatową żałobę narodową!
A wszystko to i o wiele bardziej szokujące zdarzenia zaistniały tylko przez okrutnego SZWENIA...
Ave JA!