Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

[FATE] Sesja Law of Talos

Polecane posty

Diavol

Razem z tym kowbojem z piekła rodem zeszliśmy do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. W sumie nadal mu troszkę nie ufałem, ale pokazał mi próbkę swojej siły i myślę, że jakby miał mnie zabić to chyba już by to zrobił. W każdym razie było w nim coś... odpychającego, a skoro taki potworek jak ja to mówi to musi być w tym coś więcej. Podałem mu swoją broń i powiedziałem:

-Jeżeli możesz to właściwie czemu nie? Możesz to jakoś ulepszyć.- Spojrzałem na niego podejrzliwie- Tylko wiesz, niczego nie kombinuj

Czekałem na jego reakcję przy okazji rozglądając się po pokoju.

----------------

FP:5

WB:22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie

Mogłoby to się wydawać dziwne, jednak twój plan częściowo zadziałał*. Przeciwnik skrzywił się i czekał, aż skończysz gadać, jednak przedstawienie siebie, jako nieszkodliwego klauna nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Czyżby fakt, iż poszedłeś w samo epicentrum wybuchu coś znaczył?

Wykonując piruety powoli zbliżałeś się do przeciwnika, jednak w pewnym momencie szczęście cię opuściło i coś pstryknęło pod twoimi nogami**. Następnie nastąpił wybuch, który lekko tobą zachwiał*** i okazało się, że nici z zaskoczenia. Chwilę potem też coś wybuchło ci przed oczami, jednak i tym razem nic ci się nie stało****. Prócz tego dookoła ciebie uniosło się tyle kurzu, że nie sposób było wykryć przeciwnika. Czułeś tylko, że jest gdzieś niedaleko, ale nie miałeś pojęcia gdzie. Coś przemknęło obok ciebie, jednak zanim w ogóle zadałeś cios już tego nie było*****. Jak widać ten mężczyzna nie miał zamiaru walczyć z tobą twarzą w twarz. Mógłbyś liczyć na łut szczęścia, jednak im więcej czasu dasz swojemu przeciwnikowi tym gorzej dla ciebie. Musisz wymyślić coś innego i to najszybciej, jak potrafisz, inaczej pewnie nie dożyjesz nocy?

*2365=1+3=4 do -2, jest aspekt

**1244=-2+0=-2 do 3, bym rzucał szczęście... jednak brak i aspekt znika(specjal przeciwnika)

***6434=1+4=5 do 4, żyjesz

****1233=-2+4=2 do 0, brak obrażeń

*****6333=1+3-2=2 do 4, to była twoja percepcja minus aspekt otoczenia dla wroga

---

Tricerio

Siła, z jaką rzuciłeś swój Odłamek pozwoliła praktycznie zniwelować odchylenie broni w locie, a jego wielkość jakąkolwiek możliwość pudła. Jeden z biegnących w stronę dziewczyny komandosów spojrzał przez ramię i było to ostatnie spojrzenie w jego życiu, bo twój miecz dosłownie rozerwał go na strzępy, a drugiego z nich przybił do ściany budynku, pod którym leżała nieprzytomna niewiasta.

Usłyszałeś wystrzał i sekundę potem uderzył w ciebie pocisk eksplodując z niemałą siłą, która spowodowała, że aż musiałeś uklęknąć.

- Odbiór, tu ALPHA mamy problem. M1 i M2 nie żyją, pot?

Ta chwila wystarczyła, byś zdążył do niego podejść i jednym ciosem zrzucić mu hełm z głowy, a potem chwycić oszołomionego komandosa za szyję i podnieść do góry.

-Err?yyyy?hhyy?ggrgh?- chwycił się za twoją rękę i próbował ją zdjąć ze swojej szyi, jednak jego siła nie mogła się równać z twoją, w żadnym stopniu.

Gdy ten siłował się z twoją rękę, ty zdążyłeś mu się przyjrzeć. Na oko miał z 35 lat, kilkudniowy zarost, siwe włosy i kłujące wręcz swoją innością oczy o żółtej tęczówce. Zażarcie walczył o życie i dusząc się bez lęku patrzył ci prosto w oczy, jednak teraz tylko ty miałeś władzę nad jego przeznaczeniem?

Krew przybitego komandosa obficie ściekała po ścianie i kapała na podłogę. Kilka kropel spadło na twarz dziewczyny blisko jej oczu, tak, że mogłoby się przez chwilę wydawać, że płacze ona krwawymi łzami.

*4513=0+4=4 do -1, double kill

**5621=0+5=5 do 4, brak obrażeń

***5346=2+4=6 do 0, nie miał żadnych szans

---

Diavol

Odebrał od ciebie twoją broń i położył ją na półce przed sobą.

- Widzę, że nie były ostatnio, tak często używane. Kolejna nagła akcja mogłaby się skończyć ich zacięciem, a tego byś raczej nie chciał. Konserwacja i czyszczenie, a potem sprawdzę, co da się zrobić- powiedział.

Z braku czegoś lepszego do roboty zacząłeś nieco dokładniej rozglądać się po pokoju. Na wierzch wyszły nie widoczne na pierwszy rzut oka rzeczy typu różnego rodzaju broń sieczna, jak i miotana, czy też obuchowa. Jedne z nich odłożone na bok wyglądały, jakby kowal niezadowolony z efektu swojej pracy odrzucił je na bok, jednak z jakiegoś powodu nie śmiał ich wyrzucić. Były też tam gotowe bronie, na którym pobłyskiwały runiczne inskrypcje, a największe wrażenie robił obu stronny młot, którego bijak był prawie tak wielki, jak ty sam. Niedaleko stało też coś w rodzaju tronu lub zniszczonej szafy. Dokładnego przeznaczenia nie mogłeś się domyśleć, bo nie posiadało wyraźnego i określonego kształtu. Dodatkowo rzeczy na nim leżące zasłaniały znaczną część tego dziwnego mebla, jednak pewien element przykuł twoją uwagę. Był nim świecący klejnot o błękitnym kolorze, który zdawał się pulsować. Nagle zniknął ci z oczu, a w jego miejscu pozostało, tylko zgrubienie.

W tym samym czasie Johnson zdążył już zająć się twoją bronią i oddał ją w twoje ręce.

- Są teraz, jak nowe. Do tego spójrz na swój karabin- powiedział pokazując ci inskrypcję na jego boku- Spróbuj teraz strzelić, tylko uważaj, bo nie chcę dostać odłamkiem. Pociski mają teraz większą prędkość wylotową i uderzają z większą siłą. Zmodyfikowałem też trochę twoją amunicję i nie mogę się doczekać, by widzieć efekt moich starań*.

To była twoja dobra stara broń, jednak teraz połyskiwała na niej biała inskrypcja, która w jakiś sposób ją wzmocniła. Pozostało udać się do wyjścia lub też wypróbować broń tutaj. Johnson, jednak wolał wycofać się w stronę schodów nie wiedząc zbytnio, co będziesz miał zamiar zrobić.

Pozostała też sprawa czarnego, jak noc kamienia, który jakby niezrażony twoją ignorancją nadal kusił, jednak nie zamierzał się narzucać.

*TAM TA DAM! Wykorzystałeś okazję, choć nie musiałeś mu dawać broni i za to masz +1 do obrażeń z karabinów szturmowych.

---

Rumulus von Manstchoffen

Chymbley? To on jeszcze żyje?

Głos znowu nawiedził twój umysł, jednak teraz tylko delikatnie dotknął granicę twojego umysłu.

Więziony? Tak? jednak to jest poza tym zasięgiem? Klejnot z zamku się nie rusza? może go dotknąć, tylko z zewnątrz dusza?

Próbowałeś doczytać się run, jednak w żadnej sposób nie mogłeś przypomnieć sobie, czy kiedyś widziałeś już taką frazę, czy nie*.

Klejnotu żadna broń nie rusza? można go jednak rozbić o ziemię? strzeż się dłużej trzymać go w dłoniach, inaczej sam ulegniesz pokusie? zmiany biegu świata?

Część informacji nie trzymała się całości, jednak jedne łączyły się w pewne przesłanie, tylko czy ty je zrozumiesz?

Ze zwierciadła wyleciał pierścień, który spadł prosto pod twoje nogi.

Weź go i daj Jej. Nie pytaj, kim jest, tylko weź pierścień ze sobą. Idź. Strażnik nie wie o tobie, jednak będzie czekał. On zawsze czeka?

Zwierciadło zamilkło i raczej nie zamierzało już na nic odpowiadać. Pozostało ci, tylko udać się w górę, po schodach w ciemność.

?

Idąc już jakiś czas w górę, tylko przy blasku mdłych magicznych pochodni, które zapalały się, gdy obok nich przechodziłeś, schody się skończyły. Przed tobą stały zaś mosiężne drzwi i nie pozostało ci nic innego, jak je otworzyć. Mimo, iż byłeś już częściowo ,,martwy? to jednak zapach, który doszedł do twoich nozdrzy był najgorszym, jaki w swoim całym długim życiu czułeś. Odór rozkładu, kału i czego tam jeszcze był tak intensywny, że normalna osoba otwierając te drzwi padła by na ziemię nieprzytomna i pewnie po chwili by się udusiła. Pomieszczenie zaś wyglądało, jak korytarz, który za kilkadziesiąt metrów zakręcał w prawo. Ściany było ozdobione różnego rodzaju płaskorzeźbami, jednak najbardziej w oko rzucały się szkarłatne plamy krwi rozmazane nieregularnie po całym pomieszczeniu. Gdzieniegdzie krwawe odciski rąk i ślady ciągnięcia po marmurowych posadzkach. Do tego naprawdę duża ilość szkieletów ludzkich, w których wyraźnie brakowało pewnych części, a w szczególności czaszek. Poza tym był to całkiem normalny korytarz.

*1222=-4+1=-3 ... za mało by cokolwiek odczytać

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To

- Oh, wyłaź gdziekolwiek jesteś! Nie chowaj się jak kurczak! - głos demona zadudnił w okolicy, kiedy głowa posągu, moja głowa kręciła się z drapieżnym wyrazem twarzy szukając ofiary. - Zdecydowanie wolę tłuste świnie, które będę mógł rozerwać jak worek mięsa i napawać się nimi przez kilka chwil! Hahahaha! - potrzeba kamuflażu zniknęła i teraz mogłem szaleć do woli a wijące się macki Ciemności odchodzące od mojego ciała nie wzbudzały wątpliwości z kim ten głupiec ma do czynienia. - Może i masz jakieś zabawki, ale są one niczym! Nie zabijesz nieśmiertelnego! BAEAHAH-DE!*

Skoro nie chciał stanąć naprzeciw mnie musiałem zrobić coś innego aby nakłonić go do zmiany decyzji. Skoczyłem do przodu wbiegając w chmurę pyłu. Od tego momentu zamierzałem być ciągle w ruchu a może z odrobiną szczęścia posiłek wpadnie prosto w moje ręce. Każdy inny głupiec najpewniej już dawno by uciekł wiedząc, że czeka go tylko śmierć, ale on do nich nie należał... butny i głupi sądzący, że jakieś marne fajerwerki są w stanie mnie powstrzymać. Trzeba czegoś więcej ponad to aby powstrzymać nienasyconego demona, który liczy sobie tysiące lat. Taaak, ginęli potężniejsi do niego i nadal będą ginąć...

W jednej chwili oczy żywego, animowanego posągu mocniej zabłysnęły swoim złotawym odcieniem**. Demoniczna esencja powinna pokazać to co chciało zostać ukryte i to mogło być szykowane dla mnie. Ten przeciwnik pokazał już, ze lubi zakopywać pułapki w ziemi, ale pewnie nie wie, że z drobnym wysiłkiem będę w stanie je zobaczyć. A kiedy już to zrobię postaram się aby ostatnią rzeczą jaki ten amatorski pirotechnik ujrzał były moje szpony wyłaniające się z chmury pyłu, które w sekundę poszatkuję jego twarz na kawałeczki...***

---

FP: 4

WB: 22-4=18

*tłumaczenie: Głupcze! aczkolwiek tutaj skopiowałem formę jak to się wymawia ;p

**korzystam ze Wzroku demona na wypatrzenie oponenta i potencjalnych pułapek, ofc moc wspiera rzut na percepcję ;]

***naturalnie um. Darkness bez specjalnej mocy

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mistrz kiedyś wspomniał, że oczy są oknami duszy. Co więc się kryje za tymi? Ludzie nie mają złotych oczu. Czy może mają?

Nie wiem. Tricerio trudno mi sobie przypomnieć. Trudno myśleć.

Czerwona woda wypływa z ludzi, gdy są obrażeni (onI nie są obReni, oni Są martWi i TY to wiesz). Ona tym teraz płacze. Co to znaczy? Czy ci, z których to wypływa to ludzie? Co to znaczy cotoznaczy cotoznaczycotoznaczy

Jak zwykle, mój umysł dostrzega połączenia, których nie ma między rzeczami, których znaczenia przeinacza i używa ich do sformułowania wniosku, który nie ma żadnego sensu. Moje własne myśli rozpadają się w szwach, a postać w mojej dłoni charczy i dusi się...

Dziewczyna. Muszę się skupić. Na niej. Zanieść ją w jakieś bezpieczne miejsce. Moje myśli są na powrót przejrzyste. Wszelkie inne zmartwienia znikają. Nawet nie patrzę, gdzie rzucam nieszczęsnym komandosem. Nie wkładam w to wiele siły, co i tak oznacza, że przeleci parę metrów. Nie zabije go to, ale nie obchodzi mnie to. Ważne, że da mi to dość czasu na dotarcie do Lilith i ucieczkę.

--------------------------------------

PP: 4

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skinąłem głową istocie z lustra, dziękując za zaufanie i szczerość. Może mówiła zagadkami, ale i tak było jak lubię. Sięgnąłem ostrzem rapiera po pierścień i podbiłem go w górę, po chwili łapiąc w wolną dłoń.

- Dzięki za rozmowę i parę użytecznych informacji. Pamiętaj o swej obietnicy.

Schowałem pierścień za pazuchę i ruszyłem w stronę schodów, w lewej ręce trzymając walizkę, a w prawej rapier. Czas wreszcie wyjść na powierzchnię, mam nadzieję, że w nocy. Zaczynam gwizdać, ciesząc się, że choć trochę trudności mam za sobą. Wiem teraz jednak, że będę musiał uważać. Być cholernie ostrożnym, gdy spotkam Kominka. Skoro ta istota go znała, musiał mieć w sobie to "coś". Poza tym poruszał się za szybko jak na zwykłego, nawet doświadczonego, złodzieja czy kominiarza. Tak, to była intrygująca istota. Zastanowiłem się głębiej nad sensem pierścienia. Oznaka lennego posłuszeństwa, dar dla oblubienicy czy też coś innego?

Czas pokaże.

...

Wstrzymałem oddech i położyłem walizkę na ziemi. Wyjąłem stamtąd perfumowaną chustkę i przyłożyłem ją do nosa. Nie lubię takich miejsc. Zbyt bardzo przypominają mi o tym, co robiłem i mnie spotkało. Teraz jednak martwiło mnie to, co mnie czeka za zakrętem. Czy miałem już spotkać Strażnika? Bardzo możliwe. Pokręciłem głową i chwyciłem miecz i rączkę walizki w jedną rękę, prawą trzymając przy nosie. Ostrożnie ruszyłem korytarzem, licząc, że kiedy się rozpocznie, zdołam wykonać blok i odrzucić walizkę w bok, by móc w miarę wywijać rapierem. Nie planuję strzelać z Hydry, gdyż musiałbym wtedy odłożyć chustkę i narazić się na odór, co napawało mnie wstrętem.

___________________

FP: 3

Atak i Blok Rapierem, Percepcja no i czy mogę dostać FP z aspektu "Graf"? Szlachta, nawet wojownicza, nie lubi za bardzo złych zapachów i takiego odoru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pogrążonej w ciemności sali raz po raz rozbrzmiewał odgłos pękających, kruszących się, roznoszonych na szczątki figur. Ciemny mistyczny tron stał zaś pusty, a jego pani przechadzała się po zdawałoby się niekończących się komnatach, jakby w oczekiwaniu na coś. W pewnej chwili zatrzymała się i zwróciła twarz w stronę ściany, która nie różniła się niczym od wszystkich innych. Wyciągnęła dłoń i przejechała palcami po chropowatej powierzchni zostawiając za nimi błyszczący ślad. Znak, który wyrysowała zajaśniał chwilę i zniknął, a ściana wyglądała tak, jak wcześniej. Nagle zamachnęła z całej siły i uderzyła ręką w tą zdałoby się nienaruszalną przeszkodę. Uderzenie było praktycznie bezgłośne, zaś z jej dłoni zaczęła ściekać krew, a spadając na posadzkę zmieniała się w małe kryształy, które po chwili roztrzaskiwały się na tysiące małych kawałków.

---

Nie ma przed nim tajemnic. On sam jest ich strażnikiem i ma pieczę nad wszystkim. Jest wiecznym niewolnikiem, któremu przykazane było strzec kogo innego. Nigdy nie wznosił sprzeciwu i się nie skarżył, bo tak naprawdę nie miał wyboru. Od niego zależało, tylko jak wykonywał swoje obowiązki, a starał się, nawet pomimo tak ograniczonych warunków. W końcu dostał skarb, nad którym opieka była nie tyle, co zaszczytem, lecz wieczną katorgą, a imię jej było A? Pomimo swojej wielkiej wiedzy nie spodziewał się takiego uporu i determinacji u tej zdawałoby się z pozoru słabej i bezbronnej istoty. Obecnie nie miał, co do niej wątpliwości i najchętniej zabiłby ją i rozerwał jej duszę na strzępy.

O? znowu wchodzi do tej komnaty? Czy nie brak jej cierpienia, Xiour?

Było to jedyne miejsce nad którym nie miał kontroli i zawsze zastanawiał się czemu. Wiedział tylko tyle, że jest to Komnata Skruchy i dziewczyna miała tam siedzieć wiecznie. Jednak pewnego dnia po prostu z niej wyszła i wracała do niej od czasu do czasu.

Dodatkowym utrapieniem stali się teraz nowi przybysze, dla których to z niewiadomych przyczyn bramy miasta stały teraz otworem. Od razu też zaczęli toczyć ze sobą szaleńczo zaciekłe boje rujnując i tak już w połowie zniszczone miasto. Najgorszym było, że nie mógł im nic zrobić, choć starał się, jak mógł. Śledził, tylko bacznie ich poczynania, bo takiego zjawiska nie widział od wieków, a nawet jemu przyda się czasem trochę rozrywki.

Xiour jest pewny, że za obecnością tych wszystkich istot stoi powierzona mu dziewczyna i postara się zakończyć to widowisko? oczywiście dopiero, jak zbierze trochę informacji.

---

Jimmie "Wesoły Clown"

Rzuciłeś się w chmurę pyłu wypatrując swojej ofiary demonicznymi oczami, jednak nie mogłeś w żaden sposób dostrzec przeciwnika*. Zaś pod twoimi stopami, jak i najbliższej okolicy pod ziemią spostrzegłeś kuliste przedmioty**. Zdawałeś już sobie sprawę, że chłopak pracuje na zwłokę, jednak te przedmioty były umieszczone zbyt głęboko, jak na miny, które niedawno ekspolodowały pod twoimi stopami. Do tego jego ślady zdawały się być wszędzie i musiałeś mu to w duchu przyznać, że uwinął się z tym wszystkim naprawdę szybko.

Nie minęła chwila, a następny ładunek eksplodował ci prosto na twarzy, jak zwykle nie czyniąc ci żadnych uszkodzeń. Zamachnąłeś się próbując trafić niewidocznego przeciwnika***, jednak od razu wyczułeś, że ten tchórzliwy typek trzymał dystans nie chcąc się zbytnio do ciebie zbliżać. Widziałeś tylko raz po raz przemykający cień i wyczułeś unoszący się w powietrzu zapach dymu z pozostawionych gdzieniegdzie na ziemi tlących się jeszcze papierosów.

Pył zaczął powoli opadać, jednak nadal utrudniał ci odszukanie przeciwnika. Trzeba było szybko na coś wpaść albo czekać na rozwój wypadków i zobaczyć, co tam dla ciebie przygotował ten chłopaczek.

*1326=-1+3+1=3 do 5, - miał szczęśliwe rzuty

**1254=-1+3+1=3 do 1

***Rzucałem jeszcze na prawdopodobieństwo tego, że przeciwnik jest blisko, jednak wyszło minusowe.

---

Tricerio

- ALPHA. Jaki macie status? ALPHA!

Komandos potarł się po szyi w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu ściskała go ręka(?) mogąca bez problemu rozgnieść go na miazgę. Sięgnął po hełm i wyjął z niego urządzenie, które założył sobie na jedno ucho.

- Tu ALPHA. Natrafiliśmy na inny niezidentyfikowany obiekt. M1 i M2 nie żyją, a Kar-9 została zabrana przez tą istotę. Cechy rozpoznawcze: ogromna broń sieczna, niewiarygodna siła, chodzące zszyte zwłoki z wystającymi kawałkami metalu. Czekam na rozkazy.

- Odzyskaj Kar-9. To sprawa najwyższej wagi. Porażka nie wchodzi w grę. Użyj A-KAR i unieszkodliw obiekty. Doprowadź Kar-9 do Centrum. Bez obioru.

Komandos odwrócił się w stronę, gdzie udał się Tricerio, a jego żółte tęczówki zaczęły wirować.

---

Tricerio odrzucił komandosa i od razu pobiegł w stronę Lilith. Wziął ją na ręce i wyrwał swój odłamek ze ściany, czym prędzej oddalając się.

Trzymałeś ją w swoich rękach(?), nieprzytomną, bezbronną, przepiękną boginię bez skazy. Byłeś nią oczarowany* i nie zauważyłeś, nawet kiedy przebyłeś spory kawałek od miejsca wcześniejszej potyczki. Wreszcie, jak najdelikatniej zerwałeś z niej więzy, a ona się poruszyła i otworzyła oczy spoglądając w twoim kierunku.

Byłeś na tyle zauroczony**, że nawet nie zauważyłeś też, jak coś szybko przemyka obok ciebie i zabiera(wyrywa ci) z twych rąk najdroższy w tej chwili skarb.

Otrząsnąłeś się dosyć szybko i popatrzyłeś przed siebie, gdzie w odległości kilkudziesięciu metrów stał komandos, któremu darowałeś życie. Jego żółte tęczówki wściekle wirowały, a jego owłosienie stało się wręcz kłująco czerwone.

Zaś przed sobą trzymał za włosy nagą dziewczynę, która z płaczem próbowała wyrwać mu się z jego rąk. On nic sobie z tego nie robiąc podniósł ją jeszcze wyżej widocznie czyniąc tym Lilith jeszcze większy ból, bo płacz na chwilę zmienił się we wrzask. Następnie rzucił nią z niemałą siłą w najbliższy budynek, a uderzenie było na tyle silne, że przeleciała przez ścianę niszcząc ją z taką łatwością, jakby była ona ze szkła.

Wezbrała w tobie wściekłość, a komandos nawet nie czekał na twoją reakcję, tylko jako pierwszy rzucił się w twoją stronę wyjmując swoje błyszczące noże bojowe.

Jego szybkość była niesamowita, bo w ciągu niecałej sekundy przebył dzielącą was odległość, a ty nawet nie zdołałeś zamachnąć się Odłamkiem, kiedy jego ostrze przecięło twoją skórę nie napotykając żadnego oporu***.

Odwróciłeś się, by zadać cios, jednak okazało się, że przeciwnik znowu znajdował się od ciebie w odległości przynajmniej kilkudziesięciu metrów.

Niewiadomym było, co stało się z twoją boginią po tym, jak przeleciała przez ścianę i wpadła do tego otoczonego kolumnami budynku. Jednak fakt, że komandos potraktował ją tak brutalnie jeszcze bardziej wzbudził twoją wściekłość.

Mogłoby się zdawać, że zrobił to wręcz specjalnie.

*4223=-2+4=2 do 3, -nadal w uroku i zachwycie...

**4511=-1+2-1=0 do 2, -urok dał dodatkowo -1 na percepcję

***2266=0+5= 5 do 6,- pierwsza kratka...

---

Rumulus von Manstchoffen

Szedłeś ostrożnie korytarzem zasłaniając nos chustką. Mijałeś zniszczone płaskorzeźby i już chciałeś odwrócić wzrok od tych mało interesujących pozostałości, kiedy spostrzegłeś, że jedna z nich jest w idealnym stanie.

Zaschnięta krew zalegająca na ścianie zniechęcała do dłuższego przyglądania się, jednak twoje bystre oko dostrzegło*, że ta płaskorzeźba jest wyjątkowa. Pokazywała prawie całą historię miasta, a co najdziwniejsze? rozpoznałeś siebie w jednej z wyrzeźbionych miniaturek postaci. Do tego była całkiem interesująca gromadka innych istot, które tak jak ty na płaskorzeźbie zmierzały w stronę miasta. Spojrzałeś do tyłu i ujrzałeś zagładę miasta, a zarazem wszystkich jej mieszkańców, jak i kobietę o wzroku, który przeszywał jak najostrzejsze sztylety(nawet na miniaturce). Wszystko to pokazane w skrócie bez zbędnych szczegółów, które zdradzałyby więcej na temat tego, jak to się stało, że miasto opustoszało. Zobaczyłeś jeszcze cztery zakapturzone postaci, które zdawały się więzić ,,małą dziewczynkę? w zamku, który był idealnym odzwierciedleniem tego, który stał w środku Astrii.

Nie zdążyłeś jej się bardziej przyjrzeć, bo wtem coś chwyciło cię za nogę i wciągnęło w najbliższy korytarz. Machało tobą na wszystkie strony rzucając po ścianach, jednak ty zachowałeś zimną krew i po chwili wymachiwania rapierem widocznie skrzywdziłeś to ,,coś?, bo puściło twoją stopę, a ty znów znalazłeś się na podłodze**. Odwróciłeś się w stronę tego ,,czegoś?, a była to puszczająca bąbelki nieregularna masa idealnie po środku korytarza. Jakby niezdecydowana bulgotała bez przekonania, a z pod jej powierzchni wynurzyła się ludzka czaszka, którą podniosła jedna z wytworzonych przez tą dziwną istotę macek, wysoko w górę. Nagle szkielety, walające się wszędzie w tym korytarzu, zostały przyciągnięte przez tą bezkształtną masę i nie trwało to zbyt długo, jak stworzyła ona z tych wszystkich kości jeden wspólny szkielet. Wielki pysk tego potwora stworzony z ludzkich kości zaryczał w twoją stronę prawie wytrącając ci z rąk chusteczkę. Maszkara wyglądała, jak wyciągnięta prosto z najstarszych mitów łącząc w sobie wszystkie cechy potrzebne, by ,,człowiek" zamarł ze strachu. Jednak ty nie byłeś człowiekiem... przynajmniej częściowo.

*6153=1+4=5 do 3,- sherlock ;]

*1246=-1+5=4 do 3, - uwalniasz się, jednak to dopiero początek.

---

Diavol

Diavol zignorował czarny kamień i wyszedł razem z Johnsonem na powierzchnię z warsztatu. Razem udali się w stronę zamku i nie zaszli zbyt daleko, gdyż?

- Zatrzymaj się- polecił szermierz.

Zdjął opaskę, a ciebie dopadło poczucie duszności, jednak na szczęście mniejsze, niż poprzednim razem.

- Nie jesteśmy sami. Czuję, że coś na nas poluje i na pewno nie jest przyjacielsko nastawione. Miej się na baczności- powiedział patrząc w stronę Diavola.

Ostrożnie poruszaliście się z wyciągniętym orężem i zdawałoby się, że wszystko jest w porządku, jednak?

Johnson idący przodem nagle odwrócił się za siebie, a za jego plecami dosłownie kilka centymetrów od niego pojawiła się kobieta w czarnej fantazyjnie zdobionej sukni, której cień wokół oczu był tego samego koloru, co jej ciemne, jak noc lecz kuszące wręcz do pocałunku usta. Posiadała nadprzeciętną urodę, co dodatkowo zbiło z tropu Diavola i Blade'a, a do tego w tej chwili przymierzała się do pocałunku z zszokowanym tym wszystkim szermierzem. Ich usta dzieliły dosłownie minimetry, jednak on odskoczył do niej, jak poparzony.

- To demon! No już strzelaj!- krzyknął.

Diavol zareagował natychmiast i bez wahania wystrzelił, a stojąca w tamtym miejscu kobieta rozmyła się w powietrzu i na jej miejscu pozostał czarny popiół.

- Za tobą!- szermierz rzucił się w twoim kierunku z niebywałą szybkością, jednak wyskakujące z ziemi ogromne kolce zmusiły go do odskoczenia w tył.

Na ostrzeżenie Blade?a zareagował natychmiastowo, jednak było już za późno. Kobieta pojawiła się tak blisko niego, że czuł, aż jej oddech na policzku. Gdy dotknęła swoimi delikatnymi dłońmi jego twarz momentalnie znieruchomiał.

- Chcesz to spełnię twoją prośbę- powiedziała namiętnym głosem- Mogę przynieść ci wieczny spokój, czyli to czego tak naprawdę pragniesz- wyszeptała mu do ucha.

- Nie słuchaj tego potwora! Demony pożerają?- krzyknął do Diavola, kiedy przebił się przez kolejną kolczastą zasłonę, jednak największy wyskakujący z ziemi kolec musiał zablokować mieczem przez co nie mógł dokończyć zdania.

- Tobą szermierzu zajmę się później- powiedziała z czułością.

Diavol zaś stał właściwie sparaliżowany i nie mógł nawet nacisnąć spustu, choć jego broń dotykała talii tej demonicy.

Kobieta odsunęła jego broń i zamknęła oczy, a jej usta niebezpiecznie zbliżyły się do jego twarzy. Nie opierał się, zdawałoby się, że na to czekał. Kiedy ich usta złączyły się w pocałunku poczuł przyjemność, której ogrom był niczym w porównaniu z wszelkimi ziemskimi uciechami.

Następnie zaczął powoli odpływać i kompletnie tracić wszelką świadomość. W tej ostatniej chwili przypomniał też sobie to jedno specjalne dla niego zdanie:

Nie szukaj śmierci. Ona sama przyjdzie

-----------------------------------------------------

PS. Wszyscy mają reset FP, czyli po 5+1, bo akcje wzorowo pasują mi do waszych aspektów xD

PS2. Postać Marcina wypada z gry, jak już mówiłem wcześniej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcę coś powiedzieć, ale żadne słowa nie opuszczają moich ust. Bluźnierstwo, którego byłem świadkiem wywołało we mnie taką złość, że nie mogę nawet myśleć, a tym bardziej uformować chociaż jednego sensownego wyrazu. Nie ma już mowy o litości. Ten mężczyzna nie odejdzie stąd w jednym kawałku.

W szale wykonuję ślepy, niewymierzony w cokolwiek wymach Odłamkiem. Traf chce, że napotyka on jedną z kolumn otaczających budynek, do którego została wrzucona doskonała dziewczyna. Nie pogardzę dodatkową bronią...

------------------------------

PP: 6

WB: 22

Używam Psychozy. Siła, by przeciąć kolumnę i znowu Siła, by zaatakować, z nią czy bez niej. Jeśli pierwszy rzut się powiedzie, chwytam ją w wolną rękę i używam jako dodatkowej broni. Od Shakera już zależy, jaką premię mi to da.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płaskorzeźba zaintrygowała mnie i w głowie zaczęły mi bić dzwony na alarm. Czyżby odbiorczynią pierścienia miałaby być ta kobieta o oczach jak puginały? Czyżby była tą małą dziewczynką uwięzioną w zamku? I czy to ona stała za...

Z rozmyślań wyrwał mnie nieoczekiwany atak. Udało mi się na szczęście wyrwać. Odrzuciłem walizkę na bok i spojrzałem uważnie na kreaturę, która przede mną stała. Dziwne połączenie szczątków różnych istot, które walały się po podziemiach animowane przez magię jakiejś istoty. Prawdopodobnie stał przede mną Strażnik tej istoty z lustra. Istota nienawiści- pewnie później okaże się, że ma to jakieś znaczenie. Odrzuciłem walizkę na bok i ustawiłem się en garde, zasłaniając nos chusteczką.

- Jestem Rumulus von Manstchoffen, graf Popiołów, które niegdyś były mym domem. Jestem wyśmienitym wojownikiem i za nic mam sobie strach. Jednak i tak jako człowiek nie miałbym z tobą szans. Przyzwyczaiłeś się pewnie do ludzi, nie? Ja też. Niektórzy są bardzo smaczni.

Ruszam powoli do przodu z ostrzem wciąż pomiędzy mną a bestią.

- Człowiek nie jest stworzony do walki z takimi potworami jak ty. Nie musi. W procesie ewolucji nigdy nie spotkał się z taką abominacją jak ty. Ale przykro mi, masz pecha.

Wyszczerzyłem kły.

- Też jestem potworem.

Szybko ruszyłem do przodu i rozpocząłem przewrót. Powinienem dać radę uniknąć kościanego pyska i zaatakować kończyny bestii. Najważniejsze to ograniczyć jej mobilność, co ewentualnie zmusi Strażnika do zmiany tej mimo wszystko niewygodnej dla mnie formy.

______

FP:4

WB:22

Atak rapierem i Uniki, oba wsparte aspektem Wampir.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- GRAAAAAH! - głowa demona, ja, statua, ryknąłem wściekle na całe gardło. Nieludzki, wzbudzający lęk odgłos odbił się echem w okolicy*. - HAHAHAHA! E OT ETTALSODD! UAI POFFAS ZSAH TY, FASWEFR POF!**

Opuściłem wszelkie zasłony i maski. Teraz na polu walki widać było tylko napełnionego nienawiścią, rządzą krwi demona, który uwięziony w formie statuy rzucał wzrokiem na wszystko dookoła a w nich widać było tylko śmierć, furię oraz cierpienie.

- TYLKO TYLE BYŁEŚ MI W STANIE ZROBIĆ?! - kolejna dudniąca salwa śmiechu rozniosła się po okolicy. - UCIEKAJ PÓKI JESZCZE DYCHASZ! KOLNFYZZ EZ PATEFR! ZAPAMIĘTAJ TO SOBIE! CIEMNOŚĆ NADCHODZI! CIEMNOŚĆ ZAWSZE NADCHODZI!

Wystarczył tylko jeden moment, jedna chwila nieuwagi, kiedy zbyt pewny siebie worek mięsa zapomniałby z kim ma do czynienia a tym samym przypieczętował swój los. Ah, gdybym tylko mógł dostać go w swoje ręce... sprawił bym, że by cierpiał. Och, tak... cierpiał. Cierpiał czując każdą ranę na swoim ciele, każdą uciętą kończynę, każdy jej kawałek. Poznałby co to znaczy stać się moim wrogiem i wiedziałby jak oni kończą. Ah, ale przecież on się dowie... i pozna. Ku-ku-ku, hahaha! W głowie gdzie kotłowały się myśli czarne jak noc albo umazane karmazynową posoką rozbrzmiała kolejna salwa szaleńczego śmiechu. Moje ciało, wytrzymałe, służące mi już od dawna nadal stało w miejscu próbując znaleźć okazję aby wreszcie dopaść tego... Thomasa. Dla niego śmierć nie przyjdzie szybko.

W jakichkolwiek bogów mógł wierzyć było jasne, że dzisiaj nie stali po jego stronie a los wręczył mi kartę, która przypieczętowała jego los. Po którymś z kolei kroku w miejscu poczułem jakby ziemia pode mną była niestabilna i mogła się w każdej chwili zawalić. Odpowiedź na pytanie co mogło się tam znajdować była dziecinnie prosta - miasto, nieważne w jakiej ruinie, musi posiadać system kanałów albo po prostu tunelów, z których korzystają różnego rodzaje istoty, moje pożywienie. Dzięki fajerwerkom pewnej siebie przekąski ścieżka do zakopanej części miasta stała otworem***. Przerażający uśmiech statuy zrobił się jeszcze szerszy i nim skoczyłem w ciemność, w moje naturalne środowisko, ryknąłem śmiechem:

- ZOBACZYMY CO POWIESZ NA TO! - po czym zniknąłem w ciemnej otchłani upadając z hukiem jakieś siedem, osiem metrów niżej na zakurzonych, zatęchłych kamieniach. Błyskawicznie skoczyłem na nogi, upewniłem się, że dookoła nie ma żadnych pochodni ani innego potencjalnego źródła światła i odskoczyłem do tyłu. Byłem pewien, że ten cały Thomas ciśnie zaraz do dziury swe fajerwerki. - Niech próbuje... - syknąłem zadowolony. - Ciemność jest cierpliwa, ciemność zawsze nadchodzi...

---

FP: 6-1=5

WB: 18

*używam charyzmy aby przestraszyć przeciwnika na tyle, żeby mnie nie zaatakował ;] (czyli mówiąc w skrócie czekam na aspekt tymczasowy)

**tłumaczenie: I am immortal! You cannot stop me, nothing can!; ale pozwolisz, że nie będę tłumaczył wszystkiego =)

***wydaję jeden FP na właśnie opisaną miejscówkę ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie "Wesoły Clown"

Po twoim demonicznym ryku Thomas musiał się zawahać, bo żaden ładunek nie poleciał w twoją stronę* i mogłeś w spokoju wykonać dalszą część planu.

Kiedy już opadłeś na dół w nieprzeniknioną ciemność i zakończyłeś ostatecznie swój monolog, usłyszałeś dobrze ci znany syk, a potem obok ciebie nastąpił wybuch, który znowu w żaden sposób nie naruszył twojego ciała**.

Na skraju krawędzi u góry pojawił się Thomas z dopiero co odpalonym papierosem w ręce.

- Nie jestem na tyle głupi by zejść na dół uwierz mi. Wiem już o tobie wystarczająco, zatem nie muszę się powstrzymywać?***

Widziałeś, że twój przeciwnik nachyla się nad przepaścią i upuszcza coś niezbyt dużego w głębie kanałów. Kulisty przedmiot spadał prosto w dół i zatrzymał się na dwa metry przed końcem zawisając w powietrzu. Usłyszałeś jeszcze kilka słów Thomasa, który zniknął tak szybko, jak się pojawił:

- Hasta la vista, baby!

Usłyszałeś piknięcie latającej kulki, a następnie wyciszone nawet setki innych mu podobnych. Nie było czasu na ucieczkę, ani nawet miejsca, gdzie mógłbyś się schować. Czekało cię nieuniknione?

To nie był wybuch kolejnych ładunków, lecz jedna starannie zaplanowana seria eksplozji w jednym momencie, która wyrzuciła w powietrze spory kawałek ziemi. Tak też w tej części miasta pojawiła się ogromna dziura, a kanały pod powierzchnią prawie przestały istnieć. Huk zaś rozniósł się po całym mieście i lekkie wstrząsy po wybuchu można było odczuć, nawet w najdalszych jego zakątkach.

Fakt, że nie znajdowałeś się tak blisko tych wszystkich ładunków wybuchowych, jak i to, że znajdowałeś się w ciemności pewnie uratował ci skórę, inaczej mógłbyś się już z tego nie pozbierać. Wybuch rzucił tobą w głąb kanałów, a ty przez chwilę bezradnie leciałeś, by następnie wbić się w jedną ze ścian****. Z początku byłeś otumaniony, jednak szybko odzyskałeś zmysły i wygrzebałeś się z zagłębienia powstałego po tym, jak z całej siły uderzyłeś w tą, nadmiernie twardą przeszkodę. Jakimś cudem trafiłeś do ocalałej części kanałów i z stąd zobaczyłeś w całości, jak bardzo destrukcyjną moc miała zastawiona na ciebie pułapka. Najbardziej zadziwiającym zaś było to, iż po środku tego wszystkiego na niezbyt dużej górce gruzu ktoś siedział. Gdy już wystarczająco się zbliżyłeś ujrzałeś postać... Thomasa, który zdawał się nie zwracać uwagi na otoczenie. Był całkowicie odprężony i widocznie uważał, że pozbył się ciebie na dobre. Jednak nie miał racji? Siedział tam teraz wystawiony, jak na dłoni nie wiedząc, że jego wróg przeżył. Nadszedł twój czas i zamierzałeś go, jak najlepiej wykorzystać.

WB: 22+4

*1335=0+3=3 do 2, aspekt tymczasowy

**1534=0+4+1+2=7 do 6, wykorzystałem go tutaj, bo rzuty ci nie poszły, a twoja paplanina pozwoliła cię namierzyć Thomasowi ;]

***3 do 4, ustaliłem, że trudność zrozumienia jest na 3, jednak to i tak wysoko z racji, iż tyle już mu wygadałeś, że się domyślił xd

****1365=1+4+1=6 do 7, pierwsza zajęta, trafia w drugą kratkę.

---

Tricerio

Zamachnąłeś się odłamkiem i bez problemu przeciąłeś nieszczęsną kolumnę*. Jakimś cudem udało ci się też ją pochwycić** i po chwili w szale ruszyłeś na swojego wroga trzymając ten dodatkowy oręż.

Komandos zaatakował pierwszy atakując z niesamowitą prędkością, jednak jego noże tylko bezradnie odbiły się od wystających ci ze skóry metalowych elementów***. Wykorzystałeś ten moment i uderzyłeś go równocześnie odłamkiem, jak i kolumną. Uderzenie było na tyle silne, iż jego blok nożami zbyt wiele mu nie dał i odleciał prosto w stronę, jakiegoś z ocalałych budynków****. Szybko się jednak opamiętał i zwinnie odbił się od ściany od razu kontratakując. Wyciągnął zza pasa niezbyt wielką broń palną przypominającą pistolet do odpalania rac i wycelował go w locie w twoją stronę. Chwilę potem coś wybuchło ci na twarzy i siła uderzenia prawie wytrąciła cię z równowagi, jednak poza tym nic ci się nie stało*****. Z ręki wypadła ci też kolumna, jednak nie było czasu, by ją ponownie podnieść, bo twój przeciwnik znowu napierał. Huk i lekkie trzęsienie ziemi nagle odwróciły waszą uwagę. Spojrzeliście w stronę, skąd dobiegał hałas i zobaczyliście wyrzuconą w powietrzę ziemię, która spadała w tej chwili, jak deszcz z nieba.

WB:22-6+5

*1535=5 do 4, kolumna nie miała szans.

**2654=1+4+1=6 do 6, nie jest zbyt łatwo ją podnieść.

***2254=-1+5+1=5 do 3

****1124=-3+4+1+1=3 do 1, druga kratka wroga.

*****2245=-1+5=4 do 1, efekt odrzucający amunicji.

---

Rumulus von Manstchoffen

Kiedy skoczyłeś w kierunku potwora wydał on z siebie straszliwy ryk, przez który o mało co, a byś się zawahał*.

Zaatakowałeś pierwszy raniąc kończyny potwora z widocznym skutkiem, bo aż zawył z wściekłości**. Bestia, jednak nie pozostała ci dłużna i wielkim kościstym ogonem przywaliła ci prosto w brzuch, a potem dosłownie przeorała tobą kilka metrów ściany z której, aż się posypało***.

Kiedy po chwili odzyskałeś świadomość spoglądałeś w stronę jeszcze nie naruszonej płaskorzeźby, co oczywiście nie znaczy, że pozostanie taka do końca walki. Do tego po ataku tego potwora z twojej ręki wypadła ci chusteczka i dopiero teraz poczułeś w pełni odór tego miejsca. Najgorszym zaś było to, że ogon tego potwora oplótł się wokół ciebie i teraz byłeś w pułapce. Z każdą chwilą czułeś się coraz słabiej, jakby bestia wysysała twoje siły życiowe. Mogłeś siłować się z nią by się uwolnić lub też spróbować sięgnąć jedyną wolną ręką po walizkę z Hydrą, która w tej chwili znajdowała niedaleko. Pomimo, że użycie broni palnej w tym miejscu mogłoby być niezbyt dobrym pomysłem to nie pozostało ci dużo do wyboru i musiałeś zdecydować się, jak najszybciej, bo czas uciekał.

Usłyszałeś huk, a chwilę potem przyszło lekkie trzęsienie ziemi, które jednak nie odwróciło uwagi potwora od twojej osoby. Cokolwiek wywołało te wstrząsy musiało mieć naprawdę dużą moc...

WB:22+3

*5561=2+1=3 do 2, dałem ci charyzmę na 1, bo był brak.

**3462=0+5+2= 7 do 5, druga kratka potwora.

***2255=0+4+2=6 do 8, miał dobre rzuty+ specjal, twoja druga kratka, jesteś uwięzony i dostajesz co kolejkę 1 obrażenie jeśli się nie wydostaniesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyrzucona wbrew własnej woli w niebiosa ziemia teraz wraca na swoje właściwe miejsce. Eksplozja była tak silna, że grunt pod moimi stopami przez chwilę wibrował. Mimowolnie odrywam swe spojrzenie od wroga, by obejrzeć widowisko, a moje myśli znowu zaczynają się rozbiegać. Na szczęście obraz perfekcyjnej istoty ciągle jest wyryty w moim umyśle i szybko przypomina mi, co mam zrobić.

Mój przeciwnik również został rozproszony przez niespodziewany wybuch. Szybko skracam dystans i atakuję ponownie.

-----------------------------------------------------

PP: 6

WB: 21

Używam Szarży i atakuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OCHJAKONCUDOWNIEJESTWYSTAWIONYITAKIMARTWY!

MARWTYMARTWYMARTWYMARTWY! HAHAHAHAHAHAH! CICHOCICHONIECHCEMYGOROZPROSZYCNIECHCEMY.

Już łeb statuy miał otworzyć swą paszczę i wydobyć z siebie ryk wściekłości połączony z dziką szarżą wprost w przeciwnika, ale powstrzymałem się. Jakoś. Ledwo. Na chwilę.

Będzie cierpiał, będzie cierpiał, ZGINIE MARNIEZGINIEMARNIEZGINIEMARNIE!

Poczułem jak demoniczna esencja zaczyna rozchodzić się po całym, lekko skamieniałym ciele, rozgrzewając je, pobudzając do działania oraz szykując do ostatecznego ataku. To wydawało się zbyt piękne aby było prawdziwe, że ten worek mięsa siedzi sobie spokojnie pośrodku tego wszystkiego pewien, że mnie zabił. Hu-hu-ha-hi-ha... głupiś, nie da się zabić nieśmiertelnego. Zaraz się o tym przekonasz. Będąc maksymalnie czujnym i także absolutnie spragnionym nowej krwi spoglądałem teraz wyostrzonym wzrokiem na okolicę dookoła niego będąc pewnym, że coś znajduje się w ziemi*. Musiało. Badając teren, nieważne czy znalazłem cokolwiek czy nie, zawsze w końcu mógł zakopać coś głębiej, wiedziałem już jak zaatakować. Jeszcze jego nadużywanie fajerwerków obróci się na moją korzyść, ha-ha-ha. Nad nim nie było nic poza gołym niebem oraz - miałem nadzieję - już zachodzącym słońcem, może już nawet zasłoniętym przez to wszystko.

Nie wydałem z siebie żadnego dźwięku - ŻADNEGODŹWIĘKUŻADNEGODŹWIĘKUŻADNEGOWARKOTUGRRRRRRRR - ręce statuy zmieniły się całkowicie w demoniczne szpony**. Wydłużyły się, zawinęły niczym w rulonik, który mogłem teraz wystrzelić jak bicz i kontrolować jego giętkość i twardość. Idealna rzecz na błyskawiczny wyskok w powietrze, ominięcie całego niepewnego terenu i lądowanie wprost na głowie nic nie spodziewającego się Thomasa, głupiego worka mięsa, który zginie jak głupi worek mięsa.

ZGINIEZGINIEZGINIEZGINIEZGINIEZGINIE!ARGHHHHGRR!

Wyskakując z ukrycia znalazłem kawałek wolnego terenu jak najbliżej siebie, utkwiłem w nim końcówki swoich przedłużonych rąk i wybiłem się z ziemi frunąc teraz parabolą - miałem nadzieję - wprost na Thomasa. Do ostatniej chwili zachowywałem ciszę, nie miałem teraz zamiaru zdradzić się swoimi rykami, ale jeśli nagle odwróci się w moją stronę albo zda sobie sprawę z zagrożenia, ale nadal będzie mój wiem doskonale co mu powiem. Wyryczę mu w twarz, kiedy wbiję jego chuchro w ziemię i zamienię go w krwawą, zmasakrowaną plamę.

- NIESPODZIANKA...!

---

FP: 4 (może...)

WB: 9

*Wzrok demona aby wesprzeć sobie rzut na percepcję ;] (jeżeli są pułapki to celowałbym w aspekt tymczasowy)

**wykorzystuję Zęby i szpony aby odwalić taki trik, wariant z bonusem +2 do ataku, chyba wiadomo jaka umiejętność ;]; jeżeli nie pójdzie mi atak albo muszę wydać FP na taki trik niechaj tak będzie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krzyknąłem. Był to jednak nie krzyk bólu, lecz obrzydzenia. Byłem starym, doświadczonym żołnierzem, setki razy wdychałem powietrze po bitwie, w którym czuć było krew, zgniliznę, smród fekaliów z rozerwanych jelit, wymiociny co delikatniejszych oraz proch. Straszliwy odór, lecz z biegiem lat przyzwyczaiłem się. Jednakże czegoś takiego nie czułem nigdy.

- K****!! EUREKA!

Wspomnienie moich dawnych kampanii sprawiło, że przypomniałem sobie o pewnym szczególe. Wzniosłem rapier do góry, chwyciłem jak najmocniej i wycelowałem w kościany ogon potwora. Niewiarygodnie stare czaszki, piszczele, barki i inne takie. Problem bestii w tym, że człowiek powstał z prochu. Uśmiecham się drapieżnie. Jeśli potwór mnie nie puści, to może metal mojej broni zatrzyma przepływ energii.

Człowiek po śmierci obraca się w proch. Prędzej, czy później. Im później, tym kruchsze są jego kości.

Wbijam ostrze w kości i niezależnie od tego, czy uwolnię się czy nie, sięgam po broń palną.

___

FP:2

Szermierka(atak rapierem), potem strzelectwo. Poza tym, z racji w.w argumentów może aspekcik tymczasowy? :]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie "Wesoły Clown"

Wybiłeś się z ziemi i szczęśliwie poleciałeś idealnie w kierunku twojego przeciwnika*. Odległość była na tyle wysoka, że w ogóle cię nie usłyszał i nadal pozostawał w błogiej nieświadomości, choć nie na długo. . .

Thomas podniósł głowę do góry i kątem oka zobaczył, że coś leci w jego stronę, jednak było już za późno. Atak z powietrza zaskoczył go i przeraził nie na żarty, jednak zachował na tyle zimnej krwi, by odpowiedzieć kontratakiem, który jednak nie wyrządził ci żadnej szkody. Był też w stanie uciec w porę z zasięgu twoich szponów, bo inaczej byłoby z nim krucho . Twój atak nieźle go poranił, jednak nie na tyle by przestał walczyć**.

- Heh. . . widzę, że przeżyłeś eksplozję. . . Jesteś pierwszym, któremu to się udało- powiedział rzucając bombę dymną między was.

Przeciwnik zniknął ci z oczu, jednak musiał kryć się gdzieś w pobliżu. Czułeś woń przelanej krwi i bez wahania rzuciłeś się przed siebie w stronę, gdzie jak wyczuwałeś czaiła się twoja ofiara. Dostałeś przy tym następnym ładunkiem prosto w twarz, tak że prawie się wywróciłeś***. Po chwili usłyszałeś, że coś przebiega obok ciebie i nie zawahałeś się wykorzystać okazji. Zamachnąłeś się swoimi szponami w stronę kryjącej się w dymie zdobyczy i poczułeś, jak twoje śmiercionośne narzędzia bez problemu przecinają skórę, niemal dochodząc do kości****. Zduszony krzyk ostatecznie potwierdził, że udało ci się w końcu dotkliwie zranić uciekiniera.

Zasłona dymna dosyć szybko się rozrzedziła, ukazując Thomasa ledwo stojącego na nogach i trzymającego się kurczowo za rękę, która zdała się zwisać bezwładnie, a z niej kapała na ziemię całkiem obfita ilość krwi. Chłopak miał porwaną i zakrwawioną koszulę na klatce piersiowej, a do tego jak widać nie mógł ruszać jedną ręką.

- Nie dam się pokonać takiemu skur***lowi, jak ty. Nie umrę, rozumiesz!!!- krzyknął na ciebie z całej siły, a jego twarz przybrała gniewne oblicze. Nie zrobiło to na tobie zbyt wielkiego wrażenia. . . może tylko zaostrzyło twój apetyt*****.

FP: 4+1

WB:9+3+2=14

*5322=-1+5=4, wystarczy na skok;

**3431=-1+5+2+2+2=10 do 6, czwarta kratka przeciwnika;

***4423=-1+4=3 do 1

****2536=1+4=5 do 7, twoja trzecia kratka.

*****6155=2+5+2=9 do 2, konsekwencja przeciwnika.

---

Tricerio

Zaszarżowałeś na lekko zaskoczonego przeciwnika taranując go swoim ciałem i odrzucając w tył*. Nie spodziewał się on, że potrafisz tak szybko zaatakować i nawet jego strzał wymierzony w twoją stronę nie zdołał cię przy tym zatrzymać**. Żołnierz był jednak na tyle wytrenowany, że od razu podniósł się z ziemi i zaatakował ponownie swoimi sztyletami, których uderzenia nawet nie odczułeś. Czy komandos zaczynał słabnąć?

Odwróciłeś się w jego stronę i nagle poczułeś, że nie możesz poruszyć żadną częścią swojego ciała. Stałeś teraz tylko nieruchomo, jak kolumna i wpatrywałeś się w swojego przeciwnika***.

- Co? Nie możesz się ruszyć?- powiedział, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.

Zaatakował ciebie z niesamowitą prędkością, a jego sztylety znowu zraniły twoje ciało****.

- Nie muszę się nawet wysilać, by cię zabić. Żegnaj!- powiedział stojąc naprzeciw ciebie i celując ci z pistoletu prosto w twarz.

Czułeś, że powoli odzyskujesz czucie w swoim ciele, jednak wiedziałeś że nie zdążysz obronić się przed tym następnym atakiem. Pozostało czekać na nieuniknione?

Kątem oka zobaczyłeś, że coś poruszyło się z strony budynku, do którego została wrzucona twoja bogini. Komandos też to spostrzegł, jednak jego reakcja była zbyt wolna. Pięść nieznanego przeciwnika trafia go prosto w twarz i z niesamowitą siłą odrzuciła w stronę pobliskiego domu, w którego wbił się z niesamowitą siłą, tak że zatrzymał się dopiero na ścianie następnego budynku*****. Po chwili jesteś już w stanie się poruszać, a do tego twoja bogini stoi nieruchomo tuż obok ciebie, z twarzą zakrytą przez jej falujące na wietrze płomienno rude włosy. Zauważasz, że w około nie ma nikogo innego i zdajesz sobie sprawę, że do tego co przed chwilą spotkało twojego przeciwnika musiała się przyczynić ta . . . dziewczyna. Patrząc na nią i na jej ciało nie jesteś w stanie uwierzyć, że byłaby w stanie to zrobić. Radujesz się, że nic jej nie jest, jednak wydaje ci się, że coś jest z nią nie tak, tylko co?

Zza zrujnowanej ściany wychodzi twój niedoszły przeciwnik z lekkim uśmiechem na twarzy, mimo tego iż obficie cieknie mu krew z nosa.

- Wreszcie pokazałaś na co cię stać, co? Pokaż mu kim naprawdę jesteś, no dalej!- powiedział do twojej bogini.

Dziewczyna stała, jednak nieruchomo w miejscu i zdawała się nie przejmować tym, co mówi komandos.

- A więc to tak? Może to cię przekona. . .- jego tęczówki zaczęły jeszcze bardziej wirować- Jesteś tworem ludzkiej ręki. . . jesteś Karmen!

Słysząc to imię twoja bogini poczęła się trząść, upadła na kolana i chwyciła się za głowę.

-Nie! Nieeeeeee! Ja żyję i nie jestem niczyją własnością rozumiesz? Nie. Nie. Nie!- dziewczyna zaczęła na niego krzyczeć, a łzy ciekły jej po policzkach.

Tricerio poczuł, że urok ze strony bogini osłabł******. Mimo to nadal zachwycała cię swoim wyglądem, jak i poprzednio brakiem uprzedzeń. . . do tego usłyszałeś ciekawe słowa z ust twojego przeciwnika do dziewczyny: ,,Jesteś tworem ludzkiej ręki. . .?.

FP:6

WB:21-4+3=20

*1144=-2+1+3+2=4 do 0, czwarta kratka wroga;

**6545=3+5=8 do 3

***6514=1+1=2 do 3, jesteś nieruchomy na jedną rundę( w swojej już możesz się ruszać);

****4443=0+5=5 do 6, twoja 2 kratka;

*****6 do 1, atak Karmen na komandosa;

******5416=1+3= 4 do 3, koniec uroku.

---

Rumulus

Spróbowałeś się wyrwać i wyjąć swój rapier, jednak potwór tylko jeszcze mocniej cię przycisnął pozbawiając tchu*. Zebrałeś siły i naparłeś na ogon potwora rozluźniając uścisk na tyle by go zranić swoją bronią**. Ogon puścił, a ty nie czekając zbyt długo zaatakowałeś go swoim rapierem przecinając jego ciało i miażdżąc kości***. Monstrum groźnie zaryczało i odwróciło swój pysk prosto w twoją stronę. Nie zastanawiałeś się zbyt długo i wyjąłeś swoją Hydrę. Widząc nacierającego potwora nie zdążyłeś zastanowić się, czy bezpiecznie jest strzelać z broni palnej w pomieszczeniu, w którym śmierdzi tak, że nie da się odróżnić, co w ogóle wchodzi w skład tego powietrza. Potwór rzucił się na ciebie ze szczękami, a ty wypaliłeś ze swojej hydry****. . . No cóż to był błąd?

Wybuch, który zaraz po tym nastąpił wstrząsnął całym podziemiem. Gdybyś nie był wampirem pewnie byś już nie żył. Dopiero kilka minut po wybuchu oprzytomniałeś do tego stopnia, by pozbierać się z ziemi. Twoje ubranie było nadpalone, jak i twoje włosy zdawały się dymić, przy czym ze wcześniejszej pięknej fryzury pozostała jakaś marna imitacja. Całe ciało cię bolało i to nie tylko od poparzeń, dlatego walka w takim stanie na pewno będzie dla ciebie trudniejsza*****. Rzuciłeś się w poszukiwaniu twojej broni i jak się okazało, jakimś cudem nie została zniszczona, nie licząc nadpsutej walizki na Hydrę.

Usłyszałeś najstraszniejszy w życiu ryk bestii i już wiedziałeś, że to coś jest zdrowo wkurzone i ewidentnie idzie po ciebie. Raczej nie spodobały jej się twoje fajerwerki. Do tego nie wiedziałeś do końca, gdzie jesteś, jednak patrząc po zrujnowanym otoczeniu w końcu zauważyłeś drzwi, przez które tu wszedłeś. Jedno skrzydło widać wyleciało z zawiasów i poleciało w dół po schodach, a drugie zdawało się być nienaruszone. Wybuch pokrył też większość ścian czernią i z wielu z nich całkowicie zerwał tynk.

W końcu zza zakrętu wyłonił się potwór, w trochę innej formie niż przedtem. Zobaczyłeś przed sobą monstrum zajmujące całe przejście, a przy tym niewyobrażalna ilość kości i czaszek sunących w twoją stronę. Można byłoby przedstawić to tak. . . Ogromny wkurzony ,,Cerberus? z ludzkich kości i parującego gluta chciał cię dopaść.

FP:2+1=3

WB:28

*1335=0 do 0, otrzymujesz 3 kratkę obrażenie, bo nie wydostałeś się;

**5533=2 do 1, wydostajesz się;

***1324=-2+3=1 do 3

****3543=1+3=4 do 1, 3 kratka potwora

*****masz konsekwencję razem z potworem przez ten wybuch;

---------------------------------------------------------------------

- Są potężni. . . zbyt potężni- powiedział mężczyzna z cylindrem na głowie siedząc na skraju dachu jednego z domów, które zachowały się w całej swojej dawnej okazałości.

?

- Oh. Nie mogę się doczekać, jak ich spotkam i obdarzę moim pocałunkiem? tak, jak ciebie szermierzu.- powiedziała piękna kobieta przywdziana w czerń.

- Zabiję cię za to!- odpowiedział przywiązany do drewnianego pala mężczyzna z przepaską na oku.

- No już, już- powiedziała gładząc go po policzku- Będziesz teraz moją zabaweczką, więc zachowuj się. . .

---

- Nieźle- powiedziała postać w czerwonym płaszczu oglądając z daleka walkę pomiędzy Thomas-em, a Jimmie-m.

- Im dłużej tu jesteśmy tym jest coraz zabawniej. . .- odezwała się inna postać opierająca się tej w czerwonym płaszczu o plecy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rumulus

Spluwam zirytowany. Gazy z rozkładający się ciał w takiej ilości muszą być łatwopalne. Żałosne, że o tym nie pomyślałem. Na szczęście rany się zagoją, a fryzurę się naprawi. Chociaż z krawcem będzie kłopot, ale może zapasowy strój jest cały...

Cóż, skoro można już strzelać bezpiecznie, wykorzystam to. Wyrzucam w powietrze Hydrę, wyciągam pociski zapalające(ogromne obrażenia, ale niezbyt celne), łapię strzelbę ładując ją i wprowadzam pociski do komory obrotem.

Walczę z rozpraszającym bólem, który sprawia, że obraz przed moimi oczyma lekko się kręci. Kurna! Jestem WAMPIREM i tyle przeżyłem, że taki ból to dla mnie pikuś! Skupiam się na potworze i wypatruję sposobu na to, by jak najlepiej mu zrobić krzywdę.

- Jesteś piękną rozrywką bestio. Jednak czas nam kończyć tą zabawę!

Trzymam rapier w prawej, strzelbę w lewej dłoni. Powoli zaczynam iść w kierunku Cerbera, stopniowo zwiększając prędkość. Moje stopy, poruszając się coraz szybciej, wzbijają tumany pyłu z posadzki. Biegnę i dociera do mnie, że to jeszcze nie to. W całej tej szaleńczej szarży na przeciwnika czegoś brakuje. Wybijam się w powietrze i zaczynam lecieć z pełną prędkością. Cichy głosik w mojej głowie, ten, który sprawiał, że walczyłem o chwałę, ten zwany przez psychologów superego wrzasnął "ZRÓB TO"! Widzę zbliżające się paszcze potwora i jestem pewien tego, co dokonam.

Ciosy potwora sparuję ostrzem Tancerza, zrobię majestatyczny obrót w locie i("OGNIA!") w jego słaby punkt wypalę cały ładunek. Spalę to abominację i naprawdę obrócę ją w proch! Świat stanie się wtedy lepszym miejscem.

____

FP:3-2

WB:28-?(zgubiłem cennik)

Korzystam z Badania(rzut na percepcję wzmocniony aspektem "Wampir") by wypracować aspekt tymczasowy dla Burning Shot. Do obrony blok rapierem wsparty aspektem "Ja latam".

(Latający wampir dzierżący strzelbę z płonącymi pociskami oraz rapier naraz, który walczy ze strażnikiem piekieł w zatęchłym lochu, który wytrzymał eksplozję, na dodatek do OST z TTGL. Ciekawe, czy wypełnię limit WB :])

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OOOOOOOOOCHOOOOOOOOOCHJAKCUDOWNIEJAKCUDOWNIEMARTWYCUDOWNIE!

Ryk obłąkańczego śmiechu rozniósł się echem po okolicy jakby sami bogowie ciskali piorunami na ten parszywy, ludzki padół. Kamienna statua oplątana mackami ciemności wyglądająca jak ostatni przystanek do piekła, rozwierająca swą paskudną gębę pełną ostrych zębów jakie poszatkują wszystkich wrogów, cały ja zbliżający się teraz powoli do krwawiącego i bezbronnego Thomasa. Głupi worek mięsa, mówiłem, że UMRZESZ jak głupi morek mięsa. Nie tylko UMRZESZ! BĘDZIESZ CIERPIAŁ! CIERPIAŁ CIERPIAŁ CIERPIAŁ! Wypruję z ciebie flaki, wyssę całą krew, połamię wszystkie kości, obedrę ze skóry, pourywam wszelkie kończyny, przerobię twoje wnętrzności na kisiel, zmiażdżę niczym robaka... Dudniący głos demona pobrzmiewał w moim umyśle. Twarz pełna szaleństwa, furii, zwiastun cierpienia wpatrywał się w Thomasa.

- Ho, ho, ho. - zachichotałem cicho wydobywając z siebie najbardziej przeszywający ton na jaki było mnie stać. - Nadchodzę. Zginiesz marnie, zginiesz marnie... - szeptałem w jego stronę jak jakąś modlitwę.

Nie wiedział tylko, że żadni bogowie nie będą w stanie mu pomóc. Nie, kiedy stoi naprzeciw zagładzie tego świata. Mroczny wędrowiec. On stanie się częścią karmazynowego szlaku.

- Zrobiłeś ogromny błąd, głupi worku mięsa. - zbliżałem się powoli, napawałem się tą chwilą. - Gdzie ta twoja pewność siebie?! Gdzie twoje zabawki?! Jesteś nic nie wartym, marnym śmiertelnikiem, który teraz... o-ho-ho, teraz zaprawdę poznasz najgłębsze kręgi bólu. Kiedyś, nim postanowiłeś się przeciwstawić, załatwiłbym to prostym sposobem zabiłbym cię szybko jako oznaka łaski. A potem zjadł. - przejmują śmiech szaleńca ponownie przeszedł po okolicy. - Teraz jednak muszę skorzystać z innego, prostego sposobu... lecz bardziej czasochłonnego. Nie tylko cię zabiję. o nie. Sprawię, że będziesz cierpiał. Rozerwę się, przemielę, obedrę, połamię. Poznasz smak cierpienia. Wierz mi. Nie zostanie po tobie żaden ślad. A teraz... giń. ROOOOOOOOOARGH!* - ja, żywa statua, skoczyliśmy do przodu.

Ogłuszający ryk najbardziej nieludzkiej istoty jaka stąpała po świecie śmiertelników poprzedził atak, śmiercionośną szarżę niepowstrzymanej bestii.

- PRZYWITAJ SIĘ ZE SWYM PRZEZNACZENIEM!

Ostre jak brzytwa macki, zakończona niewielkimi pyskami wystrzeliły w stronę Thomasa**.

---

FP: 6 (było DUŻO)

WB: 14

*charyzma może, żeby nie w głowie mu była ucieczka ^_^

**jak zwykle, Ciemność bez specjalnych mocy, ale dla pewności wykorzystuję FP aby wzmocnić rzut =]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Jesteś tworem ludzkiej ręki."

Więc... ona jest fałszywa, jak ja? Czuję się oszukany. Przecież jest taka piękna... Tylko ludzie tak mogą! Czyż nie? Może jest zbyt piękna... Nie, to bez znaczenia. Nawet jeśli on nie kłamie, to ona przecież płacze. Tricerio nie może. Ona jest lepsza. Nie mogę mu pozwolić jej skrzywdzić.

- Karmen to ładne imię. - mówię życzliwie, jakbym wymieniał grzeczności z nowymi sąsiadami, a nie powoli kroczył w stronę komandosa z zamiarem posiekania go na kawałki. Odłamek wydaje z siebie cichutkie buczenie.*

------------------------------

PP: 6 (-1)

WB: 20

*Atak na wroga wzmocniony aspektem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Pilnie strzeżony podziemny ośrodek badawczy niedaleko Astrii, konkretna lokalizacja: brak danych>

- Muszę z przykrością oznajmić, że projekt A-KAR ma pewne opóźnienia. . . - powiedział mężczyzna w białym kitlu.

Znajdował się w elegancko urządzonym pokoju, a przez sztuczne okno wpadał migotliwy blask zachodzącego słońca, zapewne obraz z kamery z powierzchni. Pośrodku zaś stało mosiężne biurko, a przy nim siedział mężczyzna w średnim wieku. Zapalił cygaro i popatrzył na naukowca obojętnym wzrokiem, jakby wiadomość, którą właśnie usłyszał nie miała najmniejszego znaczenia.

- W czym problem?- wstał i powolnym krokiem podszedł do sztucznego okna i odwrócił się w stronę mężczyzny w kitlu- Muszę ci przypominać, że to co jest w zamku jest bezcenne i projekt musi zostać ukończony, jak najszybciej?

Naukowiec odetchnął z rezygnacją i chwycił się lekko za głowę.

- Zapewne wiesz, że obiekt Karmen uciekł i staramy się go odzyskać, jednak mamy poważniejszy problem. . . drugi obiekt ,,666? stał się bardzo agresywny, gdy pierwszy wydostał się na zewnątrz. Straciliśmy połowę ekipy badawczej i. . .

- Żaden problem. Uzupełnimy braki w personelu. Coś jeszcze?

Pokój, w którym byli zatrząsł się lekko i obydwoje zdali sobie sprawę, z tego co tak naprawdę się w tej chwili stało.

- Prawdopodobnie w tej chwili straciliśmy drugi obiekt.

Mężczyzna palący cygaro poprawił krawat w momencie, gdy zgasło światło w pokoju i zapaliły się lampy alarmowe.

- Już. . . tu. . . jest. . . - powiedział naukowiec, gdy na klatce piersiowej kitel zrobił mu się czerwony od krwi. Jeszcze żył, jednak chwilę później efektownie rozerwał się na strzępy i umalował pokój krwawą czerwienią.

- Gdzie. Ona. Jest.- dało się słyszeć kobiecy głos znikąd, który przyprawiał o ciarki na plecach.

---

Jimmie "Wesoły Clown''

Skoczyłeś w jego stronę i gdy dotknąłeś ziemi ukryta w niej mina wybuchła*, jednak nie zrobiło to na tobie wrażenia i bez wahania rzuciłeś się w stronę Thomasa. Po jego twarzy było widać, że twój ryk go przeraził na tyle**, iż nie mógł się ruszyć, aż do ostatniej chwili, w której odzyskał władzę w nogach i cudem zdążył uniknąć najcięższych obrażeń***.

Przepełniony chęcią zabijania spojrzałeś w jego stronę i zobaczyłeś jego błędny wzrok. Byłeś pewny, że to praktycznie koniec i chłopak zaraz padnie ci u stóp, a ty będziesz mógł się nad nim pastwić, jednak. . .

Nadeszło nagle, ból zrodził się w twoim umyśle i kompletnie cię sparaliżował****. Zachwiałeś się i zrobiłeś krok do tyłu wprost na minę, która odrzuciła cię w kierunku twojego przeciwnika*****. Wiedziałeś, że to jego sprawka i nie miałeś, co do tego żadnych wątpliwości. Jakimś sposobem złamał twoją wolę i wdarł się do twojego umysłu. Kiedy doskoczył do ciebie w locie zobaczyłeś jego szaleńczy uśmiech, gdy przykładał ci rękę z ładunkiem do twarzy.

Gdybyś nie był posągiem pewnie wybuch oderwał ci głowę******, jednak w obecnym stanie odrzuciło cię to w powietrze parę metrów do tyłu, aż uderzyłeś w leżącą nieopodal stertę gruzu.

Ewidentnie cię uszkodził, jednak nie miałeś czasu przejmować się takimi drobnostkami. Podniosłeś się z ziemi i odwzajemniłeś jego uśmiech swoim, który z pewnością nie zmieściłby już się już w żadnej z kategorii szaleństwa określonych przez najwybitniejszych profesorów na całym świecie.

Staliście przez chwilę w miejscu szczerząc się do siebie, a wasze cienie powoli nabierały na długości, gdy słońce zaczęło już zachodzić za horyzontem. Po chwili z twojego cienia i każdego innego przedmiotu, który był w okolicy wyciągnąłeś czystą ciemność i uformowałeś swoją przerażającą postać. Mrok otaczający twoją osobę scalił się i twoje nowe narzędzia zbrodni były gotowe do akcji.

Równocześnie rzuciliście się w swoją stronę, ty w swojej nowej wręcz nierealnej formie i on ze wszystkim, co tylko zdołał utrzymać w jednej ręce. Z chwilą, gdy się zderzyliście wszystko stało się jasne*******. . . Byłeś dla niego zbyt szybki i bez trudu pozbawiłeś go kawałka ręki, w której trzymał swoje ładunki. Drugim precyzyjnym atakiem pozbawiłeś go możliwości chodzenia i teraz leżał na ziemi przed tobą trzęsąc się w skutek szoku, jakim było pozbawienie go kawałka kończyny, jak i utraty tak dużej ilości krwii.

Gdy tak leżał i dogorywał zdawał się być z lekka nieświadomy tego, co się wokół niego dzieje, jednak jeszcze żył. Był teraz całkiem bezbronny i aż prosił się o szybką śmierć. . . jednak ty miałeś inne plany.

************************************

Powoli nadchodzi noc i musisz się zdecydować, co dalej począć. Czy iść w kierunku zamku nocą, czy też może spróbować szczęścia kierując się do innego dystryktu, na jakie to z pewnością to miasto się dzieliło. Mogłeś też skorzystać z kanałów tuż pod powierzchnią, do których wejścia stały zewsząd dla ciebie otworem dzięki eksplozji wywołanej przez Thomasa. Wybór należy do ciebie.

FP: 6

WB: 22

*2334=-1+3=2 do 1, charyzma

**1646=1+4=5 do 2, obrona

***1236=-1+2+5=6 do 2, piąta kratka przeciwnika

****1642=-1+2=1 do 2, oporność psychiczna

*****2256=0+4=4 do 4, obrona + efekt -1 do następnej obrony

******1643=0+4-1=3 do 4, czwarta kratka twoja

*******5464=2+5+2=9 do 4, brak kratek wolnych, konsekwencja zapełniona, czyli rób z nim co chcesz

---

Tricerio

Komandos wyszedł z walącego się tuż za nim budynku i przyjął pozycję bojową, wtem?

- ALPHA! Potrzeb. . .szzzzzzzzzzz. . .szej pomocy! Gin. . .szzzzzzzzzzz. . . ciekła i . . .szzzzzz. . .-przekaz był bardzo słaby, jakby centrala miała jakieś problemy.

- Tu M3 jestem akurat zajęty. Jaki macie status?- powiedział zniecierpliwiony.

- NIE! Nie! nie! Proszę cię nie zabijaj mnie. Nieeee. . .- kiedy jego głos ucichł ulepszony słuch komandosa usłyszał jęki i odgłosy prosto, jak z horroru.

Popatrzył w twoją stronę, a następnie zwrócił swój wzrok w stronę Karmen.

- Twoja ,,siostra? idzie po ciebie. Cieszysz się, co?- powiedział i wybuchnął śmiechem.

Śmiał się dopóki nie podszedłeś do niego i nie zaatakowałeś. Gdy twój Odłamek leciał mu prosto na głowę zablokował go sztyletami, jednak zrobił to z niemałą trudnością*.

Odrzucił twoją broń i zręcznie zaatakował cię od boku**.

Po chwili ponownie skrzyżowaliście broń i siłowaliście się, by zdecydować, który z waszych ataków będzie tym lepszym.

- Jesteś godnym przeciwnikiem i chętnie bym zaprzestał walki z tobą, w tych niesprzyjających okolicznościach. . . - powiedział próbując odepchnąć twój odłamek- . . .jednakże nie mogę. Pewnie i tak tu zginę, jednak wiedz, że ona jest tu najmniejszym problemem.

Komandos był za słaby, więc po chwili bez problemu wygrałeś tą fałszywą próbę sił i odepchnąłeś go do tyłu***.

- Nie wiem, czemu ci to mówię, jednak wiedz, że w naszej bazie trzymaliśmy jeszcze jeden niebezpieczny ,,obiekt?- powiedział zachodząc cię z boku- Teraz ona idzie w twoją stronę i szuka jej- wskazał palcem Karmen.

Komandos zaatakował ponownie próbując przełamać twoją obronę, jednak byłeś na to zbyt wytrzymały**** i odbijając jego atak uderzyłeś go grzbietem swojego Odłamka prosto w twarz*****. Było to na tyle silne uderzenie, że odleciał kilka metrów do tyłu. Po chwili zebrał się z ziemi, a z jego skroni ściekała krew. Zdawał się też być lekko oszołomiony.

- Cholernie ciężkie to twoje żelastwo- powiedział chwytając się za głowę i przyglądając się swojej brudnej od krwi dłoni.

-Zakończmy to- powiedział i jako pierwszy cię zaatakował.

Udało mu się ciebie zranić******, jednak długo się z tego nie cieszył, ponieważ strzeliłeś mu ze swojej pięści prosto w twarz tak mocno, że aż przeleciał na drugą stronę ulicy i przebił się ścianę kolejnego domu*******.

Podszedłeś kawałek w jego stronę, jednak w miarę, jak się zbliżałeś zobaczyłeś, że twój przeciwnik nie jest już w stanie walczyć.

Komandos wypluł sporą ilość krwi i wziął ostatni wdech.

- Diablica. . . zabij ją. Błaga. . .- przerwał w połowie słowa i znieruchomiał.

************************************

Wyeliminowałeś zagrożenie i zostałeś sam na sam z tą jak ją nazwał komandos ,,Karmen?.

Pod twoim badawczym wzrokiem jej policzki się zarumieniły.

- Dziękuję. . . Tyle chciałabym ci powiedzieć, jednak proponuję, żebyśmy poszukali jakiegoś bezpieczniejszego miejsca. Noc nadchodzi i w tym mieście budzą się wtedy najstraszliwsze demony, a ja wolałabym ich nie spotkać- powiedziała nieśmiałym głosem.

Wstała z ziemi i chwyciła cię za rękę chcąc cię poprowadzić do budynku, który był ewidentnie wyższy od wszystkich innych wokół i przywodził na myśl opuszczony plac budowy, ponieważ z górnych pięter pozostały tylko główne podpory. Parter zaś pozostał w miarę zasłonięty, bo wszystkie okna były w nim zabite deskami, a ciężkie metalowe drzwi leżały oparte o ścianę obok wejścia.

Zaprowadziła cię tam i usiadła pod ścianą.

- Usiądź obok mnie, jak zechcesz- powiedziała spokojnie- Jak masz na imię?

Poczekała na twoją odpowiedź i kontynuowała.

- Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc. Prawdą jest, że byłam więziona, jednak to wszystko jest takie skomplikowane. . .- w jej oczach pojawiły się łzy, kiedy chwyciła się za nogi i skuliła, jak mały przestraszony kotek.

- Ja. . . nie wiem. . . nie wiem, czego ode mnie chcieli. Nie wiem. . . czemu tu jestem. . . a najważniejsze, dlaczego żyję? Uciekłam, bo się. . . bałam. Teraz nie mam, dokąd pójść. . .- skończyła szlochając.

FP: 5

WB: 22

*2143=-2+4+2=4 do 3, atak- pierwsza kratka przeciwnika

**1345=0+5=5 do 6, obrona- twoja trzecia kratka

***1366=1+4=5 do 4, atak- trzecia kratka przeciwnika

****2225=-2+5=3 do 3, obrona

*****1663=1+5=6 do 3, atak- konsekwencja przeciwnika

******1223=-3+5=2 do 5, obrona- twoja czwarta kratka

*******1534=0+3=3 do 0, atak- fatality

---

Rumulus

Potwór dopada do ciebie pierwszy i atakuje jedną ze szczęk, którą blokujesz swoim mieczem*. Bestia nie daje ci przy tym czasu do namysłu i atakuje ponownie jedną ze swoich macek, jednak odcinasz ją swoim rapierem zanim zdąży ci cokolwiek zrobić**. Patrzysz na potwora i po chwili już wiesz, co masz zrobić, by się go możliwie pozbyć na dobre. Nagle dzieje się coś niespodziewanego i od głównej masy odrywają dwie pomniejsze. W sumie jest teraz trzech przeciwników połączonych, jak zauważyłeś wspólnym szkieletem. Podzielona bestia wyprowadza na ciebie atak z trzech stron, przez co nie możesz nadążyć już z blokowaniem, aż w końcu jedna ze szczęk chwyta cię zagłębiając zęby w twoim ciele uderza tobą w boczną ścianę, a potem odrzuca na ziemię***.

Zdążyłeś już zauważyć, że by trafić bestię w czułe miejsce trzeba podejść do niej bardzo blisko, a ty musiałeś wręcz wejść do jej środka, co przepełniło cię obrzydzeniem****, jednak wiedziałeś, że tak trzeba. Potwór znowu się scalił i przed tobą pojawiła się wielka szczęka, która rzuciła się w twoją stronę, a ty skoczyłeś prosto w nacierającą paszczę i będąc w samym środku tego obrzydlistwa wypaliłeś ze swojej Hydry i zrobiło się naprawdę gorąco*****.

Potwór okropnie zaryczał i wypluł cię z powrotem na ziemię. Z jego paszczy wydobywał się dym, a płonący w jego środku ogień spopielił część kości, z których był zbudowany.

Bestia była głodna, ranna i oczywiście wkurzona na ciebie. Dwie wielkie wzmocnione dużą ilością kości macki poleciały w twoją stronę mając cię zmiażdżyć. Zerwałeś się z ziemi i odskoczyłeś do tyłu unikając lecących w twoją stronę macek******.

Czujesz zmęczenie, jednak się nie poddajesz i nacierasz na przeciwnika w locie. Wbijasz mu swój rapier głęboko w miejsce, gdzie według ciebie jest głowa i rozcinasz ją przykładając się do tego z całej siły*******.

Odbijasz się od potwora i lądujesz pewnie na posadzce, przygotowując się do możliwego kontrataku, jednak nic takiego nie następuje. Po twojej akcji bestia znieruchomiała i w korytarzu nastała głucha cisza tak, że jedynie odpadający ze ściany tynk rozbijając się o podłogę dawał znak, że czas ciągle płynie. Chwilę potem twój przeciwnik zaczął się rozpadać, a oślizgła masa rozpłynęła się po całej posadzce.

Walka była skończona, jednak nie miałeś pewności, co do tego, czy ten ,,twór? się po jakimś czasie nie odrodzi, więc wolałeś zbyt długo się tu nie kręcić. Porozglądałeś się jeszcze po korytarzu, jednak nie zauważyłeś niczego wartego twojej uwagi******** i zdecydowałeś, że trzeba by ruszać w dalszą drogę. Wszystkie malowidła na ścianach zostały praktycznie zniszczone, więc nie zostało tu też nic, co mogłoby cię dłużej zatrzymywać. Po kilku minutach drogi przez opuszczone korytarze o nienaturalnym oświetleniu magicznych pochodni napotkałeś najbardziej zwyczajne drewniane drzwi. Wyglądały na wiekowe, jednak gdy ich dotknąłeś i otworzyłeś nie rozpadły się, lecz spełniły swoją zwykłą rolę, jaką im przydzielono przy tworzeniu. Zza drzwiami były kolejne schody, które prowadziły prosto w górę, jednak były pogrążone w całkowitej ciemności. Wróciłeś się po jedną z pochodni i wziąłeś ją ze sobą, by oświetlała ci drogę. Wspinałeś się w górę, jednak nagle straciłeś rachubę czasu, równie dobrze mogłeś się wspinać kilka minut, jak i kilka godzin, czy też kilka dni. Ciemność rozświetlana przez mdławe światło pochodni wkręcała ci się w mózg i mieszała zmysły*********. Na szczęście w porę doszedłeś do metalowej klapy w suficie, która kończyła twoją wspinaczkę. Ostrożnie zabrałeś się za jej otwarcie i jak się okazało znalazłeś się w jakiejś piwnicy. Nagle, jednak coś zwaliło cię z nóg i pozbawiło cię przytomności**********. Ostatnim, co widziałeś był cień postaci w wysokim nakryciu głowy, najprawdopodobniej cylindrze.

************************************

Obudziłeś się z okropnym bólem głowy, a do tego coś świeciło ci prosto w twarz i oślepiało tak, że nie widziałeś nic innego. Do tego, jak po chwili zdałeś sobie sprawę byłeś przywiązany do metalowego krzesła i coś podpowiadało ci, że szybko się z niego nie wydostaniesz.

- Kim jesteś i czego chcesz?- zabrzmiał ci w uszach zdecydowany kobiecy głos.

FP: 3+1

WB: 22

*1245=-1+4+2=5 do 4, obrona

**6332=0+5=5 do 1, atak- czwarta kratka przeciwnika

***1365=1+4=5 do 7, obrona- twoja czwarta kratka

****5516=2+4=6 do 5, spostrzegawczość

*****3316=0+3+2=5 do 0, atak- piątka kratka przeciwnika

******2556=-1+3=2 do 1, obrona

*******1645=1+5=6 do 1, atak- fatality

********2216=-2+4=2 do 4, spostrzegawczość

*********3456=1+1=2 do 3, odporność psychiczna

**********2335=0+3=3 do 5, obrona

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

HAHAHAHAHJESTMÓJESTMÓJJESTMÓJCUDOWNIECUDOWNIECUDOWNIE

- HAH! - ryczałem ze śmiechu zarówno we własnej, szalonej głowie jak i na zewnątrz powoli obchodząc bezbronnego Thomasa. - NARESZCIE! NARESZCIE JESTEŚ MÓJ!

Żeby dać mu przedsmak cierpienia jakie go czeka nadepnąłem z całej siły na resztę ramienia chcąc wysłuchać muzyki dla mych uszu... jego krzyku, głosu jego bólu. Potem zrobiłem to jeszcze raz... i jeszcze. Podniosłem odcięty kawałek ręki i przykucnąłem obok głupiego worka mięsa machając mu ją przed twarzą nim wziąłem z niej solidnego gryza a resztkę cisnąłem w stronę paszczy jednej z macek. Nie mogłem powstrzymać się od szczerzenia ostrych jak brzytwa zębów. Wiedziałem, że kiedy ostatecznie zejdzie z tego świata będzie odczuwał najgorsze katusze. Jego ostatnia droga będzie czystym, nieopisywalnym cierpieniem gdzie każda cząstka będzie rozrywana na strzępy, każda komórka będzie krzyczeć o uwolnienie z tego padołu, ale wolność nie przyjdzie szybko... nigdy nie przychodzi dla tych, którzy zadzierają z Mrocznym Wędrowcem. Śmiech zwycięstwa. Śmiech uczty.

- Ah, Thomas, Thomas, Thomas... ty głupi worku mięsa... - mówiąc to chwyciłem kawałek odciętej nogi i obgryzłem go aż do kości. Chciałem jak najlepiej mu zaprezentować co stanie się już za chwilę. - Strasznie mnie zirytowałeś. Zdenerwowałeś właściwie. I jak się okazało, nie należy ze mną walczyć, kiedy jestem wkurzony. Hah, nigdy nie należy ze mną walczyć, ale tej lekcji... tej lekcji nie dane ci będzie zapamiętać, bo twój żywot zbliża się do końca. Będziesz kolejnym głupcem jaki sądził, ze powstrzyma Karmazynowy Szlak a tak naprawdę stałeś się jego częścią. Zaspokoisz mój nieskończony głód... - jedna z macek zakończona czymś w rodzaju krótkiego ostrza wbiła się w drugą, zachowaną nogę głupiego worka mięsa. Kolejny ryk bólu. - To cię właśnie czeka za odraczanie swojego wyroku. Gdyby nie to zabiłbym cię i wchłonął a teraz... zanurzę twoją świadomość w najgłębsze kręgi piekła nim z tobą skończę. Hah, ha-ha, HAHAHAHAH! - szaleńcza salwa śmiechu odbiła się echem w okolicy. - Ahhhhhh, hah, to będą dłuuuuuuugie ostatnie chwile, Thomas...

* * *

Jeszcze byłem w stanie przywołać sobie ryk agonii głupiego worka mięsa. Fantastyczne uczucie słuchać kwiczącej z bólu ofiary jaką podtrzymujesz przy życiu tylko po to aby poznała każdy aspekt, odmianę, kolor cierpienia... a potem, kiedy zaczyna uciekać z materialnego świata rozerwać go na strzępy... żeby nie zostały nawet kości. Ten cały Thomas był wyjątkowo irytującym oponentem, pomyślałem, unikał walki twarzą w twarz, chował się niczym tchórz, ale to co było... już nie powróci. Kolejna dusza dołączyła do mojej kolekcji. A teraz pora znaleźć następną... Nadchodziła noc. Pora, gdzie wszyscy śmiertelnicy powinni się mnie bać.

Bez namysłu wybrałem kanały. Mogłem wybrać jakąkolwiek inną ścieżkę, ale wszystkie z nich wydawały mi się równie ciekawe, wszystkie mogły mnie gdzieś zaprowadzić a podziemia... w podziemiach najłatwiej było schować rzeczy od wścibskich oczu, rzeczy jakie nigdy nie miały prawa ujrzeć światła dziennego. Wszystkie sekrety prędzej czy później zakopywał czas a ziemia była jego narzędziem. Ruszyłem przed siebie na kolejne polowanie. Miałem całą sieć kanałów dla siebie i długie noce oraz dni na ich przemierzanie. A najlepsze było to, że praktycznie zawsze panował w nich mrok i jeśli znajdzie się ktoś wystarczająco głupi aby tutaj zejść z radością powitam go w moim królestwie...

Nagle nowy pomysł zagościł w mojej głowie i z szerokim uśmiechem wyryłem wykształconymi pazurami napis w ścianie jaki zostawiałem co kilkadziesiąt kroków. Brzmiał krótko:

BÓJCIE SIĘ

---

FP: 6

WB: 22

*się nie mogę doczekać co też ciekawego naszykowałeś w podziemiach ;]; jeśli trzeba coś rzucać do znajdowania drogi to może percepcja (?)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyle rzeczy zdarzyło się w ciągu kilkunastu minut. Wpierw napawałem się zwycięstwem nad kolejnym przeciwnikiem, potem w czasie wędrówki zastanawiałem się jak przywrócić mój wygląd do porządku i walczyłem z jakimś dziwnym mrokiem. Można było uznać ten czas za udany, gdyby nie jeden szczegół.

Zostałem znienacka i zdradziecko zaatakowany przez tchórzliwego trupa. O tak, trupa, gdyż wiedziałem, że nie odpuszczę żadnemu podstępnemu cwaniakowi. Zamykam oczy i kręcę powoli głową, z uśmiechem politowania na twarzy. Zachowuję się jak najbardziej swobodnie, lekko napinając poszczególne mięśnie, badając swobodę ruchów. Staram się wyczuć, czy krzesło jest przymocowane do podłogi. Po kilku sekundach postanawiam wreszcie zaszczycić moją przeciwniczkę rozmową.

- Tam, skąd pochodzę, kat zwykł przedstawiać się swojej ofierze jako pierwszy.

Przygotowuję się na cios i ból, który zaraz powinien nadejść. Jeśli uderzenie będzie wybitnie męskie, będę wiedział, że moja przeciwniczka nie jest sama. Czekam na jej odpowiedź i szykuję zasieki obronne w mym umyśle, aby powstrzymać jakikolwiek atak z tej strony. Przypominam sobie najgorszy widok, jaki widziałem. Wielka twierdza, nad którą panuje przerażająca cisza. Wszystko zginęło, zjedzone albo z głodu. Okropne obrazy ludzi zastygłych w przeraźliwej walce o kęs mięśnia bliźniego. Niesamowicie chuda postać w kitlu lekarskim, zajmująca budynek z szyldem "Amputacje kończyn. Podział po połowie". Inne sceny, które ciężko opisać ludzkim językiem. I nade wszystko przejmujący, wszechobecny smród zgnilizny. A wszystko za moją sprawą.

Jestem ciekaw, czy jakiekolwiek sondowanie umysłu przy takiej obronie przyniesie skutek. Prędzej badający oszaleje lub ucieknie.

Gdy patrzysz w Otchłań, Otchłań patrzy w ciebie.

____

FP:4-1=3

WB:22

Wolny slot na um. na poziomie pierwszym zajmuje teraz Siła Woli. W celu obrony przed ewentualnym atakiem psychicznym wzmacniam ją aspektem Wampir.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komandos nie żyje. Nie jest już wrogiem, a jedynie nieruchomym workiem na mięso, który szybko wybywa z mej pamięci, tak samo jak jego prośba. Zagrożenie minęło, więc znowu zwracam swoją uwagę ku bogini. Jest dużo mniejsza ode mnie, ale pozwalam jej się prowadzić.

- Tricerio. Bo jestem trzeci - odpowiadam na jej pytanie. Siedzę obok niej i wysłuchuję jej zwierzeń. Gdy zaczyna płakać, wyciągam ręce i bez trudu unoszę ją w powietrze, po czym tulę do siebie. Pamiętam, że duzi ludzie robią tak, gdy mali ludzie są smutni. Dopiero teraz zaczynam rozumieć, dlaczego. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, wszystko wydaje się być na swoim miejscu.

- Nieważne, skąd jesteś i po co jesteś. Dostaniemy się do zamku i zdobędziemy nagrodę. Z nią się zmienimy. Pójdziemy, gdzie zechcemy.

--------------------------------------

PP: 5

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziemia zaczęła pękać, aż w końcu coś wybiło się na powierzchnię. Patrząc od strony miasta można by, zobaczyć wynurzającą się z ciemnej otchłani postać na tle zachodzącego słońce. Na początku pokazały się dziesiątki poruszających się w hipnotyzujący sposób macek, aż w końcu promieniejące czerwienią oczy. Nagle nieoczekiwany przybysz wydał z siebie mrożący krew w żyłach krzyk, wrzask przesiąknięty smutkiem, złością, szaleństwem, żądzą będący esencją najgorszych koszmarów. Przetoczył się po równinie w stronę miasta i niezatrzymany dotarł do każdego jego zakątka oznajmiając przybycie nowego przeciwnika.

***********************************************************************************************************************

Jimmie "Wesoły Clown"

Udając się w stronę kanałów zatrzymałeś się jeszcze na chwilę słysząc wrzask -możliwe, że w niedługim czasie następnego- przeciwnika.

Nie był to dźwięk konającej postaci, jednak posiadał w sobie na tyle wielki wyraz cierpienia, że usłyszenie mogło to być dla ciebie przyjemną niespodzianką.

Pomimo, że wróg pokazał swoją obecność nie byłeś w stanie ustalić kierunku, z którego krzyk dotarł. Stwierdziłeś, że dla jednego niewiadomego przeciwnika nie warto marnować czasu i zwróciłeś swoje kroki w stronę kanałów.

Wreszcie mogłeś się szybciej poruszać, a do tego ciemność nie protestowała i scalała się z tobą, jak tego oczekiwałeś. Podróżując przez podziemne tunele wyczuwałeś małe ogniska żyjących obiektów, jednak w większości były to tylko szczury... jak i zabawki mrocznej pani, które musiały korzystać z mniejszych przejść, bo te małe postacie umykały przed tobą w jeszcze mniejsze dziury. Nie wiadomo w jakim celu i gdzie zmierzały ale pewnym było, że nie korzystały z dróg na powierchni. W miarę zapadającej nocy musiały, jednak opuszczać to miejsce, bo nie można było ich dłużej wyczuć.

Lekko błądząc w niezliczonych korytarzach i kierując się instynktem trafiłeś... na ścianę. Dla pewności uderzyłeś w nią chcąc sprawdzić czy nic się za nią nie kryje. Zwykła ściana. Odwróciłeś się i zobaczyłeś w ciemności kilka metrów od ciebie świecące na fioletowo oczy.

- Czułam, że nie jestem jedyna- do błyszczących ślepi dołączył jeszcze delikatny kobiecy uśmiech.

Zaskoczyła cię musiałeś jej to przyznać. Pomimo, że stałeś się jednością z otaczającym cię mrokiem to nadal nie potrafiłeś wykryć jej obecności. Zatem jej tam nie było, a jednak mogłeś ją zobaczyć.

Sekundę później była tak blisko, że byłeś wstanie wyczuć jej oddech, przyjrzeć się twarzy bez skaz, jakby wyrzeźbionej na podobieństwo jakiejś bogini, jednak nadal wszystko mówiło ci, że jej tam nie ma.

- Mam nadzieję, że nie będziesz mieć nic przeciwko- powiedziała i zbliżyła się, by cię pocałować.

*************************************************************************************************************************

Tricerio

Odwzajemniła twój uścisk i po chwili opuściłeś ją na ziemię. Usłyszeliście nieprzyjemny krzyk, a na twarzy Karmen wymalował się obraz zdziwienia i zmieszania. Otrząsnęła się z tego i podeszła do ciężkich metalowych drzwi. Siłowała się chwilę z nimi. . .

- Tricerio, czy mógłbyś je przenieść na właściwe miejsce?- zapytała się delikatnie.

Bez wahania podszedłeś i wstawiłeś je w ramę. Zbyt wiele nie wytrzymają, jednak to zawsze jakaś zasłona.

Usiadła pod ścianą i poprosiła byś usiadł obok.

- Tak właściwie, czy wiesz o co chodzi z tym zamkiem? Ja widziałam dziesiątki różnych postaci, które... walczą ze sobą. Większość z nich bez wahania atakuje innych. Czemu są tacy bezlitośni?- powiedziała patrząc się przez okno w niebo, na którym powoli pojawiały się błyszczące gwiazdy.

*****

Słuchała cię uważnie, a następnie ziewnęła i oparła się o twoje ramię(?) zapadając w słodki sen. Sam nie potrzebowałeś snu, więc patrzyłeś się na nią i dziwiłeś się, że ktoś może chcieć zranić, a nawet zranić tak piękną istotę. Odwracając od niej wzrok zobaczyłeś, że wokół was nastała całkowita ciemność. Zostały tylko gwiazdy... albo błyszczące ślepia, które pojawiły się wszędzie wokół. Gdy już chciałeś coś zrobić to znikły, a ty razem z Karmen pojawiliście się w wielkiej ciemnej komnacie, gdzie pośrodku stał mosiężny tron ozdobiony twarzami wyrażającymi strach, ból i mękę, a na nim kobieta jasnej karnacji, w ciemnych przyciętych na specjalny wzór szatach. Jej białe źrenice powodowały, że jej wzrok zdawał się przeszywać na wylot Opierała twarz na jednej ręce patrząc w twoją stronę z lekkim uśmiechem. Jej wzrok padał głównie na Karmen.

Za twoich pleców dobiegł głos prosto z otchłani cierpienia.

- Zawiodłem się. Pożałujesz tego.

- Jesteś dla niego zbyt surowy. Zobacz, jak słodko razem wyglądają- powiedziała lekko klaszcząc rękami.

Przed tobą na planszy kolejne pionki zamieniły się w proch. Zostało ich kilkadziesiąt, choć jak zauważyłeś pewnie drugie tyle się rozpadło- sądząc po pozostałościach.

- Zainteresowany? - powiedziała widząc, że patrzysz się w stronę pionów- Tyle dzieli cię od wygranej. Dokładniej to oni. Wszystkie ich życia, które wkrótce dobiegną końca- wyjęła rękę przed siebie, a w jej dłoni ukazały się dwa pionki, które ukazywały twoje i Karmen zniekształcone podobieństwo.

Wstała z tronu i delikatnym krokiem bez wydawania żadnego dźwięku położyła je na planszy.

Następnie usiadła i położyła się na posadzce wzdłuż pól.

- Chcesz coś dla mnie zrobić?- jej uśmiech przybrał bardziej mroczne oblicze, niż poprzednio.

**********************************************************************************************************************

Rumulus

- Kat?! Bliżej tobie do niego, jak wyskakujesz sobie z podziemi i nas zaskakujesz. Nie dość, że wszyscy wokół się mordują to jeszcze ktoś taki, jak ty wtargnął do naszego schronienia- krzyknęła na ciebie- Dopóki nie wyjaśnisz czego chcesz i jakie masz zamiary to cię nie wypuszczę. Choćbym miała z ciebie zedrzeć skórę, żeby się tego dowiedzieć.

- Nie świeć mu w oczy, bo jeszcze bardziej go denerwujesz- usłyszałeś inny bardziej melodyjny głos.

- Lepiej dla nas, żeby niczego nie widział. Nie wiemy jakie ma zamiary.

- Zrób to, bo sama się do tego zabiorę- powiedziała ta druga już bardziej stanowczo.

Usłyszałeś westchnięcie i oślepiający blask zniknął zastąpiony przez lekką poświatę pochodni umieszczonych na ścianach. Chwilę trwało zanim twoje oczy odzyskały pełną sprawność byś mógł zobaczyć, iż rzeczywiście postać, która cię przypięła do ,,krzesła'' ma cylinder, jednak nie jest to z pewnością kominiarz, którego spotkałeś na samym początku. Chyba, że nagle zmienił płeć i wyrosły mu czarne skrzydła w parze z kłami podobnymi do wampirzych.

- Od razu lepiej. Widzisz? - ten drugi głos dobiegł od kobiety siedzącej na pokruszonych schodach.

Ubrana w sukienkę o bardzo krzykliwych wręcz oślepiających kolorach wyróżniała się z towarzystwa przesiadującego w tej piwnicy, a jej tęczowe źrenice łagodnie błyskały w świetle pochodni i ładnie komponowały się z błękitnymi sięgającymi, aż do ziemi rozczochranymi włosami.

Pod ścianami zauważyłeś też kilka innych postaci i po sylwetkach odgadłeś, że z pewnością nie było wśród nich żadnego dorosłego mężczyzny. Usłyszałeś cichy płacz i dostrzegłeś, iż jedna z postaci owinięta bandażem, przez który przesiąka jeszcze świeża krew i leży nieruchomo w otoczeniu kilku innych skrytych pod płaszczami osób od których dobiegło cię szlochanie.

- Przez takich, jak on Ani teraz umiera! Musimy się go pozbyć, rozumiesz?- powiedziała dziewczyna w cylindrze.

- Nie. Uwolnij go teraz, a jeśli zacznie coś kręcić to własnoręcznie skręcę mu kark. Zrozumiano?- kobieta o tęczowych źrenicach powiedziała to, aż nazbyt spokojnie- Według mnie nie stanowi zagrożenia, co nie?- zwróciła się do ciebie z pytaniem.

Przez chwilę obie mierzyły się wzrokiem, jednak dziewczyna w cylindrze przegrała z niewzruszoną twarzą tej drugiej.

- Puść go 3aro.

Krzesło puściło cię i przekształciło się w coś w rodzaju humanoidalnego robota o błyszczącym w świetle pochodni pancerzu.

,,Tęczowe źrenice" wstała ze schodów i podeszła do ciebie z wyciągniętą ręką.

- Wybacz koleżance, jest trochę niespokojna od jakiegoś czasu. Jestem Iaikio, opiekunka tego zgromadzenia, a ty?- uśmiechnęła się do ciebie przyjaźnie.

************************************************************************************************************************

Lawenda

Podróż przez niezbyt sprzyjające warunki zajęła ci więcej, niż się spodziewałaś. Do miasta dotarłaś dopiero, gdy już praktycznie zapadła ciemność. Brama w wejściu nie stawiała żadnego oporu, gdy przesunęłaś jej skrzydło chcąc dostać się za mury.

Usłyszałaś mrożący krew w żyłach krzyk, jednak pochodzenie było dla ciebie nieznane.

Ruszyłaś przed siebie mając patrząc w kierunku prawie niewidocznego już zamku, a drogę wskazywały ci blade gwiazdy.

Niedługo trwało, jak natrafiłaś na pierwsze ślady potyczek. Co kawałek plama krwi, czy też pozostałości poszarpanych ubrań. Zobaczyłaś też gdzieś z boku oparte o rozpadający się budynek rozwleczone wzdłuż drogi zwłoki jakiejś postaci o niewiadomej aparycji tak, jakby ktoś zdjął z jej skórę.

Idąc dalej usłyszałaś odgłos krztuszenia się i zajrzałaś do najbliższych ruin domu. Zastałaś przerażający widok. Pięć postaci przybitych do ściany czymś w rodzaju metalowych włóczni. Ta najbardziej od prawej zdała się jeszcze żyć, choć pewnie niezbyt długo potrwa zanim w końcu umrze.

Coś cię tknęło i podeszłaś bliżej, żeby się przekonać, iż w tym wypadku kat niezbyt dokładnie przybił swoją ofiarę i pozwolił jej wciąż żyć. Włócznia ewidentnie ominęła co ważniejsze organy, jednak pomimo tego obrażenia chłopaka przybitego włócznią do ściany były poważne.

- Yek. . . Ekh. . . po. . . móż.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po raz pierwszy w moim życiu wszystko było w porządku. Trzymałem osobę, którą kocham w swych objęciach, bez żadnych trosk i obaw... Gdy nagle otoczyła nas ciemność i ślepia. Teraz jesteśmy gdzie indziej.

Próbuję obejrzeć się za siebie i zobaczyć właściciela tego przerażającego głosu. Potem znowu kieruję spojrzenie na kobietę. Kim ona jest? Zna nas, ale my nie znamy jej. Czy ta szachownica jest jej?

- Co dostaniemy w zamian? I kim ty jesteś? - pytam. Zastanawiam się, czego od nas chce. Wysłucham, co ma do powiedzenia, ale jeśli tylko spróbuje skrzywdzić Karmen, rozsmarują ją po podłodze.

--------------------------

PP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mam nadzieję, że nie będziesz mieć nic przeciwko. - choć miała twarz bogini wiedziałem, że pod nią kryje się najgorszy koszmar tego świata. Demon taki jak ja. Najwidoczniej nie tylko ja zostałem tutaj przyzwany... ciekawe.

- To zależy. - odparłem swoim typowym, choć z lekką nutką tajemniczości, tonem starając się jej zasugerować, że jeżeli spróbuje czegokolwiek głupiego gorzko tego pożałuje. - Czy to twój uroczy wrzask słyszałem jakiś czas temu?

Niezależnie od tego czy odpowie na pytanie czy nie postanowiłem przygotować swój spaczony umysł na potencjalne sztuczki wliczając w to "miłosne" sugestie albo innego rodzaju kontrolę umysłu*. Wystarczyło mi kilka chwil, żeby stwierdzić, że właśnie w taki sposób jest w stanie zaskoczyć śmiertelników i sprawić aby każdy mężczyzna, głupi worek mięsa, padł do jej stóp. Jakąkolwiek istotą była albo - co bardziej pewne - niezależnie skąd mogła się urwać miała interesujące podejście do swych przeciwników. Albo musiała mieć. Jeszcze nie wiedziałem czy postrzega mnie jako rywala w tych dziwnych igrzyskach. Ten demon, ja, ożywiona statua, nie przywiązywaliśmy wagi do spraw cielesnych. Jedyne dla czego pragnąłem innego ciała to móc wbić w nie swoje zęby i zwyczajnie pożreć. Niech robi co chce zrobić...

Jeżeli nie zrobi niczego głupiego co sprawi, że zaraz kanały zamienią się w krwawą rzeźnię zamierzam zadać jej kilka pytań. Dla przykładu co tutaj robi i czy wie o Pani...

---

FP: 6-x=y (gdzie x to ilość fp potrzeba do przejścia/wsparcia rzutu na siłę woli... wydaję tyle ile będzie trzeba, innego wyniku nie uznaję nawet jeśli miałbym zużyć wszystkie ;])

WB: 22

*bronię się siłą woli na ew. próby charmowania mnie albo innej kontroli umysłu

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, to wiele zmienia, pomyślałem rozglądając się po loszysku, bo inaczej nie dało się tego opisać. Spojrzałem w kierunku niedoszłych oprawczyń i ukłoniłem się tęczowej, całując jej dłoń.

- Hrabia Rumulus von Manstchoffen.- wyprostowałem się i spojrzałem na jej koleżankę w cylindrze.- Wampir.

- Pffff... Julia Askard III Lindmieier- prychnęła w moim kierunku dziewczyna w cylindrze.

- Widzisz? Nie miał złych zamiarów- powiedziała ?tęczowa? i obróciła się wokół własnej osi lekko się kłaniając- Widzę, że mamy tu więcej arystokratów.

- Miło mi panie poznać. Czy mam może zaszczyt rozmawiać z kimś, kto tak jak ja lubi krew?- uśmiecham się, szczerząc kły. Dziwne, że każdy wampir, którego spotykam, ma szlachetne pochodzenie. Na przykład ten pijaczyna z sześcioma imionami, który zaliczył zgona w okolicy chętnych do ćwiartowania chłopów.

- Może. Nie sądzę, jednak iż w tym wypadku jest konieczne o tym rozprawiać- powiedziała Julia patrząc na mnie podejrzliwie- Co najgorsze, że nikt nie może się z tego przeklętego miasta wydostać. Iaikio?

Wspomniana wygodnie usadowiła się na ziemi, a jej tęczowe źrenice zamigotały.

- Chcesz wiedzieć, czym to jest? Nikłe mam pojęcie o takich sprawach. Wiemy, tylko tyle co same widziałyśmy- powiedziała, a Julia lekko się skrzywiła, jakby na wspomnienie minionych wydarzeń.

- Zaszczycacie mnie waszą chęcią rozmowy. Normalnie czułbym urazę z powodu tego zdradzieckiego ataku, ale jesteście kobietami(które jako płeć i tak znane są z nieczystych zagrań) i na dodatek opiekującymi się rannymi. Daleko mi na razie do rycerskiej obrony uciśnionych, ale rozumiem waszą sytuację i czuję się po części odpowiedzialny. Co z tym... Anim?

- Ani, mistrzyni lub jak kto woli opiekunka tych trzech dzieciaków, które ją otaczają- powiedziała Julia wskazując głową w stronę zabandażowanej postaci- Załatwił ją tak jeden z ,,uczestników" tego niby turnieju. Pokiereszowane wnętrzności. Cud jeśli przeżyje.

- Wiele osób trafiło do miasta przez przypadek. Zwykle bez żadnego wyszkolenia w walce. Zatem nie ma się co dziwić. -powiedziała Iaikio- Próbujemy zebrać jeszcze tych żywych i się stąd wydostać, jednak obecnie utknęłyśmy w martwym punkcie, jak pewnie widać.

- To chore... To jest chore. Rzucać bezbronnych ludzi na arenę, prosto między potwory?- zacisnąłem pięści ze złości, po czym rozluźniłem się i zacząłem opowiadać.- Miałem kiedyś rodzinę i byłem wspaniałym żołnierzem. Raz, kiedy wyjechałem na wojnę, wziąłem udział w oblężeniu zakończonym śmiercią głodową wszystkich obrońców i cywili. Splądrowałem świątynię, gdzie zobaczyłem wizję śmierci moich bliskich. Wróciłem do nich, lecz moi towarzysze nie wybaczyli mi dezercji. Zabili wszystkich, którzy byli mi drodzy. Potem zostałem wampirem, odszukałem ich jednego po drugim i zemściłem się.

Przypomniałem sobie tamte walki... "Mąż zabitej żony, ojciec zamordowanych dzieci. Przygotuj się na śmierć". Kontynuowałem:

- Dlatego też doceniam znaczenie rodziny... Niby jestem arogancki, niesamowicie próżny z powodu swojego urodzenia, jednak czasami nachodzą mnie pewne kaprysy związane z pomocą innym. Na szczęście nie pamiętam płaczu moich dzieci, lecz nie mam zamiaru usłyszeć szlochania podopiecznych Ani.

Kiedy już się wypowiedziałem, usłyszałem krzyk dzieci i szybkie spojrzenie wystarczyło, by zobaczyć trzęsącą się postać w bandażach. Julia bez wahania rzuciła się tamtą stronę razem ze swoim podopiecznym "robotem". Niebiesko włosa zaś siedziała w tym samym miejscu na ziemi nie zmieniając wyrazu twarzy.

- Odsuńcie się. Ma zapaść. 3aro reanimacja!!!

Widziałem lekkie wyładowanie elektryczne i próbę przywrócenia tamtej do życia i potem następną... Wtem Iaikio zerwała się z ziemi i znalazła się kilka centymetrów ode mnie, wpatrzona swoimi tęczowymi źrenicami prosto w moje oczy. Rozluźniłem kołnierzyk i wyszczerzyłem zęby.

- A ty co zamierzasz?- spytała się bez zmiany wyrazu twarzy. Zaprawdę dziwna to chwila.

- Jeśli Ani naprawdę zależy na tych dzieciach, to zaakceptuje moją propozycję. Od nie tylko to zależy.

Odsunąłem ją powoli i zacząłem podchodzić do rannej. Wtem dziewczyna chwyciła mnie za rękę, nadal uśmiechnięta.

- Jak myślisz? Czy tego chce?- powiedziała- Za kogo uważasz Julię?

Zmrużyłem oczy, spoglądając na skrzydlatą. Więc jednak...

- Dlaczego nie skorzystaliście z tej szansy?

- Raczej ona- powiedziała puszczając mnie- Życie ,,wieczne'' nie każdemu się marzy, do tego jak wiesz istnieje jeszcze odsetek ryzyka, że coś pójdzie nie tak.

- Więc nie chce poświęcić się dla chłopców? Czy może boi się, że przemiana zmieni ją tak, że zaszkodzi im?

- Nie wiem. Zabroniła- jej uśmiech się lekko rozszerzył- Wiesz ci wierzący w wyższe stworzenie mają swoje powody.

Znowu rozległ się ten sam krzyk, który słyszałem wcześniej.

-Wybacz- powiedziała niebiesko włosa i pognała na schody- Chyba, że chcesz iść ze mną? Jej raczej więcej nie pomożemy- kiwnęła głową w stronę Juli.

Spoglądam to w stronę Julii i Ani, to na niebiesko włosą. BAKA... Gdyby nie te przesądy. Gdyby nie jej przekonania w siłę wyższą, kierującą naszym losem...

W momencie, w którym dotarła do mnie ta myśl, wiedziałem, co zrobię. Skoro Ani oddaje swój los w ręce bogów, oddaje go w ręce Przeznaczenia, a nie jakiegoś wampira z dobrego domu, to jest jej decyzja i taki jej Los. To ona o nim zadecydowała i nic nie mogło zmienić jej sytuacji. Była na swojej drodze i gdziekolwiek ona wiodła, nie mogłem tego zmienić. Nauczyłem się tej lekcji w najgorszy możliwy sposób. Westchnąłem i krzyknąłem:

- Julia! Powodzenia!

Ruszyłem za Iaikio, krzycząc:

- Czekaj, idę z tobą, daj mi tylko moją broń!

Nie odezwała się. Broń czekała na mnie za zakrętem i wejściem na wyższe piętro.

Noc już praktycznie zapadła, a dziewczyna pomachała do mnie z półschodzia i pobiegła dalej.

W końcu dotarłem na sam dach, gdzie zastałem ją opierającą się o zrujnowany murek i patrzącą ze skupieniem w kierunku zachodu słońca.

- Heh. Niezbyt przyjemny to widok- wyciągnęła zza pasa małą, pozłoconą lunetę i skierowała ją w moją stronę dając znać, żebym sam się przekonał.

Zgrabnie złapałem ją w dłoń i przyłożyłem przyrząd do oka.

Z początku nie mogłem dobrze nakierować, bo po mimo swojej wielkości luneta miała bardzo dobre przybliżenie. Kiedy w końcu udało mi się dobrze ją ustawić zobaczyłem... ciemną postać, której obrys powoli stawał się lekko widoczny z powodu zachodzącego słońca. Dziesiątki albo i może setki macek poruszających się w ściśle harmoniczny sposób, a pośrodku postać(po posturze można by zasugerować, iż jest płci żeńskiej) o świecących się czerwonych oczach, która sunęła w stronę miasta unosząc się trochę nad ziemią.

Przyznam się, przeszedł mnie lekki dreszcz, kiedy nasze oczy się spotkały, a szkło w lunecie pękło.

- I tak jej nie potrzebowałam- powiedziała tęczowo oka- Spytam się raz jeszcze. Co zamierzasz, bo raczej nie zostaniesz tu z nami, jak mniemam?

Rzuciłem bezużyteczną już lunetę i wziąłem głęboki wdech.

- Muszę coś załatwić w samym zamku. Poza tym, poczułaś wzrok tej istoty? Jak sztylety...

- Raczej nie chcesz się stąd wydostać... skoro idziesz do zamku. Jeśli spotkasz kogoś, kto potrzebuje pomocy. Wyślij ich do nas. Będziemy się starać przeżyć, jak najdłużej... Jeśli się czegoś dowiesz to wrócisz?- zwróciła się w moją stronę, a jej oblicze zdało się być niezmienne od kiedy ją spotkałem.

- Głupi pomysł, ona w końcu tu dotrze. Nie idźcie naprzeciw niej, uciekajcie w drugą stronę. Obawiam się, że nie dacie jej rady. Spróbujcie iść moimi śladami, postaram się choć trochę utorować wam drogę. W zamku zaś może znajdę odpowiedzi i śmierć, która ma mnie w tym mieście spotkać.

- Poruszanie po mieście nie jest też najlepszym pomysłem, jeśli wiesz o co mi chodzi. No i nie jesteśmy raczej zbyt mobilni w obecnym stanie... Zatem życzę powodzenia. Najlepiej nie schodź na dół. Nie żegnaj się. Tak będzie lepiej. Uwierz mi. Nie chcesz się jej pokazać z tym, co teraz mi tu powiedziałeś... Powodzenia- powiedziała i zaczęła powoli schodzić z powrotem na dół.

- Powodzenia. I nie uciekajcie drogą, którą przyszedłem.

Kiedy już znikała zwróciła swą twarz w moim kierunku i zobaczyłem małą łezkę spływającą jej po policzku. Jej twarz jednak nie zmieniła wyrazu i szybko straciłem ją z oczu.

Wbiłem ze złością rapier w posadzkę i zerwałem postrzępiony, bezużyteczny płaszcz. Pierścień, który dało mi lustro, schowałem do zapinanej na guzik kieszeni koszuli i upewniłem się, że nie wypadnie przez żadną dziurę. Zarzuciłem pasek od Hydry ukośnie przez plecy, zacisnąłem go i sięgnąłem po Tancerza. Targały mną emocje, których nigdy jeszcze nie czułem. Wspomnienie czynów moich dawnych, bardzo dawnych przodków, którzy poświęcali się dla słabych. Wyrzuty sumienia za zbrodnie dokonane w licznych bitwach i oblężeniach. Szczera chęć bezinteresownej pomocy komuś innemu. Czyżby to bezpośredni widok cierpienia, umierania osoby, która nie powinna tu być, która była słaba, bezbronna wobec Przeznaczenia budził we mnie... Rycerskość? Krew nie woda.

- Organizatorze turnieju, kimkolwiek jesteś. Wiem już, czym przysłużę się światu przed śmiercią. Słyszysz mnie? Dostanę się do twojego cholernego zamku i zakończę ten krwawe igrzyska splamione śmiercią niewinnych! Uratuję Iaikio, dzieciaki, Ani, Julię i wszystkich innych! SŁYSZYSZ? Czekaj na mnie. Szykuj swe zasieki, wzywaj kogo tylko możesz. Proszę bardzo. Ja już jestem trupem. Razem przejdziemy na drugą stronę.

Wznoszę się w powietrze i staram się zlokalizować zamek, po czym ruszam w jego kierunku. Jeśli nie zobaczę go, to zacznę lecieć mniej więcej w kierunku centrum Astrii.

____

FP: 4

WB:22

<of course post współtworzony z MG>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...