Skocz do zawartości

Dexter666

Forumowicze
  • Zawartość

    1052
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Dexter666

  1. Tak w temacie aktywacji i DRMów...zadziwiające z jakim uporem niektórzy producenci zapewniają piratom stałe źródło utrzymania. Ile razy by nie wprowadzili jakiegoś nowego rodzaju zabezpieczeń, tyle razy okazuje się że warte są tyle co poprzednie. Może to już wyświechtana kwestia, ale uważam że DRMy najbardziej przeszkadzają uczciwym graczom, zmuszając do ciągłego rejestrowania, pobierania, wpisywania kodów, potwierdzania danych, logowania i Bóg wie czego jeszcze. Ja osobiście mam czasem ochotę do jakiejś gry wrócić, ale mnie zniechęca choćby sam proces instalacji i aktualizowania gry "do najnowszej wersji". A jeśli jeszcze jakieś DLC do pobrania dochodzą (vide ME3, w którym granie w multi nie ma sensu bez co najmniej kilku dodatków)...to już mogiła i krzyżyk na środku.

  2. Akurat do Varrica nic nie mam, podobnie jak do łamania niektórych konwencji. Chodzi mi raczej o aspekt czysto estetyczny, który w przypadku krasnoludów w większości gier...zwyczajnie leży i kwiczy. Uważam że skoro ma to być jedna z grywalnych ras, różniących się nie tylko cechami ale i wyglądem, to autorzy powinni modele potraktować trochę staranniej. Choćby tylko pozmieniać proporcje ciała (co chyba nie jest zadaniem zbyt trudnym). Tym czasem serwują graczom coś takiego jak w DA, czyli karłowatych ludzi. Mnie takie rzeczy rażą, zwłaszcza jeśli "obok" krasnali, do wyboru jest również rasa dopracowana wizualnie tak, jak np. Qunari.

  3. Właśnie ukończyłem trzecią część i niestety, ale muszę się zgodzić z autorką poprzedniego wpisu, Fabuła może na samym początku nie jest zła, ale odniosłem wrażenie że mniej więcej od połowy scenarzysta miał już tylko jeden cel. Mianowicie skończyć to co zaczął, wyłącznie dla świętego spokoju. Nie było w mojej opinii żadnego "trzęsienia ziemi", żadnej okazji by złapać się za głowę z niedowierzania. W dwóch słowach...zero emocji. Co prawda uważam że Inkwizycja jest o kilka długości lepsza od dwójki (która dla mnie nie była wcale tragiczna), ale liczyłem że twórcy bardziej się postarają. Zwłaszcza że BioWare od dawna boryka się z olbrzymią falą krytyki i potrzebuje "rehabilitacji" jak nigdy.

    A tak z innej beczki, jako fan krasnoludów w fantasy... mam jeden, za to potężny zarzut nie tylko do twórców DA, ale w ogóle twórców gier. Czemu do ciężkiej i niemytej w zaledwie kilku grach, w jakie dane mi było pocinać krasnoludy wyglądały jak powinny, a nie jak spłaszczone modele ludzkie z doklejonymi (króciutkimi i kiepsko wykonanymi) brodami?!. Według kanonu to niskie i umięśnione istoty z DŁUGIMI brodami, a w 99% gier wyglądają jak nieogolone hobbity confused_prosty.gif

  4. Side questy, główny mankament w ME1 został poprawiony. Misje lojalnościowe w ME2 są najlepszymi side questami, jakie widziałem; inne też są okej. Skok jakościowy jest tu o kilka klas.

    Nie twierdzę że nie, choć trzeba zacząć od tego iż ja questów z jedynki za wadę nie uważam. Rozumiem że nie wszystkim się podobały...no ale jak sama ich nazwa wskazuje, kto nie chciał, nie musiał wszystkich robić. Nie twierdziłem nigdzie, że w ME2 questy stoją na niskim poziomie, choć akurat z opinią o lojalnościowych się nie zgodzę. Moim zdaniem były wśród nich bardzo udane (Garrus, Tali, Mordin czy Samara) , ale powiedzmy sobie szczerze...nie wszystkie to przejaw geniuszu. Lojalka Zaeda?. Sprowadza się do "zabij wszystkich, na końcu podejmij prosty wybór". Jacoba?...z grubsza to samo. Jack?...chyba najnudniejsza ze wszystkich. Względem pierwszej części faktycznie widać poprawę, ale polemizował bym jak dużą.

    Rozwój postaci, który nie wpływa na rozgrywkę jest mi obojętny. Wada to coś innego - coś, co w grze przeszkadza. Dlatego ten element jest mi obojętny w całej trylogii (no, w ME3 uważam go za lekki plus, ale nie chce mi się tu wdawać w szczegóły).

    Opinia indywidualna. Tobie jest obojętny, więc nie uważasz go za wadę. Ja owszem.

    Brak ekwipunku w ME2 to taka sama wada jak brak otwartego świata, czy dobrych mechanizmów walki turowej. To znaczy żadna, bo tego mechanizmu nie ma. Można by to poczytać jako zmianę na minus względem jedynki, jeśli w jedynce byłby fajny ekwipunek.Był zły. Tak, gdyby go zbudować od nowa i sprawić, by był naprawdę fajnym mechanizmem, mógł być plusem. Tak samo jak fajnie zaprojektowany otwarty świat mógłby być w ME2 plusem. Ale ta gra się tym po prostu nie zajmuje. Rozumiem Twój punkt widzenia, ale... 0 > -1.

    Różnica pomiędzy brakiem otwartego świata w całej serii, a brakiem ekwipunku w ME2 polega na tym, że sandboxu nigdy nie było i nie miało być. Natomiast ekwipunek w ME1 był (zrobiony kiepsko, co po raz kolejny przyznaję), a w ME2 już nie. Zamiast poprawić , wycięto element. 1-1=0 a 0 < 1. Regres, biorąc pod uwagę że mogło być 1+1=2

    A którejkowiek części ME trudno zarzucić płytki gameplay, żeby ekwipunek był desperacko potrzebny do jego urozmaicenia.

    Tu się w dla odmiany w stu procentach zgodzę, bo też nie twierdziłem inaczej. W tym punkcie, na podzielanej opinii zakończmy, bo z dyskusji o dosłownie dwóch elementach gameplayu zaraz wyniknie że uważam którąś część za słabą...

  5. @Holy.Death

    Ok, spróbuję precyzyjniej wyjaśnić o co mi chodzi, bo zdaje mi się że Ty idziesz w jedną stronę, a ja w drugą. Po pierwsze nie oceniam czy Mass Effect jest RPG czy też nie, ani w kontekście odgrywania roli, ani mechaniki. Krytykuję jedynie sposób, w jaki potraktowano w sequelu konkretne jej elementy. Znaczy się rozwój postaci i zarządzanie wyposażeniem. Nie wdaję się w dyskusję CZY levelowanie Sheparda i zbieranie rozmaitego żelastwa czyni z gry roleplaya, a jedynie to jak levelowanie i żelastwo zostało zrealizowane. Uważam że choć w jedynce nie było perfekcyjne, to przynajmniej w walce dało się poczuć nabywanie doświadczenia. Na końcu gry Shep z dziecinną łatwością wytłukujący przeciwników z karabinu to już nie ten sam, który na początku z łatwością jedynie pudłował. Natomiast w ME2 tego progresu prawie nie było. Od początku do końca grało się ciągle tak samo, a więc sam system rozwoju...niczemu nie służył. Nie chcę żeby zabrzmiało jakbym chwalił to co było w 1. Twierdzę tylko, że zamiast coś poprawić, BioWare jeszcze bardziej to popsuło. Tak samo z ekwipunkiem. Szczerze wątpię że możliwość znajdowania ciekawie wykonanych i zróżnicowanych zbroi oraz fajnych narzędzi mordu była by minusem. Niestety BW zamiast popracować nad tym elementem (znaczy rozwinąć to, co było w pierwszej części) wolało dany element wywalić do kosza.

    @Fristron

    Zgadzam się, tego "sztucznego" wydłużenia gry w ME2 było mniej, ale nie zmienia to w żadnym razie faktu...że to dalej głupie i kompletnie nieangażujące rozwiązania (latanie, tankowanie, skanowanie itd). Wniosek (przynajmniej mój) jest taki, że twórcy wywalili część nietrafionych rozwiązań tylko po to, by nie raziły. Nie dodali w zamian nic, co by te rozwiązania sensownie zastępowało. W efekcie ME2 nie poprawia, a jedynie omija błędy poprzednika. To tak jakby raz zrobić błąd ortograficzny, a potem przestać pisać dane słowo, żeby więcej już go nie popełniać.

  6. @Holy.Death

    Jak już pisałem, w kolejną dyskusję o "naturze RPG" mieszać się nie zamierzam. Ale żeby nie urwać bez komentarza...

    W naszym pięknym języku słowo ELEMENT oznacza fragment, komponent, składnik lub też część całości. Rozwój postaci i zdobywanie coraz potężniejszego ekwipunku to komponenty, które wrosły w gatunek RPG na tyle mocno, że bardzo niewiele gier aspirujących do miana "rolplejów" ich nie posiada. Tak więc moim zdaniem bardzo słusznie, że są z gatunkiem kojarzone. Można dyskutować czy są to składniki niezbędne, czy tylko wzbogacające zabawę, ale mimo wszystko są i zaprzeczać temu można chyba wyłącznie myląc "element" z "wyznacznikiem". Nie rozumiem zatem, czemu niezłe odgrywanie postaci (w kwestii którego zgadzam się z Twoją opinią) miało by zaprzeczać miernej realizacji wymienionych przeze mnie elementów?

  7. Śmiać mi się chce, jak słyszę o erpegowości Mass Effecta.

    To jest strzelanka z dialogami. Finito. System rozwoju postaci w żadnej z części nie zmienia rozgrywki tak, jak to robi choćby w pierwszym Dead Space. Ekwipunek? Naprawdę uważasz, że tachanie tony złomu, podczas gdy dobre bronie i tak były tylko w sklepiku, było takie fajne?

    Nic nie ucierpiało. Wyleciały z gry fragmenty, które do niej nijak nie pasowały. Płakać za nimi można chyba tylko z zasady, bo gra od BioWare powinna udawać RPGa, nawet jeśli nim ewidentnie nie jest.

    O jedno tylko proszę, byśmy się nie zagłębiali w dyskusję "czy ME jest/nie jest rpg", ani tym bardziej "co musi mieć gra, żeby być "prawdziwym" rpg". Tyle razy poruszano te tematy, że ciężko zliczyć a i tak jedynym sensownym wnioskiem był fakt, że ilu graczy yle opinii. Tym bardziej że sam tego tematu nie poruszałem. Wspomniałem tylko o elementach erpegowych, które w dwójce zwyczajnie wykastrowano.

    Jeśli o rozwój postaci chodzi, to się zgadzam że nie wpływał odczuwalnie na rozgrywkę...ale tylko w ME2 i 3. Bo chociaż w ME1 wejście na kolejny poziom i przydzielenie punktów do jakiejś umiejętności nie wywracało rozgrywki do góry nogami, to jednak stopniowy progres odczuć się dało. W przypadku klas bazujących na strzelaniu przede wszystkim rzucało się w oczy coraz skuteczniejsze prowadzenie ognia, ale już u takiego adepta stawiającego głównie na moce, skrócenie cooldownu, wydłużenie działania umiejętności czy jej pola rażenia znaczenie miało nieco większe. Że to drobnostki?. Owszem, ale mimo wszystko awansowanie miało sens nieporównywalnie większy, niż w kolejnych odsłonach. Sam w ME2 prawie przez jedną trzecią gry zapominałem o rozdzielaniu punktów umiejętności. Bo zwyczajnie do niczego to nie służyło.

    Kolejna kwestia to ekwipunek. W pełni zdaję sobie sprawę, że 70% broni i pancerzy w jedynce to ciągle te same, ale pomalowane na inny kolor modele z odrobinę zmienionymi parametrami. Mimo wszystko pozwolę sobie odpowiedzieć pytaniem na pytanie. W jaki sposób całkowite wykastrowanie jakiegoś elementu w sequelu można uznać za sposób "poprawienia" tego, co w pierwszej części było zrobione w niezbyt udany sposób?. Jeśli (jak sam nalegasz) zaliczymy ME do gatunku strzelanek...to akurat arsenał dostępny w drugiej części stanowi ogromny minus. Przez kilkadziesiąt godzin używałem właściwie tylko jednego modelu pistoletu i któregoś z "aż" trzech modeli karabinu szturmowego. Jak na shooter ubogo. Jeszcze bym zrozumiał, gdyby zamiast tony podobnego sprzętu (ME1) BW zrobiło mniejszą ilość bardziej dopracowanych narzędzi mordu. Ale nie...Mściciela przestałem używać bo po znalezieniu Windykatora stał się prawie bezużyteczny. Z kolei na Zjawę przeskoczyłem nie dla tego że była odczuwalnie lepsza...a ponieważ można było taszczyć więcej amunicji (jedyny argument by zmienić broń na inną w strzelance?!). Jeśli uważasz, że pozbycie się ekwipunku zamiast wykonania go w lepszy i bardziej zróżnicowany sposób było ze strony BioWare krokiem w przód...to masz prawo do takiej opinii. Moja jest zgoła odmienna.

    ME1 jest najkrótszą częścią serii. Odmawiam uznawania bezczelnego wykorzystywania w kółko tych samych lokacji i planet, które były chyba dziełem generatora losowego jako pełnoprawnego contentu. W jedynce odwiedzaliśmy Eden Prime, Cytadelę, Noverię, Feros, tę asteroidę jakjejtam, Virmir, Ilos. Tyle. W dwójce miejsc, do których przybył Shepard było na oko ze trzy razy więcej.
    Nie demonizujemy.

    Jestem ogromnym fanem Mass Effecta. Żadna częśc nie ma u mnie poniżej 9/10. To rewelacyjna seria i chyba obok The Longest Journey moje ulubione uniwersum w grach.

    Nigdy nie dałem rady zmęczyć tych misji pobocznych, a przechodziłem jedynkę kilka razy. To jest policzek w twarz większy niż w DA2 (choć w DA2 poniżej wszelkiej krytyki było to, że używane w kółko assety były również w głównej kampanii), bo w strzelankach level design gra większą rolę niż w erpegach.

    To jest największy minus ME1, i obok zakończenia, największy minus całej serii.

    No dobrze, a uznajesz za pełnoprawny content równie emocjonującą konieczność samodzielnego latania Normandią po odwiedzanych systemach, niesłużące absolutnie niczemu dbanie o zasób paliwa i skanowanie planet polegające na ogłupiającym machaniu kursorem w rytm nasilającego się "pikania"?. Pytam szczerze, bez cienia jakiegokolwiek jadu czy złośliwości. Dziwi mnie, że tak często słyszy się narzekanie na te nieszczęsne planety z ME1, ale już nie mniej wyprane z emocji rozwiązania w kolejnych częściach to nagle wielki plus...tym bardziej, że wiele z dodatkowych questów w 2 i 3 właśnie do zeskanowania (i automatycznego "znalezienia" czegoś) się ogranicza. Schemat "przyjmij quest >poleć do wskazanego systemu > zeskanuj planetę > wróć i zakończ quest" ciężko uznać za dużo lepszy od powtarzalnego jeżdżenia Mako.

    Ja mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ukończyłem wszystkie questy, a nawet znalazłem i oznaczyłem każde złoże minerałów, każdą anomalię i strukturę. Gra nie zdołała mnie znudzić na tyle, by mi się tego robić nie chciało, więc może dla tego odnoszę wrażenie że pierwsza część starczała na dłużej.

    • Upvote 1
  8. Która część jest najlepsza/najgorsza to dla mnie akurat kwestia gustu. W mojej opinii najsłabsza była właśnie dwójka. Zaznaczam że nie uważam jej za grę złą. Boże broń!. Tyle że grając odnosiłem nieustannie wrażenie, że twórcy akurat na etapie ME2 nie mogli się jeszcze zdecydować w którą stronę ma ewoluować seria. W efekcie ucierpiała względem jedynki warstwa "erpegowa" (uproszczenie i tak już nieskomplikowanego systemu rozwoju postaci, mierna ingerencja w ekwipunek Sheparda itd. ). Rozwinięto za to warstwę "strzelankową", choć nie na tyle by można było nazwać ME2 wyjątkowo udanym shooterem. Walka była tylko odrobinę mniej monotonna niż w jedynce. Co gorsze, częściej niż w ME bywała jedynym możliwym rozwiązaniem i nijak nie dało się jej uniknąć (jeśli się mylę to mnie poprawcie, ale takie miałem odczucia). Jeśli zaś chodzi o samą długość gry, to miałem na myśli "czystą" dwójkę bez DLC, które uświadczyłem dopiero przy drugim podejściu (nie licząc Zaeeda, którego za pełnoprawny DLC raczej ciężko uznać).

    @Up

    Ale czemu ma zaraz olewać te zadania?. Nie chcę wyjść na fanboja jedynki, ale uważam że eksploracja planet nie była wcale taka zła. Owszem, mogła się po jakimś czasie znudzić, ale bez przesady. Trochę ten aspekt demonizujecie...

  9. Cóż, ja osobiście znacznie bardziej wolę pierwszą część od dwójki...ale uważam że kupić ME2 jak najbardziej warto. Choć radził bym jednak "przemóc" się i pierwszego Effecta przejść. Żadne streszczenie fabuły nie zastąpi samodzielnego jej poznania, a na dodatek będziesz miał save gotowy do zaimportowania do dwójki. Będziesz miał większe wrażenie zachowania ciągłości opowieści. Sam musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcesz odpuścić rozmaite smaczki fabularne. Swoją drogą...ja odniosłem wrażenie, że w dwójce jest jakby mniej do zrobienia, a gra kończy się znacznie szybciej niż ME więc nie nastawiał bym się na całe wakacje grania :P

  10. @Mysquff

    W tym miejscu wchodzisz w sferę domysłów, bo dopóki nie zagramy i nie okaże się że miałeś rację, nie ma podstaw by sądzić że nowe postacie nie "przyjmą się". Że będą porównywane do starych bohaterów to rzecz pewna, ale kto wie czy nie okażą się równie udane...albo i lepsze?. Sam pamiętam jak jeszcze przed premierą pierwszego KotORa zastanawiałem się, czy w nowej grze BioWare zdoła stworzyć równie wyrazistą drużynę, co ta z Baldur's Gate 2. Miałem wątpliwości, a jednak twórcy zaskoczyli mnie bardzo pozytywnie.

  11. Ja również nie uważam by Shepard był postacią jakoś wybitnie zapadającą w pamięć. Gdybym nie bał się linczu ze strony "zatwardziałych" fanów, powiedział bym że akurat Shep to jedna z płytszych postaci w serii. Jest tylko awatarem dla gracza i własnej osobowości raczej ma niewiele, a co za tym idzie zastąpienie go powinno być jednym z łatwiejszych zadań stojących przed twórcami w kolejnej części. Ja osobiście mam (nikłą) nadzieję, że w ME4 pojawi się trochę większy wpływ na to, co postać mówi. W starej trylogii miałem często wrażenie, że nie kontroluję co wypływa z ust mojego komandora.

    • Upvote 2
  12. @up

    Moim prywatnym zdaniem, w przeciwieństwie do dodatków z F3, wszystkie dlc do New Vegas zasługują na uwagę. Oczywiście jedne mogą przypaść do gustu bardziej niż pozostałe, ale wszystkie trzymają poziom znacznie wyższy niż np. Operation Anchorage. Co zaś się tyczy ich kupienia...niestety nie pomogę. Ja zakupiłem NV od razu w Edycji Kompletnej. I ciągle uważam że byl to jeden z najlepszych zakupów jeśli chodzi o gry.

    • Upvote 1
  13. Etam...ja przeszedłem pierwszego Deusa nie sięgając po broń palną, cały czas przekradając się lub ogłuszając. Paralizator (i kusza ze strzałkami usypiającymi, ale tylko w wyjątkowo trudnych sytuacjach więc o amunicję nie musiałem się martwić) w zupełności wystarczył, a mój Denton ubrudzić sobie ręce krwią musiał tylko w jednym (przewidzianym przez twórców) momencie. Jak dla mnie element skradankowy w jedynce zrealizowany był całkiem przyjemnie :P.

  14. Ostatnio naszła mnie ochota na stare, dobre "Joho ho ho...i butelka rumu!" (znaczy się pirackie klimaty), a podobno nie ma obecnie lepszych piratów, niż w Assassins Creed: Black Flag. Waham się jednak z zakupem, bo nie wiem czy mój komp podoła temu tytułowi. Słyszałem jednak, że gra ma wymagania sprzętowe bardzo podobne, a nawet niższe niż Batman:AO który śmigał u mnie zupełnie żwawo. Grał ktoś w oba tytuły i może mi powiedzieć jak to jest?. Wiem że wymagania mogę sprawdzić sam, ale zdarzało się już że działały mi na najwyższych ustawieniach tytuły, które powinny szarpać na minimalnych.

    EDIT

    @down - Wiem że nie podałem, bo nie pytam czy "ta gra u mnie pójdzie", tylko czy ktoś może potwierdzić że AC:BF i B:AO mają podobne wymagania sprzętowe. Nie raz już bywało że mogłem grać w jakąś grę ze wszystkim "na full" chociaż komputer spełniał jedynie minimalne wymagania. No ale:

    Procek AMD Quad Core A6-3420M 2,40 GHz

    Grafika Radeon HD 6520G + 7670M 1GB

    *4GB DDR3

  15. Ściśle rzecz biorąc odnalezienie hydro chipa można uznać za coś w rodzaju prologu, bo zadanie nie jest ani trudne, ani czasochłonne a stanowi może z jedną czwartą czasu potrzebnego na ukończenie gry. Ja za pierwszym razem odnalazłem procesor nie korzystając z usług kupców wodnych, a mimo to miałem jeszcze sporo czasu do wyczerpania zapasów w Krypcie.

  16. Moim zdaniem jeśli to żart, to już dziś stał się raczej niesmaczny. Inna sprawa, że gdyby to był dowcip po tak długim czasie ktoś z Beth pewnie by go ukrócił. Zażartować sobie to jedno, ale wodzić ludzi za nos jak osła na sznurku to już lekkie przegięcie. Tak czy inaczej..myślę że akcja nie potrwa już długo :/.

    • Upvote 1
  17. Tu się zgodzę. Też wolał bym sequel, bo prequeli w 99,9% przypadków zwyczajnie nie lubię. Niby przedstawiają znaną historię w nowym świetle lub ukazują wydarzenia o których wcześniej się tylko słyszało...ale i tak zostaje irytujące uczucie że wiem "jak to się skończy". Jeśli w ogóle oczekuję czegoś od kolejnego ME, to właśnie kontynuowania dziejów uniwersum. Z tą różnicą że wolał bym raczej nieodległą przyszłość. Wspomniane tysiąc lat do przodu to jednak spory szmat czasu. Na tyle duży że technologia, kultury poszczególnych ras a nawet sama galaktyka musiały by ulec kolosalnym zmianom (a ewentualny brak zmian był by dość trudny w logicznym uzasadnieniu). Nie wiem czy przełknął bym taki "skok".

×
×
  • Utwórz nowe...