Nieraz słyszano, że jakaś księżniczka z rozpaczy po śmierci męża rzuciła się w lustrzane odmęty jeziora, ginąc ze świadomością zimnej pustki.
Hanvad też nieraz o tym słyszał. Dlatego właśnie wolał omijać śmiertelne brzegi z daleka, wzdłuż traktu prowadzącego do Stolicy. Chłopak uniósł topór i wrzucił kolejne drwa na wóz ciągnięty przez jego szarego muła. Następnie ruszył ciągnąc zwierze za uzdę. Nieliczne drzewa rosnące w tej okolicy uginały się pod potężnym wiatrem, zwiastującym burzę.
Młodzieniec popędził muła. Nie miał dużo czasu do nocy, a musiał rozwieźć drzewo do całej wioski, by dostać za to trzy marki od Revena Thoryego.
Był to magnat władający jedną z największych i najbardziej jałowych ziem w Annad. Większość jego ziemi, zwanej potocznie Pogórzem była niezamieszkana i opanowana przez dzikie zwierzęta. I Magów. Hanvad przełknął ślinę. Niczego na świecie nie bał się tak jak Magów. Przypomniał sobie czytane tego dnia ?Dzieje Maena?
? Stanął więc Maen naprzeciwko najpotężniejszego z nich, Shata. Walczyli zaciekle mieszając krew ze wszechobecnym śniegiem. Widziałem na własne oczy, będąc jednym z niewolników okrutne maga w Pustce. Bardzo dobrze zapamiętałem tę walkę:
262 lata wcześniej, Pustka
Nagle Dziad zaatakował. Runął na przeciwnika, uderzając swym kosturem znad głowy. Maen błyskawicznie zszedł z linii ataku i wykonawszy piruet ciął od boku. Starzec zablokował jednak i natarł potężnym kosturem wzmocnionym magią. Łowca zamłynkował i wykonał efektowny przewrót pod bronią przeciwnika. Tymsamym drasnął przeciwnika w Lewe udo. Tylko drasnął. Dziad zaśmiał się i machnął laską jakby od niechcenia w ostatnim momencie nurkując pod złożonym blokiem Maena i uderzając go pięścią w klatkę. Agent zatoczył się próbując złapać dech. Zamrugał oczami chcąc przywrócić ostrość, lecz nigdzie nie spostrzegł swego wroga. Usłyszał go. Szelest tuż za jego plecami wyjawił mu położenie starca. Obrócił się momentalnie, odskakując jednocześnie. Dzięki temu sztylet jego przeciwnika jedyne zadrapał mu skórę. To zaniepokoiło Maena. Wyciągnał szybko ze swej przepaski ćwiekowane rękawice i wykonawszy półobrót kopnął dziada prosto w podstawę szczęki. Następnie przeszedł do serii szybkich ataków: z boku, sierpowy, podbródkowy. Udało mu się złapać na chwilę przeciwnika i założyć mu chwyt Rew?Tsai, ten jednak kopnął Łowcę w krocze z niespodziewaną siłą. Następnie dziad odskoczył i krzyknął coś niezrozumiałego. Nic się nie stało. Shat krzyknął znów lecz i tym razem bez efektu. W końcu starzec wrzasnął ponownie, a gdy zauważył, że i to nie przyniosło żadne efektu rzucił się z rykiem próbując uderzyć Agenta w brzuch. Ten jednak uskoczył w lewo a następnie wybił się w powietrze, odskoczywszy od drzewa. Obrócił się, wykonując salto i wylądował za starcem. Uderzył szybko i cicho. Tak jak zawsze. Byłem pod ogromnym wrażeniem szybkości i siły Maena walczącego z najpotężniejszym przeciwnikiem tamych czasów Shatem.
Hanvad zastanawiał się, dlaczego fragment wspomnień urywa się i następny wpis zaczyna się pięć dni później, nie wspominając ani słowem o Maenie czy Shatcie. A szkoda, bo to właśnie Hanvad chciałby wiedzieć.
Słońce chyliło się już ku zachodowi rzucając na podłużną polanke różową poświatę. Drzewa z pogodnych i szumiących zmieniły się w złowrogie, mroczne i jedynym wydawanym przez nie odgłosem był ledwie słyszalny szelest.
Młodzieniec mimowolnie przyspieszył kroku popędzając swego muła gałązką brzozową. Wówczas z krzaków wylazła banda Rowna. Bena Sha?Rowna
- Czytaj dalej...
- 4 komentarze
- 532 wyświetleń