Skocz do zawartości

849

Forumowicze
  • Zawartość

    78
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez 849

  1. Matko kochana, toż ja nie wiedziałem, że tu taki temat jest, jak by mi ktoś powiedział, tobym się chociaż uczesał. Już się czuję młodszy o 23 lata i kilka forumowych awatarów. Ale, ale, nie wypada samolubnie odbiegać od tematu, gdy się przebywa w tak zacnym gronie. A zatem: Szanowny Panie Elano, w tym miejscu aż się prosi, coby zarzucić geniuszem & prostotą z setkami lat na karku:

    Być albo nie być to wielkie pytanie.
    Jest–li w istocie szlachetniejszą rzeczą
    Znosić pociski zawistnego losu
    Czy też stawiwszy czoło morzu nędzy,
    Przez opór wybrnąć z niego?

    I tak dalej... Bo do tego się problem sprowadza - czy warto sprowadzać na ten świat niewinne (czy niewinne?) dziatki, boć zaznają goryczy i cierpienia, czy też jednak miłość i szczęście przeważą? I co nam w ogóle do tego? Jednakże, jak mawiał mr. Pink, "We're supposed to be professionals", zostawmy więc sztukę i Sztukę na boku, która ma nas prowadzić do prawdy przez odczucia i wrażenia, a weźmy do łapki filozofię, która do tejże prawdy zaprowadzić ma nas drogą rozumu. Teraz jest mój ulubiony moment, w którym zauważam, że w powyższych kilku zdaniach jest masa niezdefiniowanych pojęć, potem siadam i zastanawiam się, czym są pojęcia, a potem co to w ogóle jest definicja. No ale nic, musiałbym odkurzyć mój aparat ontologiczno-epistemologiczny, a cholerstwo jest wielkie i ma masę wystających dziwnych części, tak więc dzisiaj chyba zgłoszę nieprzygotowanie.

    Zagaję zatem na luzie i z innej strony: zdarzyło mi się kiedyś przeczytać w pewnym tygodniku zdanie cytowane z pewnej gazety, które szło jakoś tak: "jeśli dzieci są inwestycją, to dzieci upośledzone są inwestycją nieudaną". Owo zdanie nie zostało zaszczycone żadnym komentarzem, a jedynie otrzymało symboliczną oślą czapkę, będąc umieszczonym w rubryczce, gdzie wrzuca się wypowiedzi osób sławnych i dziennikarzących, uznawane przez redakcję za bełkot. A ja myślę, że autor owej wypowiedzi sporo racji miał, choć być może trafił na nią przypadkiem, próbując jedynie dopiec osobom o innych poglądach politycznych. Otóż jeśli dzieci są jedynie inwestycją (i to dość dosłowną) między innymi czasu, wymagają opieki, wychowania, nadzoru i zmiany pieluch, a wszystko to z myślą, że jak się trochę pogrinduje i wbije odpowiedni lewel, to i dach pomogą naprawić i na emeryturze się odwdzięczą, a gdy sił braknie, pod opiekę vice versa wezmą, względnie linię naszego old and noble house przedłużą, to rzeczywiście dzieci upośledzone są inwestycją nieudaną - trzeba dopłacić, a zysku żadnego. A właściwie żadnego, jeśli wymienione rzeczy są jedynym z dzieci pożytkiem. Rzecz jasna w machinie państwowej dziatki są pewną inwestycją, bo przecież społeczeństwo musi się składać z kogoś. Utrzymanie podstawowych komórek społecznych, to jest rodzin, też jest niezbędne, boć ktoś nam obywatela wychować musi. Oczywiście rodzina sama w sobie jest niczym małe, niezależne państwo, dlatego trudniej ją kontrolować, ale jeśli zasiadający wyżej dojdą do wniosku, że społeczeństwo istnieje dla człowieka, a nie człowiek dla społeczeństwa, to przypomną sobie, że mają więcej obowiązków niż przywilejów.

    Co to ja chciałem...? A tak. Wychodzi na to, że jestem dość staromodny albo dość postępowy - w każdym razie nie carpe diem - i zawsze miałem takie przeświadczenie (piękne słowo), że dzieci są owocem Miłości, nawet jeśli ze strony rodziców udział ograniczył się tylko do współżycia i to nie ich miłości są owocem. Może więc w kwestii przyczyny sprawczej i celowej nasze bycie na tym świecie nie ma związku jedynie ze szczeblami drzewa genealogicznego. Dlatego też trącam zwrotnicę i chciałbym skierować nasz dyskusyjny pociąg (no, może drezynę) na tory sunące w tym kierunku.

    PS Jak mi nikt nie odpisze, to się rozbestwię i będę monologował, i zrobię kuriozum. Mogę?

  2.  À propos blogów - czy ich obecna forma jest jednocześnie ostateczną? Znaczy się, rozumiem, że dodawanie komentarzy, licznik wyświetleń i takie tam się naprawi, ale rozciągnięte jak sznur od bielizny linijki tekstu od skraju do skraju monitora, brak paneli bocznych, rozmiary wklejonych filmików z jutuba wielkości Panoramy Racławickiej, brak możliwości podejrzenia wpisu przed publikacją... to już tak na amen?

    • Upvote 1
  3. Witam, Przejdę od razu do rzeczy:

    Otóż szukam jakiegoś dobrego anime w stylu Death Note i/lub Steins;gate.

    Ile ja się "dobrego anime w stylu Death Note'a" naszukałem...

    Ale racja, wypada najpierw doprecyzować, co w rzeczonym animcu urzeka. Otóż mnie urzekła jego kameralność. Chociaż określenia typu "zawiła intryga, skomplikowane plany, pojedynki na inteligencję" pasują do połowy thrillerów, to jednak DN ma w sobie, jak dla mnie, sporo świeżości. Po pierwsze - pojedynek geniuszy (gdzie jeden to utylitarysta, a drugi stara się obejść prawo, by wykonać robotę, obaj w imię sprawiedliwości), po drugie intryga kryminalna oparta na profilowaniu psychologicznym, a więc nie Sherlock Holmes, tylko Zbrodnia i Kara, po trzecie - jasne i określone zasady (precyzyjne How to use), i po czwarte - mniejsza skala (losy świata są rozstrzygane niejako przy okazji, dużo większą rolę odgrywa relacja i rywalizacja dwójki protagonistów).

    Słowem - psychologiczno-kryminalne szachy.

    Osobiście niewiele z tego znalazłem w Code Geass i choć serię warto zapewne zobaczyć, to nie z powodu podobieństw do DN. Ducha wspomnianego anime odnalazłem dopiero w przecudnej serii pt. Kaiji. Są zawiłe rozkminy, skomplikowane plany realizowane przy skromnych środkach i jasnych zasadach - jest to bowiem anime o hazardzie. Z samej natury rzeczy reguły gier są precyzyjne, rozpracowując plany przeciwników nie ma co liczyć na analizę laboratoryjną, a i epickiej przygody z wybrańcem ratującym świat nie uświadczymy. Koniec końców to chyba jedyna seria, której połowę drugiego sezonu obejrzałem niemal ciurkiem, jednego dnia, bo od tych wszystkich cliffhangerów można było oszaleć. Jak dla mnie jedno z najlepszych anime ever.

×
×
  • Utwórz nowe...