Majestatyczny zamek, skąpany w mroku nocy górował nad śpiącym miasteczkiem, otulając je niczym matka dziecko. Na ulicach nie było żywej duszy, ni zwierzęcia, ni wiatru hulającego między ciemnymi zaułkami. Ciszę tę przerwał dźwięk stalowych butów. Na wykładane kostką skrzyżowanie wkroczyło dwóch ciężkozbrojnych strażników z tarczami w jednej , a pikami w drugiej ręce. Nie wiedzieli ,że weszli na ścieżkę uczęszczaną przez łaknącego zemsty człowieka. Sylor, bo tak mu było na imię miał do wykonania misję. Misję od której zależy jego honor. Misję którą musi wypełnić do końca. Nie martwił się o jej powodzenie, był dobrze przygotowany. Zaczajony w krętej, ślepej uliczce rozłożył na ciemnym, długim płaszczu kilka buteleczek z różnokolorowymi płynami, z których jeden połyskiwał czerwonawo-żółtą poświatą, odkorkował pojemnik z jadowicie zieloną cieczą, po czym dobył z pochwy długi, błękitny sztylet. Zamoczywszy go w truciźnie delikatnie odłożył na płachtę. ,,Czegoś mi tu brakuje,, pomyślał Sylor. ,,Cholera ,gdzie jest koperta?! ,, podirytowany zaczął przeszukiwać kieszenie... jedna kieszeń, druga, trzecia... ,,Ufff... jest , już się obawiałem, że mi uciekłaś,,. Powoli zabrał buteleczki, sztylet , kopertę schował do kieszeni i narzucił na siebie płaszcz. ,,Taaak , zemsta będzie słodka,,. Ruszył szybko i zwinnie, przemykając po drewnianych dachach karczm, domów i posterunków straży. Musiał dorwać tego jedynego, jedynego człowieka który zniszczył jego 20 letnie życie. Ulice były osnute mgłą , a on poruszał się cicho niczym śmierć, którą był. Po 20 minutach ciągłego biegu, doszedł do celu. Wielki budynek z różowej cegły i szyld składający się z litery ,,V,, wzbudził u niego chęć do zabijania. Nie miał zamiaru bawić się w podchody. Krew w nim już zawrzała. Mocnym kopniakiem otworzył drzwi i wbiegł do holu. ,,GDZIE JEST WASZ PRZYWÓDCA WY NĘDZNE SZUMOWINY!? ,, wystraszone kobiety w różowych szatach wskazały na solidne dębowe drzwi. Sylor ruszył w ich kierunku. Były otwarte. W środku siedziała typowa gruba ryba. ,, Wszyscy bogacze to [beeep],, pomyślał wściekły młodzieniec. ,,Przyszedłem odebrać to co do mnie należy,, Zabójca wiedział co ma zrobić . Podbiegł do tłustego starszego mężczyzny i trzymając sztylet na jego gardle rozkazał mu usiąść na podłogę. Zdjął płaszcz i rozłożył go na kamiennej posadce. Grubas, chyba wiedział co go czeka gdy dostrzegł czerwoną zaschniętą plamę na szacie. ,,Krew,, pomyślał przerażony. Sylor wyciągnął również flaszki z dziwnymi substancjami, oraz substancję przypominającą konsystencją mąkę. ,,Patrz!,, wylał na zaschniętą krew zielony i niebieski płyn, po czym nałożył na ostrzę sztyletu ową ,,mąkę,, i nasypał na krew. ,,Patrz ! NIC SIĘ NIE DZIEJĘ! ,, Poziom frustracji zabójcy sięgnął zenitu. Szybki ruchem ostrza , ściął obie tętnice , zabijając grubasa na miejscu. Krew spłynęła po jego różowym ubraniu. Sylor wyciągnął ostatnią butelkę z połyskującym na złoto płynem i roztrzaskał ją o drewniany filar. Całe pomieszczenie stanęło w płomieniach. ,,Moja robota skończona,, . Młodzieniec wyszedł z pomieszczenia, po czym zostawił kopertę jednej ze służących w holu kobiet. Wyszedł i zniknął w mroku. W tym samym czasie kobieta otworzyła kopertę, wygładziła różową koszulę i przeczytała słowa:
,,Czy to piątek, czy niedziela,
Vanish serio... krwi nie ściera ,,
- Czytaj dalej...
- 2 komentarze
- 389 wyświetleń