Skocz do zawartości

Oromis

Forumowicze
  • Zawartość

    127
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Oromis

  1. Tak, Jakub posiadał już tylko rdzeń osobowości Alvina, wykuty przez Geralta. Kiedy Alvina w czwartym akcie teleportował się w przeszłość, był najbardziej podatny na manipulację innych. Jeśli ktoś przewidział, że to dziecko stanie się kimś niezwykłym mógł wpoić mu swoje poglądy. Mógł go uczyć, a równocześnie dzięki Alvinowi był w stanie przewidzieć pewne wydarzenia, które chłopiec zapamiętał. Kto wie, może Wielki Mistrz był tylko uczniem, wysłannikiem, sługą kogoś o wiele potęrzniejszego?

    Tak swoją drogą to myślę, że twórcy wiedźmina powinni się raczej zająć kontynuacją wieśka na PC niż wydawaniem tej samej gry na kosole. Nie mówię tego dlatego, że sam gram na PC, tylko dlatego, że CDPROJEKTOWI może się to kompletnie nie opłacać. Wiedźmin na PC dopiero niedawno zaczął przynośić zyski. Jak będzie z konsolami? Zastanawia mi chociażby system walki bez myszki. Albo czy uda się na konsole przenieść ten sam klimat. Po prostu nie chce stracić możliwości kontynuacji wiedźmina na PC przez CDPROJEKT na rzecz konsol. W dodatku w Polsce ludzie przeważnie grają na PC, a to my jesteśmy najwierniejszymi fanami Geralta. Nie twierdzę, że Rise of the White Wolf jest skazane na klęskę i spore straty twórców, ale mam złe przeczucia. W dodatku twórcy o kontynuacji milczą jak grób, albo jeszcze gorzej.

  2. A pytanie dalej odnośnie Alvina, ale trochę inaczej: Jak myślicie, czy po zabiciu Jakuba Geraltowi wszystkie tryby w głowie powiązały z nim Alvina? A jeśli tak, to jak nasz mały wiedźmin sobie z tym poradził? W końcu chyba traktował Alvina jak syna, prawda?

    Anf

    Po pierwsze to narazie twórcy nie mogli pokazać jak Geralt "cierpi" z powodu śmierci Alvina, poniważ wtedy wszyscy wiedzieliby, że Alvin=Jakub. Po drugie nie był mu tak bliski jak prawdziwy ojciec. Owszem przygarnął go, ale to nie to samo. Pozatym wiedźmini nie są tacy "uczuciowy" nie biorą wszystkiego do siebie. Zwykły ojciec najpewniej by się załamał. Musieć zabić własnego syna tylko dlatego, że ten postardał zmysły i chciał uratować świat. Ale Geralt jest inny. Zresztą kto wie? Może pierwsze co zobaczymy w wiedźminie 2 to filmik, na którym Geralt "opłakuje" Alvina? Myślę, że znaczna większość graczy po końcowj walce nie oddała ciała Alvina Królowi Gonu, więc można założyć, że to ciało odzyskaliśmy i w kontynujacji możemy je pogrzebać.

  3. Cóż wydaje mi się, że alchemia "medyczna" była zarezerwowana tylko dla najbogatszych. Dowodem na to jest choćby Shani, która alchemiczką nie była, a leczyła biednych ludzi. Nie znam dokładnie jej metod leczenia, ale prawdopodobnie były to ziółka jak naprzykład jaskólcze ziele, które mamy za zadanie jej przynieść. Może tym najbogatszym dałoby się wydłużyć życie. Ale masz rację. Pozatym nie jest to nasze typowe średniowiecze. Są to czasy po wynalezieniu prochu + magia + alchemia = ?. Nie ma się co zastanawiać, tego równania nie rozwiąże najlepszy gnomski matematyk.

  4. Wow! Jaka cenzura. A teraz mogę się dowiedzieć, co było w Waszych postach napisane? :)

    Sprecyzuj o co Ci chodzi ponieważ mam wrażenie, że nie wiesz jak ominąć cenzurę.

    A co do Alvina i Jakuba to rzeczywiście, na 85% jest to ta sama osoba. Lecz w takim wypadku dziwi mnie jedno. Dlaczego Alvin jako Jakub nie próbował zmienić swojej przeszłości? Zajmował się bardzo ważnymi i niebezpiecznymi rzeczami. Zabrakło mu odwagi, żeby zmienić swoją przeszłość. Po ataku bestii stracił matkę. Dlaczego nie chciał tego odwrócić. Przecież jako Wielki Mistrz mógł zająć się sprawą bestii zanim się jeszcze pojawiła. W ostateczności mógł przygarnąć samego siebie. Igrał z bardzo niebezpiecznymi siłami. Zabrakło mu odwagi, żeby namieszać jeszcze troszkę bardziej?

    Poza tym jakoś niebardzo wierzę, że dzieciak, który pojawił się znikąd w świecie wiedźmina miałby jakiekolwiek szanse na zostanie Wielkim Mistrzem. A nawet jeśli to zanim dorósłby, zanim zapracowałby na liczne przywileje to ile upłynełoby czasu? Kiedy spotkał się z Geraltem miał nie więcej niż 40 lat na karku. A w tamtych czasach ludzie starzeli się o wiele szybciej. Przy trzydziestce większość była zgrzybiałymi staruszkami. Nie wierzę, że te parenaście lat starczyło mu na przeistoczenie się z żebraka na wielkiego mistrza.

    Ogólnie nad tymi sprawami zastanawiałem się bardzo długo. Tyle, że to śwat magii. Tam nie obowiązują zasady naszej nudnej rzeczywistości. Możemy o tym wszytkim dyskutować tak długo, aż zapełni się pamięć serwerów, a i tak będziemy wiedzieli tyle co obecnie. Możemy jedynie snuć domysły, dopóki twórcy wiedźmina nie uchylą rąbka tajemnicy. Moim zdaniem zostało nam czekać na kontynuację. Nie samym wieśkiem Polak żyje, trza nam sięgnąć po inne gry, bo zwariujemy siedząc i myślać nad tym czarnym pudełeczkiem.

    Swoją drogą to to jest właśnie piękne w tych "innych" światach. Ta tajemnica, niewiedza. Myślę, że gdybyśmy wiedzieli wszystko o magii w światach gier, książek, filmów to uciekając do nich z szarej codzienności zastalibyśmy tam to samo. A przecież chodzi nam o jakąś odmianę, o odpoczynek w "innych wymiarach". Nie próbujcie tego zmienić.

    30 minut pisałem tego posta. W tym czasie wy zdążyliście napisać już 4 kolejne. :lol:

  5. Ciekawa fabuła, przydatne umiejętnośi, grywalny system walki, lecz troszkę za krótka. Niestety gra biotykiem czy technikiem się nie sprawdza, ponieważ żaden żołnierz nie ma tej siły ognia co my, a umiejętności techniczne i biotyczne to i owszem. Tzn. chodzi mi o to, że jak gramy powiedzmy biotykiem to Ashley z żadka wypuści jakiś pocisk. Już nie mówiąć o sytuacjach kiedy wróg jest poza zasięgiem działającego radaru, nie zdejmie ich ze snajperki. Natomiast kiedy gramy żołnierzem umiejętności biotyczne i techniczne i tak używamy z tym samym skutkiem, a kto poprowadzi lepszą falę ognia niż my sami?

  6. ...Moja przygoda z Wiedźminem jednak skończyła się na początku piątego aktu* i nie uważam, że nie "zaliczyłem" tej gry gdyż to, co udało mi się osiągnąć, w pełni mnie satysfakcjonuje, co bardziej, po licznych opiniach osób, które dobrnęły do końca uważam, że akt piąty i epilog to już praktycznie sama siekanina... To woła o pomstę do Nieba, jak napisał kolega wyżej. Dlatego aktualnie ani myśle próbować jeszcze raz... a nawet jeśli, to dla zagrania znowu od początku, a nie tylko po to, "by ubić ostatniego bossa".

    *może to ja źle patrze, ale na początku piątego aktu nie ma żadnych szans na znalezienie składników do eliksirów nawet tak prostych jak kochana Jaskółka. Bez tego soczku przejście przez bagna było niewykonalne. Dlatego właśnie odstawiłem Wiedźmina.

    Pozdrawiam,

    Anf

    Tak, niestety masz rację... piąty akt to już tylko rąbanina. Najpierw "wycinamy" z Wyzimy przeciwną frakcję, potem "przerąbujemy" się przez bagna do strzygi, która jest banalnym i nudnym przeciwnikiem. A to wszystko po to, by móc rozsiekać wszystkich mutantów w starym dworzyszczu, zabić Kościeja, który wcale nie jest trudnym przeciwnikiem (wystarczy wierzba i zamieć), aby wreszcie machnąć mieczem w stronę Azara, który ginie na miejscu. Potem to już szkoda gadać, powtórka ze starej Wyzimy i wreszcie Zeugl, który również nie stanowi żadnego wyzwania.

    Ogólnie mam wrażenie, że twórcy chcieli żebyśmy w grze mieli szanse np. odczarować wilkołaka i strzygę, zabić zeugla, kościeja, dagona. Tak ogólnie żebyśmy się wczuli w klimat. Wszystko ok tylko, że ci "bossi" występowali raz na jeden akt, do piątego. W piątym chyba twórcy sobie przypomnieli, że bestii jest więcej niż aktów. No to upchali je jedna po drugiej... Tak szczerze mówiąc to był to najgorszy akt, choć wcale nie był beznadziejny. Troszkę za monotonny. Noi więcej głów w nim uciąłem niż słów usłyszałem.

  7. Tak mi teraz przyszło do głowy... może Smugg ty jesteś producentem CDA? Coś dzisiaj przeczytałem, że w poprzednim stuleciu ktoś dużo zainwestował w CDA... może jesteś sponsorem i dla przyjemności piszesz AR i minifelietony... chociaż z tym "AR dla przyjemności" to chyba przesadziłem... może jesteś byłym redaktorem jednego z upadłych pism komputerowych, który wygrał w totolotka... a może jesteś dzieckiem bogatego mafiozy, który nie ma co robić...

    O Boże, to najgłubsza teoria jaką kiedykolwiek wymyśliłem... chyba zaczynam się staczać... :D Widzisz co ta Twoja "tajemnica", "legenda" robi z ludźmi?:D

  8. Smuggler zastanawia mi fakt czy Ty jako "legenda" opłacasz się CDA. Tzn. nie wiem kto traci na Twojej pracy w redakcji. Chodzi mi tu o straty finansowe, ponieważ wątpię żeby za AR i minifelietony redakcja byłaby Ci skłonna wypłacać pensję, taką jak w przypadku innych pracowników. Recenzji nie piszesz, więc albo redakcja wypłaca Ci pełna pensję, albo niższą. Chyba, że pensja dla każdego pracownika jest inna zależnie od wkładu pracy w pismo. Jest też możliwość, że pomagasz wszytkim w redakcji we wszystkim i tym samym pracujesz tak ciężko jak oni. Tu podsuniesz Mac Abrze screeny za Allora, tam napiszesz coś do działu kulturalnego itp.

    Ale załóżmy, że tylko prowadzisz AR i piszesz minifelietony. Myślę, że nie zajmuje Ci to "pełnego etatu" w pracy. W takim razie, aby zarobić na utrzymanie dorabiasz. Ale to brzmi mało przekonująco. Najoczywistrzym rozwiązaniem jest to, że Smuggler to kilka osób. Kto ma odrobinę czasu ten odpowiade na pare listów do AR, a minifelietony za Smugga może pisać taka osoba, która ich teoretycznie nie pisze np. Siekiera.

    Pamiętam kiedyś list w AR o tym, że Smuggler "stracił pazur". Zauważyłem, że w pare miesięcy później ten "pazur" odzyskał. Uważam, że gdyby Smugg był jedną osobą nie mógłby tak sobie stracić pazura. Myślę, że w tym czasie AR zajmowali się głównie redaktorzy "bez pazura". Po tym liście Mac kazał redaktorom pisać bardziej "z pazurem".

    Są to oczywiście moje głupie domysły, z których nie musisz się tłumaczyć. Jednak wiedz, że trzymanie ciekawskich ludzi w niepewności jest niebezpieczne dla nich i dla otoczenia. Niech więc Cię nie dziwi poziom głupoty w listach, które dostajesz. Nie mieszaj więc tych ludzi z błotem, bo nie wiedzą co czynią.

  9. Z czasem zaczyna robić się za dużo biegania i zadań pod tytułem "Wyjdź z miasta, idź na bagna, zabij trzy utopce i wróć po nagrodę w miejsce, z którego przyszedłeś." W sumie do przejścia z 5 kilometrów dla trzech utopców!!! To woła o pomstę do Nieba!!!

    To zależy w jaki sposób przechodzisz grę. Jeśli weźmiesz zadanie w Wyzimie Klasztornej, żeby zabić 5 utopców polecisz na bagna, wyrżniesz ich w 3 sekundy i znowu wrócisz do Wyzimy odebrać nagrodę to możesz się trochę zmęczyć. Szczególnie jeśli postąpisz tak z 15 następnymi zadaniami. Ale jeśli nazbierasz tych zadań, teleportujesz się na bagna i 2 godzinki będziesz je robił to sprawa ma się inaczej co?

    Obecnie przechodzę 3 raz wiedźmina i jak dotąd zmianę okolicy bagna/Wyzima nie musiałem wykonywać więcej niż 4 razy. Najpierw sobie rozplanowuję, gdzie mam iść, co zrobić, a dopiero potem działam. Bardzo przydaje się w tym poradnik. W ten sposób na maxa wykorzystuję dzień i noc w grze. Medytuję tylko dla alchemi i przydzielenia talentów. Nie zdażyło mi się czekać na północ czy południe, bo tylko o tych porach mogę zrobić pewne qesty. Bardzo się przydaje biały miód i żonine łzy.

    Dzięki całemu rozplanowaniu gry przejście jej zajmuje mi ok. 2 tygodni razem ze szkołą.

    ReViS widzę, że jesteś fanem samochodówek, wolisz "nieskalaną chwilą wytchnienia akcje" od nudnego łażenia siwym mordercą po wąskich uliczkach gdzie ledwo koń się mieści. Mimo to proszę Cię abyś dał Wieśkowi jeszcze jedną szansę. Tym razem jednak nie lataj na bagna z jednym qestem. Zrób wszystko co się da w mieście, dopiero potem idź na bagna. Jeśli mimo wyszystko będzie Cię to nudzić pomiń pare zadań pobocznych i dobrnij do 3 rozdziału. Tam jest już praktycznie tylko łażenie po Wyzimie Handlowej, cmentarzu i kanałach. Noi zawsze możesz się teleportować w porządane miejsce.

    Trochę się rozpisałem, ale nie mogę "zdzierżyć" czyjegoś zawodu nad wiedźminem. Co innego jak ktoś po prostu nie lubi RPG i koniec kropka. Ale mieć dawno wyczekiwanego wieśka przed sobą i nie mieć cierpliwości przeiść go do końca?

×
×
  • Utwórz nowe...