Zacznijmy od tego, że miałem wykłady i ćwiczenia z Profesorem, któremu ręce się tak trzęsły, że pisząc na tablicy literę "o", wyglądała najczęściej jak trójkąt lub wielobok, jeszcze zabawniej rysował proste linie.
Przykładał kredę do tablicy i 2-3 sekundy trzymał w miejscu. Nie wiem czy się tak nad tym koncentrował, czy też może naciągał sprężynę, bo po tej chwili robił szybki ruch, niczym wystrzelenie z kuszy, a na tablicy powstawała prosta linia.
Ale dobra, przejdźmy do tej historii.
Jak większość zapewne wie, ćwiczenia i laboratoria są na studiach obowiązkowe, a jedynie na wykłady nie trzeba chodzić. Cóż, mój Profesor chyba o tym nie wiedział, bo przez cały semestr mieliśmy 2 wykłady i z jedne ćwiczenia. Co ciekawe na wszystkich opowiadał o tym samym, czyli o wahadle, prezentując jego działanie na swoich legendarnych kluczach na długim sznurku.
Gdy nadszedł czas sesji, poinformował wszystkich, że zaliczenie będzie ustne i polegać ma na opowiedzeniu jednego doświadczenia. Wyznaczył dzień i godzinę. Oczywiście wszyscy się zebrali pod salą w umówiony dzień i czekaliśmy na Profesora, który... nie zjawił się.
Ale nic straconego, ktoś się dowiedział, że zaliczenie będzie innego dnia, więc jak i poprzednim razem wszyscy się pojawili. Na szczęście tym razem, nasz wykładowca się zjawił i zobaczywszy ile osób chciało wpis (coś około 50) stwierdził, że nie ma czasu przepytywać każdego osobno, więc najzwyczajniej w świecie przepisze ocenę z laboratoriów.
Natomiast laboratoria mieliśmy z Panią magister, bardzo miła osoba.
U niej zaliczenie wyglądało następująco:
Sprawozdania ze wszystkich doświadczeń lub prezentacja (najlepiej we Flash'u) na dany temat, oraz zaliczenie wszystkich 3 wejściówek.
Jako, że we flash'u trochę się bawiłem, więc stworzyłem prezentację na temat elektrolizy, i tak sprawozdania miałem z głowy. Zostały w takim razie te nieszczęsne wejściówki, które oczywiście wszystkie nie zaliczyłem, bo były głównie na temat doświadczeń, które robiliśmy podczas zajęć. Tyle tylko, że skoro nie musiałem robić sprawozdań to też nigdy się na laboratoria nie przygotowywałem, a jedynie udawałem, że coś robię, a jako dowód, że się przeprowadziło doświadczenie była kartka z pomiarami. Cóż, moje pomiary to była lista losowych liczb, bo Pani magister i tak nie sprawdzała poprawności.
Dobrze, więc wróćmy do zaliczenia. Trzeba było zaliczyć ustnie te 3 wejściówki, więc wpuściłem wszystkich przede mną by mieć więcej czasu na nauczenie się (tak, naukę zacząłem dopiero pod salą, w której przepytywała). W końcu nadeszła moja kolej. Wchodzę i wywiązuje się taka "rozmowa":
[Ja] - Dzień dobry.
[Mgr] - Dzień dobry, proszę usiąść.
[Ja] - ... - Usiadłem.
[Mgr] - Chce Pan 4, czy odpowiada na 5?
Zrobiłem wielkie oczy.
[Ja] - Niech będzie 4.
[Mgr] - Poproszę indeks.
Podałem jej indeks i dostałem ocenę.
[Ja] - Dziękuję, ale ... nie miałem zaliczonych kartkówek.
[Mgr] - Zrobił Pan tak dobrą prezentację, - tu jeszcze bardziej się zdziwiłem - że nie musiałeś ich zaliczać.
Jeszcze raz podziękowałem i wyszedłem zdziwiony, ale szczęśliwy.
Szkoda, że nie było tak z każdym przedmiotem.
- Czytaj dalej...
- 5 komentarzy
- 632 wyświetleń