Jak na pierwszy rzut oka... świetnie! Akcja została osadzona przed wydarzeniami z jedynki, niedługo po śmierci Fontaine'a (tak strzelam, bo wszyscy mieszkańcy Rapture o tym mówią), co oznacza, że po raz pierwszy przyjdzie nam zwiedzać miasto przed upadkiem. Osobiście grałem ,może pół godziny, może trochę dłużej (gra wciąga niesamowicie) i z miejsca ponownie zakochałem się w podwodnej utopii. Pomieszczenia, muzyka, ludzie, plazmidy, słowem wszystko tworzy spójny, wspaniały obraz.
Jednak przejdźmy do dalej. Nie będę pisał konkretów o fabule, więc nie bijcie, że spoiler. Najpierw pytanie większości fanów najnowszego Bioshocka, którzy nie grali w jedynkę: czy znajomość pierwszej części jest konieczna? Z tego co widzę, nie. Wszystko jest wyjaśniane, wsród plotek można usłyszeć ważniejsze nazwiska i co nieco na ich temat, a na dodatek powróciły zapisy z magnetofonów oraz te, krótkie, czarno-białe filmiki z Infinite więc znajomość jedynki pozwoli najwyżej poznać kilka smaczków. Może przejdźmy do gameplay'u. Gra się identycznie jak w Infinite, tj. mamy (chyba) te same bronie z pozmienianymi modelami, stare wigory (tu plazmidy), mamy pasek hp, tarczy i evy (tutejsze sole) a amunicję, apteczki, itd. uzupełniamy w automatach przerobionych na te z pierwszej części Bioshocka. Trochę zaniepokoiłem się, gdy okazało się, że powraca "skyhook" (tu pod inna nazwą, wybaczcie wypadła mi z głowy), jednak ostatecznie myślę, że pomysł nie jest taki zły. Urozmaica walkę a szyny z wagonikami zastąpiły jakieś kable czy coś w tym stylu, a przy okazji lokacje stały się nieco obszerniejsze. Jedyna większa zmiana to zmniejszenie liczby wrogów, wiec nie będzie już walk rodem z Painkillera .
To chyba wszystko. Póki co "Burial at Sea" zapowiada się bardzo ciekawie, i mam nadzieje, że utrzyma ten poziom do samego końca.
- Czytaj dalej...
- 0 komentarzy
- 379 wyświetleń