Skocz do zawartości

gerbilos

Forumowicze
  • Zawartość

    1099
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez gerbilos

  1. Tak więc kompletnie zwisa mi brak wizyt na onecie, czy innych portalach informacyjnych. Od tego mam prasę. Co prawda wiadomości są nieco spóźnione, ale często obfitujące w ciekawe i trafne analizy. Dużo bardziej to wolę, niż krótkie newsy.

    A mogę się zapytać co czytasz? Ponieważ ja również zazwyczaj wracając do domu zaopatruję się w gazetę, aczkolwiek... Dzienniki - GW jest baaaaaaaardzo wybiórcza. Od dziennika oczekuję, że powiedzą mi wszystko co się wydarzyło, tu natomiast zdarza mi się przeczytać ją od deski do deski, po czym wejść na jakiś portal informacyjny i przeczytać jeszcze z 10 ważnych artykułów. Poza tym odnoszę wrażenie, że GW jest mocno stronnicza i prorządowa, więc by ją czytać potrzeba zdeczko zdolności "przesiewania" informacji. Natomiast Rzeczpospolita (szczerze mówiąc, nie czytałem jej dawno, mimo wszystko pozostałem przy GW) zdaje być dosłownie odwrotnością pod względem politycznym. Czytałem też "Gazetę Pomorską", ale jako regionalna nie przedstawiała zbyt wiele informacji. O "pismach" (choć to za dużo powiedziane) typu "Fakt" czy "Super Expres" nei będę się nawet wypowiadał.

    Czasem zdarzało mi się czytać "Angorę", podobał mi się styl i "neutralność", aczkolwiek może to wynikać z doboru tematyki, nazwijmy ją... bardzo ogólną?

  2. A propos uzależnień - w zeszłym tygodniu miałem krótką bądź co bądź, przerwę od internetu. Do jakich wniosków doszedłem? Mógłbym bez niego żyć, aczkolwiek kończyło się to na tym, że wracałem do domu i zaczynałem czytać. W sumie "odgrzałem" sobie cykl o Jakubie Wędrowyczu, cykl Inkwizytorski oraz parę książek Christophera Moore'a, co, mówiąc szczerze, trochę mnie znudziło, ponieważ o ile jeszcze parę lat temu kupowałem książkę i czytałem ją z 5-6 razy w ciągu roku, będąc ciągle zainteresowanym w tym samym stopniu, to teraz co chwilę myślałem o wydarzeniach które zdarzą się za parę stron. Gdybym miał stały dopływ nowej, interesującej literatury, nie miał bym większych problemów z odcięciem od sieci.

    No właśnie, większych, brakowało mi w szczególności sprawdzania zastępstw (to naprawdę emocjonujące, wchodzić na stronę szkoły przez 2 godziny co 10 minut, żeby w końcu się dowiedzieć, że nic nie ma) oraz fejbuka, by kontaktować się ze znajomymi. No, i może paru ston na których mógłym obejrzeć seriale żeby zabić czas.

    I tutaj dochodzę do wniosku - można żyć bez internetu, ale po co? Czułem się jak średniowieczny chłop bez sprawdzenia wiadomości, pogody itp. Nie oglądam telewizji i ogólnie traktuję ją jako "dzieło szatana", więc nawet nie pomyślałem zeby obejrzeć jakieś "Wiadomości" czy inne "Fakty".

    A zupełnie odbiegając od tematu - w końcu przewoźnik mojego regionu, czyli Ariva poszła po rozum do głowy. Streszczę najpierw sytuację wcześniejszą - pociąg do miasta gdzie się uczę rano był o godzinie 5:44, natomiast w samym Grudziądzu (jeśli to kogokolwiek interesuję) byłem o 7:10. Prawie półtorej godziny na przejazd 40 kilometrów, ponieważ miałem przesiadkę trwającą 25 minut, spędzonych na oczekiwanie na pociąg Gdańska, z którego praktycznie nikt rano nie przesiadał się "do mnie". Po południu natomiast pociągi interesujące mnie były 2 - o 13.15 i o 15.50. Większość szkół kończy zajęcia zazwyczaj o godzinach 13.15, 14.10, 15.00, czyli właściwie wszyscy jeźdźili o 15.50, a "mądry" przewoźnik udostępniał tylko 1 wagon. Czyli brak miejsca. Na schodach pociągu też nie, na korytarzu czasem się trzeba było wręcz przeciskać o dobre miejsce do stania. Co się zmienia? A więc, pociąg o 13.15 zostaje przesunięty na 13.37, powstaje pociąg o 14.37, a ten o 15.50 odjeżdża o 15.30 bodajże. Chyba w końcu pasażerowie będą mogli poczuć choć odrobinę komfortu w trakcie podróży.

    Będąc nadal w temacie PKP, chciałbym też pomówić o stanie dworca w tym jakże urokliwym, nadwiślańskim mieście. Dworzec jest, co na dworcu? Biedronka, 2 kioski, sklep z pierdółkami i ciucholand. Kasy są. Dwie. Tylko Ariva. Chyba nie muszę wspominać że dworzec nei jest ocieplany, a "mondży" wizytującu nie pamiętają zbytnio o zamykaniu drzwi, albo używaniu tych automatycznych?

    Co jeszcze mogę powiedzieć o gmachu - jak zwykle służy on jako noclegownia dla "panów meneli". Śmierdzących panów meneli. To naprawdę ochydne, gdy taki dziad rozłoży się na ławce, a nikt nie jest w stanie usiąść bliżej niż 5 metrów od niego...

    Do tego za atrakcję służą romskie dzieci. Najwidoczniej nie chodzą do szkoły, tylko pałętają się w okolicy żebrząc i rozdając karteczki o kimś tam chorym na raka (ciekawy, czy naprawdę istnieje).

    Aha, lubicie dyskoteki prowadzone przez niedoszłych didżejów bez słuchawek? Też takowych uświadczycie?

    A co robią SOKiści? Ano nic. Przyczepią się do wszystkiego, ale wyżej wymienionych nie ruszą. SPISEK.

    Uff, trochę się rozpisałem, ale cóż, po małej przerwie trzeba coś napisać na forum :) Macie jakieś "ciekawe" doświadczenia, czy też przejścia, z PKP? Ktoś dojeżdża? Ma podobne odczucia?

    • Upvote 1
  3. Moim zdaniem autentycznym mistrzostwem w tej dziedzine są "Kroniki Wampirów" Anny Rice, w wydaniu Rebisu.

    http://esensja.pl/esensjopedia/obiekt.html?rodzaj_obiektu=2&idobiektu=1464

    http://czytac-nie-czytac.blogspot.com/2011/02/wampir-lestat-anne-rice.html

    Jako przykład wybrałem 2 pierwsze tomy, które wydają mi się najładniejsze. Choć w tym przypadku dla mnie liczyła się raczej jakość wykonania, a w szególności papier. Ten jest po prostu cudowny. Książki zamówiłem bodajże z Merlina i nie widziałem kartek przed zakupem, więc nie mogę powiedzieć, że wygląd i stan tychże wpłynął na kupno. Aczkolwiek, gdybym był w księgarni i miał w rękach wydanie "Wywiad..." Rebisu oraz "Ucztę dla wron tom 2" Martina, wydaną przez Zysk, nie wahałbym się nad wyborem.

    Btw. czy tylko mnie irytuje notoryczna zmiana stylu okładki "Pieśni lodu i ognia"? Okładki pierwszych trzech tomów (oraz ich wykonanie, aczkolwiek to się w żaden sposób nie zmieniło, więc nie jest to istotne) nie były powalające, ale miały jakiś styl. Natomiast tom 4? Miałem wrażenie, że trzymam w ręku książkę o rycerzach okrągłego stołu, nie kolejną część "Pieśni...". "Taniec ze smokami" wygląda według mnie o wiele lepiej, aczkolwiek na półce i tak nie prezentuje się najlepiej.

  4. Jeśli mogę coś dodać o Lovecrafcie. Niemal bez wyjątku, wszystkie opowiadania są zbudowane w praktycznie identyczny sposób. Poznajemy bohatera, tenże opowaida swą historię, tym samym budując klimat, który w pewnym momencie staje się naprawdę gęsty, oraz kończąc podaniem informacji, zazwyczaj znanej od samego początku bohaterowi, która może wzbudzić w nas lekki dreszczyk strachu, lecz mocny niepokój. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie sama informacja tak działa, lecz sposób jej przedstawienia przez bohatera, a raczej jego wypranie z emocji gdy o tym mówi.

  5. Oczywiście, tylko że tak jak pisałem, posiadam już 2 zbiory Lovecrafta, a nie uśmiecha mi się kupowanie czegokolwiek, co już w jakiś sposób posiadam.

    Żeby nie pisać jednolinijkowców - Co myślicie o polskim tłumaczeniu "Pieśni Lodu i Ognia"?

    Bo szczerze mówiąc, czasem mam wrażenie, że tłumacz nie do końca się "odmianów" nauczył... Np. denerwuje mnie notoryczne używanie Laty, jako dopełniacza od Lato. W sumie spotkałem się z czymś takim kiedyś w jakiejś gazecie, aczkolwiek nijak mi to nie brzmi i w żadnym stopniu nie jestem w stanie tego uznać za poprawne.

  6. Jeżeli podobał ci się "Zew...", polecam "Coś na progu", tegoż autora. Moim zdaniem w tym pierwszym było tylko jedno wybitne opowiadanie, a mianowicie "Widmo nad Innsmouth", w kolejnym zbiorze natomiast jest ich przynajmniej kilka.

    Sam szukam jeszcze innego zbioru, jakim jest "W górach szaleństwa", lecz od kilku ładnych miesięcy nie mogę znaleźć wydania "pasującego" do mojego "Coś na progu"... Szkoda, że żadne wydawnictwo nie pokusiło się o nowe wydanie dzieł bez zmieniania ich zawartości. Wiem, że jest jakiś nowy zbiór, lecz o ile dobrze pamiętam utwory w nim zawarte są mieszanką z kilku książek, a jakoś nie pasuje mi kupowanie czegoś, czego dużą część już posiadam. Chyba czas zwiedzić kilka antykwariatów...

  7. A ja muszę powiedzieć, że już mnie coś bierze. Niepotrzebnie wpiąłem podpinkę do kurtki, bo dziś było niespodziewanie ciepło, co spowodowało, że w tej praktycznie nie można było wytrzymać. No i cóż, czuję lekką chrypkę i katar, zobaczymy co będzie jutro. Choć... szczerze mówiąc nie narzekam, tak jak pisałem poprzednio, przyda mi się parę dni odpoczynku.

    @up - szczerze mówiąc, nigdy nie miałem tego problemu. Ja w takich momentach po prostu cieszę się dniem, np. potrafię wstać o 7 i leżeć w łóżku do np. 11, dla urozmaicenia oglądając jakiś film czy czytając książkę.

    Wracając na chwilkę do tematu chorób, muszę przyznać, że zasadniczo nie choruję często, ale za to dotkliwie. Od dawna nie byłem "po prostu" przeziębiony, ponieważ od razu dostaję zapalenia oskrzeli, które, jeśli trochę przywykniemy do kaszlu, jest w sumie jedną z "najprzyjemniejszych" chorób, ponieważ (przynajmniej u mnie) temperatura nieczęsto wzrasta powyżej 38 stopni.

  8. Hoho, nie było mnie tu troszkę... Witam więc wszystkich starych znajomych, jak i tych udzielających się, którzy dołączyli po moim "odejściu" (a raczej pewnym odsunięciu się w cień, gdyż na forum od czasu do czasu zaglądałem, lecz odbywało się to bez logowania się, a co za tym idzie jakiegokolwiek udzielania się w wątkach).

    Jako, że w temacie pogody nic nowego do dodania nie mam, chciałbym porozmawiać o czymś z takową dość ściśle powiązanym. O chorobach. Jako, że temperatura nie powala, szególnie o 5:30, kiedy to ja radośnie idę na pociąg do mojego "przybytku edukacji", jestem szczerze ździwiony, że jeszcze nic się do mnie nie "przypałętało". Z jednej strony to dobrze, z drugiej natomiast nie, bo szczerze mówiąc, podczas długiego weekendu nie wypocząłem, prawdopodobnie ze strony odwiedzającej rodzinki. Przydałoby mi się troche wolnego w środku tygodnia, gdy to nie specjalnie jest z kimś wyjść gdziekolwiek. Poza tym najprzyjemniej jest siedzieć w domu, gdy inni nie mogą, nieprawdaż?

  9. OK, niedawno pisałem o moich wrażeniach z Wieśka 2 dość ogólnie, dodatkowo szkoląc Geralta na drodze miecza i pomagając Iorwethowi. Teraz czas na drugą stronę barykady.

    Po pierwsze Znaki.

    Quen Ten jest wprost znakomity. Must have. Jedyne co mnie denerwowało to to, że

    Letho i tak posiada mocniejszą wersję tegoż. No przepraszam, ale ja jako Wiedźmin magiczny, że ta go nazwę, mam napakowane prawie wszystkie umiejętności z drzewka (oprócz rozwinięcia Axii i bez Wzmocnienia Glifu, czy coś), a jednak jego Aard niszczy moją obronę jednym uderzeniem! Natomiast ja muszę uderzyć w niego z 3-4 razy wymaksowanym Aardem czy Igni...

    Aha, denerwujące jest to, że włączenie go stopuje regenerację wigoru. Owszem, coś w tym rodzaju jest konieczne, ale nie obraziłbym się na np. spowolnienie regeneracji tegoż.

    Aard Tu jestem nieco rozczarowany. Po pełnym wzmocnieniu miałem nadzieję, że będzie on przewracał czy ogłuszał właściwie każdego przeciwnika. Ale nie... Owszem, spotykałem się z tym dość często, lecz tylko i wyłącznie na słabych przeciwnikach, typu Żołnierz Henselta z mieczem jednoręcznym...

    Igni Mocne rozczarowanie. Chciałem ujrzeć choć jeden porządny znak ofensywny, którym można mordować wrogów właściwie bez pomocy miecza. Owszem jest on silny, ale nie aż tak. Używałem go dość często, lecz tylko do zabijania tarczowników, gdy ci mieli już mało HP.

    Yrden Słabiutko. Użyłem parę razy, głównie podczas walki z przytłaczającą ilością nadciągających wrogów. Niestyty znak zanika właściwie gdy tylko się zaatakuje dotkniętego nim niemilca. Gdyby czas jego trwania był krótszy, ale za to przy ataku wróg byłby ciągle unieruchomiony, mogłoby być całkiem ciekawie.

    Axii - totalnie nieporozumienie. Nie użyłem go nigdy w walce. Moim zdaniem mógłby on totalnie zniknąć z rozwoju postaci i stać się tylko i wyłącznie formą perswazji.

    Heliotrop - szczerze mówiąc użyłem go tylko raz. Nic specjalnego, choć mógłby się on przydać w walkach z wieloma przeciwnikami. Niestety, ładowanie go trwa wieki, bo przecież ile można rzucać słabe znaki ofensywne?

    Teraz trochę ogólniej o znakach. Muszę przyznać, że walki z ludźmi wydawały mi się trochę trudniejsze, natomiast te z potworami dużo prostsze. Przykład -

    Walka ze smokiem. Quen chronił mnie przed ogniem, smoka łatwobyło unikać. Dodam, że z taką ochroną rzuciłem się po prostu na łeb tegoż na schodach, i to właśnie podczas tych ataków smok stracił połowę paska życia. Na dachu natomiast po prostu ciskałem w niego Igni... Po ok. minucie padł. Natomiast walka z Letho była dość trudna, ale to wynika raczej z tego, że jego znaki są dużo potężniejsze od naszych

    Ogólnie o ścieżce Roche'a. Przyznam, że to właśnie ona podobała mi się bardziej.

    Iorweth... szczerze mówiąc pomaga on Saskii nie dlatego, że dba o wolną dolinę Pontaru, lecz dlatego, że jest zakochany w przywódcy buntu. Roche dużo mówi o Temerii, lecz ta jest dla niego naprawdę ważna. Gdy do tego dojdą pobudki osobiste... Wręcz czułem, że chcę mu pomóc zemścić się na Detmoldzie.

    Poza tym obóz wojsk podoba mi się bardziej, niż Vergen. Może dlatego, że Vergen było strasznie... poplątane. Rozkładu przejść nauczyłem się dopiero pod sam koniec aktu. Co do postaci: Fajnie, że w Vergen można spotkać starych znajomych, ale ich rola jest na tyle epizodyczna, by nie przeważało to szali na stronę ścieżki Iorwetha.

    Podsumowując: Bardziej podoba mi się ścieżka Roche'a, choć brakuje mi tu ścieżki neutralnej (Nilfgaard? Redania?). Przydałaby się ona także dlatego, że teraz, po przejściu gry zarówno jako szermierz, jak i mag gracz powiniem móc stworzyć sobie Wiedźmina idealnego. Bo jakoś Wiedźmin-alchemik mnie nie przekonuje...

  10. Czy mógłbym prosić o zawężenie tematyki do II Wojny Światowej (alternatywy z nią związane, oraz późniejszy obraz świata). Ew. coś z akcją w XX wieku.

    PS dzięki za dotychczasowe tytuły, w pierwszy i ostatni postaram się jak najszybciej zaopatrzyć.

  11. Gothic 3 jest faktycznie banalnie prosty. Zmienia to pewien mod, niestety nie pomnę jego nazwy. Oprócz walki uproszczono jeszcze wspomniane przez Ciebie relacje, z których słynęły pierwsze części. Co do Bezimiennego - w samym G3 nie było to aż tak dotkliwe, aczkolwiek ZB spotęgował jego buractwo, co IMO strasznie osłabia utożsamianie się z bohaterem (co było raczej celem poprzednich części - nie kierowaliśmy postacią przygotowaną przez twórców.

  12. Zależy po której stronie jesteś - jeśli Orkowie, to możesz to spokojnie olać, jeśli Buntownicy warto by było zachaczyć. Tak btw. to moim zdaniem nie można sobie "zepsuć rozgrywki" poprzez kolejność miast. W sumie wszystki części kontynentu możnaby potraktować jako osobne gry, ponieważ (nie patrząc na główny wątek fabularny) nie są one ze sobą aż tak związane.

  13. Właśnie skończyłem Wiedźmina 2. I co? Mówiąc szczerze, czuję niedosyt. Ale od początku... Gdy odpaliłem grę, od razu zaczął mnie wkurzać system walki. Nie jestem zbyt oldschoolowym RPGowcem (o ile mogę tak siebie nazwać), więc wcale nie chciałem to walki rodem z Baldurów. Jednak walka w Wiedźminie 1 dla mnie była doskonała. Widziałeś efekty kolejnych talentów, którymi doładowywałeś skille itp. W kontynuacji mamy do czynienia ze zręcznościówką, i to dość prostą. No jednak nie zrażając się grałem dalej. Gdzieś w środku pierwszego aktu walka nie była już tak irytująca, a od połowy drugiego aktu, nie powiem, całkiem przyjemna. Z czego to płynie? Moim zdaniem poziom trudności nie jest wyrównany pomiędzy aktami. W pierwszym akcie ciągle wczytywałem, a Geralt był zwykłym słabeuszem, potem, gdy go już trochę podszkoliłem, był aż ZA MOCNY.

    Np. podczas oblężenia Verden - nie miałem potrzeby blokowania lub stosowania uników, ponieważ ataki wroga nie zadawały prawie żadnych obrażeń...

    Jeszcze jedno zastrzeżenia co do walki - niestety, Wiedźmin 1 był grą długą, ze względy na mnogość wątków itp., notomiast Wiedźmin 2 czas przechodzenia wydłuża walką...

    Akty - bardzo fajny prolog, nie rozumiem, po co komukolwiek samouczek. Pierwsze chwile gry bardzo dobrze zaznajamiają z mechaniką, przy czym nie odbiegają tempem ani fabułą od reszty gry. Tutorial suxxxx.

    Pierwszy akt już mi się tak nie podobał (przynajmniej na początku). Chodzi mi przede wszystkim o lokacje - Flotsam i Binduga to straszna bieda, sam wygląd nie ma nic spektakularnego, co można by było wspominać po ukończeniu. Fabularnie natomiast... rozpędza się powoli, ale mniej - więcej od śmierci Kejrana jest już fantastycznie. Questy, postacie jakby ożywają, w pewnych momentach dziwiłem się, że to ten sam akt.

    Akt drugi - najlepsza część gry. Verden jest cudowne, wraz z jego przyległościami tworzą krainę, którą aż chce się zwiedzać. Nie mówiąc już o części fabularnej. Choć muszę przyznać, że na początku czułem sie nieco zagubiony, szczególnie jeśli mówimy tu o samym mieście. Zawiodłem się jednak na obronie twierdzy. Miałem nadzieję, że doczekam się czegoś bardziej spektakularnego, niż stanie na murze i powolne mordowanie małych (nie wiem, maksymalnie było to z 10 ludzi) grupek przy drabinach.

    Akt trzeci - to po prostu kpina. Krótki, nudny itd. Tu się naprawdę zawiodłem. Co prawda nie zrobiłem to za dużo zadań pobocznych (chyba tylko "Nie ma mocnych"), ale i tak... cały główny wątek fabularny to właściwie jedno zadanie (przynajmniej takie odniosłem wrażenie).

    Wchodzimy do miasta, idziemy do lochu, wychodzimy z Fillipą, po czym walczymy ze smokiem...

    Naprawdę? To wszystko?

    Epilog - strasznie krótki, ale świetny pod względem historii. Wszystko się wyjaśnia.

    Postacie - fantastyczny Geralt. Niektórzy narzekają na kucyk, ale proszę... zapytajcie się swojej dziewczyny co się dzieje, jeśli trochę poskacze, pokręci się mając włosy do ramion. Twarz w kłakach... Kuc jest więc logicznym wyjściem, poza tym bohater wyglądał świetnie po tym, jak zmieniłem mu fryzurę (na cintryjskie cośtam). Głos standardowo (po pierwszej części) genialny.

    Iorweth/Roche - piszę o nich razem, gdyż reprezentują obie strony we Wieśku (o czym za chwilę). Roche... nie polubiłem go. Jest jakiś taki... nie wiem jak to ująć. Po prostu go nie lubię. Aha, no i co on ma na głowie... Natomiast Iorweth jest świetny. Genialny głos, charakter też niczego sobie (jak na elfa). Wydaje się być dużo lepszą Wiewiórką niż taki na przykład Yeavinn.

    Nie będę się rozpisywać o reszcie, po są oni zazwyczaj dobrzy lub bardzo dobrzy. Nie podobała mi się natomiast Saskia. Fatalny głos, nijaki charakter... Śmiem wątpić, czy naprawdę ludzie poszliby za nią.

    W drugiej części przygód Geralta brakuje mi wyboru najbardziej trafionego dla wiedźmina - neutralności. Są tu tylko ludzie i nieludzie. Działamy na korzyść jednych - szkodzimy drugim. Nie wiem, ale może przydała by się jakaś trzecia frakcja, neutralna? W tym wypadku Nilfgaard wydaje się być całkiem niezły, przynajmniej przez 2 pierwsze akty.

    Motyw ich zdrady, o którym dowiadujemy się pod konic gry mógłby się doczekać ciekawej kontynuacji w "trójce"

    Wspomnę jeszcze o przedmiotach. Faktycznie, jest ich dużo więcej niż w części pierwszej, co oczywiście zapisujemy na plus. Jednak jeśli mam być szczery co do zbroi... Nie rozumiem, dlaczego nie dostajemy stopniowo coraz lepszych? W moim przypadku było to tak, że na początku drugiego aktu kupiłem zbroję z Ban Ard, po czym zacząłem dostawać kupę gorszego żelastwa. Potem... cośtam z Mahakamu, i znowu - tonu zbroi faktycznie lepszych od tej z Ban Ard, ale gorszych od tej ostatniej. Niestety nie udało mi się stworzyć zbroi Drauga, gdyż nie starczyło mi kasy na zakup schematu ):

    No i potwory - po pierwsze. Strasznie mało rodzajów. Co z tego, że występuje kilka podgatunków Harpii, skoro wszystkie walczą i wyglądają (prawie) tak samo? Podliczmy, jakie potwory mamy w Wiedźmine 2 - Endriagi, Nekkery, Utopce, Harpie, Upiory, Gargulce, Zgnilce, Draugiry. 8 gatunków. Z bossami też nie lepiej - Kejran, Draug, Smok(smoczyca ;)), ew. żywiołak, krabopająk x2 oraz Królowa Endriag x2. Mało. Grałem na średnim poziomie trudności (pierwszy raz, obiecuję, że następnym razem się poprawię :)), ale trudności nie przysporzył mi nikt. (No ok, może Kejran, ale to dlatego, że nie wiedziałem, ze trzeba wejść po gruzie na lewej części areny).

    To takie moje krótkie podsumowanie. Bawiłem się dobrze, ale mimo wszystko lepiej będę wspominał część pierwszą. Moja skromna ocena to 8+.

  14. Witam, szukam pewnego filmu. Jest to baaardzo kiepski horror, aczkolwiek chcę go sobie przypomnieć ;) Opowiada on o lekarzu więziennym (chyba), jedzie on ciężarówką z więźniami, gdy ta się rozbija jest on zmuszony do ucieczki z nimi, trafiają oni na dom w lesie z jakimiś dziwnymi ludźmi (wampiry, potwory?) którzy zabijają prawie wszystkich. Jedna z nich jest w miarę normalna, pomaga mu uciec, po czym un zostaje uznany za więźnia i trafia tam znowu... Z góry dzięki za pomoc.

  15. Ten pierwszy to "Reggae na lodzie/Cool Runnings" z 1993 roku. Ten drugi kojarzę, ale niestety nie pamiętam tytułu. Pojawia się on w prawie każde lato na polsacie ;)

    PS Żeby znaleźć ten pierwszy wystarczyło wyguglować "bobslej jamajka". To tak na przyszłość :tongue:

  16. Dallas '63 nie czytałem, ale pozwolę sobie nie zgodzić się z Twoją opinią na temat Pod Kopułą. Pod Kopułą jest względnie prostą i nieskomplikowaną opowiastką o paru ciekawych wątkach, jednakże zbyt rozciągniętą. Pisałem już o tym kiedyś - King to, co chciał przekazać, mógł ująć na mniej-więcej 500 stronach. Rozwalił się natomiast na 1000. Książka nie była nudna, aczkolwiek pozostawiła u mnie pewien niesmak, wynikający z lania wody. Dodatkowo strasznie bzdurne zakończenie... Wydaje mi się, że autor chciał zrobić coś w rodzaju Bastionu - wielki tom o zachowaniu ludzi w pewnym środowisku, oraz ich walce ze złem. Bastion jednak był opasły, bo każda strona, każdy niemal wers zawierał ważne informacje, dodatkowo przekazane w interesujący sposób, czego nie powiedziałbym o Pod Kopułą.

    Obawiam się, że King się wypala, i to już od dłuższego czasu. Ręka Mistrza była chyba ostatnią z jego WIELKICH książek. Historię Lisey oraz Komórkę przeczytałem nawet z przyjemnością, ale gdy wspominam je teraz, nie wydaje mi się, żebym chciał do nich wracać.

  17. Witam, poszukuję pewnego filmu. Pamiętam tylko jedną scenę. Chyba DeNiro grał jakiegoś gangstera czy kogoś takiego, natomiast główny bohater był jego jakby uczniem. No i DeNiro nauczył gościa testu na dziewczynę, polegającego na tym, że drzwi w samochodzie otwiera się najpierw panience, podczas gdy drzwi kierowcy są zamknięte. Jeśli ona otworzy drzwi kierowcy jest ok, jeśli to oleje to zwykła ******. Kojarzycie może?

  18. Tak się zastanawiam, czy nie można byłoby zrobić dodatkowego sub-forum na testowanie zagadek. Czyli jeśli parę osób by daną zabawę poparło, dawało by się im temat, jeśli się nie uda, to zagadka nie zaśmieca strony głównej, natomiast jeśli będzie się ona cieszyła popularnością można by przenieść ją do ogólnej listy. Co wy na to?

×
×
  • Utwórz nowe...