Minął rok 200... powiedzmy 3. nie graj tyle, zacznij się wreszcie uczyć, gry są głupie, co masz z tego? i wiele wiele innych tekstów poleciało w moją stronę. Nie dałem rady im zaprzeczyć, co nie oznacza, że się z nimi zgadzam. Rozumiem, że grałem wiele godzin dziennie, przez parę lat (zwłaszcza w 1 klasie gimnazjum), na to tylko mogłem przystać. Nigdy nie byłem wzorem ucznia, jednak jeżeli chodzi o język angielski, to zawsze byłem (chyba) najlepszy w całej klasie, a teraz na próbnej maturze nawet w szkole (40/50 punktów, przez ostanie zadanie w którym odrobinkę się pogubiłem). Teraz z ustnej otrzymałem 17/20. Nie chodzi o to, żebym się chwalił, bo nie należę do tak zwanych chwalipięt, ale niech wszyscy przeciwnicy mojego grania wiedzą, jakim cudem nieuk mógł zdobyć "aż" tyle punktów, kiedy to zeszyt i książkę od j. angielskiego widział ostatnio w gimnazjum, gdzie uczył się go tylko jedną godzinę tygodniowo w szkole. No właśnie. Skąd?...
Otóż moja odpowiedź jest prosta - DZIĘKI GROM, no i po części kreskówkom, które oglądałem na Cartoonie, jak byłem brzdącem. Kiedy czegoś nie rozumiałem, a jak wiadomo, na początku bardzo mało się rozumie, sięgałem do słownika, by przetłumaczyć sobie, chociaż trochę, tego, co mówią, te ludziki z tej gierki.. Więc dochodzimy do wniosku - gry edukują, jeżeli chodzi o poznawanie nowego języka.
Kolejna sprawa, co mi dokucza jeszcze bardziej. A mianowicie sądzenie, że gry są głupie i grac w nie powinny tylko małe dzieci. Z tym się w bardzo małym stopniu zgadzam, bo na przykład granie w Grand Theft Auto i "rozpier..." wszystkiego i wszystkich bez żadnego celu jest według mnie głupotą, i nie pozwoliłbym mojemu dziecku (kiedy je już będę miał za parę lat) w przyszłości na takie przechodzenie tejże gry. Zresztą nie dostanie jej, aż do ukończenia przynajmniej 16 lat. Wiem, jak na mnie działało takie głupie granie, więc boję się, że na nie może mieć gorszy wpływ. Wróćmy do teraźniejszości. Ktoś kto grał powiedzmy w (bodajże) American's Army. Nie poświęcił czasu, na głupie granie, a jedynie - śmiem powiedzieć - edukację. Osoba taka mogła się nauczyć zasad udzielania pierwszej pomocy. A dzięki komu/czemu? DZIĘKI GŁUPIM GROM. Kolejnym przykładem może być niegdyś opisywany (nie pamiętam już gdzie) "leczniczy" wpływ gier komputerowych na osoby chore na nadpobudliwość. Nie wiem ile w tym prawdy, ale osoba, która jest sparaliżowana powiedzmy od pasa w dół, bierze pada do ręki, dzięki czemu może czuć się jak bohater przechodząc kolejne części Splinter Cella. Jest podłamana życiem, ale osiągi z ekranu, 100% oceny misji mogą stanowić chęć do wstawania następnego dnia. Chęć do życia, tym bardziej, jak taką osobę opuściła rodzina. Gra pozwoli na ucieczkę od tego pełnego zła, chciwości, układów miejsca, do świata, gdzie możemy stać się bohaterami, a nie czyjąś marionetką. Achhhh....
Co ja mam z tego, że gram. Nie wspominając już o wyuczeniu się języka angielskiego, gry pozwalają rozładować stres. Wolę włączyć Tekkena (tu przykład, bo niestety nie mam żadnej konsolki już) i po napierdzielać wszystkich tam, jak leci, niż wyjść na ulice i w stylu (przysłowiowo) dresiarskim pobić osobę mniejszą ode mnie i zabrać jej telefon, udowodniając, jaki to ze mnie motherfucker gangsta. To nie dla mnie. Wolę w PESie nakopać bramek Polską Hiszpanii, niż kopać sąsiadce (jak niegdyś) po ścianach. Nie marnuję czasu grając. Uczę się, poznaję świat, a przynajmniej jego część. Zwiedzam starożytne miasta w Tomb Riderze - miasta - które albo nie istnieją, albo nigdy nie będzie mi dane odwiedzić. Byłem w Paryżu. Niestety nie pod wieżą Eiffela, ale w pewnym Laboratorium na zlecenie Echelonu. Póki co nie stać mnie, by odwiedzić choćby granicę francuską, a co dopiero śmigać po jej ulicach. Gra mi na to pozwala. Pozwala mi na spełnienie poniektórych marzeń. Mogę być bohaterem, ale jednocześnie wrogiem. Mogę bronić kraju, o który jest walka i wiele razy ginąć, by znów magicznie powracać z ponowną szansą. Mogę być dyktatorem, czy też tajnym agentem. Mogę być kimś więcej. O to, co mam z gier.
- Czytaj dalej...
- 2 komentarze
- 185 wyświetleń