Skocz do zawartości

piotrek89

Forumowicze
  • Zawartość

    20
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez piotrek89

  1. piotrek89
    Pamiętam jeszcze czasy, kiedy to "całą" rodziną strzelałem do kaczek na ekranie poczciwego, czarnego telewizora Sony. Mój ojciec był pod wielkim wrażeniem tejże gry i bardzo ją polubił. Co dobre, to nie trwa wiecznie. Wraz z kolejnymi latami granie moje nabierało tempa, a rodzinki wręcz przeciwnie. Nic w tym dziwnego, jednak najgorsze to, że w/w rodzince to się nie spodobało. Ani rodzince bliższej, ani dalszej, ani większości znajomych...
    Minął rok 200... powiedzmy 3. nie graj tyle, zacznij się wreszcie uczyć, gry są głupie, co masz z tego? i wiele wiele innych tekstów poleciało w moją stronę. Nie dałem rady im zaprzeczyć, co nie oznacza, że się z nimi zgadzam. Rozumiem, że grałem wiele godzin dziennie, przez parę lat (zwłaszcza w 1 klasie gimnazjum), na to tylko mogłem przystać. Nigdy nie byłem wzorem ucznia, jednak jeżeli chodzi o język angielski, to zawsze byłem (chyba) najlepszy w całej klasie, a teraz na próbnej maturze nawet w szkole (40/50 punktów, przez ostanie zadanie w którym odrobinkę się pogubiłem). Teraz z ustnej otrzymałem 17/20. Nie chodzi o to, żebym się chwalił, bo nie należę do tak zwanych chwalipięt, ale niech wszyscy przeciwnicy mojego grania wiedzą, jakim cudem nieuk mógł zdobyć "aż" tyle punktów, kiedy to zeszyt i książkę od j. angielskiego widział ostatnio w gimnazjum, gdzie uczył się go tylko jedną godzinę tygodniowo w szkole. No właśnie. Skąd?...
    Otóż moja odpowiedź jest prosta - DZIĘKI GROM, no i po części kreskówkom, które oglądałem na Cartoonie, jak byłem brzdącem. Kiedy czegoś nie rozumiałem, a jak wiadomo, na początku bardzo mało się rozumie, sięgałem do słownika, by przetłumaczyć sobie, chociaż trochę, tego, co mówią, te ludziki z tej gierki.. Więc dochodzimy do wniosku - gry edukują, jeżeli chodzi o poznawanie nowego języka.
    Kolejna sprawa, co mi dokucza jeszcze bardziej. A mianowicie sądzenie, że gry są głupie i grac w nie powinny tylko małe dzieci. Z tym się w bardzo małym stopniu zgadzam, bo na przykład granie w Grand Theft Auto i "rozpier..." wszystkiego i wszystkich bez żadnego celu jest według mnie głupotą, i nie pozwoliłbym mojemu dziecku (kiedy je już będę miał za parę lat) w przyszłości na takie przechodzenie tejże gry. Zresztą nie dostanie jej, aż do ukończenia przynajmniej 16 lat. Wiem, jak na mnie działało takie głupie granie, więc boję się, że na nie może mieć gorszy wpływ. Wróćmy do teraźniejszości. Ktoś kto grał powiedzmy w (bodajże) American's Army. Nie poświęcił czasu, na głupie granie, a jedynie - śmiem powiedzieć - edukację. Osoba taka mogła się nauczyć zasad udzielania pierwszej pomocy. A dzięki komu/czemu? DZIĘKI GŁUPIM GROM. Kolejnym przykładem może być niegdyś opisywany (nie pamiętam już gdzie) "leczniczy" wpływ gier komputerowych na osoby chore na nadpobudliwość. Nie wiem ile w tym prawdy, ale osoba, która jest sparaliżowana powiedzmy od pasa w dół, bierze pada do ręki, dzięki czemu może czuć się jak bohater przechodząc kolejne części Splinter Cella. Jest podłamana życiem, ale osiągi z ekranu, 100% oceny misji mogą stanowić chęć do wstawania następnego dnia. Chęć do życia, tym bardziej, jak taką osobę opuściła rodzina. Gra pozwoli na ucieczkę od tego pełnego zła, chciwości, układów miejsca, do świata, gdzie możemy stać się bohaterami, a nie czyjąś marionetką. Achhhh....
    Co ja mam z tego, że gram. Nie wspominając już o wyuczeniu się języka angielskiego, gry pozwalają rozładować stres. Wolę włączyć Tekkena (tu przykład, bo niestety nie mam żadnej konsolki już) i po napierdzielać wszystkich tam, jak leci, niż wyjść na ulice i w stylu (przysłowiowo) dresiarskim pobić osobę mniejszą ode mnie i zabrać jej telefon, udowodniając, jaki to ze mnie motherfucker gangsta. To nie dla mnie. Wolę w PESie nakopać bramek Polską Hiszpanii, niż kopać sąsiadce (jak niegdyś) po ścianach. Nie marnuję czasu grając. Uczę się, poznaję świat, a przynajmniej jego część. Zwiedzam starożytne miasta w Tomb Riderze - miasta - które albo nie istnieją, albo nigdy nie będzie mi dane odwiedzić. Byłem w Paryżu. Niestety nie pod wieżą Eiffela, ale w pewnym Laboratorium na zlecenie Echelonu. Póki co nie stać mnie, by odwiedzić choćby granicę francuską, a co dopiero śmigać po jej ulicach. Gra mi na to pozwala. Pozwala mi na spełnienie poniektórych marzeń. Mogę być bohaterem, ale jednocześnie wrogiem. Mogę bronić kraju, o który jest walka i wiele razy ginąć, by znów magicznie powracać z ponowną szansą. Mogę być dyktatorem, czy też tajnym agentem. Mogę być kimś więcej. O to, co mam z gier.
  2. piotrek89
    Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Wróćmy do lat 90-tych. Pamiętam dzień, w którym dostałem pierwszego pegasusa. Cała rodzina była z tego faktu zadowolona, nawet ojciec często strzelał ze mną do kaczek, a matka grała w Mario. "Banan" na twarzy każdego i granie, aż do "jak się 'kostka' zagrzeje".. To były czasy- kartridże za parę groszy (choć z początku były drogie) i bezstresowe granie, czy się miało 120 lat, czy wtedy, kiedy ledwie wchodziło się po truskawki po drabinie. Nikt nie usłyszał złego słowa, gdyż w pewnym momencie zagrywała się PRAWIE każda rodzina, czy mały czy duży, jak już wyżej wspomniałem. I wtedy nikt nie pisnął do nikogo gadki w stylu "taki stary, a gra w te głupie gry"... Trach. Mija niemalże 10 lat. Granie tyle ile wlezie na PSX-ie. Metal Gear Solid, Silent Hill, ISS Pro... I zaczynają się teksty w stylu "Przestań grać w te gry, już za duży na to jesteś", a rodziny zaczynają bać się gier, jak ognia. "Gry odmóżdżają, nie zdasz przez gry, taki stary koń, a gra...". No ludzie kochani, od kiedy WIEK JEST WYZNACZNIKIEM, kiedy należy przestać grać. Rozumiem, że teraz, kiedy już mam 20 "roków" na karku jest co raz mniej czasu na granie. Matura tuż tuż, to u kobiety, to ze znajomymi, to szkoła... grania tu nie widzę. Jednak kiedy człowiek ma chęć zagrać i kupuje jakąś nową grę, to mina napotkanego po drodze ze sklepu znajomego zazwyczaj jest ta sama - "Heh, znowu gość sobie kupił grę, ja już wyrosłem z tego...". To właśnie przez takie pierniczenie, że gry odmóżdżają, powodują agresję, czy powodują obiekt wyśmiewają nad niedojrzałością psychiczną gracza, do tego doprowadzają. Powiem szczerze, z matury próbnej z anglika miałem 80%. To w bardzo dużej mierze dzięki grom, które przechodziłem (ach to siedzenie ze słownikiem przy pierwszych grach, a raczej cutscenkach...). Powodują agresję? To chyba tylko u osób, które i bez gry są agresywne. "Skoro hitler był aż tak agresywny, to w jakie gry grał?", jak to mówi jeden z popularnych demotów. Ja dzięki grom rozładowuję agresję. Wolę uruchomić GTA San Andreas i wymordować wszystkich w okół niż pobić choćby jedną osobę na ulicy. No, ale to temat na osobną historię. Te argumenty nie pomagają. Wciąż zauważam i u innych i na sobie, że z tego powodu, że wciąż grają, są traktowani odgórnie, jako niedojrzali. Czy granie świadczy o dojrzałości? Czy ktoś, kto gra mając rodzinę na utrzymaniu (oczywiście jej nie zaniedbując) w wieku powyżej, powiedzmy, 40 lat- jest kimś niepoważnym? Wybaczcie, ale ja tak odczułem. Boję się, że pewnego dnia będę za stary na granie, nie z braku chęci, a jedynie z tego, że będąc graczem, będę jednocześnie INNYM człowiekiem, według niegrających osób...
    Zastanawiam się, jak długo pozostanę Dinozaurem, czyli osobą grającą mimo swojego (dojrzałego) wieku. A Wam jak idzie, też się zastanawiacie?
×
×
  • Utwórz nowe...