Nie-skazany na śmierć odc.7
Predator wziął Johna na ręce i podbiegł do samochodu, którym przyjechał. Wsadził agenta do środka i odszedł. Bond wiedział, że to nie jest zwykły samochód. To był Papamobile - pojazd superagenta. Miał przesuwane fotele, wycieraczki, przyciemniane szyby ,schowek na mapę, kopłaki i taksometr - cudeńko. Na szybie była przyklejona żółta karteczka. Niestety ktoś przykleił ją superklejem i John nie mógł jej oderwać. Było na niej napisane: "Obiad masz w lodówce, odgrzej sobie. Mama." Przeczytał i przekręcił kluczyk, ale w tym momencie odpadły tylne drzwi. Agent się tym nie zraził tylko puścił w radiu przebój zespołu ABBA, nałożył hawajską koszulę, przeciwsłoneczne okulary i długowłosą perukę, wystawił łokieć za okno i jechał przez Los Angeles bujając głową na boki, śpiewając hipisowskie piosenki. W końcu dojechał do mieszkania. Zdziwił się widząc dekoracje świąteczne na drzwiach - był dopiero 10 grudnia. Wszedł do środka i ujrzał stół zastawiony 12 potrawami. Johnowi ślina zaczęła lecieć tak szybko, że nie nadążał jej przełykać. I znów ogarnęło go zdziwienie:
- Z jakiej to okazji? - pomyślał widząc za oknem gromadkę św. Mikołajów.
Gdy jednak spojrzał obok i ujrzał choinkę - zwymiotował i zemdlał. Sztuczną sosnę ozdabiał Predator. Wisiały na niej granaty i gałki oczne w różnych kolorach, łańcuch zaś imitowało jelito cienkie. Jej ukoronowaniem była głowa Arnolda. Pod samą choinką zaś leżały woreczki żółciowe wypchane przeróżnymi prezentami z supermarketu. Z kolei na kominku wisiały buty komandosów - niektóre jeszcze z nogami, inne z prezentami w środku. Predator był z siebie dumny...
John obudził się kilka dni później. Siedział przy stole, obok spostrzegł Predzia. Stał on w świetle reflektorów i przy mikrofonie. Włączył muzykę z radia i zaczął śpiewać kolędy.
- Cicha noc, krwawa noc. Pożogę niesie ludziom wszem... - śpiewał.
Nad ranem, gdy skończył, zasiadł do stołu i zaczął obżerać się jak świnia rzucają resztki na wszystko dookoła. Święta to jednak magiczny czas, więc John mu darował. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Bond otworzył drzwi. Ujrzał Agenta Smith'a i zaprosił go do środka. Stali naprzeciw siebie gotowi w każdej chwili do walki. Smith chciał kopnąć Bonda z wyskoku, ale zwolnił się czas i agent 0700 zrobił unik. Zaczęli się bić, ale blokowali nawzajem swoje wszystkie uderzenia aż do Wigilii. Zmęczeni i poobijali usiedli do stołu, by zjeść wigilijną kolację. Na próżno jednak było im szukać barszczyku z uszkami. Predator wszystko zjadł!
- Tym lepiej John - rzekł Smith. - Możemy od razu otwierać prezenty!
- Hura! - zakrzyknął Bond, po czym rzucił się pod choinkę.
To były piękne święta. Na twarzach agentów widniał uśmiech i zadowolenie, przerywane od czasu do czasu grymasem wściekłości, gdy strzelali do siebie, jeżeli ktoś otworzył prezent nie dla siebie. W końcu został tylko jeden prezent do odpakowania. "Dla najlepszego agenta" - głosiła karteczka na nim. Chłopcy znów zaczęli bić się i strzelać do siebie, aż stanął nad nimi ubrany na czerwono Predator i zabrał im prezent, po czym wyskoczył przez okno. Agenci szybko wyjrzeli. Widzieli jak Predzio odlatuje na saniach ciągniętych przez Rudolfa - renifera z czerwonym nosem od wódki. Poczęli rozpaczać, jednak mieli jeszcze gorsze problemy - ktoś pukał do drzwi. Otworzyli i ujrzeli ubranego w czarną, skórzaną sutannę mężczyznę z czarnymi okularami na nosie.
- Agent Smith - rzekł tajemniczy osobnik.
- Neo - odpowiedział mu i zaczął się klonować, podczas gdy John przeszukiwał buty na kominku w poszukiwaniu prezentów.
Przybysz wyjął pistolet w zwolnionym tempie i zaczął mierzyć do jednego z trzydziestu Smith'ów...
- Wesołych świąt, agencie - rzekł Neo powoli naciskając spust. - Wesołych świąt!
1 komentarz
Rekomendowane komentarze