COD MW2. Odgrzewany kotlet, czy coś pięknego?
Dziś coś o grach. Historia w miarę nauczona, trzeba się teraz oderwać ...
Muszę przyznać, że jestem wielkim fanem wszystkich COD-ów. Oczywiście, grę zakupiłem w dniu premiery i szczęśliwy odpaliłem. Z wypiekami na twarzy przechodziłem kampanię, a kiedy ją ukończyłem, cieszyłem się niczym dziecko... Niestety, po chwili czułem lekki niedosyt. Pomyślałem, czemu trwało to tylko 6 h.? I to w dodatku na doświadczonym?! Szybko włączyłem multi, i na kolejne 2 tygodnie znów byłem no-lifem ... Ale już jestem generałem, gracze ci sami, bronie najlepsze, tryby gry nudne, nie mówiąc już o mapach i ilości graczy. Powróciły wątpliwości spotęgowane razy 2... Ale mówię, jeszcze co-op! Dzwonię do kumpla, sobota wieczór i gramy. Misje wciągające, rozmawiamy przez słuchawki, co chwilę można usłyszeć CONTACT!, TANGO DOWN!, albo soczyste przekleństwo... 06:00 rano, obaj już padnięci, ale ukończyliśmy wszystko na weteranie. Myślę sobie, no, była ostra jazda! Ale za tydzień znów nie mam co robić, a chce pograć. Kampanię już przeszedłem na weteranie, multi-najwyższy stopień i co-op już odhaczony. Poczułem się trochę dziwnie. Czemu tak szybko, przecież w jedynkę w multi grałem pełny rok... Co jest nie tak? I w końcu znalazłem odpowiedź... Nie chodzi tu o rozgrywkę, nie chodzi o fabułę, nie o grywalność, nie o grafikę... To wszystko stoi na wysokim poziomie (misja ze skuterami; bezcenne). Tu chodzi o to samo. Nie ma świeżego powiewu, ta gra już tak mnie nie przyciąga. Ale potem się zastanowiłem i stwierdziłem jednak, że warto kupić tą grę tylko dla tych 2-3 tygodni gry. A wiecie dlaczego? Bo te 2-3 tygodnie, to piekielnie dobre tygodnie z emocjami większymi, niż gdybym grał w jedynkę 10 lat... Jeśli zastanawiacie się nad kupnem; kupcie. Nie będziecie żałować...
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze