Skocz do zawartości

Blog. Przez "B". Takie duże.

  • wpisy
    7
  • komentarzy
    25
  • wyświetleń
    6616

Mała abrakadabra


tatra22

408 wyświetleń

Małe abrakadabra. Nic wielkiego, choćby prosta sztuczka z znikającą chustką. Cokolwiek, byle pozwoliło poczuć. Po prostu, poczuć. Ostatnio to jedyny sposób, bym mógł to osiągnąć. Bo czym jest te zwykłe, szare życie, pozbawione oszałamiającej ekscytacji płynącej z wolności? Takiej prawdziwej, ograniczonej jedynie mą wyobraźnią. Oraz wolą. Jakże wspaniale zmieniać otaczający mnie świat za pomocą zwykłego pstryknięcia palcem. Niczym Bóg. Tak, byłem Bogiem! Ja ustalałem reguły, trzymałem los w strzemionach i wyznaczałem mu kierunek. W końcu miałem moc, by spełnić każde marzenie, zrealizować idee, które dotąd zdawały się być mrzonkami. Problemy? Mała abrakadabra wymazała je na dobre. Poza jednym... Nic nie mogło pomóc, gdy proszek przestawał działać. A ja ponownie zostawałem wtłoczony w tę przyziemną skorupę pozbawioną perspektyw. Nienawidzę tej przerażającej wizji zamknięcia w lochu samego siebie. Zimnym, pustym. Bez nadziei ma ratunek. Wiara w powrót do dawnego życia dawno mnie porzuciła. Wiara? Przypomina mi to pierwsze spotkanie z Ibisem.

-Ej, ty! ? krzyknąłem do skulonego przy śmietniku osobnika. Na mój głos kupka obszarpanych szmat poruszyła się, ukazując odpychającą postać typowego ulicznika. Łysa, osmolona głowa, krzywy nos, spękane wargi. Tylko oczy prezentowały się nadzwyczaj żywo, wręcz inteligentnie. Uznałem to za dobrą wróżbę gdyż podobnego pobudzenia i ja poszukiwałem. Choć zazwyczaj w bardziej szanowanych lokalizacjach. Znalazłem się jednak w wyjątkowej potrzebie. Muszę rozmyć tę rzeczywistość, schronić się na chwilkę w błogiej mgiełce odrętwienia. Wyciągnąłem portfel i zaszeleściłem forsą. Trzeba rozruszać włóczęgę, sprawa wymagała jak najszybszego załatwienia. Nie tylko z powodu mej naglącej potrzeby. Bijący od menela zapaszek nie zachęcał do dłuższych odwiedzin. Żul zacmokał i uśmiechnął się przymilnie. Przyłapałem się na nieprzyjemnych myślach, w których nieznajomy rzuca się do mego gardła wołając o pierścień. Ten wbrew mym obawom przemówił płynnym, łagodnym głosem, tak niepasującym do właściciela.

-Cóż stary Ibis może dla szefa zrobić, hm?

Wzdrygnąłem się wraz z napływem nowej fali smrodu. Machinalnie wyjąłem jednego dolara i rzuciłem mężczyźnie pod nogi, starając się ukryć pałającą ode mnie pogardę.

-Kup sobie mydło człowieku, emitujemy dość szkodliwych gazów i bez twojej pomocy.

Obdartus chwycił łapczywie pieniądz i schował pośpiesznie w odmętach swego lepkiego odziewku.

-Tak, tak, jak szefuncio każe, he he he. Ibisowi coś jednak mówi, że mego szanownego gościa nie sprowadza wyłącznie troska o higienę Ibisa. Oj nie, zdecydowanie! Niech więc mówi szybko, czego chcę taki wspaniały milord, hm?

Ocknąłem się jakby z głębokiego transu. Ibis był bez wątpienia odrażającą kreaturą, jednak gdy przemawiał? Pozostawał tylko głęboki głos, w którym tak przyjemnie było się zanurzyć. Oby tylko nie kończył! Zganiłem się w myślach za taki nagły przypływ sympatii dla żebraka. Czułem, że coś jest zdecydowanie nie tak. Nie potrafiłem ubrać tego w słowa ale coś krzyczało w mej duszy, że powinienem uciekać jak najdalej od dziwnego Ibisa. Nogi stały jednak w miejscu, jakby dalej oczarowane mową mężczyzny. Walczyłem ze sobą, dopóki nie pomyślałem o przyszłości. Puste mieszkanie. I moje myśli. Zdecydowałem się.

-Sprzedajesz coś?- spytałem rozglądając się nerwowo po okolicy. Ibis zaśmiał się ponownie i wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał niewielkie puzderko.

-Konkretna z milorda osoba, to Ibis lubi! Ibis ma tu coś wyjątkowego. Towar jedyny w swoim rodzaju, może szef Ibisowi wierzyć! Najnowszy środek, jeszcze nie rozpowszechniony lecz zdążył zyskać sobie pochlebną nazwę ? ?skruszona wiara?. Ibis zapewnia, szef z pewnością spełni z tym swe pragnienia. Nie na darmo mówi się, że wiara przenosi góry! Milord zainteresowany, hm?

Nigdy nie słyszałem o ?skruszonej wierze? lecz nie spodziewałem się niczego innego. Od takiej glizdy można dostać wyłącznie resztki domestosu wymieszone z trutką na szczury. Och, znaczy się ?skroplony blask słoneczny?, ?najczystsza meta w mieście? i podobnie oryginalne dyrdymały. Jednakże tonący chwyta się brzytwy a ja czułem pod stopami muliste dno.

-Dobra, ile?

-Szefunciu, darmo i Ibis nie przyjmuje odmowy. Niech to będzie prezent na początek znajomości. Ibis pewny jest, że jeszcze się zobaczymy, hm?

Chwyciłem pudełko i bez słowa odszedłem. Zdecydowanie minęło zbyt wiele czasu, odkąd ostatnio brałem. Jakie znaczenie co kryje się w podarku? Jeśli spełni swe zadanie, niech będzie to choćby sproszkowany korzeń selera. Wewnątrz pojemnika krył się drobny, mieniący kolorami proszek. Pewnie brokat. Pełen rozczarowania wróciłem do obskurnej uliczki, po Ibisie nie został jednak żaden ślad. Spojrzałem niechętnie na nieszczęsny prezent.

-Ach, co mi szkodzi.

Rozprowadziłem szczyptę na rękę i wciągnąłem do nosa. Specyfik zawiercił lekko i na tym przygoda z ?skruszoną wiarą? skończyła się. Westchnąłem ciężko i z żalem pomyślałem, jak dobrze byłoby mieć przy sobie choćby gram ziela. Niespodziewanie poczułem ogromną pewność, iż przecież trzymam grubego skręta w mej dłoni. Ku swemu zdziwieniu okazało się, że mam rację!

Tak, spotkanie z Ibisem zmieniło moje życie na dobre. Otrzymany pył w tajemniczy sposób spełniał każdą mą zachciankę. Z życiowego nieudacznika przemieniłem się w wschodzącą gwiazdę. Znalazłem przyjaciół, dziewczynę. Pieniądze nie stanowiły już problemu miałem więc czas na poznawanie wszelkich smaków życia. Praktycznie nie spałem, magiczny proszek utrzymywał mnie w formie 24 godziny na dobę. Noc spędzałem na hucznych imprezach, czasem tylko po to, by napawać się wymarzoną niewrażliwością na kaca. Świat nie miał więcej granic. Wszystko stało się możliwe, dostępne. Tak jak przewidział Ibis, nasze spotkania stały się dość częste. Kiedy kończyła się ?skruszona wiara?, mogłem znaleźć go przy tym samym, wyblakłym śmietniku. Włóczęga zawsze dysponował odrobiną i nigdy nie żądał za nią wygórowanej ceny. Szybko wyzbyłem się pytań co do niego, po co miałbym psuć mą Idylle? Dni mijały błogo a ja rozkwitałem. Zacząłem myśleć o poważniejszym wykorzystaniu daru. Wstąpić do rządu? Ha, na co mi rząd! Mogę wprowadzić monarchię i władać niepodzielnie! Musiałem jedynie udać się po nowy zapas mego składnika sukcesu. Lecz Ibisa nie odnalazłem. Anie wtedy, ani nigdy więcej. Błąkałem się w amoku po ulicach wypatrując znajomej twarzy, ten jednak zapadł się pod ziemię. Nikt nigdy nie słyszał ani o Ibisie ani jego specyfiku. Popadłem w rozpacz. Każdy oddech kosztował mnie wiele wysiłku, gdyż nie widziałem więcej sensu w czerpaniu powietrza. Straciłem wiarę w życie. Wiedziałem, że istnieje tylko jeden ratunek z mej sytuacji. Patrzyłem na niego w tej chwili, czując rosnącą ekscytację wywołaną bliskością ukojenia. Ruchliwa ulica 12 pięter niżej. Uśmiechnąłem się i przetarłem załzawione z radości oczy. Wolności, zaraz znowu się odnajdziemy. Skoczyłem. Rozwarłem ramiona by przytulić zbliżającą się ulgę.

Odziany w obdarte łachmany mężczyzna przeszedł niezauważony pomiędzy funkcjonariuszami policji i podszedł do nieruchomej postaci na środku ulicy. Pochylił się nad nieszczęśnikiem i położył dłoń na jego głowie, jakby pragnąć udzielić ostatniego błogosławieństwa. Po chwili powstał z dłonią pełną kolorowego, migoczącego proszku. Wsypał zdobycz to worka przy pasie i odszedł w stronę ciemnych uliczek.

-Ciekaw jest Ibis, gdzie znajdzie kolejnego klienta, hm?

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...