Skocz do zawartości

Bajorambo's Blog

  • wpisy
    19
  • komentarzy
    37
  • wyświetleń
    43101

"Śmiertelni Bogowie" rozdział I - Poszukiwacz


Bajorambo

520 wyświetleń

Prolog

Rok 1000, czas ostatniego siewu.

Na północy Greyhawku, w krainach barbarzyńców, istniał Zakon Thora. Zrzeszał on paladynów i kapłanów, aby wiernie prowadzili krucjaty na jego cześć. Jego klasztor istnieje do dziś i ma swoje miejsce niedaleko Krakenheimu - stolicy Mroźnych Barbarzyńców. Wulfgar - najwyższy mistrz i przywódca zakonu udał się właśnie do swych górnych komnat, aby tam rozświetlić swój umysł za pomocą medytacji. Usiadł wygodnie na przygotowanej macie i w spokoju rozpoczął swój duchowy rozwój. Po kilku godzinach transu poczuł coś dziwnego. Otworzył oczy i spostrzegł zgaszone, dymiące się jeszcze knoty świec, które przed chwilą rozświetlały pomieszczenie. Wraz z tym zjawiskiem, gęsty podmuch wiatru wleciał przez rozpostarte okiennice i zaczął powoli formować się w kształt człowieka. Wyraźnie zdziwiony, choć wciąż spokojny Wulfgar przyglądał się jeszcze przez moment, zanim ujrzał końcowy, w pełni uformowany wizerunek postaci. Jego oczom ukazał się wielki, umięśniony mężczyzna o długich, brązowych włosach i jeszcze dłuższej brodzie, która pokrywała niemalże w całości jego twarz. Na jego głowie spoczywał zdobiony hełm z rogami, zaś w ręku trzymał Mjolnira - boski młot bojowy.

- Witaj Wulfgarze. - rzekł Thor skupiając swój wzrok na wyrwanym z medytacji kapłanie.

- Witaj mistrzu. Wybacz mi nieprzygotowanie, nie spodziewałem się dziś gości. - odpowiedział powstający Wulfgar - Co sprowadza cię do naszego śmiertelnego świata? - Słyszałeś już zapewne o Vitarze, prawda?

- Vitar? Masz myśli ten artefakt? Doszły mnie słuchy, że ma niebywałą moc przywoływania. Ostatnio krążą plotki, że widziano go w naszych mroźnych krainach. - kapłan pogładził swoją brodę - Kto wie, może nawet ukryto go w Krakenheimie?

- Tak, masz rację, to prawdopodobne. Dlatego zlecam ci niezwykle istotną misję - musisz znaleźć ten kryształ. Dzięki niemu możemy siłą przywołać Lokiego z planu niematerialnego i ukarać go za to co zrobił. Myślę, że nareszcie odkryliśmy dobry sposób na pojmanie tego...mordercy.

- Cóż, jeśli pogłoski o tym krysztale mówią prawdę, to muszę przyznać ci rację. To może się udać.

Loki w końcu zapłaci własną krwią za zabójstwo Baldura.

Wulfgar spojrzał przez szybę na zachmurzone niebo. Jego głowę mąciły myśli o możliwościach związanych z Vitarem, ale też dobrze rozumiał trud czekających go poszukiwań.

- Dobrze zatem - powiedział - jutro wyślę kilku zaufanych towarzyszy na poszukiwania. Napiszę też list do Kling, zapewne nam w tym pomogą.

- Bardzo mnie to cieszy - rzekł Thor - postaraj się działać dyskretnie, nie chcemy przecież aby klejnot wpadł w niepowołane ręce. Poza tym musimy zdobyć artefakt dość szybko, Loki zapewne niedługo dowie się o naszych planach i na pewno zechce nam w nich przeszkodzić. Objawię ci się ponownie, kiedy już wykonasz swoje zadanie, a tymczasem bywaj, muszę powiadomić pozostałych bogów o naszej inicjatywie.

Wulfgar pokornie ukłonił się, aby pożegnać swojego mistrza, a ten obrócił się w śnieżny pył pozostawiając po sobie jedynie ciszę.

Rozdział I - Poszukiwacz

Wulfgar obudził się i natychmiast przypomniał sobie o powierzonym mu zadaniu. Założył swą niebieską szatę, a następnie zbiegł po schodach trafiając do głównej sali klasztornej. O tej wczesnej porze, tylko nieliczni poplecznicy Thora modlili się już przed złotym posągiem bóstwa. Panowała tam absolutna cisza, nawet kiedy zakonnicy dostrzegli idącego w ich stronę mistrza jedynie lekko uchylili głowę aby ją zachować, ale jednocześnie okazać szacunek przywódcy. Kapłan podszedł do jednego z nich, który obecnie pogrążony był w transie i położył dłoń na jego ramieniu jednocześnie go z niego wybudzając.

- Bolverku. - powiedział mistrz - Chodź za mną.

Brązowowłosy paladyn wstał i skierował się wraz z Wulfgarem do jego komnaty. Gdy weszli do środka, usiedli przy niewielkim dębowym stole. Wulfgar przerywając milczenie rozpoczął:

- Bolverku, chyba już czas abyś przystąpił do ostatecznej próby, ostatniego szczebla swojego szkolenia. Powierzam ci ważne zadanie do wykonania. Myślę, że będziesz idealnym wyborem, w końcu przeżyłeś wojnę o barbarzyńskie, południowe ziemie. Zatem zapewne wiesz już jak przetrwać w dziczy, a misja którą ci zlecam może wymagać i tych umiejętności. Czy jesteś gotowy godnie przysłużyć się zakonowi?

- Oczywiście, opowiedz mi o szczegółach mistrzu. - rzekł paladyn, którego zainteresowanie niechybnie wzrosło.

Wulfgar zaczął opowiadać o jego objawieniu i informacjach związanych z misją. Opowiedział paladynowi o Vitarze i jego mocy, a także zalecił miejsca, w których można wyciągnąć o nim nieco informacji.

- ...w południe wyruszysz zatem na spotkanie z wojownikami, którzy będą ci towarzyszyć. Będą to krasnoludy z Kling, których będziesz oczekiwał na głównym placu w Krakenheimie. Mam nadzieję, że razem odnajdziecie przedmiot i przeniesiecie go do klasztoru. To chyba najbezpieczniejsze miejsce dla tak cennego artefaktu... Nie zapomnij się przygotować, wszystko zależy teraz od was.

- Rozumiem mistrzu. Dziękuję, że to właśnie ja zostałem wybrany do poszukiwań. Pozwól, że teraz przygotuje niezbędny ekwipunek.

Wulfgar pozwolił mu odejść skinieniem głowy, a ten wstał i skierował kroki do swojej kwatery. Kapłan, pozostając w bezruchu, zamknął oczy i zaczął rozmyślać na realizacją planu Thora.

W miejscowej gildi wojowników zwanej "Klingami" panuje niepokój i wrzawa. Krasnoludzki klan Hammerfist tworzący w całości gildię nie był tak poruszony od czasu śmierci Baldura. Całe bractwo było juź nieźle rozbudzone. Morgran Mighty - jeden z najmłodszych potomków klanu, trenował na dziedzińcu wraz ze swoim mistrzem - Fargrimem. Celne uderzenia i okrzyki bojowe padały często.

- Pamiętaj o postawie krasnoludzie! Postawa jest najważniejsza! - zakrzyknął Fargrim.

- Przecież się staram, czego odemnie oczekujesz? - odparł Morgran.

- Ha! Widziałem pijanych drakonów, którzy byli zgrabniejsi od ciebie! - krasnolud wziął potężny zamach, ale zamiast uderzyć młotem oponenta, odepchnął go tarczą wywracając na ziemię. - Uczę cię już ponad rok, a ty wciąż nie możesz się skoncentrować. Ha, ha! Wstawaj! Masz przerwę mlekożłopie.

Poirytowany Morgran wstał, wytrzepał swoją zbroję skórzaną ze śniegu, po czym odszedł w stronę jadalni poprawiając swą kruczoczarną brodę posplataną w zawiłe warkocze. To prawda, uczył się już w bractwie od jakiegoś roku. Kiedy miał osiemnaście lat został zmuszony do ucieczki z rodzinnych stron, z Gór Gryfich, ponieważ te najechali orkowie. Splądrowali krasnoludzkie miasta i pozabijali prawie wszystkich mieszkańców, w tym rodzinę Morgrana. "Klingi" wydawały się więc najrozsądniejszym rozwiązaniem, zwłaszcza że stacjonuje tu jego klan.

Będąc już niedaleko, Morgran został zatrzymany przez niejakiego Thoradina Stalową Twarz - najwyższego mistrza i założyciela Kling. Jego przydomek wziął się od kawałków metalu, zabliźnionych już co prawda, ale nadal widoczych w jego twarzy. Powiadają, że to efekt jakiejś magicznej, elfickiej pułapki ukrytej niegdyś w jego hełmie.

- Stój! Szukam cię już od godziny! - rzekł najwyraźniej rozgniewany krasnolud - Pewnie doszły cię już słuchy o liście przysłanym przez Wulfgara Świetlistego?

- Cóż, jeśli ma pan na myśli sprawę z kryształem...

- Milcz, do diabła! To tajne zadanie, rzekomo otrzymane od samego Thora, który objawił się Wulfgarowi w czasie nocnej medytacji. - powiedział Thoradin odruchowo ściszając głos i nerwowo się rozglądając - Sam nie wiem ile jest w tym prawdy, ale Wulfgar to wspaniały mag i mam do niego zaufanie. Wysyłam cię więc na misję - masz rozejrzeć się po okolicy i dowiedzieć się czegoś więcej o tym artefakcie, oczywiście zachowując pełną dyskrecję. Będzie ci towarzyszyć Kildrak, którego pewnie już poznałeś oraz paladyn wysłany przez Wulfgara, który będzie nadzorował całą sprawę. To mu wręczymy Vitara po jego zdobyciu, a on zaniesie go do swojego mistrza.

- Dobrze, wobec tego co mam teraz zrobić? - zapytał Morgran

- Gdy skończysz śniadanie, idź porozmawiać z mistrzem Kildrakiem. Zapewne przesiaduje w swych komnatach i przygotowuje się do poszukiwań. Masz jeszcze jakieś pytania?

- Dlaczego właśnie ja zostałem wybrany do tej misji? Moje umiejętności nie są tak wysokie jak te pozostałych zbrojnych. Rada nie może wybrać kogoś z większym doświadczeniem?

- Nie łudź się, że tylko ty zostałeś wyznaczony do tak odpowiedzialnego zadania. Kilku zbrojnych również niedługo wyruszy w poszukiwania. Kildrak po prostu nie chce samemu wyruszać w podróż wraz z nieznanym mu paladynem. Myślę, że jego obawy są bezpodstawne, ale taki już jest... Nie lubi pracować z obcymi. Zresztą powinieneś się cieszyć - to dla ciebie wielka chwała, iść ramię w ramię z pośrednikiem Wulfgara, a także z samym Kildrakiem. Masz okazję do zdobycia doświadczenia, reputacji oraz wykazania się przed twoim mistrzem - Fargrimem. Kto wie, może nawet awasnujesz? Cholera, zapomniałem że muszę jeszcze dać odpowiedź Wulfgarowi. Nie zatrzymuję cię więc dłużej Morgranie. Powodzenia! - rzekł Thoradin, a następnie poszedł dalej.

Morgran skonsumował posiłek w jadalni, a następnie poszedł do komnaty Kildraka. Gdy wszedł do środka, zastał go palącego fajkę na jednym z krzeseł. Komnata była dość duża, lecz nie wyróżniała się niczym szczególnym. Sterta ksiąg, stolik, kilka kufli i ekwipunek bitewny to właściwie wszystkie przedmioty, które były własnością krasnoludzkiego mistrza, zresztą nie warte uwagi. Sam Kildrak robił większe wrażenie - długie, brązowe włosy i zarost sięgający do pasa, a także krzaczaste brwi podkreślały sędziwość tego krasnoluda. Gdy spostrzegł Morgrana, powiedział:

- Ach tak, czekałem na ciebie. W południe mamy spotkać się z naszym kompanem - paladynem Bolverkiem, na głównym placu Krakenheimu. Zatem, czy jesteś już przygotowany?

- Muszę jeszcze zabrać kilka rzeczy...

- Nie zapomnij zabrać oręża. Sam jestem dość sceptycznie nastawiony co do odnalezienia tego klejnotu, ale kto wie, zawsze można spodziewać się walki. - rzekł swoim ochrypłym głosem Kildrak - W końcu po co Wulfgar miałby prosić o pomoc Klingi, skoro sam dysponuje potężną grupą wojowników? Już czuję juchę na moim ostrzu - Kildrak po raz kolejny zaciągnął się fajką - no, ale idź już. Czas nagli. Będę na ciebie czekał przed budynkiem gildii.

Wbrew pozorom Kildrak sprawiał wrażenie sympatycznego i opanowanego krasnoluda. Zgodnie z jego prośbą, Morgran przyśpieszył kroku i wszedł do swojej kwatery. Zabrał wszystko co mogło mu się przydać - jego podstawowy ekwipunek, utworzony do przetrwania w dziczy, oraz oczywiście pancerz i broń. W przeciwieństwie do krasnoludów posługujących się młotami i toporami, ciężkimi i dwuręcznymi, Morgran preferował inny styl walki. Szkolił się w szeregach Kling na tzw. "Zbrojnego Strażnika". Poświęcił pewną część siły ofensywnej za poprawioną obronę oraz lepszą kontrolę nad rozgrywającą się dookoła bitwą. Walczy więc za pomocą tarczy oraz solidnej jednoręcznej broni - otrzymanego od mistrza Fargrima, szamsziru. Na jego plecach spoczywał zaś długi łuk. Zanim nastało południe, krasnolud pośpiesznie pomodlił się jeszcze do Tyra prosząc go o łaskę i pomyślność, a następnie wyszedł przed gildię wojowników. Kildrak już tam na niego czekał, ponownie trzymając w ustach fajkę.

- Jesteś w samą porę. Ruszajmy. - powiedział.

Podczas marszu ciszę przerwał w końcu Morgran:

- Jak właściwie rozpoznamy tego Bolverka? Czy Wulfgar dał nam jakieś wskazówki?

- Owszem, rzekomy paladyn ma długie, jasno brązowe włosy i brodę. Prawdopodobnie będzie go też zdobić jakiś święty symbol jego bóstwa. W tym przypadku zepewne będzie to młot. Na pewno rozpoznamy go bez trudu. - zapewnił go Kildrak.

Po głównym placu przewijało się mnóstwo ludzi, były tam obecne liczne stragany i handlarze zachęcający do kupna ich towaru. Paladyn Bolverk czekał cierpliwie przy fontannie rozglądając się co jakiś czas i wypatrując krasnoludzkich kompanów. Wojownicy podeszli do niego. Kildrak odezwał się jako pierwszy:

- Witaj, czy to ty jesteś Bolverk, sługa Wulfgara Świetlistego? - zapytał.

- Jam jest Bolverk i nie jestem sługą Wulfgara, lecz samego Thora.

- W porządku, zatem wiesz już do jakiej misji zostaliśmy wyznaczeni?

- Gdybym nie wiedział, to by mnie przecież tutaj nie było. - odparł poirytowany paladyn.

- Ja nazywam się Kildrak - krasnolud i Bolverk uścisnęli sobie dłoń - a to jest mój młodszy kompan Morgran, będziemy ci towarzyszyć podczas poszukiwań. W kontrakcie była wzmianka o tym, iż to ty będziesz przywódcą naszej grupy, zatem oddajemy się pod twoje rozkazy. Prowadź.

- Miło mi. Zatem ruszajmy.

Bolverk miał na sobie zbroję łuskową i stalowy hełm z charakterystycznymi, wystającymi rogami. Na jego szyi widoczny był amulet Thora przedstawiający Mjolnira, broń którą posługiwało się bóstwo. Na plecach, paladyn posiadał przypięty miecz półtoraręczny. Bolverk wyglądał niezwykle dostojnie i budził respekt. Bohaterowie ruszyli w stronę wschodniej bramy miasta, ale podczas marszu Kildrak zatrzymał Bolverka mówiąc:

- Wybacz, ale czy nie powinniśmy poszukać informacji w karczmie? To w końcu najlepsze źródło plotek w dzisiejszych czasach.

- Hm?... - odwrócił się zamyślony Bolverk - A tak, oczywiście masz rację. Wybacz mi, jestem dzisiaj lekko roztargniony. To jest moja ostatnia próba i chcę się spisać jak najlepiej, w wyniku czego nie jestem w stanie myśleć do końca racjonalnie. Jednak nie martwcie się , to w żaden sposób nie wpłynie na moje zdolności bitewne. - zapewnił towarzyszy.

- W porządku. Ruszajmy zatem do karczmy "Pod Pijanym Gnollem". Mam nadzieję, że tam dowiemy się czegoś więcej.- odparł Kildrak.

Bohaterowie zawrócili i podeszli do karczmy znajdującej się w samym centrum miasta.

- Macie jakieś złoto? Ja niestety nic nie mam, a to jest tajna misja i trzeba jakoś skłonić karczmarza do milczenia. - spytał Bolverk przed samymi drzwiami gospody.

- Ja również nie posiadam pieniędzy - odpowiedział Morgran.

Oboje spojrzeli się na Kildraka, a ten westchnął i rzekł:

- Wygląda na to, że to moja sakwa dziś ucierpi...

- Nie obawiaj się, to co zostanie przez ciebie wydane zostanie dodane do zapłaty za wykonanie misji. - pocieszył go wyznawca Thora.

Bohaterowie weszli do karczmy. Ta wyglądała na całkiem zadbaną, lecz nie wyróżniałą się zbytnio na tle innych lokali. Przesiadywała w niej obecnie dość duża część społeczności zamieszkującej Krakenheim, na którą składały się mniej lub bardziej interesujące postacie. Piwo lało się tu litrami, a wokoło grali elficcy bardowie. Atmosfera w tym miesjcu wydawała się całkiem przyjemna. Bolverk, rozglądając się, podszedł do krasnoludzkiego karczmarza, który niechlujnie czyścił jeden z kufli, i rzekł:

- Witaj dobry człowieku. Poszukujemy informacji na pewien temat, jednak bardzo nam zależy aby ta rozmowa pozostała między nami.

Kildrak pokazał sakiewkę ze złotem karczmarzowi.

- Dobrze, co chcecie wiedzieć? - zapytał krasnolud.

- Czy słyszałeś coś o Vitarze?

Barman podrapał się po brodzie i odparł:

- Taak, słyszałem pewne pogłoski o tym artefakcie, ponoć to tylko mit, ale kto wie...Dlaczego o niego pytacie?

- Wolelibyśmy zatrzymać to dla siebie.

Kildrak podał pieniądze karczmarzowi. Ten spoglądnął na sakwę, a następnie ponownie zawiesił wzrok na bohaterach. Bolverk kontynuował:

- Czy któraś z plotek, o których słyszałeś wspomina coś o położeniu tego kryształu?

- Pamiętam, że kryształ został rzekomo odnaleziony na Jaskrawej Pustyni, w jednym z zapomnianych grobowców, ale to tylko plotki...

- A może gdzieś bliżej, gdzieś w tych krainach?

- Ja tam nic nie wiem, oferuję tu tylko alkohol i zakwaterowanie. Ale może zapytacie jego? - krasnolud wskazał palcem na siedzącą nieopodal ogniotraszkę - może on wie coś więcej, w końcu jego rasa wywodzi się z pustynnych ziem. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Prawdziwa ogniotraszka! W mojej oberży! To naprawdę niespotykany widok. Większość ludzi nie lubi jednak tych stworzeń, więc boję się o bezpieczeństwo lokalu i klientelę. Pamiętajcie, nie chcę tutaj żadynch awantur.

- Nie obawiaj się, nie jesteśmy skorzy do burd - uspokoił go Bolverk.

Za namową karczmarza, bohaterowie podeszli do ogniotraszki siedzącej przy jednym z bocznych stolików, która zajadała się krwistym kawałkiem mięsa. Miała czerwoną, gładką skórę, podłużny pysk pełen ostrych zębów i czarne, szkliste, gadzie ślepia, które obserwowały pozostałych gości. Uwagę przyciągały jednak tatuaże po lewej stronie lica, zapewne barwy plemienne. Istota była ubrana w niebieski płaszcz z kapturem założonym na głowę. Z pasa wystawało kilka pergaminów oraz sakw, a po boku widoczny był srebrny kordelas ze złotymi wykończeniami. Sprawiała wrażenie podróżnika. Nic dziwnego, ogniotraszki często emigrują z pustynnych ziem do innych krain z różnorakich przyczyn, najczęściej parając się handlem lub wykorzystując swoją niebywałą zręczność w gildiach zabójców. Bolverk podszedł do tajemniczego jegomościa i zaczął rozmowę:

- Witaj przyjacielu.

- Czego ode mnie chcecie? Nie szukam żadnych kłopotów. - spytała zaniepokojona ogniotraszka.

- Spokojnie, my też ich nie chcemy. Szukamy tylko informacji, ale wolelibyśmy żeby pytania, które ci zadamy pozostały między nami, dobrze?

Ogniotraszka spojrzała na całą drużynę i odparła:

- Czego chcecie?

- Czy wiesz coś o Vitarze?

- Nie wiem nic o żadnym Vitarze! Zostawcie mnie w spokoju albo wezwę straż! - odpowiedziała widocznie już zdenerwowana istota pokazując przypięty do pasa kordelas.

- Jestem wysłannikiem Thora - rzekł ściszonym głosem Bolverk - straż nie będzie mi przeszkadzać.

- Nie wiem nic o żadnym Vitarze, wynoście się!

- Posłuchaj, jeśli nam nie pomożesz, to wyrwę ci rękę i zacznę cię nią policzkować. - zagroził paladyn.

- Co? Mówisz poważnie? Spokojnie, nie musimy się uciekać do tak radykalnych środków - jaszczur wyraźnie się zaniepokoił i spuścił głowę - dobrze powiem wam prawdę. Nazywam się Xort i znalazłem jakiś klejnot lata temu, był oznaczony magicznymi symbolami. Przez jakiś czas zajmowałem się czarną magią i wykryłem, że przedmiot ten ma magiczne właściwości. Paktowałem też z demonami i innymi mrocznymi siłami. Przyzwany przeze mnie imp oszukał mnie i ukradł kryształ, ale szanse na to, że znalazłem prastary artefakt zwany Vitarem są niewielkie. Naprawdę nie wiem jak mogę wam pomóc...

- A czy wiesz gdzie się teraz znajduje ten imp?

- Akmenos pewnie teraz ukrywa się w okolicach Krakenheimu. Radzę wam poszukać go w zakamarkach starych ruin, albo ciemnych kompleksach jaskiniowych. Stworzenia takie jak on lubują się w takich lokacjach. Zapewne siedzi teraz tam i cieszy się z mojej zguby. Przeklęty sukinsyn...Teraz może być praktycznie wszędzie! - odpowiedział jaszczur biorąc do pyska kolejny kawał mięcha i powoli go przeżuwając.

- A czy wiesz może coś na temat takich okolicznych miejsc?

- Tubylcy rozpowiadali coś na temat jaskini zamieszkiwanej przez smoka, ale naprawdę nic więcej o tym nie wiem. Proszę, możecie już odejść?

- Dobrze. Dziękuję za informacje. Bardzo miło z twojej strony, że nam ich udzieliłeś pomimo, że groziłem ci wyrwaniem kończyny.

Ogniotraszka łypnęła na wyznawcę Thora pogardliwym wzrokiem, a ten ponownie podszedł do karczmarza.

- Witam ponownie. - powiedział.

- Czym mogę służyć?

- Czy wiesz coś o jaskini zamieszkiwanej przez smoka?

- Taak... - krasnolud odłożył pieniądze otrzymane od Kildraka, które obecnie przeliczał w skupieniu - to znana miejscowa historia. Niegdyś, wiele lat temu, biały smok nawiedzał okoliczne rejony. Niektórzy mówili, iż znaleźli jego legowisko, i że znajduje się ono niedaleko Iglastej Puszczy, tuż przy wejściu do lasu. Rzekomo jest to wielka, śnieżna rozpadlina zwana Smoczą Otchłanią . Nie radzę się wam tam jednak zapuszczać. Niektórzy mieszkańcy powiadają, że jest tam bardziej niebezpiecznie, niż kiedykolwiek. Jedno jest pewne - gad nie pojawił się od bardzo długiego czasu, więc wszyscy myślą, że przeniósł się na inne terytorium. Ja uważam inaczej...

- Dziękuję za informacje.

- Cała przyjemność po mojej stronie - krasnolud ponownie wziął do ręki sakiewkę - Zaglądajcie tu od czasu do czasu.

Bolverk odwrócił się do towarzyszy i powiedział:

- Dobrze, chodźcie tam, nie mamy czasu do stracenia.

Cała kompania ruszyła na północ, do Iglastej Puszczy. Przedzierając się przez śnieg, w końcu doszli do opisywanego przez karczmarza miejsca. Tak jak mówił, była to wielka rozpadlina, przy której leżało kilka szczątków oraz kości. Patrząc w dół mrocznej otchłani, bohaterowie widzieli tylko nieprzeniknioną ciemność, której towarzyszyła grobowa cisza. Grupa patrzyła w milczeniu na pustkę przez dłuższą chwilę. Nagle usłyszeli donośny świst. Obok Kildraka przeleciała wystrzelona z impetem strzała. Wojownicy odwrócili się i zastali powstałego ze szczątków zniszczonego szkieleta, zapewne ożywionego za pomocą magii aby bronił tego miejsca przed intruzami. Nieumarły wypuścił kolejny pocisk używając krótkiego łuku. Strzała pomknęła wprost na Kildraka, a ten wykonał sprawnie unik, odskakując na wystający, kamienny brzeg rozpadliny. Powierzchnia nie wytrzymała ciężaru krasnoluda i zawaliła się, a mistrz wojowników runął razem z nią i wpadł prosto do środka pieczary zatapiając się w szybkim tempie w ogarniającej ciemności. Przerażony Morgran wykrzyknął imię towarzysza i próbował go złapać w ostatniej chwili, ale nie dał rady. Ogarnął go gniew. Rozszalały Morgran wyciągnął swój oręż i zaszarżował na wroga, a następnie celnie uderzył szamszirem w jego widoczny kręgosłup, który dotąd podtrzymywał górną część ciała ożywieńca. Szkielet wypuścił z dłoni łuk i z trzaskiem rozpadł się na dwie części. Po zakończeniu walki, Morgran od razu podbiegł na skraj rozpadliny i zaczął szukać wzrokiem swojego zaginionego towarzysza. Na nic się jednak to zdało, bowiem z powodu ciemności panującej w pieczarze, krasnolud nie był w stanie niczego dostrzec. Bolverk podszedł do pokonanego szkieleta, a raczej jego szczątków, i rozpoczął intensywne przeszukiwanie. Przy pasie kreatury była przypięta niewielka sakwa, w której znajdowało się kilka złotych monet. Była to najprawdopodobniej pozostałość po niegdyś żyjącym nieszczęśniku, ponieważ nieumarli, po magicznym ożywieniu, zazwyczaj nie pozbywają się wcześniejszego ewipunku. Bolverk podszedł do roztargnionego Morgrana, który nadal próbował skupić się i ujrzeć Kildraka. Paladyn rzekł do krasnoluda:

- Weź to, znalazłem to przy tamtym trupie... - podał do ręki Morgrana część znalezionego złota - Wierzysz w to, że Kildrak przeżył?

Krasnolud spojrzał na towarzysza, a następnie znowu skupił wzrok na mrocznej otchłani.

- Nie wiem... Trzeba to niezwłocznie sprawdzić.

- Zatem zejdźmy tam. - powiedział wyznawca Thora.

Bohaterowie zdjęli plecaki i wyjęli długie, lniane liny, które następnie przywiązali do wystającego konaru jednego z pobliskich drzew. Chwycili je i zaczęli powoli schodzić do podziemi. Gdy po około 13 metrach w końcu dotknęli stopami kamiennego podłoża, ciemność całkowicie przesłoniła im obraz. Bolverk po omacku zaczął szukać w plecaku jakiegoś źródła światła i po chwili wyciągnął z niego magiczny, metalowy pręt. Uderzył narzędziem o skalną powierzchnię, a ten rozbłysnął jasnym, promieniującym światłem. Był to słoneczny pręcik, podstawowy element wyposażenia poszukiwacza przygód. Zaklęty kawałek metalu sprawdzał się znakomicie w takich sytuacjach - jego działanie trwało znacznie dłużej od zwykłej pochodni i był odporny na wszelkie, niekorzystne warunki. Paladyn podniósł pręt i oświetlił obszar, który okazał się całkiem spory. Ku zdziwieniu bohaterów, Kildraka wcale nie było na dole. Widoczna była tylko odłamana, skalna część, która osunęła się pod ciężarem krasnoluda i wpadła razem z nim do wnętrza groty. Wokół skały nie znajdowało się nic prócz pyłu skalnego i kamiennych odłamków, które w dużym stopniu pokrywały teraz podłoże. Uwagę podróżników przyciągnęło jednak coś innego. Blask płynący ze słonecznego pręcika odsłonił w oddali masywne wejście do nieznanych ruin. Były to dwa kamienne filary podtrzymujące olbrzymi gmach wykonany z tego samego surowca. Całość była popękana i sprawiała wrażenie bardzo starej architektury. Pod wpływem obecnego teraz półmroku, bohaterowie zdołali ujrzeć wyryte w filarach zdobienia przedstawiające smoki, a na gmachu zapisane, nieznane runy. Jedynym przejściem do dalszej części pieczary były ogromne, kamienne drzwi znajdujące się w samym środku budowli. Leżące przed konstrukcją szczątki poległych śmiertelników nie zachęcały jednak do wjeścia, a jedynie napawały przerażeniem.

- Cóż, nie widzę tutaj Kildraka, więc albo żyje, albo jakieś plugastwo zabrało jego ciało do tych ruin i je zjadło. - rzekł Bolverk zachowując kamienną twarz i wpatrując się przez dłuższą chwilę w stojący na przeciw budynek.

- Lepiej to sprawdźmy, byle szybko! Może jeszcze dycha, nie jest na to za późno! - odpowiedział mu wyraźnie zmartwiony zasłyszaną wizją Morgran. Krasnolud, nie czekając ani chwili dłużej, ruszył przed siebie w celu poszukiwania zaginionego mistrza. W szybkim tempie zaczął zbliżać się do szczątków zabitych nieszczęśników, ale nagle zatrzymał się i zamarł widząc jak czterej ożywieńcy powstają z martwych i wyciągają swoją broń w celu powstrzymania najeźdźców przed dalszą eksploracją. Zaskoczony Morgran szybko otrząsnął się z szoku widząc truposzy szykujących się do walki, wyciągnął swój miecz i biegiem ruszył w stronę nadchodzącego oponenta. Pędząc zauważył strzałę szybującą obok niego, która została wystrzelona przez jednego ze szkieletów trzymających łuki. Drugi pocisk również już nadlatywał i to wprost na krasnoluda, ale ten sprytnie podniósł tarczę i osłonił się przed atakiem. Strzała uderzyła w metalową osłonę i zmieniła kierunek lotu trafiając jedynie w kamienne podłoże groty. Morgran w końcu dobiegł do ożywieńca trzymającego długi miecz i próbował przeciąć go tak samo, jak wcześniejszego przeciwnika, unicestwionego jeszcze na powierzchni. Kościotrup jednak uniknął ataku odskakując od szamsziru krasnoludzkiego wojownika, a jego sojusznik, również operujący bronią białą, wykorzystał sytuację i zaatakował Morgrana przecinając mu ramię swoją wyszczerbioną klingą. Zbrojny jęknął z bólu i spojrzał za siebie zauważając Bolverka upuszczającego słoneczny pręcik i nadbiegającego z pomocą towarzyszowi. Paladyn wydał z siebie donośny, bojowy okrzyk i zaszarżował na przeciwnika, który zadał ból krasnoludowi. Morgran uświadomił sobie wtedy, że nie ma nic straszniejszego, a zarazem piękniejszego, niż widok rozjuszonego paladyna szarżującego na niumarłych. Bolverk rzucił się na szkieletora z wyciągniętym mieczem półtoraręcznym i zadał mu śmiertelny cios, tak silny, że rozpołowił nieprzyjaciela. Drugie monstrum, nie przejmując się tym widokiem, chwyciło swój miecz obiema dłońmi i rozcięło tors zranionego już wcześniej krasnoluda. Ten ponownie zawył, ale zdążył w porę odepchnąć adwersarza nie zezwalając na dalsze cierpienie. Szkielet-łucznik zobaczył to, napiął cięciwę i strzelił w Morgrana, tym razem skutecznie. Strzała wbiła się w drugie, nie zranione dotychczas, ramię zbrojnego, a ten doznając szoku, przewrócił się na ziemię. Drugi łucznik strzelił w Bolverka i również trafił, ale zaledwie drasnął paladyna. Zakrwawiony Morgran, zdjąc sobie sprawę ze swojego położenia, pośpiesznie wstał i próbował odciąć pobliskiemu napastnikowi kończynę, ale jego szamszir nie trafił w złączenie kości i osunął się po wystającym ramieniu szkieleta. Niestety Bolverk w pewnym momencie zapomniał o obronie i został postrzelony w tors. Morgran uświadamiając sobie, że nie można zbagatelizować stojących nieopodal łuczników, użył całej swojej siły aby zniszczyć blokującego drogę bohaterom szkieleta walczącego w zwarciu i z niezwykłą mocą uderzył go pięścią w żebra. Te rozpadły się z trzaskiem doprowadzając do unicestwienia monstra. Pozostało jeszcze dwóch łuczników, którzy teraz, kiedy utracili swoją linię obrony, nie byli groźnymi przeciwnikami. Bolverk podbiegł jako pierwszy do jednego z nich, wziął potężny zamach i dosłownie rozwalił ofiarę. Morgran z powodu swoich ran, nie zdążył jednak w porę dobiec do ostatniego niebezpieczeństwa i potwór strzelił w plecy paladyna. Zdenerwowany Bolverk ryknął z bólu i wrzasnął do towarzysza:

- Zniszcz to ścierwo, bo nas powystrzela!

Morgran przyśpieszył. W trakcie gdy nieumarły ponownie ładował pocisk, krasnolud z impetem uderzył go tarczą, która spowodowała niewiarygodne obrażenia doprowadzając do rozpadu kreatury. Walka dobiegła końca.

- Przeklęci ożywieńcy! Nienawidzę tych szubrawców! Jakie podłe stworzenie sprowadziło je na ten świat? Morgranie, jeśli w środku tych ruin znajdziemy więcej tego [beeep], to sam Thor nam nie pomoże. Śmierć będzie nieunikniona... - powiedział bardzo zdenerwowany Bolverk wyciągając sobie strzałę z pleców. Paladyn spojrzał na towarzysza, który w tym starciu doznał wielu ran i zaniepokoił się - Morgranie, musimy odpocząć! Zobacz ile naszej krwi pokrywa podłoże, po którym stąpamy. Następna walka może zakończyć się znacznie gorzej jeśli teraz nie zaznamy choćby chwili odpoczynku.

- Raczysz żartować! Możemy iść dalej, przecież to niegroźne zadrapania - powiedział zmęczony wysiłkiem krasnolud - Kildrak może jest właśnie więziony w tych lochach, a ty chcesz siedzieć tu i w spokoju odpoczywać? Nie pozwolę na to, żeby Klingi obarczyły mnie odpowiedzialnością za jego śmierć. Zresztą to mój towarzysz, nie mogę go tak zostawić!

- Morgranie zastanów się! Twoje myśli mąci strach! To, że Kildrak jest w tych ruinach to tylko twoje przypuszczenia. W jaki sposób przeszedłby obok szkieletów niezauważony? Zastanawiałeś się nad tym krasnoludzie?

Po tych słowach Morgran spostrzegł, że Bolverk ma rację. Jak? Jak Kildrak dostał się do środka nie budząc przy tym gniewu nieumarłych? Możliwe, że coś zabrało go do ruin i powstrzymało zaklęcie budzące szkielety. Ale przecież bohaterowie weszli około 7 minut po jego upadku, nawet zdolny mag niepotrafiłby tak szybko operować aktywacją zaklęcia. Bolverk zauważył, że Morgran intensywnie myśli nad tym co powiedział.

- W waszym kontrakcie była wzmianka o tym, że to ja jest przywódcą drużyny, więc zarządzam teraz odpoczynek. Musisz odpocząć przyjacielu, nie widzisz obrażeń, których doznałeś? Odpoczynek dobrze ci zrobi...

- Może masz rację Bolverku. Wybacz mi, jestem zszokowany tymi wszystkimi wydarzeniami i narastającym niebezpieczeństwem. - powiedział krasnolud i wyraźnie się uspokoił - odpocznijmy zatem, ale bądźmy rozsądni, tych paskudztw może być więcej.

Morgran podniósł słoneczny pręcik i usiadł niedaleko paladyna, a następnie zaczął opatrywać swe rany. Bolverk zaś odłożył swój plecak, i zaczął przeszukiwać leżące na ziemi szczątki przeciwników. Odnalazł nieco złota i magiczny zwój oznaczony zaklętą pawężą, który spoczywał za pasem jednego ze szkieletów. Bolverk znał czar zapisany w zwoju. Było to zaklęcie magicznej tarczy, prosta defensywna magia niskiego poziomu. Bohaterowie odpoczywali przez godzinę. W tym czasie zdążyli podzielić się łupem z zabitych wrogów i przygotować się do dalszych działań. Po odpoczynku, towarzysze ponownie podjęli się próby wejścia do ruin. Wchodząć zniszczonymi, kamiennymi schodami nie spotkali już żadnych ożywieńców. Bohaterowie zatrzymali się na krótko przed wielkimi drzwiami i oglądali smocze symbole wyryte na kolumnach, a także zastanawiali się nad słowami wypisanymi na gmachu. To pewnie pozostałości po starym mieszkańcu tego mrocznego miejsca, znanego z opowieści karczmarza, wielkiego, prastarego jaszczura, który nawiedzał Krakenheim. Po chwili, bohaterowie ruszyli dalej, w stronę kamiennych drzwi. Bolverk jako pierwszy dobył swego długiego miecza, uprzednio chowając słoneczny pręcik za pas, a następnie powoli i czujnie szedł przed siebie. Do drzwi dzieliło go już zaledwie kilka kroków. Nagle, kiedy bohater postawił nogę na kolejnej zabrudzonej płycie, ta nieoczekiwanie zapadła się odsłaniając pułapkę zastawioną na najeźdźców - szeroki, 3 metrowy dół. Bolverk raptownie sunął w dół, ale w ostatnim momencie zwinnie zdążył złapać się krawędzi dziury.

- Bolverk, trzymaj się! - wrzasnął Morgran i złapał zwisającego paladyna za rękę. Po chwili pomyślnie wciągnął do do góry. Wojownicy znajdujący się już w bezpiecznym położeniu podeszli do dziury i spojrzeli w dół.

- Cholera...Gdybym w porę się nie zorientował, zapewne szczezłbym w tym rowie... Dziękuję za pomoc... - powiedział zdyszany Bolverk.

- W porządku. Musimy być bardziej czujni. Zdaje się, że to zapomniane przez bogów miejsce aż roi się od pułapek. Dalej, przejdźmy obok szczeliny i otwórzmy te pieprzone drzwi. - odpowiedział Morgran.

Paladyn przytaknął głową i wciąż trzymając dłoń na rękojeści oręża powoli zaczął przemieszczać się po krawędziach przepaści. To samo, po chwili poczynił krasnolud. Bohaterowie otworzyli solidne, kamienne wrota i po chwili znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu. Wnętrze pokoju było brudne i zakurzone. Całość podtrzymywały cztery zniszczone filary, a w samym środku umiejscowiony był marmurowy posąg smoka, pod nim zaś znajdowała się drewniana skrzynia. Po przeciwnej stronie widoczne były kolejne, tym razem drewniane, drzwi. Bolverk zaczął rozglądać się po komnacie w poszukiwaniu ukrytych pułapek. Nie chciał bowiem ponownie dać się zaskoczyć przez zastawione niebezpieczeństwo. Wraz z pomocą Morgrana dokładnie przeszukiwał pomieszczenie i znajdujące się tu przedmioty. Kiedy w końcu udało mu się stwierdzić, że nic nie zagraża życiu śmiałków, delikatnie położył swoje dłonie na starej skrzyni i podniósł jej zakurzone wieko. W środku znajdowało się 60 sztuk złota, które następnie zostały rozdzielone między towarzyszy. W końcu Bolverk wyciągnął swoją broń i po cichu rzekł:

- Wygląda na to, że jesteśmy w przedsionku tej świątyni. Dalej, sprawdźmy co jest za tymi drzwiami. - za pomocą gestu rozkazał Morgranowi podejść bliżej kolejnych drzwi.

Paladyn przyłożył swoją głowę do wyraźnie starego już drewna i rozpoczął nasłuchiwanie. Z wnętrza kolejnej komnaty dobiegało wiele hałasu, który spowodowany był donośnymi uderzeniami metalowych naczyń i skrzekliwymi głosami składającymi się na konwersację w jakimś nieznanym języku. Bolverk wyraźnie się zaniepokoił i spodziewał się kolejnej walki z tubylcami, choć tym razem był przekonany, że ich zmartwieniem nie okażą się truposze.

- Morgranie, przygotuj swój szamszir. Myślę, że teraz może ci się przydać. - powiedział Bolverk.

Towarzysz posłusznie wyciągnął szablę i przyjął bojową postawę.

- Jesteś gotów? - zapytał paladyn.

Morgran przytaknął, a wtedy Bolverk odwrócił się do drzwi i solidnym kopnięciem doprowadził do ich wyważenia. Wbiegł do środka pomieszczenia i ujrzał co się w nim znajduje. Niezbędne wówczas było ciągłe użycie słonecznego pręta, którego jeden z bohaterów miał za pasem. Koboldy posiadają zdolność widzenia w ciemności, a więc jakiekolwiek źródła światła były w świątyni niepotrzebne. Oczom wojowników ukazało się zaśmiecone i przesiąknięte zgnilizną legowisko, które zamieszkiwała grupa tych właśnie stworzeń. Większość tych smoczopodobnych humanoidów spożywała posiłek przy długim, dębowym stole. Dwóch pozostałych spało na swoich prowizorycznych łożach, czyli ułożonej słomie. W obu bocznych ścianach pomieszczenia usadzone były metalowe drzwi. Niezwykle zdziwione wtargnięciem intruzów stworzenia oderwały się od wykonywanych czynności i przez dłuższą chwilę wpatrywały się gadzimi ślepiami w najeźdzców. Morgran, ujrzywszy iż złowrogie istoty powoli sięgają po swoje oszczepy, rzucił się z impetem na jednego z pobliskich przeciwników i przebił go szamszirem, gdy ten jeszcze siedział przy stole. Następnie Bolverk zaatakował drugiego z niemilców uderzając go mieczem i odcinając górną kończynę istoty. Ta, przez wzgląd na doznane obrażenia doznała szoku, po czym upadła martwa na brudną powierzchnię komnaty. Kolejne, uzbrojone w oszczepy koboldy wstały i rzuciły się na nieproszonych gości. Jeden z adwersarzy boleśnie ugodził Morgrana w tors, a drugi wskoczył na stół i choć chciał poczynić to samo, spotkał się z natychmiastową obroną krasnoluda. Kolejny z mieszkańców legowiska dźgnął paladyna Bolverka w udo, a ten krzyknął z bólu. Krasnolud, zdając sobie sprawę z ilości przeciwników i ich niecnej taktyki, nie chciał dopuścić ich do flanki, więc podparł się stopą o stół na którym obecnie stał jeden z koboldów, i z wściekłością pchnął go tarczą, a następnie wskoczył na mebel. Uderzony kobold przewrócił się, a gdy próbował powstać został przebity krasnoludzkim szamszirem. Kolejny przeciwnik, widząc zgon towarzysza, wskoczył na stół i próbował ugodzić Morgrana, ale ten odparł jego cios swoim mieczem. Tymczasem Bolverk, wyznawca Thora, również nie dawał za wygraną. Po otrzymaniu ciosu w udo, zdenenerwował się i przeciął w pół atakującą go poczwarę. Korzystając z sytuacji, jeden z koboldów, który uprzednio raczył się błogim snem, zakradł się za plecami Bolverka i zadał mu cierpienie wbijając oszczep między łopatki niczego nie spodziewającego się paladyna. Ten zawył z bólu i odskoczył od adwersarza. W tym samym momencie, jeden z obecnych przeciwników Morgrana, ten stojący na ziemi, zadał mu podobny cios w plecy. Bolverk zauważył jak trudna jest walka z dwoma przeciwnikami naraz i postanowił wspomóc krasnoludzkiego kompana. Zdjął z szyi amulet Thora, napełnił go magiczną esencją i w trakcie, gdy kobold stojący na stole chciał wprowadzić następny akt przemocy wobec Morgrana, został boleśnie przypalony boską mocą paladyna. Zdziwiony widokiem płonącego niemilca Morgran odwrócił się w stronę Bolverka i kiwnął głową dziękując za pomoc. Paladyn był jednak zbyt zajęty by to ujrzeć. Ukierował moc amuletu w przeciwnym kierunku próbując trafić pozostałe atakujące go koboldy. Jeden z nich niestety zauważył co stało się z jego spopielonym pobratymcą i rzucił się na ziemię w celu ratowania żywota, który mimo tego okazał się krótki, bowiem paladyn po chwili zmiażdżył butem łeb wrogiej kreatury. Zapomniał w tym czasie o defensywie, a ostatni adwersarz tylko na czekał i wbił swój oszczep w rękę paladyna, która dotychczas trzymała amulet. Pod wpływem uderzenia, Bolverk wypuścił z dłoni talizman, który upadł na zabrudzoną powierzchnię pomieszczenia. Kobold, pomimo udanego ataku, spostrzegł jednak znaczną przewagę bohaterów i zaczął uciekać w popłochu, w stronę metalowych drzwi po lewej stronie pokoju. Paladyn nie pozwolił na to i przebił go swym ostrzem uniemożliwiając dalszą ucieczkę.

- To była ciężka walka - powiedział zadyszany Bolverk i wyciągnął miecz z ciała martwego oponenta - mam nadzieję, że dalej pójdzie nam conajmniej tak dobrze jak tutaj.

- Mogliśmy się spodziewać Koboldów, w końcu to opuszczona smocza świątynia. Te plugawe istoty pewnie nadal czczą jej byłego mieszkańca, nawet jeśli zmienił tyretorium. - odparł Morgran patrząc na pobojowisko i ocierając się z koboldziej krwi. - Odpocznijmy chwilę.

Paladyn kiwnął głową i zaczął opatrywać swe rany. Po krótkim, dzięsięciominutowym odpoczynku, bohaterowie postanowili ruszyć dalej i pokierowali się w stronę żelaznych drzwi po lewej stronie pomieszczenia. Z przygotowanym orężem, Bolverk otworzył drzwi i wszedł do środka wraz z krasnoludzkim towarzyszem. To niewielkie, aczkolwiek wysokie pomieszczenie było zapełnione prawie w całości przez ogromną statuę smoka, przed którą znajdował się ołtarz pełny poświęconych mu bogactw. Przed ołtarzem modliły się aktualnie dwa koboldy, które posłyszywszy kroki bohaterów, od razu zerwały się i wyciągnęły swój oręż. Kreatury początkowo sięgnęły po broń dystansową, ale widząc nadchodzących śmiałków od razu zorientowały się, że nie obejdzie się bez walki w zwarciu. Sztylety okazały się więc najlepszym rozwiązaniem. Bolverk, dostrzegając niebezpieczeństwo, wnet zaszarżował na pierwszego oponenta. Podbiegł i spróbował przeciąć go mieczem, ale ten zablokował cios swoim pomniejszym ostrzem. Drugi Kobold nie miał tyle szczęścia. Morgran naśladując towarzysza przełamał defensywę wroga i zadał mu podłużną, ciętą ranę wzdłuż klatki piersiowej. Kobold wydał z siebie przerażający skrzek, ale nie poddawał się i odgórnie kontratakował za pomocą sztyletu. Sprytny krasnolud, od razu po ataku, odsunął się jednak nie pozwalając na obrażenia. Kobold powoli wykrwawiał się i wzrok przesłoniła mu mgła. Próbował trafić krasnoluda lecz za każdym razem chybiał i w końcu upadł martwy na ziemię. W tym samym czasie miecz Bolverka rozbłysnął i odciął łeb drugiemu oponentowi. Krew wrogów zaplamiła posadzkę, ale bohaterowie nie zwracali na to uwagi. Martwiła ich bowiem obecność tylu przeciwników i rozmiar przeszukiwanych ruin.

- To ślepy zaułek - powiedział po walce paladyn - chodźmy do przeciwległych drzwi.

Śmiałkowie wyszli z małej komnaty i udali się do dalszej części świątyni. Spodziewali się kolejnego legowiska koboldzich wojowników, ale tym razem zastali tylko długie, poniszczone schody prowadzące w dół, ku ciemności. Poszukiwacze zeszli po nich i zauważyli kolejne metalowe drzwi, zza których dobiegały odgłosy rozmowy. Jeden z głosów był niezywkle wysoki i skrzekliwy, zdawał się należeć do opisywanego przez Xorta, impa Akmenosa. Bohaterowie spojrzeli na siebie i jeszcze mocniej zacisnęli dłonie na rękojeściach swego oręża, a następnie weszli do środka kolejnego pokoju. Ta komnata była zupełnie inna niż pozostałe. Sprawiała wrażenie odłączonej od ogólnego świątynnego kompleksu. Wszystko z powodu nienagannej czystości i ozdobień widocznych w tej lokacji, które przyciągały wzrok eksploratorów. Komnata była zadbana i czysta, a także gustownie umeblowana. Na ścianach widniały projekty wymyślnych pułapek, a podłogi pokryte były zwierzęcymi skórami. W samym rogu można było dostrzec również metalowy kufer. Po prawej stronie pomieszczenia stał stół, a przy nim siedział wojownik koboldów. Ten jednak, w odróżnieniu od spotkanych wcześniej, miał nieco inny ekwipunek, a także posturę. Tors humanoida zdobiła zbroja łuskowa z namalowaną gnomią czaszką - symbolem Kurtulmaka, koboldziego bóstwa. Posiadał on również nieznane mikstury, tarczę oraz zdobioną, świetnie wykonaną włócznię. Obecny był tutaj również sam Akmenos, który siedział na kamiennym, wysokim tronie znajdującym się naprzeciw bohaterów. Największym zaskoczeniem okazał się jednak oświetlany przez niewielką świecę, stojący nieopodal Kildrak, który paląc fajkę doglądał kryształu, o którym mówił Xort. Obecne tu postacie nie były o dziwo zszokowane widokiem najeźdźców, ale jedynie zainteresowane ich nagłym wejściem.

- Witam was, wojownicy. - powiedział skrzekliwym głosem imp - Spodziewaliśmy się was. Mistrz Kildrak opowiedział mi już o waszej misji.

- Mistrzu Kildraku, co to ty tu robisz, co to ma znaczyć? Myśleliśmy, że nie żyjesz - zapytał zaniepokojony postawą swojego towarzysza Morgran.

- Czego chcecie od tego biednego krasnoluda? Postąpił słusznie przyłączając się do mnie i moich panów.

- Zamilcz! Nie będę słuchał tych kłamstw! - Zakrzyknął zdenerwowany Bolverk, który po chwili dostrzegł jak kobold powoli wyciąga swoją włócznię - Nawet nie próbuj o tym myśleć! - powiedział do niego i wskazał palcem na jego broń - Nie masz pojęcia co zrobiliśmy tam, na górze!

- Wy też możecie przyłączyć się do mnie i moich panów. - kontynuował Akmenos - Vitar będzie lepszym narzędziem w rękach piekielnych mistrzów, niż w posiadaniu słabych, nic nie znaczących bożków. Czy wiecie jaką moc ma ten pradawny artefakt? Dzięki niemu można przywołać samego Lokiego - pana kłamstwa i chaosu! Dalej śmiertelnicy, poczyńcie to samo co wasz kompan, a nagroda was nie ominie. Staniecie się władcami ognia i będziecie rządzić całym istnieniem! Moi mistrzowie niedługo zostaną przywołani, a wtedy krzyształ napełni was nieprzeniknioną potęgą!

- Nigdy! Moim panem jest Thor i nie dam omamić się tymi łgarstwami! - Odpowiedział agresywnie Bolverk

- Co?! Jak śmiecie sprzeciwiać się woli piekieł?! Nieważne, zginiecie zatem śmiercią bolesną i pełną cierpienia. - Imp odwrócił się w stronę zdrajcy - Kildraku, zabierz Vitara i ukryj go! Ja zajmę się tym ścierwem!

Kildrak kiwnął posłusznie głową, po czym trzymając wciąż świetlisty, czerwony klejnot, wyciągnął zza pazuchy długi, cienki, biały róg, którego następnie przełamał. Gdy to zrobił, nagle został naznaczony nieznaną, magiczną esencją, zaczął powoli rozbrzmiewać jasnym blaskiem, a następnie zniknął. Po tym wydarzeniu kobold siedzący dotąd przy niewielkim, drewnianym stole niespodziewanie wstał i cisnął w śmiałków fiolką z przeźroczystą substancją. Ta rozbiła się przed stopami paladyna i spowodowała rozbrysk żrącego kwasu, który jednak nie spowodował znaczących obrażeń. Bohaterowie postanowili jednak najpierw wyeliminować Akmenosa. Podbiegli do niego, ale ten podskoczył w górę z taką szybkością, że po prostu rozpłynął się w powietrzu, a następnie pojawił się za plecami Bolverka i wbił swój ostry jak brzytwa ogon w jego plecy. Bolverk upadł na posadzkę przed sobą i poczuł się dziwnie słaby. Najwidoczniej imp wprowadził wraz z atakiem truciznę w jego ciało. Akmenos próbował dokończyć dzieła i po raz drugi wyprowadził ukłucie, ale tym razem nie zdążył, bowiem Morgran rzucił w niego swą tarczą. Piekielna istota po otrzymaniu tak nagłego i silnego ciosu doznała zamroczenia, co wykluczyło ją na krótką chwilę z walki. Kobold jednak także przypomniał o swojej obecności i spróbował pchnąć Morgrana w brzuch, jednakże krasnolud sparował ofensywę i kopnął kobolda odpychając go tym samym od siebie. Morgran chciał wykorzystać jego brak równowagi i rzucił się wprost na stwora, ale ten szybciej podniósł włócznię i dotkliwie zranił zbrojnego w ramię, które i tak wystarczająco ucierpiało już przy walce z nieumarłymi. Morgran poczuł przenikliwy ból, krzyknął i wyciągnął włócznię drugą ręką, brocząc przy tym krwią. Krasnolud miał już dość tak bliskiego kontaktu z oponentem i brutalnym ciosem przeciął mu tchawice. Kobold złapał się za tryskającą krwią szyję, ale było już zdecydowanie za późno na zatamowanie rany i padł martwy na glebę. Morgran automatycznie odwrócił się do Bolverka i spostrzegł jak ten próbuję zdjąć z siebie uwieszonego i gryzącego go impa. W końcu paladyn zdołał pochwycić go za ramioną i odrzucił go kilka metrów przed siebie. A tam tylko czekał krasnoludzki wojownik z podniesionym mieczem. Diabeł nadział się plecami na ostrze, które od razu przebiło go na wylot. Akmenos wrzeszczał i próbował uwolnić się z opresji, ale wtedy Bolverk wykorzystując te pełną patetyzmu chwilę, napełnił boską mocą swój talizman i nakierował słup światła na przygwożdżonego wroga. Imp zaczął piskliwie krzyczeć w stanie bolesnej agonii i w końcu spłonął, powracając do piekielnych otchłani. Po wymagającej prawdziwego wysiłku walce, Morgran upadł na krzesło przytłoczony zadaną mu, wciąż krwawiącą raną. Zaczął obwiązywać ramię paskiem, aby zatrzymać dopływ karmazynowej cieczy i spoglądnął obojętnie na Bolverka.

- Co teraz? Jesteśmy zgubieni, zawiedliśmy... - powiedział pełnym cierpienia głosem.

Podpierający się aktualnie o ścianę Bolverk odwrócił się:

- Teraz? Wracajmy do miasta. Wulfgar nie będzie zadowolony z naszych wieści...

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...