Skocz do zawartości

CoparaBlog

  • wpisy
    5
  • komentarzy
    15
  • wyświetleń
    6495

Jeden strzał


Copara

878 wyświetleń

blogentry-731140-0-86763200-1367739836_t

Całonocne negocjacje z terrorystami dały nam wystarczająco dużo czasu, by jak najlepiej przygotować oddział szturmowy. Dużym plusem i chyba największym sukcesem negocjatorów, było przekonanie terrorystów, by wypuścili większą część pasażerów.

Obecnie w Boeingu 747 pozostała załoga samolotu, sześciu pasażerów i około dwunastu, uzbrojonych w broń automatyczną terrorystów, potocznie zwanych przez nas: TANGO. Od uwolnionych zakładników pozyskaliśmy informacje o prawdopodobnych miejscach przetrzymywania pozostałych pasażerów i załogi, co też bardzo pomogło w przygotowaniu szturmu na samolot.

Nocą, zaraz po uwolnieniu pierwszej grupy pasażerów, terroryści zażądali pozwolenia na start samolotu i spokojnego przelotu do Libii. Termin ultimatum mijał o szóstej rano. Dobrze wiedzieliśmy, że władze nie mogą pozwolić terrorystom, by ci opuścili lotnisko. Na szczęście oni o tym nie wiedzieli, a sprytni negocjatorzy obiecali podstawić ciężarówkę z paliwem, aby uzupełnić zbiorniki Boeinga, gdyż obecna ilość paliwa w 747 była niewystarczająca, by dolecieć do Libii.

Czas uciekał nieubłaganie. Negocjatorzy wyginali się jak mogli, by jak najdłużej przeciągać cokolwiek się da. A terroryści robili się coraz bardziej nerwowi..

Zbliżała się piąta rano. Od godziny siedziałem na małym, gęsto porośniętym krzakami, pagórku. Było to idealne miejsce, z którego mogłem obserwować całego Boeinga. Ustawiono go lewym bokiem do pagórka tak, że moja pozycja znajdowała na wprost wejścia do samolotu. Przez lunetę PSG-1 obserwowałem to, co dzieje się w kokpicie, jak również cały samolot. Na pewno nikt z niego nie wyjdzie bez mojej wiedzy. Po mojej lewej i prawej stronie w odległości około stu metrów ode mnie, swoje pozycje zajmowały dwie drużyny szturmowe. Z lewej Ding Chavez i Roger McAllen, jako drużyna niebieska. Jako zieloni prawą stronę zajmowali Louis Loiselle i Kazimiera Rakuzanka. Drużyna czerwona, czyli Eddie Price i Daniel Bogart, czekali przygotowani obok ciężarówki z paliwem, która podjeżdżając do 747, miała im zapewnić osłonę by mogli przedostać się niepostrzeżenie pod właz luku bagażowego, po prawej stronie ogona samolotu. Karl Haider, Pak Su Wong, Homer Johnston i ja, oznaczeni jako drużyna złota, tworzyliśmy wsparcie całej akcji.

- Status! - usłyszałem głos Johna Clarka, byłego agenta terenowego CIA, znanego w naszym oddziale, jako Szóstka.

- Niebiescy, na pozycji.

- Zieloni, na pozycji.

- Czerwoni, na pozycji.

- Złoci, na pozycji - potwierdziłem gotowość swojej drużyny.

- Zrozumiałem - powiedział Szóstka - zaczynamy za dwanaście minut, dokładnie o piątej dziesięć. Dowódca złotych, co widzisz? Odbiór.

- Teren czysty - odpowiedziałem - żadnych Tango w zasięgu wzroku.

- Przyjąłem - Szóstka potwierdził, że zrozumiał meldunek - Do wszystkich drużyn, broń w pogotowiu, oczy na około głowy. Otrzymaliśmy zgodę na użycie broni i tym samym zielone światło. Ruszacie razem i razem wracacie. Jesteście najlepsi z najlepszych, pamiętajcie.

W tej samej kolejności, co poprzednio, wszystkie drużyny odpowiedziały: przyjąłem. Byliśmy gotowi, a nawet bardziej niż gotowi. Głos Johna Clarka w słuchawce, zawsze działał na wszystkich bardzo motywująco i jednocześnie studził nieco zapał, który po chwili zamieniał się w chłodną kalkulację. Często zastanawiało mnie, to jak John jednym zdaniem podnosił morale zespołu, a jednocześnie w jego słowach można było wychwycić uznanie dla swoich żołnierzy i całkowite do nich zaufanie. Prawdziwy dowódca. Gdyby Napoleon potrafił tak nawijać, to być może zostałby wielkim wygranym pod Waterloo.

Odbezpieczyłem broń, przeładowałem i zabezpieczyłem. Była piąta pięć. Przyłożyłem lunetę karabinu do oka i spojrzałem na główne wejście do samolotu. Jedyne, przy którym znajdowały się schodki, podstawione uprzednio, podczas ewakuacji pierwszej grupy zakładników. Omiotłem też wzrokiem cały samolot kilka razy. Nic. Żadnego ruchu... zaraz... moment!

- Złoty do wszystkich - powiedziałem - Mamy ruch, drzwi przy schodkach... ktoś je otwiera...

- Czerwony naprzód - Szóstka wypowiedział rozkaz - Wszystkie drużyny, pełna gotowość.

- Drużyna czerwona, ruszam - Eddie Price zameldował, że rozpoczął akcję.

- Złoty! melduj co widzisz - Szóstka odezwał się ponownie.

- Tu złoty - odpowiedziałem - drzwi zostały otwarte. W środku jest zbyt ciemno. Nie mogę potwierdzić kto otworzył drzwi.

W tym samym momencie wyłaniając się z cienia w drzwiach Boeinga pojawiła się stewardessa w błękitnym mundurku linii lotniczych i zakładając ręce za głowę uklęknęła na podeście schodków. Zaraz za nią pojawił się mężczyzna w białej koszuli. W prawej dłoni trzymał pistolet maszynowy UZI i celował nim w głowę kobiety.

- Tu złoty. Jeden Tango i jeden zakładnik w polu widzenia - zameldowałem - czekam na rozkaz.

Od tej chwili środek celownika mojego PSG-1, tkwił między oczami terrorysty. Przez ułamek sekundy zobaczyłem twarz stewardessy i przerażenie w jej oczach.

- Tylko nie rób nic głupiego dziewczyno - szeptałem do siebie w myślach - wszystko będzie dobrze, wytrzymaj jeszcze chwilę...

Poziom adrenaliny podnosił się szybko. Odbezpieczyłem broń.

- Czerwony na pozycji - oznajmił Eddie Price, co oznaczało, że drużyna czerwona znajduje się przy luku bagażowym.

- Drużyna czerwona naprzód - powiedział chłodno Szóstka.

Wszyscy wiedzieli, że w tym momencie Price użyje elektrycznego wytrychu, by otworzyć sobie drogę do wnętrza samolotu, co potrwa nie więcej niż dwadzieścia sekund.

- Tu czerwony, właz otwarty, czekam na rozkaz - Eddie uwinął się szybciej niż myślałem.

- Złoty, status? - zapytał Szóstka.

- Tu złoty. Cel w zasięgu strzału - wstrzymałem oddech i skupiłem wzrok na czole terrorysty, który sporadycznie rozglądał się na lewo i prawo. Być może wypatrywał ukrytych komandosów... daremnie.

- Złoty... - głos Johna Clarka jakby na chwilę zawisł w eterze - ognia! Wszystkie drużyny, naprzód!!! naprzód!!! naprzód!!!

Pociągnąłem za spust, karabin wyposażony w tłumik wydał z siebie tylko głuchy dźwięk i pocisk kalibru 7.62 poszybował prosto do celu. Łuska z brzęknięciem wyleciała z zamka karabinu, a jej miejsce w lufie zajął nowy nabój. Głowa terrorysty na ułamek sekundy odskoczyła do tyłu, a zaraz po tym jego martwe już ciało upadło do wnętrza Boeinga.

- Tu złoty. Tango wyeliminowany - powiedziałem - brak wrogów w polu widzenia.

Od teraz wszystko zaczęło się toczyć bardzo szybko. Stewardessa na schodach jakby zamarła i z szeroko otwartymi oczami nadal klęczała na schodach. Nie była do końca pewna, co się wydarzyło za jej plecami, ale zapewne strach sparaliżował ją tak bardzo, że nie była się w stanie ruszyć i być może nawet nie widziała czwórki komandosów, którzy szybkim truchtem zbliżali się do schodków. Ocknęła się dopiero, gdy Louis Loiselle przeszedł szybko obok niej, a Kaz, bo tak nazywaliśmy Rakuzankę, wzięła ją za ramię i podniosła do pozycji stojącej.

- Już dobrze - powiedziała Kaz do zszokowanej stewardessy - jesteś bezpieczna. Chodź ze mną. Tu zieloni, zakładnik bezpieczny, eskortuję do punktu ewakuacji - zameldowała Rakuzanka i szybko zaczęła sprowadzać przerażoną kobietę po schodkach w dół.

W tym czasie Louis użył sensora bicia serca by określić położenie pozostałych ludzi w samolocie. Gdy tylko Kaz i stewardessa opuściły schodki do akcji wkroczyła drużyna niebieska. Trzymając gotowe do strzału pistolety maszynowe MP-5 z tłumikiem, kilkoma susami pokonali schody i mijając Louisa zniknęli we wnętrzu Boeinga 747. Loiselle podniósł broń i ruszył za nimi.

Rakuzanka eskortując stewardessę szybko pokonała dystans dzielący mnie i samolot. Minęła moją pozycję i pozostawiając kobietę obok Karla Haidera, ruszyła z powrotem w stronę Boeinga, a za nią Pak Su Wong i Homer Johnston. Do tego czasu drużyna czerwona zameldowała zlikwidowanie dwóch terrorystów, którzy najprawdopodobniej pilnowali wejść od strony przedziału bagażowego. Chwilę później usłyszałem huk. Niezaprzeczalnie był to granat hukowo-błyskowy. Zaraz potem Chavez z drużyny niebieskich zgłosił kolejne cztery trafienia.

- Tu czerwony, przedział bagażowy czysty - odezwał się Price - czekam na rozkaz.

- Tu Szóstka, Czerwony ruszaj na górne pokłady - Clark wydał rozkaz.

- Zrozumiałem, Czerwony bez odbioru.

Na chwilę zaległa cisza. Podczas akcji bojowych, takie sekundy ciszy, zamieniają się zawsze w długie minuty. Po dłuższej chwili odezwał się Chavez.

- Niebieski do wszystkich, dolny pokład czysty, zakładnicy zabezpieczeni, eskortuję! - to była dobra wiadomość.

- Drużyna zielona i czerwona - powiedział Clark - przygotować się do wejścia na górny pokład.

- Zieloni, przyjąłem.

- Czerwoni, przyjąłem.

W drzwiach Boeinga pojawił się Chavez i szybko ruszył po schodkach w dół, prowadząc za sobą zakładników. Pochód zamykał McAllen idący prawie tyłem z lufą skierowaną w okna górnego pokładu 747. Okna te oczywiście, były na bieżąco sprawdzane przeze mnie i Karla Haidera, który ukryty około dziesięciu metrów ode mnie, obserwował uważnie cały samolot.

- Zieloni, na pozycji - rzuciła Kaz

- Czerwoni na pozycji - zameldował Price.

John Clark nie czekał.

- Drużyny zielona, czerwona, naprzód!

Usłyszałem huk granatów, a w oknach samolotu, na ułamek sekundy pojawił się błysk. Kaz, Louis, Eddie, Pak i Homer niczym w jakiejś z góry ustalonej kolejności, meldowali jeden po drugim wyeliminowanych terrorystów. Po pięciu sekundach usłyszeliśmy w słuchawkach wyczekiwany meldunek Rakuzanki.

- Pokład górny czysty. Zakładnicy bezpieczni, Eskortuję do punktu ewakuacji.

- Tu szóstka, przyjąłem - powiedział Clark

Drużyna zielona z Rakuzanką na czele i zakładnikami po środku pojawiła się na schodkach by po chwili oddalić się na bezpieczną odległość od Boeinga.

- Tu Szóstka, Czerwony, sensor i status -

- Tu Czerwony Dwa - odezwał się Daniel Bogart - Teren czysty, powtarzam, teren czysty!

- Szóstka do wszystkich drużyn - powiedział John Clark - Misja zakończona, gratuluję i dziękuję. Spotykamy się za dziesięć minut w punkcie ewakuacji. Bez odbioru.

Odpiąłem magazynek i usunąłem nabój z komory zamkowej, po czym zabezpieczyłem broń i wstałem. Z oddali słychać było syreny policyjnych radiowozów i karetek. Ruszyłem w stronę grupy komandosów, zebranych obok zakładników. Homer Johnston i Domingo Chavez uspokajali roztrzęsionych jeszcze ludzi, zapewniając, że już nic im nie grozi. Eddie Price jak zawsze z posępną i niewzruszoną miną, zapalił swoje słynne cygaro i patrząc w stronę samolotu upajał się jego smakiem. Adrenalina powoli opuszczała wszystkich, a jej miejsce zaczął zajmować spokój połączony z radością, po kolejnej, zakończonej sukcesem akcji. Zarzuciłem karabin na ramię i opierając się o drzewo, spojrzałem na Rakuzankę. Jej twarz, pomimo tego, że była pokryta barwami maskującymi, miała w sobie coś tak niesamowitego, że nie sposób było nie patrzeć. Idealne słowiańskie rysy nawet w kamuflażu, były nadal idealne. Odwróciła głowę w moim kierunku i spojrzała na mnie z zaciekawieniem, swoimi pięknymi, błękitnymi oczami. Wtedy do mnie dotarło, że się gapię. Zawstydziłem się, niczym nastolatek, ale Kaz, niewzruszona, ruszyła w moją stronę z uśmiechem. Gdy mnie mijała, klepnęła mocno moje ramię i figlarnie puszczając oko powiedziała.

- Niezły strzał Weber...

p.s. Grać można w wiele gier... ale były też takie, których się doświadcza....

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...