Oglądając ostatni film prezentujący to, co ma się pojawić się w niedługim czasie, na Wii U, zapragnąłem kupić najnowszą konsolę Nintendo. Po chwili zacząłem się zastanawiać, właściwie dlaczego? Sam się sobie dziwiłem. Nie ma jeszcze żadnej gry, którą koniecznie chciałbym kupić na tą konsolę, a do najbliższej interesującej mnie premiery pozostały jeszcze miesiące. Konsoli nie sprzedała mi też sama prezentacja. Japończyk, opowiada spokojnie o nadchodzących tytułach, łamaną angielszczyzną. Choć przyznam, że gdzieś tam w głębi mnie mały, biały jak prześcieradło, rasista, z wąsem, nie może się podnieść z podłogi ze śmiechu (i z niecierpliwością czeka na kolejny moment z bananem).
Gdy logicznie spojrzeć na ostatnie materiały z Nintendo Direct, to nie ma w nich nic co w najbliższym czasie skłoniło by mnie do kupna konsoli. Do nowej Zeldy w sumie jeszcze daleko i w sumie większość ciekawych produkcji trochę się opóźnia, a widać, że Nintendo ma z tym spore kłopoty. Po krótkim namyśle stwierdziłem, że do kupna konsoli namówiło mnie jedno słowo - przepraszam. I nie było to przepraszam z ust szeregowego pracownika firmy, a wymówione przez jej szefa, prezesa generalnego Nintendo. Słowo to nie zostały przesłane do prasy, w jakiejś pokrętnej, aroganckiej notce, z której równie dobrze można by wywnioskować, że to "nie nasza wina". Satoru Iwata przepraszał, nie za to, że jego firma zgubiła dane swoich klientów, nic takiego nie miało miejsca. Przepraszał za to, że nie jego firma nie jest w stanie dostarczyć, w najbliższym czasie, nowych gier, znanych marek Nintendo.
Niby nic wielkiego, ale jednak daje trochę do myślenia. Szczególnie w przemyśle, w którym większość szefów nie ma nawet pojęcia jakie gry wydaje firma, którą mają zarządzać, a kolejne tytuły zatwierdzają najczęściej spoglądając jedynie na to, czy ma on komponent multiplayer. Jak choćby EA, którego prezes swego czasu chwalił się, że nie zatwierdził żadnej gry, która byłaby tylko single-player Raczę także przypomnieć, o licznych incydentach, w których firmy takie jak Sony, czy Microsoft gubiły dane swoich klientów, albo pozwalały by ich konta zostały przejęte przez osoby trzecie. Gdy przeprosiny już się pojawiły, najczęściej były w formie bardzo spóźnionej notki prasowej. Nikt nie pofatygował się by osobiście przeprosić, przed kamerą, za to co zaszło. Nikt z Sony nie stara się nawet przepraszać konsumentów za to, że gier na Vitę wciąż jest jak na lekarstwo. Gdy podobna sytuacja miała miejsce z Nintendo 3DS, firma ta wprowadziła program, który pozwalał na pobranie paru darmowych produktów z Virtual Console i wtedy podobnie Ivata był tym, który zapowiedział ten fakt i przeprosił, wczesnych nabywców za zaistniałą sytuację.
Może właśnie dlatego, takie proste słowo jak "przepraszam", spowodowało, że dużo chętniej sięgnę obecnie po produkty Nintendo niżeli Sony, czy Microsoftu. Bo przynajmniej mam wrażenie, że Satoru Iwatacie zależy na klientach jego korporacji. Gdyby zależało mu jeszcze na tak małym rynku jak Polska, to był bym naprawdę szczęśliwy. Nie oszukujmy się, wsparcie w naszym kraju Nintendo ma okropne.
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze