Oda do fryzjera
Wizyty u fryzjera osobnika dzikiego (czytaj: ja) są przeważnie tragedią w jednym akcie. Notorycznie bowiem ludzie zajmujący się strzyżeniem włosów mylą jednostki miary. Popatrzmy:
Tymczasem przeciętny fryzjer widzi to tak:
Żegnajcie, moje włosy. Dobrze się przysłużyłyście w ukrywaniu niedoskonałości mojej twarzy. Płyńcie po sedesowych morzach i oceanach!
Mój przypadek został opisany wieki temu w pewnej księdze zwanej Starym Testamentem. Wiecie, o co chodzi?
Ach, byłbym zapomniał: nie umknęły mojej uwadze Wasze negatywne komentarze dot. mema z poprzedniego wpisu. Nie myślcie, że jestem autorem, który nie słucha zdania swoich fanów. Co to to nie! Wobec tego częściej będę serwował Wam obrazki z Waszym ulubionym stwierdzającym kaczorem. Wedle przysłowia: czego nie lubię, to muszę oglądać, żeby się wyleczyć, bo tabletki mi się skończyły. Enjoy!
3 komentarze
Rekomendowane komentarze