Nieznani, a szkoda: Ludovico Einaudi
Seria ta została zawieszona jakiś czas temu ze względu na niską popularność oraz brak kandydatów, którzy przekonaliby mnie, żeby ją odwiesić pomimo tego niskiego zainteresowania. Teraz jednak taki kandydat się znalazł. I to dość przypadkowo, bo usłyszałem go na streamie pewnego gracza WoW. Tytuł pewnie i wystarcza, ale napiszę raz jeszcze i to wielkimi literami - bohaterem dzisiejszego wpisu jest
W zasadzie to nie wiem, czy jest znany, czy nie. Współczesną muzyką poważną, wstyd przyznać, się nie interesuję. Nie wiem, czy jest poważany w 'środowisku', doceniany przez krytyków i tak dalej. Wiem, że ja wcześnie w ogóle o nim nie słyszałem. Wiem też, że nie ma polskiej strony na Wikipedii. Może to i dziwne kryterium, ale w naszych czasach o czymś jednak świadczy.
Zanim przejdziemy do mistrzowskiego meritum, parę faktów. Einaudi urodził się w Turynie 23 listopada 1955 roku. Muzyczną edukację rozpoczął w Conservatorio Verdi w Mediolanie, tam też w 1982 roku zdobył dyplom dyrygenta. Z ciekawostek - jego dziadek był prezydentem Włoch. Aktualnie ma podpisany kontrakt z Sony Classical, czyli oddziałem Sony Music Entertainment. Jego muzykę określa się jako minimalizm, ale czuć tam też nieco wpływu tzw. 'world music' (czyli [o ile dobrze rozumiem] w zasadzie folku). I tyle wystarczy.
Wystarczy, bo resztę opowie Wam muzyka. Na początek będzie utwór, od którego i ja zacząłem:
Ech, na YouTube wyczytałem też, że 10 grudnia będzie grał koncert w Gorzowie Wielkopolskim. Tak blisko, a tak daleko. Bardzo ciekaw jestem Waszych wrażeń.
Wiesław Myśliwski
Kamień na kamieniu
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze