Call of Juarez - Mini-Recenzja
Oto moja mini-recenzja gry Call of Juarez. Proszę o wyrozumiałość, bo to mój pierwszy test tego typu
I przepraszam, jeśli ominąłem jakiś aspekt gry, po prostu tą recenzję napisałem kilka miesięcy po jej ukończeniu i mogłem coś zapomnieć.
Recenzja ?Call of Juarez?
Gry z gatunku strzelanek pierwszoosobowych są dość popularne. Chyba każdy zna produkcje z serii Call of Duty czy Medal of Honor. W większości są to jednak gry o tematyce wojennej, których na rynku jest pełno. Call of Juarez wprowadza powiew świeżości do świata fps-ów udowadniając, że nie tylko na wojennym froncie można sprawdzić swoje umiejętności strzeleckie. I to w jakim klimacie!
Grę rozpoczynamy wcielając się w młodego włóczęgę, Billy'ego, który po kilkuletniej nieobecności postanowił wrócić do rodzinnego miasteczka. Jednak niedługo potem zostajemy oskarżeni o morderstwo i musimy uciekać przed żądnym zemsty pastorem Ray'em. Fabuła jest bardzo ciekawa. Co chwilę mnie zaskakiwała, małymi kroczkami odsłaniając kolejne tajemnice z przeszłości bohaterów.
Rozgrywka stoi na wysokim poziomie. Gra posiada wspaniały klimat, żywcem wyjęty ze starych filmów z udziałem Clinta Eastwooda. Co ciekawe, w grze mamy możliwość sterowania dwoma, zupełnie odmiennymi, postaciami.
Pierwsza w nich to wyżej wymieniony Billy Świeca. Nie jest on skory do pojedynków, więc stara się unikać walk. Podczas jego misji musimy wykazać się cierpliwością i dobrym zmysłem obserwacji, bowiem prawie cały czas zalecane jest skradanie się. Celowo piszę "zalecane jest", ponieważ wcale nie musimy unikać przeciwników i możemy próbować udawać zabijakę, jednak zapewne źle to się dla nas skończy. Billy używa nie tylko broni palnej. Ma on do dyspozycji lasso, dzięki któremu może wspinać się, na przykład na dachy domów. Może on również posługiwać się łukiem, co mi się bardzo podobało. Wiele osób narzeka na misje z udziałem Świecy. Mi osobiście właśnie te części gry bardziej przypadły do gustu. Uwielbiałem bezszelestnie, jednym strzałem z łuku eliminować przeciwników, przy czym pozostali wrogowie tego nie słyszeli.
Drugą postacią, którą możemy grać, to pastor Ray. Jest on byłym rewolwerowcem i na torsie nosi zbroję (co jest trochę dziwne na Dzikim Zachodzie), dzięki czemu jest bardziej wytrzymały na ataki przeciwników. Rozgrywka z jego udziałem wygląda zupełnie inaczej niż Billym. Ray jest urodzonym strzelcem. Prze naprzód likwidując kolejnych przeciwników, w międzyczasie cytując kolejne wersety z Biblii. Dzięki swojej nietypowej części garderoby ma zwiększoną odporność na ciosy, w związku z czym może iść do celu po trupach. Dosłownie. Oprócz standardowych broni palnych potrafi korzystać także z dynamitu.
Pod względem technicznym nie mam tej produkcji nic do zarzucenia. Grafika stoi na wysokim poziomie a widok rozległych prerii zapiera dech w piersi. Muzyka cieszy ucho przypominając stare, dobre filmy z kowbojami.
Jednak jak każda produkcja, i ta ma parę wad. Na pierwszy ogień pójdzie podnoszenie przedmiotów. Jest ono nie do przyjęcia! Gdy chwycimy, na przykład skrzynię, to ona lewituje przed nami, a ręce naszego bohatera zwisają zgodnie z prawem grawitacji. Gdy zobaczyłem to po raz pierwszy, myślałem, że trzasnę myszką o ścianę. Na szczęście po chwili uświadomiłem sobie, że ani gryzoń, ani żadna inna część komputera (przynajmniej mojego) nie jest tego warta. Irytująca jest również jazda konna. Twórcy powinni ją zmienić.
Więcej wad nie znalazłem. Jest to produkcja naprawdę bardzo dobra i zasługuje na uznanie. To jeden z najlepszych fps-ów, w jakie kiedykolwiek grałem i z czystym sumieniem mogę ją polecić wszystkim lubiącym klimatyczne strzelanki, nie tylko na Dzikim Zachodzie.
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze