Skocz do zawartości

PoLitBlog

  • wpisy
    87
  • komentarzy
    233
  • wyświetleń
    42613

Opowieść dziwaka


XMirarzX

390 wyświetleń

Nie będę ukrywał, iż jestem dziwny. Nie tylko ja tak uważam, ale to nie jest ważne, bo i tak wszystko, co myślą o mnie inni, spływa po mnie jak? tłuszcz po pieczeni. Po prostu mnie to nie obchodzi. Zwłaszcza, że na taką, a nie inną opinię w pełni świadomie, ciężko sobie zapracowałem.

Nie ma nic złego w byciu? jakby to ładnie ująć? ekstrawaganckim. Ma to tyle samo plusów i minusów, co bycie ?normalnym?. Zresztą, jeśli 55 procent ludzkości lub chociaż społeczeństwa będzie taka jak ja, to ekstrawagancja stanie się normalnością, a normalność ? ekstrawagancją.

Nie o tym jednak miałem napisać. W mojej klasie był pewien chłopak. Darek. Tak właśnie miał na imię.

W sumie to nic do niego nie miałem. Zawsze mówiliśmy sobie ?Cześć? na korytarzu, choć właściwie ze sobą nie rozmawialiśmy. Nie zwróciłby na siebie mojej uwagi, gdyby nie? no właśnie? wyda wam się to naprawdę niepokojące, że zwracam uwagę na takie szczegóły, ale nie mam wyjścia, muszę to zdradzić, by wszystko było jasne.

Irytował mnie sposób, w jaki jadł.

Kiedy tylko podnosił coś do ust, dostawałem białej gorączki, pięści same mi się zaciskały i mało brakowało, żebym wyrwał mu jedzenie i wyrzucił je przez okno. Kiedy zaczynał przeżuwać, dostawałem szczękościsku i oblewał mnie zimny pot. Wyjaśnijmy jednak, że Darek jadł posiłki niezwykle oryginalnie. Odgryzał kawałek kanapki, po czym poddawał ją obrzydliwemu procesowi rozdrabniania, podczas którego nigdy, przenigdy nie zamykał ust. Nie zastanawiałem się nigdy, jak wygląda pokarm w moich ustach, gdy go mielę, przerabiam zębami na tak drobne kawałki, że w połączeniu ze śliną tworzy obrzydliwą papkę, jednak dzięki Darkowi miałem wątpliwą przyjemność się tego dowiedzieć. Nie było jednak nic gorszego ponad jego obrzydliwy zwyczaj mlaskania. No i to, że potrafił mlaskać, żuć i gadać jednocześnie. Kiedy stosował tą morderczą kombinację, bliski byłem ataku apopleksji (lub, gdy znajdował się dalej niż trzy metry ode mnie, jednak w zasięgu mojego wzroku, ataku padaczki). Tylko moja awersja do niego powstrzymywała mnie od zwrócenia mu uwagi bądź po prostu wybicia mu zębów. Nie katowałby już przynamniej wszystkich wokół tym swoim mlaskaniem i całą resztą, kanapki bowiem musiałby spożywać przez słomkę.

Miarka przebrała się, kiedy w pewien słoneczny październikowy poniedziałek oblech ten dosiadł się do mnie na geografii. Wszystko było w porządku, dopóki nie wyjął kanapki z jajkiem. Sam lubię kanapki z jajkiem, ale do jasnej cholery! Ja staram się tak nie mlaskać i mam zamknięte usta, gdy jem!

Nauczyciel nic nie zauważył, rysował coś bowiem na tablicy.

Wszystko się we mnie gotowało, zaś niedawno spożyte na spółkę z chłopakami paluszki zaczęły się cofać, zbliżając się niebezpiecznie do gardła. Czułem, jak nieomal zarówno paluszki, jak i pozostałości po wczorajszym obiedzie wywołują odruch zwrotny, jednak udało mi się przezwyciężyć nudności. Byłoby w porządku, dotrwałbym do dzwonka, poszedł do łazienki i spokojnie, kulturalnie zwymiotował. Ale nie! Nie! Po co miał mlaskać do powietrza! Odwrócił się do mnie! Musiał!

? Ej, masz? mmm? mlask? pracę? mlask? na pol? mlask? polski??

Nie słuchałem tego głąba. Z przerażeniem wpatrywałem się w jego usta, podobno zieleniejąc na twarzy. Obserwowałem mieszaninę bułki, masła, jajek i majonezu w jego jamie ustnej, przewalającej się od policzka do policzka przy akompaniamencie mlaśnięć, cmoknięć i sam już nie wiem, czego jeszcze. I jeszcze te ruchy językiem? Boże! Za jakie grzechy?

Jeśli wierzyć zeznaniom naocznych świadków (tj. moich koleżanek i kolegów z klasy), całkowicie pozieleniały wstałem, przeprosiłem faceta i powoli, chwiejnym krokiem, wyszedłem z sali. Prawdę mówiąc, nie bardzo to pamiętam, dlatego musze oprzeć się na relacjach kolegów. Po moim wyjściu z sali z korytarza ponoć dało się słyszeć odgłosy wymiotowania. Leżałem przy koszu na śmieci, pełnym mojego na wpół strawionego ostatniego posiłku.

Obudziłem się w gabinecie pielęgniarki. Miałem gorączkę, zarzyganą koszulkę, splamiony honor i dożywotni uraz do Darka. Ach, no i kompres chłodzący na czole.

Pytanie, co piłem, kiedy i w jakich ilościach nie zaskoczyły mnie. Sam bym pomyślał, że jestem po ostrej libacji, gdyby nie świadomość tego, z kim siedziałem.

Wracając do domu obmyśliłem plan zemsty. Był okrutny, ale czy słyszał ktoś o dobrotliwej zemście?

W listopadzie doszedłem do wniosku, że minęło wystarczająco dużo czasu, i nikt nie będzie mnie o nic podejrzewał. Tak też było w istocie; nikt już nie pamiętał o incydencie ze śmietnikiem, Darek zaś nadal torturował mnie ? chcący czy nie ? nieważne, swoimi ?drobnymi?, chamskimi nawykami.

Zawsze na drugiej przerwie chodził do łazienki, po chwili zaś wychodził z niej, jak sądzę, nie myjąc rąk. Postanowiłem się tam na niego zaczaić i dokonać pomsty.

Wszedł do łazienki. Stałem nachylony nad umywalką, udając, że myję ręce, naprawdę jednak obserwując go w lustrze. Gdy podchodził do kabiny, stanąłem szybko za nim, a gdy otworzył drzwi, wepchnąłem go brutalnie do środka, aż wyrżnął głową w pokrytą kafelkami ścianę. Zaskoczony, oszołomiony, odwrócił się do mnie, wodząc po mojej twarzy błędnym wzrokiem. Ja natomiast zamknąłem drzwi i wyciągnąłem z kieszeni łyżkę stołową.

? Smacznego ? powiedziałem, po czym z całej siły pchnąłem go łyżką w pierś. Chciał krzyknąć, byłem jednak szybszy i zakryłem mu usta dłonią. Byłem bezpieczny; nikt nie korzystał z łazienki o tak wczesnej porze. Z wyjątkiem Darka.

Wyjąłem zakrwawioną łyżkę ? wbiła się na zaledwie centymetr, napotkawszy kość ? więc wbiłem ją jeszcze raz. I jeszcze.

Znowu.

Poprawka.

Ręce miałem całe we krwi, podobnie koszulkę (ręce co jakiś czas musiałem zmieniać, bo po trzech pchnięciach prawa tak mnie bolała, że o Jezu). Zrozumiałem jednak, że nie powinienem mu tej łyżki wpychać w serce, ale rozrywać nią klatkę piersiową.

Czasu było coraz mniej, więc wziąłem się ostro do roboty. Darek był już nieprzytomny, gdy dokopałem się do żeber.

Rozpiąłem mu rozporek, spuściłem spodnie i posadziłem na kiblu. Przez jakiś czas nikt się nie skapnie.

I faktycznie, dopiero po szóstej lekcji znaleźli jego ciało. Stałem tuż obok drzwi, ale nie patrzyłem do środka. Nie mnie oceniać moje dzieło.

Na samym już wstępie mówiłem wam, że jestem dziwny. Oto jest tego dowód. Kto normalny przyznałby się do takiej zbrodni? Zwłaszcza, że jest już grudzień, tuż po świętach, za kilka dni Sylwester, a nikt nawet nie pomyślał przez chwilę nad udziałem w tej zbrodni szkolnego dziwaka!

No, ale cóż? skoro do tej pory nikt na to nie wpadł, nie zrobi tego i teraz, choćbym rozłupał mu czaszkę łyżką stołową i się do wszystkiego przyznał.

Do zobaczenia po feriach.

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Niesamowite. Jak to czytałam przed oczami miałam swojego ulubionego Hannibala. Takie "pure evil" i zjawisko stuprocentowych psychopatycznych i socjopatycznych skłonności. Tyle cudeniek w jednym miejscu. Jestem pod wrażeniem ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...