Skocz do zawartości
  • wpisy
    25
  • komentarzy
    1705
  • wyświetleń
    58882

Miłość? Jaka ku**a miłość??


Sarcastic

2074 wyświetleń

Jedyna miłość, która trwa całe życie, to miłość własna.

Kochasz ją. Wiesz o tym i jednocześnie nie możesz nic zrobić. Jesteś wkurzony na własną bezradność. Ale gdzieś tam w środku wiesz, że obojętne co zrobisz, to ona i tak Cię nie zechce. Że mógłbyś być we wszystkim najlepszy, a ona i tak wybierze innego. A Ty nawet wiesz kogo...

Wiesz też, że on jest su**nsynem. Że zwyczajnie bawi się dziewczynami. I że już raz ją rzucił. Ale ona zawsze do Niego wróci, niczym wierny pies...

Wracasz do domu i nie możesz na siebie patrzeć. Wku**iasz się, bo nie potrafisz, lub raczej nie możesz nic zrobić. Wyciągasz alkohol i pijesz. Ale on, zamiast Ci pomóc, wytyka Ci błędy, jakie popełniłeś. Nie możesz tego znieść, rozsadza Cię gniew - Ale tak naprawdę, jedyną rzeczą, jaką zrobisz, to pójście spać.

Śnisz, co będzie dalej - Widzisz tą optymistyczną przyszłość, kiedy On ją rzuca, a Ona nagle zauważa i wybiera właśnie Ciebie... a potem się kur**a budzisz.

Miłość bez wzajemności zawsze jest najsilniejsza.

Znów bezsilny, znów bezradny - Zaczynasz kolejny dzień. Idziesz do szkoły, czy pracy, ale myślisz o Niej. Starasz się jej unikać, ograniczyć kontakt - Masz nadzieję, że w końcu zapomnisz.

...ale tak się nie dzieje. Ciągle o niej myślisz i nadal się o nią martwisz. Niemal wszystko Ci ją przypomina, a Ty szukasz rozwiązania swojego problemu w ramionach innych.

W końcu, Ona wyjeżdża. Oddala się na tyle, że zaczynasz zapominać. Mija pół roku, a Ty jesteś szczęśliwie zakochany w kimś innym. Planujecie wspólną przyszłość, rodzinę. A tamta? Jaka tamta, nawet nie wiesz o kogo chodzi...

Każdy z Nas coś takiego przeżył. Niekoniecznie z happy-endem, ale z pewnością każdy z Was miał, lub będzie miał bardzo podobną sytuację do tej wyżej opisanej. Jedno jest pewne; Tym wpisem, chciałem Wam przypomnieć, jak to było, kiedy byliście nieszczęśliwie zakochani i co wtedy odczuwaliście...

Największa miłość ? zawsze ta, która pozostała niespełniona.

Miłość, jest poj**ana. Poj**ana i przereklamowana.

1273083025_by_badboy112_500.jpg

59 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Wosq - Niestety, miłości nie da się policzyć i zmierzyć. Nie jest ona racjonalna.

Choć, jak wiecie, Ja racjonalizuje wszystko - Ale można się domyślić że Moje "związki" długo nie trwają.

Link do komentarza

Sarcastic - ja jednak jestem pewien, że nie doczekam :) Bo jeśli będę widział, że nie ma szans to nie pozwolę jej zakiełkować. Po prostu jeśli coś poczuje to wyłorze karty na stół. Nie ma co się czaić :P Choć już minęło 18 wiosen, a w nikim się nie zakochałem, ba nawet z nikim się na dobrą sprawę nie przyjaźniłem. Bo ja ogólnie trochę innym człowiekiem jestem od reszty i chwała bogu. A i wole przeżyć jedną a porządną niż x gównianych, głupich i opartych na fikcji i kłamstwie bo nie oszukujmy się takie są najczęściej "miłości". Najgorzej jeśli ludzie są spragnieni miłości i samotni bo wtedy przylepiają się do innych i się okłamują, idealizując daną personę. A później wiadomo kurtyna fikcji opada i biedactwo użala się od losem i sobą - tutaj dziewczyny mają częściej do tego skłonności.

Niestety, my jako gatunek, uwielbiamy się karmić fikcją, kłamstwem, a prawdę wypierać poza świadomość i to niestety nie tyczy się spraw jedynie uczuciowych. Cynicznie mówiąc jesteśmy kłamcami okłamujących siebie ;d Oczywiście nie wszyscy ale każda reguła ma wyjątki.

Np. Bardzo mnie śmieszą wegetarianie bo niby mięsą nie jędzą a ryby tak. No kurde, a ryby to nie mięso :ohmy:

Link do komentarza

VildWolf - To jest właśnie najgorsze w miłości - Nie da się nad nią w żaden sposób zapanować. Nie da się zaplanować. To po prostu się dzieje.

To nie jest takie proste, jak Ci się wydaje. I chociaż może nie jestem dobrą osobą, by o tym mówić (bo w końcu sam traktuje dziewczyny jako "przyjemność", a nie jako coś poważnego), to mogę Cię zapewnić, że kiedyś, a właściwie za niedługo, wyżej opisana sytuacja Ci się przydarzy. I Cię zaskoczy.

Na tym blogu nie wychwalamy bóstw :P. Tak tylko przypominam :D.

Ja tu mówię o prawdziwej miłości i prawdziwych uczuciach. Bez ściemniania, bez kłamstw i bez "loffciania się" nawzajem. nie zgodzę się również z Twoim kolejnym zdaniem - Należy rozróżnić zauroczenie i potrzebę zabawy, od prawdziwych uczuć i miłości. Bo są dwie różne rzeczy.

Och, oczywiście. Tacy są ludzie. Kłamliwi, nieszczerzy i patrzący jedynie siebie. Ale gdzieś w Nas, w większości z Nas, jest potrzeba współżycia z innymi i potrzeba bliskości. I to jest z jednej strony piękne, a z drugiej nieco przerażające.

Poza tym, myślę, że każdy zna prawdę i że okłamujemy innych, ale nie siebie. Bo każdy z Nas gdzieś tam w środku wie, jak to wszystko naprawdę wygląda...

Link do komentarza
Nie da się nad nią w żaden sposób zapanować. Nie da się zaplanować. To po prostu się dzieje.

Tacy są ludzie. Kłamliwi, nieszczerzy i patrzący jedynie siebie.

Bo każdy z Nas gdzieś tam w środku wie, jak to wszystko naprawdę wygląda...

THIS LOOKS LIKE A JOB FOR...

il_fullxfull.122860460.jpg

Link do komentarza
Ja tu mówię o prawdziwej miłości i prawdziwych uczuciach. Bez ściemniania, bez kłamstw i bez "loffciania się" nawzajem.

Nie wiem czy istnieje miłość bez kłamstw...

Och, oczywiście. Tacy są ludzie. Kłamliwi, nieszczerzy i patrzący jedynie siebie. Ale gdzieś w Nas, w większości z Nas, jest potrzeba współżycia z innymi i potrzeba bliskości. I to jest z jednej strony piękne, a z drugiej nieco przerażające.

Nie wiem czy to ironia czy nie, ale postaram się odpowiedzieć. Wiesz ta potrzeba bliskości i kontaktu to nic innego jak "program" wgrany przez naturę, który umożliwia przetrwanie, prokreacje i oczywiście rozwój. Wierze jednak, że prawdziwa miłość ma wymiar duchowy a nie tylko naturalny. Oczywiście w niej również ważna jest cielesność i chemia ale to tylko dodatek, a nie jak w przypadku miłostek główne danie...

Poza tym, myślę, że każdy zna prawdę i że okłamujemy innych, ale nie siebie. Bo każdy z Nas gdzieś tam w środku wie, jak to wszystko naprawdę wygląda...

Zgadzam się, ja niestety również okłamuje siebie, ba i to często niestety. Udaje, że wszystko jest w porządku a nie jest. Jak czasami "kurtyna opada" i patrze na moją obecną sytuację obiektywnym okiem to dopada mnie cholera. Ale na szczęście kończę niedługo szkołę i uciekam :icon_biggrin:

Link do komentarza

@Sarcastic- w ostatniej strofie coś ci pogrubienie nie wyszło :)

I NIE PRZEK...daruję już sobie, bo i tak każdy zauważył, że za dużo bluzg.

Co do miłości, Ameryki nie odkryłeś...

@argomaxer- Dokładnie. Niech napisze wreszcie coś dobrego, bo chciałbym się dowiedzieć czegoś nowego o chrześcijańskich poglądach :diabelek:

Link do komentarza

Najlepsze jest to, że niemiło jest pisać o uczuciu, które samemu się przeżyło, mówiąc o nim, że tak naprawdę było fałszywe i jakieśtamjeszczealenapewnoniefajne. A równie nieprzyjemne jest o tym czytać:).

Nie wiem, co gorsze - powiedzieć wszystko na początku, gdy to człowiek nie myśli racjonalnie, jeszcze nie wie, co czuje, druga osoba nie jest na to przygotowana itd., czy kryć się z tym długo, aż dojdzie do momentu, że druga osoba układa sobie życie bez Ciebie, a Tobie akurat zaczęła pasować wizja, że jej (jemu) nie powiedziałeś/aś (oczywiście w wizji tej nie ma trzeciej osoby, jak to zwykle bywa w rzeczywistości).

I właśnie tu dochodzę do twierdzenia z pierwszego akapitu. Zdarzyło mi się (niby skończyło, ale nadal bądź co bądź w jakiejś formie trwa), to słodkie (okropne) uczucie, o którym piszesz. Wnioskuję to na takiej podstawie, że nigdy nie wyglądało to tak jak teraz, tu po raz pierwsze zdarzały się rzeczy, o których nigdy nawet nie myślałem.

Ale nie powiedziałem - i mam teraz tego konsekwencje.

Osoba, o której mówię, wyjechała (głupia Anglia...), nie wiedząc nic o moim uczuciu (mam nadzieję, że tego nie czyta, choć marne szanse. Ale świat jest mały...). Nie wie nic, co jest najbardziej w tym wszystkim tragiczne - jestem dla niej tylko zwykłym znajomym, nawet nie kumplem. I tu jest to, co jest okropne. Mogę cierpieć ile wlezie, płakać, myśleć dniami i nocami o tej osobie, mówić o niej i pisać o niej hymny, ale ona i tak o niczym nie wie. Więc ułoży sobie życie tak jak chce, ale beze mnie. Nie mówię, że na pewno by się udało, gdybym jej powiedział. Ale chociaż wiedziałbym, na czym stoję. Może jej powiem?

Ogólnie sytuacja jest bardziej poplątana, lecz jest kilka faktów, na które chciałbym zwrócić uwagę (temat świetnie wpasowuje się w mój nastrój:):

1. Kochamy się w wyobrażeniu. Niby akceptujemy wady, niby znamy osobę - ale nie wiemy, jak się zachowa, co zrobi, bo nią nie jesteśmy. Uczucie, jakim jest miłość/zauroczenie/zakochanie pobudza wyobraźnię, a to ona tak naprawdę wszystko nam podsuwa.

2. Jeśli nie wychodzi samo z siebie, lepiej powiedzieć. Wiedziałoby się chociaż wtedy, na czym się stoi. A fraza: "to musi wyjść z obydwu stron samo z siebie", za przeproszeniem, kupę wg mnie daje. Powiedz i tyle.

3. Ogólnie temat rzeka. Więc co tam mogę napisać? Jeśli nie wychodzi - nazwij drugą stronę od nazwy matki szczenięcia, ulży momentalnie. Serio. Choć czasem to ciężkie.

4. Miłość "jednostronna" (i jakiekolwiek uczucie w tym stylu) jest o tyle ciężka, że cierpi się, myśli, płacze, znów myśli, raduje się na chwilę, by znowu dojrzeć złe strony i zacząć z powrotem się zamartwiać, a właściwie bez efektu. Czy się opłaca? Jeśli ktoś lubi (a wierzcie mi, da się lubić)... Ale raczej nie - nie opłaca się cierpieć za byle kogo. I przejmować się losem drugiej osoby bez wzajemności. Bo jeśli się przed nią wylewasz, mówisz jej wszystko, przejmujesz się jej problemami, a ona niczym się nie odwzajemnia (w sensie wysłuchania Ciebie, rady itp., świntuchy;), to lepiej to skończyć.

I to chyba tyle, co miałbym do powiedzenia (nie jestem w stanie myśleć nad tym w taki sposób, by napisać na tę chwilę coś więcej. I mniej chaotycznie;). Powiem jeszcze tylko, że wpis mi się podoba, a sądząc po tytułach poprzednich wpisów - będę wpadał tu częściej, choćby po to, by poczytać sobie starsze teksty;).

Pozdrawiam!

Link do komentarza

VildWolf - Wszystko w pewnym stopniu opiera się na kłamstwie. Ale przecież są kłamstwa "dobre" i kłamstwa "złe".

Cóż, jestem cynikiem i tak postrzegam innych. A na czym opiera się miłość? Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi... Ale pewne jest jedno - Na samym początku najważniejsza jest fizyczność, dopiero później (jeśli w ogóle) zauważamy czyjąś duchowność (urok wewnętrzny, charakter itp.)

...ale w głębi siebie wiesz, że prawda wygląda inaczej. Każdy chce zagłuszyć swoje problemy, ale zdaje sobie sprawę z ich istnienia.

pantrupek - Cóż, nie każde uczucia są przyjemne ;).

I tak źle i tak niedobrze - Ale sądzę, że od samego początku należy wysyłaś jakieś sygnały. Bo potem, zamiast kochankiem, stajesz się przyjacielem i cierpisz, bo chcesz być kimś (znacznie) więcej.

Wszyscy (a raczej niemal wszyscy) znamy to uczucie. Bolesne i ciężkie do zapomnienia. Ale czas leczy wszystkie rany.

Wyjazd... One są takie nagłe i niespodziewane, prawda? Nie chcemy ich, ale nieuchronnie się zbliżają...

Zawsze uważam, że najważniejszy jest sam start. Mój umysł, działający racjonalnie i logicznie, działa krok po kroku by "skraść" tej osobie serce. Nawet jeśli kończy się to niepowodzeniem, zawsze są szanse, że za kolejnym razem się uda... Ukrywając wszystko, co czujemy, ta druga osoba nie ma pojęcia (niestety), że kiedy choć na Nas raz spojrzy, to Nasze ego rośnie do niewyobrażalnych rozmiarów...

1. Wyobraźnia, to wielki "cwaniaczek". Bo podsuwa Nam obraz nie realistyczny, a idealistyczny - Taki, jaki My chcemy zobaczyć.

2. Nigdzie nie napisałem że mam jakikolwiek problem :]. Lubię pisać o tym co Mnie otacza, o tym co spotkało Mnie, o tym co obecnie Mnie zastanawia ale i o tym, co każdego dnia widzę. A nieszczęśliwą miłość, można spotkać niemal na każdym kroku.

3. Widzisz, jak już wspomniałem, Ja żadnego problemu nie mam - Ale nie pochwalam "ulgi" poprzez przekleństwa obrażające kogoś. Uważam to za zwyczajne chamstwo - A arogant, taki jak Ja, nie może sobie na to pozwolić, bo na zawsze przylgnie do Niego taka "łatka".

4. Och, łatwo powiedzieć. Miłości nie możemy "skończyć". Możemy, co najwyżej, ją przeczekać. Sam jestem osobą stroniącą od uczuć - Dużo kobiet, alkoholu i imprez to właśnie Moje życie. Ale zdaje sobie sprawę z tego, że jestem jednostką, a zdecydowana większość to romantycy...

Cóż, robię co mogę, dlatego dzięki za miłe słowo :). A na Mojego bloga, zapraszam zawsze, 24h na dobę :D.

Link do komentarza

W sumie fakt - skończyć się nie da, trzeba przeczekać.

A to z "to musi wyjść samo z siebie", to tę frazę wziąłem z własnego życia, gdyż kiedyś się z nią spotkałem i próbowałem jej przestrzegać (dzięki niej, a raczej przez nią nie powiedziałem tego co miałem powiedzieć i teraz żałuję). Ale nic nie daje, ta fraza, wg mnie.

*

Ciężko jest zachować racjonalny umysł i trzeźwo wyznaczyć sobie "plan działania" w takich sytuacjach. Po to instynktownie człowiek chce mówić innym (prócz obiektowi zainteresowania oczywiście) o swym uczuciu - aby ktoś wysłuchał, zainteresował się i być może poradził. Osób, które naprawdę są dobre w słuchaniu i doradzaniu jest jednak coraz mniej (dobre rady biorą się dziś głównie z doświadczenia, nie rozumu), bo słuchanie w dzisiejszych czasach jest rzeczą wręcz niesamowitą, niczym X-Meni, krótko mówiąc:). Człowiek przy obiekcie zainteresowania zaś zachowuje się niczym dziecko (przynajmniej ja), wpatrując się w ten obiekt niczym w obraz, i to z głupim uśmieszkiem (nie, obraz nie ma uśmieszku:). Wybacza najgorsze rzeczy (to też historia z mego życia, lecz inna), aby tylko obiekt zainteresował się tym nieszczęsnym śmiertelnikiem (e, marne szanse). W końcu zaś z mocą pioruna dochodzi myśl, że nie, to nie może się udać, lecz znowu chowa się pod siłą hormonów i innych chemicznych głupot.

A potem nadchodzi czas kosza.

Kosz jest właściwie dobry - szybkie otrząśnięcie się, chwilowa (najwyżej dwu-trzytygodniowa) rozpacz i po krzyku. Sam wiem, że brak kosza (lub tej odpowiedzi zupełnie z drugiej strony, w sensie pozytywnej) jest zły. Siedzi się wtedy dniami, tygodniami, miesiącami w niepewności, umysł snuje fantazje, rodzą się różne uczucia, zwykle różne rodzaje cierpienia i rozpaczy. A to niefajne. Lepiej mieć już to z głowy... i zająć się kimś innym:).

Nie ma za co za miłe słowo:).

A, jeszcze jedno - jednak cały czas uważam, że dobrze jest nazwać obiekt zainteresowania nieładnym epitetem (dla sprecyzowania - w myślach oczywiście! W myślach!). Zwłaszcza, gdy człowiek jest już na tyle trzeźwy, by odkryć, że osoba ta robi nas w przysłowiowe bambuko i bawi się nami, gdy my rozpaczamy, szalejemy i robimy wszystko, by być bliżej niej. Bo ona zasługuje, skoro tak się bawi, my nie zasługujemy, aby się bawić nami i ogólnie to my jesteśmy poszkodowani! Bo tak - w takich momentach trzeba się dowartościowywać w każdym stopniu. Każdy w chwili płaczu z powodu platonicznej miłości uważa się za najgorszą szmatę, szukając przyczyn niepowodzeń w sobie, nie w innych.

No, i to chyba tyle;). Dzięki za dyskusję (może jeszcze trochę potrwa?:D) i jeszcze raz pozdrawiam!

Link do komentarza

@pantrupek

nie wiem dlaczego ale kojarzysz mi się trochę z Werterem, no mam nadzieje, że nie skończysz jak on.

A to co przezywasz kojarzy mi się bardziej z zakochaniem/ zauroczeniem niż miłością. Bo prawdziwa miłość nie idealizuje, ona kocha cię takiego jakim jesteś. Dlatego nie jestem pewien czy jednostronna miłość to na prawdę miłość

@Sarcastic

"Na samym początku najważniejsza jest fizyczność, dopiero później (jeśli w ogóle) zauważamy czyjąś duchowność (urok wewnętrzny, charakter itp.)"

Wiesz ale są wyjątki no np. ostatnio sobie rozmawiam z pewną dziewczyną poznaną przez neta, tam fizyczność nie istnieje. Wygląd aż tak bardzo się nie liczy [ no chyba, że ktoś jest "paszczurem"] dla mnie na dłuższą metę ważniejszy jest charakter, no wiadomo, że najlepiej jakby była ładna i inteligenta jednocześnie ale wszystkiego nie można miec w życiu ;d

Link do komentarza

pantrupek - Och, zgodzę się z tym jak najbardziej. W życiu, nic nie dzieje się "samo". Trzeba działać.

Nigdy nie twierdziłem, że to proste - Zresztą, ludzi takich jak My, którzy na "zimno" kalkulują co mają zrobić, jest mało. Poza tym, nie każdy ma chęć "wygadania się". Wiele Moich znajomych zachowuje to w tajemnicy nie dlatego, bo nie ma przyjaciół, tylko dlatego, bo tak jest im prościej. Co do "radzenia" - Coraz więcej osó "doradza" mając ten sam problem, lub nie mając żadnego pojęcia na dany temat. Osobiście, staram się takie osoby tępić - Bo przez ich "rady" wiele osób niepotrzebnie cierpi.

Każdy zachowuje się inaczej. Są tacy, którzy nie potrafią powiedzieć słowa, są tacy, którzy starają sie być niepoważni (czasem wręcz na siłę) i jest nieliczna grupa takich, którzy są po prostu sobą. Każdy reaguje inaczej, bo każdy ma inny charakter.

Widzisz, Ty opisujesz Mi szablonową sytuację, którą nazywam "zabawą uczuć". Mianowicie, Twoja wybranka wie, że Ty coś do Niej czujesz, lecz ma to gdzieś bo śmieszy ją to jak się przed nią płaszczysz. I sprawdza, poprzez obgadywanie Cię, czy zwyczajne ranienie, dokąd może się posunąć. Jeśli coś się nie zgadza, sprostuj :).

Jak już pisałem wcześniej,nie przywiązuje uwagi do emocji i uczuć. Dzięki temu, zrywanie przychodzi Mi z łatwością. Oczywiście, były w Moim życiu dziewczyny, kobiety, na których rzeczywiście Mi zależało. Ale licząc wszystkie Moje partnerki,to margines.

Och, wtedy sprawa jest inna. Jeśli wiemy, że zostaliśmy wykorzystani i wyśmiani, to co innego. Ale jeśli jedynie Nasza "wybranka" odrzuciła Nasze względy, z pewnością nie zasługuje na wulgaryzmy rzucane w jej stronę.

...a szukamy minusów w sobie (przynajmniej na początku) ponieważ nie potrafimy dostrzeć w Naszej "ukochanej" żadnych skaz, żadnych wad. Dopiero później przychodzi czas na refleksję.

A niby czemu dyskusja miałaby nie trwać :P? W końcu od tego jest ten blog - Od dyskutowania.

VildWolf - W miłości, zwłaszcza na początku, zawsze idealizujemy Naszego partnera. Ponieważ jesteśmy Nim zafascynowani. Z czasem, dostrzegamy również wady, ale to nie zmienia faktu, że znacząco jest pomniejszamy. Jak to szło? "Miłość Ci wszystko wybaczy..."

Zdzwiłbyś się, ile jest ładnych i inteligentych dziewczyn. I naiwnych. Ale dziewczyny z reguły są naiwne i nabierają się na te "męski gierki", czyż nie?

Co do "dziewczyny z neta"... Nie traktujesz jej wtedy jako partnerkę, a jako znajomą. Nie myślisz o tym, jak ją poderwać, bo nie masz jej przed sobą. I co ważniejsze, zawsze możesz stchórzyć - W dodatku, bez żadnych konsekwencji. Dopóki się nie spotkacie i chociaż nie pogadacie w "realu", o żadnych uczuciach nie powinno być mowy.

Chociaż, Moja sytuacja z życia wzięta, temu przeczy. Pisałem z dziewczyną przez 5 miesięcy i dopiero po tym okresie się zobaczyliśmy. Ale zanim doszło do tego spotkania, Ja już wiedziałem (bo sama Mi to powiedziała), że ona chciałaby ze Mną być. Także, istnieją wyjątki od reguły :).

(Na marginesie - Stworzyliśmy potem 3 miesięczny związek, a teraz wiążą Nas skomplikowane relacje :D)

Link do komentarza

"(bo sama Mi to powiedziała), że ona chciałaby ze Mną być"

kurde bravo mistrzu serio ;p rzadko się zdarza, żeby dziewczyna takie rzeczy mówiła. Nie wiem jak ci się udało. A tak w ogóle skoro jesteś taki dobry w te klocki [ o ile nie kłamiesz ] to może byś się podzielił jakimiś technikami/sztuczkami? No i ile ty masz lat?

co do mojej internetowej znajomości - o ile mi się z nią bardzo fajnie gada, o tyle nie wyobrażam sobie za wiele. Ot zalety bycia realistą.

A co do technik podrywania to w Ameryce wytworzyła się cała subkultura podrywaczy, którzy wymieniają się doświadczeniami oraz sztuczkami. Były nawet specjalne prywatne fora tylko dla wybranych ;D Odbywały się również płatne szkolenia w terenie ceny wahały się nawet do 2000$. O dziwo na większość dziewczyn działają podobne sztuczki :)

Link do komentarza
No i ile ty masz lat?

Jeżeli dobrze pamiętam to kolega Sarcastic ma 16 lat co pozwala mi powątpiewać w niektóre rzeczy które pisze. Bez urazy.

O dziwo na większość dziewczyn działają podobne sztuczki

Co w tym dziwnego? Zwykła psychologia.

Link do komentarza

VildWolf - 17, młody jeszcze jestem :/.

A co do całej tej sytuacji... Pisaliśmy głównie SMS - y (ponad 16 tys. od każdej osoby :)) i tak jakoś wyszło, że jej się spodobałem. A powiedziała Mi akurat wtedy, kiedy zerwałem z jakąś swoją dziewczyną. Cała sytuacja była dziwna (żeby nie powiedzieć chora), rzadko spotykana, ale to było ciekawe doświadczenie.

A co do rad... BĄDŹ SOBĄ.

Cóż, Internet to bardzo ciekawa rzecz. Ale większość rzeczy jednak w Nim zostaje i nie ma żadnej kontynnuacji w rzeczywistym życiu.

Nie słyszałem o "szkole dla podrywaczy", ale sama idea to bardzo dobry pomysł :].

Bo kobiety są "wyjątkowe" i "niepowtarzalne" :D.

argomaxer - Jak już napisałem wyżej, już 17. Co do tego, że "powątpiewasz" - Mam liberalnego ojca, nie raz nie przychodziłem do domu na noc i nikt Mi problemów nie robił. Czasy się zmieniają, pokolenie też. Są tego plusy i minusy, ale mnóstwo seksu w liceum nie jest niczym szczególnym. Jedyne co musisz zrobić, to poderwać dziewczynę...

Link do komentarza
mnóstwo seksu w liceum nie jest niczym szczególnym. Jedyne co musisz zrobić, to poderwać dziewczynę...

@ argomaxer

I nie zapomnij się potem pochwalić na blogasku, żeby wszyscy widzieli, jaki jesteś "kul"! :laugh:

Link do komentarza
pantrupek - Och, zgodzę się z tym jak najbardziej. W życiu, nic nie dzieje się "samo". Trzeba działać.

Nigdy nie twierdziłem, że to proste - Zresztą, ludzi takich jak My, którzy na "zimno" kalkulują co mają zrobić, jest mało. Poza tym, nie każdy ma chęć "wygadania się". Wiele Moich znajomych zachowuje to w tajemnicy nie dlatego, bo nie ma przyjaciół, tylko dlatego, bo tak jest im prościej. Co do "radzenia" - Coraz więcej osó "doradza" mając ten sam problem, lub nie mając żadnego pojęcia na dany temat. Osobiście, staram się takie osoby tępić - Bo przez ich "rady" wiele osób niepotrzebnie cierpi.

Każdy zachowuje się inaczej. Są tacy, którzy nie potrafią powiedzieć słowa, są tacy, którzy starają sie być niepoważni (czasem wręcz na siłę) i jest nieliczna grupa takich, którzy są po prostu sobą. Każdy reaguje inaczej, bo każdy ma inny charakter.

Może nie jest nas tak dużo, ale życie uczy, że nic innego niż chłodna kalkulacja nie ma sensu. Z każdym niemiłym doświadczeniem racjonalność, wyrachowanie stają się silniejsze. Coraz mniej miejsca jest na idealizm, uczuciowość itd. Sad but true.
Link do komentarza

Wosq - Och, ale przez "chłodną kalkulację" wiele się traci. Pomimo tego, że nie będąc takim, zazwyczaj źle się kończy, to jednak w trakcie, jest się znacznie szczęśliwszym, nie analizując wszystkiego.

Link do komentarza

Powiem Ci tak próbowałem skrajnie emocjonalnej/uczuciowej opcji i to rozwiązanie też wiąże się z pewnymi stratami/niepotrzebnymi kłopotami i szczerze mówiąc na dłuższą metę to po prostu nie działa jak trzeba, albo ze mną jest coś nie tak. Nie mówię, żeby analizować wszystko jak leci i stwarzać sobie niepotrzebne problemy. Kobiety np. często mają tak, że same niepotrzebnie komplikują sytuację szukając głębszego sensu tam, gdzie go nie ma i analizując wszystko co się da. Zadawanie pytań w stylu: czy aby na pewno on/ona mnie kocha? Czy jest ze mną szczery/szczera? Czy dobrze wyglądam? Itd to proszenie się o kłopoty. Ja miałem na myśli tylko zdroworozsądkowe i trzeźwe podejście do tematu :)

Link do komentarza

Które jednak wszystko psuje. Właśnie dzięki tej nieracjonalności i zwyczajnej głupoty, miłość jest piękna. Myśląc trzeźwo, trochę to psujemy. Chociaż lepiej na tym wychodzimy :).

Link do komentarza

Myślę, że pierwszą ważną rzeczą w rozważaniach nt. miłości i jej sensu (lub jego braku) jest odróżnienie miłości od zakochania (było to zresztą tematem jednego z Twoich poprzednich wpisów). IMO opisałeś w tym wpisie sytuację, w której "główny bohater" jest zakochany w dziewczynie, nie zaś faktycznie ją kocha. A jesli już, jest to "miłość" bardzo nieszczera. Miłość taka jest bardzo pociągającą, lecz równie niewierną kochanką i w chwili Twojej najmniejszej nieuwagi potrafi Ci bez wachania wbić nóż w plecy, lub odejść, kiedy jej najbaredziej potrzebujesz.

Dlaczego? Nie wiem.

Ale tak jest. Gdy człowiekowi wydaje się, że kocha, potrafi sam siebie niemiłosiernie oszukiwać. A gdy nasza "miłość" jest wystawiana na próbę, uczucie to słabnie, pozostawiając w sercu zimną pustkę, zalewaną dodatkowo kwasem, gdy zdajemy sobie sprawę z własnej głupoty i słabości. Po jakimś czasie zapominamy zaś o pierwotnym "obiekcie pożądania", tak jak opisałeś, by zrobić miejsce dla innej (albo innego).

Prawdziwa miłość przetrwa zaś, ponieważ jest niczym kamienny most, łączący Cię z ukochaną.

Poza tym, nie jest tak, że miłość nie ma sensu. Nic nie jest bez sensu. miłość, jak wszystko, sens [naturalnie nie logiczny, nie ma co się czarować (rozmnażanie zaś uznaję bardziej za podświadomy instynkt,aniżeli uczucie)] ma. Może i bzdurny, ale ma.:)

PS. Przepraszam, że w paru miejscach wyszło trochę melodramatycznie, ale poczułem potrzebę użycia kilku metafor.

Pozdrawiam!

Link do komentarza

Fay - Cóż, ciężko się nie zgodzić. Tyle że, Moim zdaniem, miłość przemija. Nie istnieje nic, co trwa wiecznie i jeśli wiemy że nie mamy żadnych szans to odpuszczamy a po pewnym okresie czasu (w zależności od osoby) Nasze uczucia mijają. Możliwe, że podświadomie nadal chcemy z tym kimś być, ale podświadomie.

I nie zgodzę się z tym, że wszystko ma jakiś sens, bo dla Mnie, chociażby życie jest pozbawione sensu :).

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...