Chuck Mangione w Gdyni
Dawno na blogu nie pisałem, więc porzucam wszystkie wakacyjne przemyślenia i głupoty, by skupić się na teraźniejszości. Trzecia klasa gimnazjum, koniec sezonu ogórkowego w grach i takie tam.
W Piątek w Gdyni jak już zauważyliście odbył się Koncert legendarnego Chucka. Poszedłem na niego z kumplami, nie wiedząc kim jest ten muzyk. Ot rozpoczęcie przygody - otwarcie się na jazz. Na koncert typowo przybyłem lekko śpiący mimo wypicia całego wazonu (taka moda...w dodatku bez uchwytu ) kawy z cynamonem. Po koncercie czułem się bardzo ożywiony, czując, że wydałem 85 zł na coś...epickiego, świetnego, genialnego, po prostu opłacającego się. Muzyka genialna, jeśli ktoś nie słyszał tego co tworzy Czak, to niech wie, że to genialne połączenie jazzu z lat 50 i muzyki (?) smyczkowej, typowo filmowej a la Gwiezdne Wojny czy Piraci z Karaibów. czyli coś co Kapuch lubić najbardziej. jednak widać, że Mangione to stary człowiek. Koncert trwał 2 godziny i zagrano 6 kawałków, 6 świetnych kawałków, ale poza tym Chucky prawie nic nie mówił, jeden bis i koniec. Tak samo i ja kończe krótko, bo nie chce mi się już pisać.
Nara
PS. Najlepszy kawałek Chucka, który słyszałem:
Do tego w Gdyni perkusista ([beeep]isty, swoją drogą) dodał wokala.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze