CDA Quest! (09/2010) - part two
...za wcześnie by wyjść. To nie jest jego pora. Wracając do tych zabójców, jestem pewien, że chociaż jednego mam na ogonie. Hałas wywoływany przez deszcz na pewno mu pomógł mnie znaleźć. Pewnie teraz kręci się wokół namiotu, ustawia pułapki moknąc. Zaziębi się chłopak, hehe. Skąd taka pewność u mnie? Po pierwsze, zauważyłem że ci płatni mordercy zaczynają się mnie bać. Po drugie, widzieliście kiedyś maga, który potrafiłby zaczarować deszcz? Niby mówiłem, że ja to zrobiłem, jednak minąłem się lekko z prawdą. Rzuciłem czar pogłaśniający na otoczenie w obrębie najbliższych 10 metrów. Zwykły szelest liści jest spotęgowany wystarczająco, by zwracał na siebie uwagę. Wiem co robię, czekałem na tę okazję paręnaście lat. Jest, pierwszy znak od niego. Obłok dymu na niebie w kształcie runy ognia. Mogę się zacząć zbierać. Podnoszę swój woreczek z tajemniczym pyłem, którego skład zna tylko ten, co go sporządził, sam wieczny mędrzec. Wyciągam srebrną tackę, wysypuję na nią zawartość sakieweczki, którą potem formuję w spiralę. Zmawiam ostatnią modlitwę bohaterów, przykładam do nosa szklaną rurkę i zaciągam się uformowanym pyłem. Jedna, dwie, nie minęły trzy sekundy nim specyfik trafił do krwiobiegu i zaczął działać. Argh, mówili mi dokładnie o tym, jak się bronić. Nie sądziłem jednak, że ból będzie aż taki silny. Czuję, że moje oczy płoną. Spoglądam w swoje odbicie w tacce. Faktycznie, moje oczy płoną. Ból powoli ustępuje. Albo to moje ciało na wskutek zmian się przyzwyczaiło. Czuję przepływającą energię przez całe moje ciało, od wnętrza do koniuszków palców i nosa. Niemal bez mojej wiedzy podnoszę oręż i wychodzę przed namiot. Zupełnie jakby coś mnie ciągnęło. Ufam temu czemuś, pozwalam mu kierować. Nie znam dalszej ścieżki, nie wiem gdzie mam iść. Pozwalam ciału decydować. Bez wahania ruszyło do przodu. Przeszedłem ledwie kilka kroków, po czym przypomniałem sobie o nędznym szczurze, tym najemnym mordercy. Automatycznie, jakby uczono mnie tego od małego, uniosłem prawą dłoń, wykonałem krótki znak i ścisnąłem pięść. Wokół mnie roztoczył się potężny ognisty krąg, wysoki na dziesięć metrów, o promieniu równym piętnastu metrów. Wszystko uległo całkowitemu spopieleniu, nie mogłem uwierzyć samemu sobie, że posiadam taką siłę. Z gałęzi niedaleko coś ciężko upadło. Nie musiałem się odwracać, dobrze wiedziałem czym to coś jest. Ja już szedłem dalej. Mimowolnie...
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.