Nie taki Krzyżak straszny...
Dobry wieczór!
W zamierzchłych czasach końca lipca obiecałem argomaxerowi mały wpis dotyczący historii, tej mnie znanej i rozpoznawanej. Zainspirowany i posługujący się wieloma cytatami z książki Ludwika Stommy, zadam pytanie: jak to było z nami i Krzyżakami? Dlaczego w polskiej świadomości są oni uosobieniem zła i przebiegłości, a do tego bezczelnego żerowania na naszej ziemi?
QUO VADIS, KRZYŻAKU?
Odpowiedź na pierwsze pytanie należy zacząć od wyjaśnienia naszej niechęci do rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego (samą nazwą mogli wrogów miażdżyć!). Otóż okazuje się, że tym, który zaszczepił Krzyżaków jako symbol wroga Polski, był nikt inny, tylko Henryk Sienkiewicz. W "Krzyżakach" trudno znaleźć pochlebne choćby jedno zdanie na ich temat. Wszyscy, co do sztuki bohaterowie są źli, a jak nie są źli, to co najmniej przeżarci krzyżacką butą do stopnia uniemożliwiającego polubienie ich (vide Mistrz Ulrich von Jungingen). Zresztą, oddajmy panu profesorowi głos: "(...)Arnold von Baden, głupkowaty osiłek, nazywany z tego powodu przez współbraci <<niedźwiedziem>>, obdarzony (...) przez Sienkiewicza tym niebywałym komplementem, iż był <<prawie uczciwym>>". I tak dalej, i tym podobne.
Oczywiście nie zawahał się Sienkiewicz po drugiej stronie barykady postawić bohaterów zupełnie im przeciwnych moralnie: historyczne nazwiska uczestników bitwy pod Grunwaldem zostały niemal uświęcone, bez wnikania w ich prawdziwe życiorysy (często gęsto skomplikowane i naszpikowane wręcz okrucieństwem).
Tyle Sienkiewicz. Jego dzieło trafiło pod strzechy i przez lata, podczas zaborów, jak i po nich, kształtowało pogląd na Krzyżaków.
Nie omieszkano skorzystać z tego w roku 1957, kiedy jeden z ojców wspólnej Europy, Konrad Adenauer, założył płaszcz krzyżacki i został mianowany honorowym rycerzem Zakonu. Pal sześć, że chciał tym gestem oddać hołd zakonnej zasadzie zupełnego braku współpracy z nazizmem i ofiarom tejże zasady. Prasa polska zrobiła z tego symbol żądzy rewanżu i odebrania nam znów Ojczyzny. Bzdura, ale jak silna była wizja krwiożerczego Krzyżaka, że wówczas ta argumentacja do wielu trafiała?
A fakty? Fakty, jak to mają w zwyczaju, są skomplikowane i niejednoznaczne. Na pewno konflkt między Polską i państwem krzyżackim był, na pewno miał swoje podstawy, lecz nie było to tak jednoznaczne, jak chcieliby widzieć demagodzy.
PRZYBYLI KRZYŻACY POD OKIENKO!
A skąd Zakonnicy u nas? To każdy wie, Konrad Mazowiecki sprowadza ich, by bronili Polski przed Prusami i nie tylko. Konrad popełnia jednak błąd, którego wcześniej nie popełnili królowie Węgier - pozwala im zostać. Mistrz Herman von Salza był bardzo przenikliwym i mądrym politykiem, takiej okazji więc nie przepuścił. Jerozolima i tak była stracona, a żyć gdzieś trzeba. I żyli. Do 1308, bo wtedy dopiero zaczął się na dobre konflikt z państwem Piastów.
TO O CO SIĘ BIJEMY?
Zaczął się przez walki wewnętrzne o Pomorze Gdańskie, kiedy to jedna strona konfliktu, w zamian za pomoc, oddała ziemie w lenno Krzyżakom, druga Brandenburgii. Po latach, gdy Brandenburgia groziła (zgodnie z prawem!) najazdem i odebraniem tego, co do niej należało, Władysław Łokietek zwrócił się do drugiej strony z prośbą o interwencję.
Interwencja przyszła, zdobyła, ale przy okazji usunęła stamtąd Łokietka. Dlaczego? Oprócz rzeczy oczywistych, czyli cenności dostępu do morza, profesor Stomma wspomina o małym detalu: w 1307 Filip IV Piękny pali na stosie i pozbawia majątku Templariuszy (no, długi miał...). Krzyżacy wiedzą już, że nietykalność zakonów jakby się skończyła, i jeżeli czegoś nie zrobią aby się usamodzielnić, kiedyś podobny los może spotkać ich. Stąd kolejny punkt do listy: "dlaczego warto mieć Pomorze?".
A więc rządzą sobie Krzyżacy na Pomorzu, doprowadzając Polskę do białej gorączki, no bo jak to tak? Toż to sprzeczne z naturalnym porządkiem rzeczy! Przecież Polska ma "niezbywalne prawo" (cyt. za Marianem Biskupem, 1973) do Pomorza. Otóż tu zdania są podzielone - jedni mówią, że miała, inni że nie. Ci drudzy mówią, że skoro Brandenburgia miała prawa do Pomorza (bo je dostała), i odsprzedała Krzyżakom, to nikt nie powinien się w to mieszać. Cóż, co historyk to inna teoria. Choć nawet sądy papieskie gubiły się w zawiłościach prawnych i nie dochodziły do rozwiązania.
"... AŻ SIĘ ROZPADNIE W PROCH I PYŁ..."
Sto pięćdziesiąt lat później, w 1466 roku, skończyła się historia panowania krzyżackiego nad Pomorzem. cały ten okres dał podwaliny pod sienkiewiczowskie pisanie "ku pokrzepieniu serc" i dzisiejszą niechęć do Zakonu. Co ciekaw, niewiele mówi się o naszych korzyściach z tytułu takiego sąsiedztwa, a te są niezaprzeczalne: kultury zawsze się przenikają, wyższa wpływa na niższą. A wtedy to Krzyżacy reprezentowali wyższy rozwój cywilizacyjny. Dziesiątki zamków, kultura rycerska, sposób prowadzenia handlu, marynarka rzeczna, architektura - to spuścizna jaką zostawiali przez lata Krzyżacy, ci sami, których używa się jako symbolu zdrady i nieprzyzwoitości.
Zakończmy cytatem z profesora Stommy:
"Tymczasem nie taki Krzyżak straszny, jak go malują. Nie posuniemy się z pewnością do stwierdzenia, że sąsiedztwo Zakonu było dla Polski korzystne. Nie było jednak również jednowymiarowo złowrogie, zaś przy analizie konkretnych epizodów dziejowej koegzystencji okazuje się z reguły, że były one bardziej złożone i niejednoznaczne, niż to się nam ciągle przedstawia. (...) Powojenni wielcy mistrzowie krzyżaccy (...) opowiadali się za porozumieniem i pojednaniem polsko - niemickim. (...) Wielki mistrz, Arnold Wieland (...) został serdecznie przyjęty przez papieża Jana Pawła II i uzyskał odeń uroczyste błogosławieństwo dla rycerzy z czarnymi krzyżami. W tym też czasie Czesi wyrazili zgodę na działalność Zakonu na swoich ziemiach. (...). Innymi słowy, czeski Konrad Mazowiecki nazywał się Vaclav Havel. A u nas? - U nas nic. Czekamy <<Aż się rozpadnie w puch i pył Krzyżacka zawierucha>>. I na tym budujemy nasz retropatriotyzm".
I robi się czasem nieco łyso, gdy człowiek sobie uświadamia jak bardzo bazuje na stereotypach. A każdy bazuje, nie ma rady. Dlatego warto je w sobie zwalczać, choćby wgłębianiem się w ich genezę. To właśnie proponuje nam Ludwik Stomma w swojej książce: "Polskie złudzenia narodowe. Księgi wtóre" (wyd. SENS, Poznań 2007). Stamtąd też pochodzą wszystkie cytaty. Polecam sięgnięcie po tę lekturę!
Pozdrawiam,
Krzych
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze