Historia
- Chłopcze, nie możemy tu tyle stać, zostaw plecak i chodź!- wołała moja wychowawczyni. Ja, nierad, porzuciłem poszukiwania zeszytu(autografy) i wyszedłem za autobusu. Spojrzałem na kopułę Parlamentu. Wiejska, proszę państwa. Hałasująca grupa moich koleżanek i kolegów wreszcie ustawiła się w pary i ruszyliśmy z opiekunami do wejścia.Tam czekał standardzik: wykrywacze metali(wiadomo, uczniowie I gim. mogą chcieć zamordować jakiegoś posła...Giertycha?), wyłączenie komórek i wejście po schodach na lożę. Usiedliśmy, popatrzyliśmy i ponapawaliśmy się widokiem i ogromem Sejmu i zaczęło się pstrykanie fotek. I wtedy wszedł on.
Klasa rzuciła się do autografów, ja przeżuwałem gorycz braku wspomnianego zeszytu(choć i tak priorytetem była PO). W- ce Marszałek sprawiał wrażenie miłego i ciekawego człowieka, lecz niestety, po chwili się oddalił. Następnie postanowiliśmy pójść na te słynne schody
W celu pstryknięcia kolejnych fotek. Szedłem z dwoma kolegami z przodu. Przy wyjściu wpadliśmy na niego.
Po kilku słowach między naszymi przewodnikami a Generałem, padło coś, co zapamiętam do końca życia...
- Ok, ci trzej do poboru.
Miał humor, nie ma co. I rękę nam podał. I na zdjęcie się namówił...Po pół godzinie ruszyliśmy do teatru.
Tak przebiegła moja wycieczka szkolna z 2007 roku.
Wiecie, co się dzieje. 88 osób zginęło w wypadku koło Smoleńska. To takie moje wspomnienie dwóch ofiar, które najlepiej poznałem. I tak kiepsko.
1 komentarz
Rekomendowane komentarze