Markotnie, jak zawsze.
Czyli jak mija prima aprilis? Nijak. Czyli tak jak mija co roku.
U mojego ojca siedzi facet o pedalskim głosie. Zajmują się PTAKAMI. We dwójkę raźniej, nie ma co. Brat udał się na wycieczkę, czyli do sklepu po słodycze. Matka zabrała auto i gdzieś włóczy się po sklepach szukając różności na Wielkanoc. Tylko ja gniję sobie przed komputerem, jeszcze pokasłując. Z bananem do góry nogami na twarzy patrzę jak ten czas mija. Nie idę na trening, bo po chorobie jestem. Ech. Humor poprawia mi tylko mały głód, którego nazwałam Magnez [Mały Głód: Mg= Magnez]. Kawału zbytniego nie wywinęłam. Nie przepadam zbytnio za tym świętem. Ale jeszcze bardziej nie znoszę śmigusa dyngusa. Czemu? Bo miałam tragedię w domu. Ale o tym kiedy indziej. Wracam do "nic nie robienia".
3 komentarze
Rekomendowane komentarze