Granie na (kinowym) ekranie
Dzień dobry!
Malkontent wciela w życie swój wczorajszy zamiar, mianowicie napisanie kilku słów o ekranizacjach gier. Jednak krew, która zalała mnie po zapoznaniu się z AM i ?autorami? skutecznie przyćmiła mój cel.
Z ekranizacjami gier jest pewien mały problem ? twórcy jako punkt wyjścia biorą grę. Brzmi kuriozalnie? A jakże! Ale zaraz wyjaśnię, o co mi chodzi.
Gry, jako medium mające zapewnić maximum zabawy, minimum wysiłku (w dużej części, to pewne uogólnienie) są w celowy sposób uproszczone, przerysowane, nienaturalne. Mowa, oczywiście, zarówno o fabule jaki i rozgrywce. Kilka przykładów:
1) Lara Croft ? który normalny poszukiwacz przygód zachowywałby się jak ona? Żadnych zabezpieczeń, brawura itp. No przyznajcie, mało to wiarygodne, nie?
2) pierwsza lepsza skradanka ? naprawdę tak łatwo jest eliminować strażników na posterunkach nie wzbudzając NICZYICH podejrzeń? A co z łącznością krótkofalową między strażnikami? Jak jeden się nie odzywa to idzie dwóch i sprawdza, stan gotowości i generalnie nasz bohater się już nie poskrada...
Mam nadzieję, że łapiecie o co mi chodzi ? gry z założenia są mało realistyczne i uproszczone, by gracz miał możliwość dobrze się bawić.
Teraz filmy ? tu uproszczenia również są bardzo częste, lecz w przeciwieństwie do gier nadmierne strywializowanie rozgr.... wróć, akcji, jest tylko i wyłącznie szkodliwe. Nie śmiejemy się z Maxa Payne'a, kiedy w grze rozwala taką ilość przestępców, że San Quentin by się wyludniło. Bo taka jest konwencja. Ale kiedy ten sam Max Payne na naszych oczach unicestwia tych ludzi w filmie, nasz filtr ?to tylko gra? spotyka się z przeświadczeniem ?siedzę w kinie i oglądam dobry film?. I następuje zwarcie. Bo o ile w grach mamy dużo większą tolerancję dla absurdu (nie postrzegamy go jako taki), to już po filmie można by oczekiwać czegoś odrobinę bardziej przystającego do realiów ? w końcu to żywi ludzi w nim grają, nie piksele.
Moim zdaniem twórcy filmów idą w złą stronę robiąc filmy nie na podstawie gier, ale gry na wielkim ekranie. Istnieją w grach historie, które zasługiwałyby na dobry film, a nie na przeniesienie rozgrywki do kina. Gra jest grą, umyślnie prostszą i bardziej absurdalną. Film mógłby być dziełem. Czy naprawdę ta sieczka, to TO co ludzie chcą oglądać?
Dlaczego o tym piszę? Znowuż zachęcony Action Magiem, w którym wiele tekstów poświęcono ekranizacji Hitmana. Uwielbiam tę grę i sądzę, że zasługiwałaby na lepszy film, niż jej się trafił. Bohater jest na tyle ciekawy, że gdyby wyjąc go z tych wirtualnych ram, stałby się postacią z krwi i kości ? klonem, człowiekiem bez przeszłości, uczuć (przynajmniej bez świadomości ich posiadania), robiącym co do niego należy. Śmiesznie to zabrzmi, ale ?Leon Zawodowiec? był dużo bliżej konwencji, w jakiej widziałbym Hitmana, niż dziełko z Olyphantem. Po prostu ? chciałbym zobaczyć film o nim, a nie kolejną część gry, tylko bez możliwości kierowania postacią.
Bo co to za zabawa wtedy?
Z pozdrowieniami,
Krzych
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.