Skocz do zawartości

Tyt0k

Forumowicze
  • Zawartość

    844
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Tyt0k

  1. Mam (jak sądzę) talent do pisania oraz ogólnie dość otwartą wyobraźnię, więc widziałbym się na stanowisku Desingera oraz Pisarza. Ponadto, mikrofon mam, a wymagany minimum umiejętności aktorskich też posiadam, więc ewentualnie mógłbym także zostać 'dźwiękowcem'. Talentów programistyczno/graficznych posiadam okrąglutkie zero, więc na pewno to nie dla mnie. :wink:

  2. Ja chciałem się wypowiedzieć, trochę od tematu, którym teraz kroczycie (czymkolwiek by on nie był) na rzecz pewnej forumowej zabawy zwanej Roman i Julian. Większość pewnie nie zna, choć był to jeden z projektów, jakby klon OA, czyli Free Sesja. Miało to być miejsce dla niespełnionych wierszokletów i 'prozaików', a wyszło z tego drugie OA. Mało tego, każda próba reformacji kończy się zastojem (ostatni trwał ponad 2 tygodnie), a wysypy postów są krótkotrwałe i słabe. Czyli wyszło na to, że zabawa była pudłem w dziesiątkę.

    Tu mój wniosek - proponuje, aby jakiś pan z odcieniem zieleni, albo pomógł przeprowadzić tam reformy, albo zamknął temat. Żeby chociaż była to wylęgarnia spamu - a ten temat jest po prostu martwy.

    Jakieś obiekcję? :wink:

  3. Ja jednak myślę, że zadawanie zbanowanych (nawet takich jak Trymus) to błąd. Nie każdy nowy może ich znać (już się nie udzielają), a przecież każdy może sobie chcieć zagrać.

    W ogóle, nazwa grupy 'Odrzutki' chyba coś mówi, nie? Nawet jeśli ban jest na życzenie. :wink:

  4. W sumie raporty to chyba jedyna forma, dzięki której możemy się bronić. Można także początkowo po prostu upominać takich użytkowników, gdyż nie wszyscy czytają "Dyskusje~".

    Diacon: Pomysł jest świetny, ale jednak proponuje ograniczyć edity do 1, no maksymalnie 2 na godzinę. I wprowadzić przymusowe uzasadnienie, jeżeli zgadujemy jakąś zagadkę. Nie ma zmiłuj.

    CzterdziestkaSiódemka na dole: Zgadzam się.

  5. Ja mam w sumie takie pytanie do osób posiadających XKlocka 360. Czy gra na Xboxa została spolonizowana, czy pozostała w oryginale? Bo nie wiem, czy dałbym jej radę po angielsku, a bardzo chętnie bym w nią zagrał. Komputer za słaby, więc pozostaje Xbox. :happy:

    @down

    Kurcze, chyba kiepsko sprecyzowałem. Chodziło mi o część pierwszą. =S

  6. Ja trochę odskoczę od tematu, a 'zarzucę' innym. Mianowicie, ostatnio doprowadza mnie do głębokiej irytacji, a i czasami do białej gorączki, kiedy osoba pisze odpowiedź na zagadkę, a potem EDYTUJE posta i dodaję inną odpowiedź albo następną. Według mnie:

    1. Jeżeli napisze się odpowiedź, to nie można jej edytować by zmienić odpowiedź. Można użyć edycji by poprawić błędy etc. ale raz podana odpowiedź nie podlega zmianie!

    2. Wolno podać tylko JEDNĄ odpowiedź, a nie 2 czy 3, bo potem inne osoby nie mogą teoretycznie grać, jak jedna weźmie wszystkie prawdopodobieństwa.

    Co wy na to?

  7. Wpadłem na pewien pomysł. Coś podobnego do "RiJ", ale żeby to było opowiadanie utrzymane w konwencji jakiegoś horroru i/lub kryminału... Takie mniej wesołe (jeśli w ogóle), albo coś w stylu "Straszny film" czyli mroczny horror na wesoło... Zależy od was. Tytuł mógłby być "Opowieści dziwnej/strasznej/mrocznej treści" (jedna wersja do wyboru)...

    Ja to bym na razie został przy "RiJ", gdyż nie wiem czy ma się dobrze. Mnie osobiście nie wciągnął, ale może wrócę.

    Mroczny Lord do mnie nie przemawia. Pewnie ludziom znudzi się skomplikowanie, i go porzucą.

    Natomiast, osobiście bardzo chętnie zagram w Osadników, tylko, że nie tych z telenoweli. Uznaje zwyczajny projekt, lub ten z Tropico 3. Miałbym ochotę, zagrać w końcu coś poważnego, ale podobnego do OA. =7 Czyli, jestem za Osadnikami, mogę się nawet całkiem zająć tym projektem, jeżeli Lord go nie rozwinie. Tylko ciekaw jestem tego obmyślanego sposobu MG-owania. =7

  8. Jestem na Tak, bo pomysł jest bardzo ciekawy. Chodź, nawet jeśli to jest słomiany zapał, i napiszemy może 4-5 stron, a potem temat pójdzie do piachu... No cóż, wtedy zrobimy R.I.P. i wrócimy do reszty zagadek. Osobiście, jestem na Tak, sam chętnie naskrobię jakieś byleco. :happy:

  9. Dwie pierwsze części mojej... powieści. xd Rozdziały, uznajmy.

    Rozdział 1

    ?Cyrklowa Strzelba?

    Pan Gumka, patrzył bezwiednie na leżącą przed nim broń. Nigdy, nawet po pijaku nie pomyślałby, że coś takiego powstanie. Gumka-Technik, stał przed nim dumny. To on wynalazł to coś. Pan Gumka wcale nie był mu wdzięczny.

    -Co to jest?- rzucił od niechcenia.

    -To?- zapytał z obłudą technik, podnosząc do góry swoją piękna Cyrklową Strzelbę.

    -Nie tamto.- odpowiedział Pan Gumka, czując rosnącą w sobie złość.

    Technik pomarkotniał trochę, mruknął coś pod nosem i zaczął opowiadać.

    -To jest, Panie Gumko-rzekł unosząc twór pod sam nos rozmówcy-moja genialna cyrklowa strzelba. Nazywa się Victins 4000. Jak widzisz ma bagnet z dołu, oraz lufę do, której wsadzasz rysik. W tej rurze jest sprężynka od jednego z naszych długopisów. Jeśli klikniesz tą śrubkę, tak tą, to sprężynka się poruszy, i ryski wyskoczy!

    -Aha.-

    -Podoba ci się?-

    -Nie.-

    -Dlaczego?- spytał technik z nadzieją podlizania się przełożonemu.

    -Bo skąd my ci do Wielkiej Gumki weźmiemy rysiki!- ryknął na technika.

    -O tym, szanowany pan Victins też pomyślał.-rzekł jak zwykle wyłaniając się znikąd gumka-zwiadowca- Właśnie po ciebie przyszedłem, żeby cię poprowadzić na spotkanie, gdzie będzie dyskusja na temat tej broni, Panie Gumko ale widzę, że technik mnie wyprzedził.

    Technik wyszczerzył zęby do Pana Gumki. Nie odwzajemnił uśmiechu. Nie lubił go.

    Od samego początku, ten idiota wszystko psuł. Były miecze, były piki, były tarcze. No, ale ten idiota musiał coś popsuć. Najpierw wymyślił balon. Śmiechu warte. Napadać na wroga z lotu? Wszyscy go wyśmiali. Ale jednak, ten idiota musiał zepsuć sobie miano nawiedzonego, i jednak ten jego [beeep] balon latał. Od tego czasu, każdy go lubił, a ten idiota, bardziej zidiociał. No i ta strzelba była właśnie kolejnym efektem jego idiotyzmu.

    -Idziesz?- spytał zwiadowca.

    -Idę.-

    Szli korytarzem, do sali obrad w królewskim pałacu. Pałac, był zbudowany głównie z kamienia i drewna. Oczywiście takiego, który udało się przehandlować. Ach, ile to już pieniędzy przepadło na te pałace...

    -Jesteśmy, wejdź.- wyrwał go z zamyślenia przewodnik.

    -Wchodzę.-

    Sala obrad była nieduża. Miało wysokość około 20 cm, a szeroka była na 15 cm. Na Panu Gumce nie robiło to wrażenia. Sale zacinaczek były nawet 4 razy większe. A on bywał w salach zacinaczek. Czasami.

    -O, witaj Panie Gumko! Już myślałem, że się nie zjawisz.-

    -Bądź pozdrowiony królu.- odrzekł Pan Gumka, i ukłonił się.

    -Dobra, siadaj bo już nie mamy czasu.- uśmiechnął się przyjaźnie król. Pan Gumka zawsze uważał go za najlepszego człowieka w tym gumkowym świecie. Monarcha, był trochę większy od Pana Gumki, miał ponad 22 lata i ogromną wiedzę. No, i tak jak Pan Gumka nie lubił zmian. I za to Gumek lubiał go najbardziej.

    -Witam was wszystkich. Cieszę się, że się tu zebraliście. Chciałem wam zaprezentować nową... broń. No, przynajmniej to wygląda jak broń.- powiedział król i wyciągnął spod ławy cyrklową strzelbę Victins 4000. To była ta sama, która technik pokazał Panu Gumce.

    Król zaczął opowiadać o strzelbie, a Gumek, który już to bardzo dobrze znał, przyglądał się gościom. Kilku ludzi nic wielkiego. Szef długopisiej jazdy czyli nieznany mu Cristin, szef szamanów zbyt zadufany by podawać imię, szef dyplomacji znany mu Walen, szef strażników, którego imienia nigdy nie mógł zapamiętać, no i on. Szef wojowników. Wielki jeździec długopisu popatrzył po Panu Gumce. Widział go pierwszy raz. Pan Gumka, inaczej zwany Gumkiem lub Gumasem. generał wojowników, świetny miecznik, doradca oraz przyjaciel. Trzeźwo patrzył na świat. Tak przynajmniej słyszał. Był niezbyt przystojny. Był dość niski, krępo zbudowany, twarz miał wręcz prostokątną. Oczy miał ułożone inaczej, jedno było pionowo, a drugie poziomo. Poza tym, oba były innego koloru: niebieskiego i czarnego. Pan Gumka, nie wstydził się swojego wyglądu. Cristin, bo tak nazywał się szef jeźdźców podziwiał go za to najbardziej. Ku swojemu utrapieniu, on niezwykle dbał o wygląd.

    -A więc, padło pytanie skąd weźmiemy rysiki?- zapytał król, wyrywają Cristina z zamyśleń.

    -Owszem królu.-odrzekł Gumas

    -O tym także pomyślał technik. Wedle jego propozycji mamy najechać ołówki, zwyciężyć i potem zmusić je do wydobywania rysiku w kopalniach.-powiedział dość szybko król.

    -No to na co jeszcze czekamy? W drogę!- zerwał się szef długopisiej jazdy

    -A plan? Potrzebujemy sojuszników! Trzeba poza tym, zebrać wojsko!- powiedział szef strażników.

    -Prawda, plan mam już ja.-powiedział król i zaczął wykładać swój plan- Najpierw ty, Walen pojedziesz do zacinaczek, i poprosisz o pomoc, ewentualne przybycie w celu ustalenia planów?

    -Naturalnie panie.-

    -Doskonale. Ty Cristin, polecisz swoją jazdą i sprawdzisz, czy ołówki są dobrze przygotowane do wojny?

    -Na rozkaz królu.-

    -Dobrze. Reszta zbierze swoje wojska w stan gotowości, by były w każdej chwili gotowe do uderzenia?

    -Oczywiście.-

    -Jak sobie życzysz.-

    -Nie ma sprawy.-

    -Genialnie. Została jeszcze ostatnia kwestia. Mamy na razie dużo rysiku, więc możemy wysłać parę oddziałów strzelców i sprawdzić jak ta broń się sprawdza. Dowódcą tej grupy zostanie pan Victins.-

    W tej chwili do sali wszedł Victins. Głowę zadzierał wysoko. Za wysoko.

    -Miło mi poznać? koledzy.- powiedział patrząc na szefów i zadzierając głowę wysoko. Za wysoko.

    -Dobrze. Możecie się rozejść i wykonać rozkazy.-powiedział król i rozległ się szum odsuwanych krzeseł.-

    Po wyjściu z sali, Cristin powiedział do Pana Gumki.

    -On chyba zostanie szefem idiotów?-

    -Powinien? Ale znasz dobroć króla, Cristin.-

    Po tych słowach, rozeszli się.

    -

    Rozdział 2

    ?Krwawy zwiad?

    Cristin leciał. Jego blond-gumkowe włosy rozwiewał wiatr. Ubrany jedynie w lekką kolczugę nie obciążał zbytnio długopisu, ponieważ sam był bardzo lekki. Tylko takie osoby przyjmowali do długopisiej jazdy. Lekkich. Odważnych. Czterech gumków z jego oddziału, leciało obok niego i za nim, w formacji zwanej kluczem. Wszyscy mieli już na głowach hełmy. Tylko Cristin wciąż miał swój przy łęku siodła.

    Wylecieli zza kolejnej góry i obniżyli lot. Bardzo nisko. Już z daleka jeden z jeźdźców zauważył ołówkową balistę. Nabrali prędkości i przelecieli tuż na rysikami ołówków. Wbrew pozorom nie było to niezaplanowane. Huk i prędkość mogły ogłuszyć każdego. Każdego. Oprócz jeźdźca.

    Zaczęli się szybko podnosić, bo wiedzieli, że ogłuszenie trwa krótko. Ale tym razem trwało wybitnie za krótko.

    Usłyszeli wystrzał z balisty, najwidoczniej była przeładowana. Słyszeli jak pocisk leci za nimi z ogromnym, paraliżującym hukiem. Spięli długopisy i szybko skręcili za wzgórze. Pocisk przeleciał między nimi, nie raniąc żadnego. Na szczęście. Gdy byli już za nim ukryci, wstrzymali swe rumaki, i zatrzymali się. Cristin założył hełm i zamienił się miejscem z ostatnim jeźdźcem z prawej. Dobrze wiedzieli, że będą celować w kapitana, dobrze wiedzieli, że prawie zawsze strzelali do tego jeźdźca, który szybował na początku formacji. Dlatego chronili dowódcę. Wszyscy wyjęli włócznie z kołczanu na plecach.

    - Wie ktoś ile ich jest? ? zapytał Cristin ? mamy tylko po trzy włócznie, szkoda byłoby wszystkie zmarnować.

    - Trzech, szefie ? odpowiedział jeden z wojaków.

    - No to dobrze. Dowen, Dylfraen, bierzecie tego najbardziej z lewej ? powiedział kapitan ? Karften walisz w tego pośrodku. Ja i Cusien zarzynamy tego z prawej. Jazda, z fartem chłopcy!

    Wylecieli za wzgórza. W takim samym szyku. Ołówki już na nich czekały. Pierwszy pocisk wystrzelił hucząc liną. Umieli takie zwykłe pociski omijać. Rozłożyli się szerzej. Ale to nie były pociski takie jak zwykle.

    Pierwszy padł ostatni z lewej, Dowen. Wielki grot przebił bez trudu kolczugę, przeszedł przez ciało i wyszedł z drugiej strony. Drewno, przeważyło go, spadł z długopisu. Spadł z 50 metrów.

    Reszta nie straciła głowy. Rozłożyli się jeszcze szerzej, gotowi w każdej chwili gwałtownie skręcić. Lecieli z żądzą mordu. Balista jeszcze raz złośliwie zahuczała. Karften skręcił gwałtownie.

    Nie zdążył. Pocisk uderzył go w biodro, niszcząc miednicę. Resztki kości poleciały na wszystkie strony, tworząc krwawo-białą fontannę. Karften ryknął i chwycił się za zniszczone biodro, zapominając o włóczni, trzymanej w dłoni. Następna fontanna krwi, trysnęła z jego długopisu, który natychmiast umarł. Dostał w wkład. Spadali we dwójkę.

    Mimo niesamowitej szybkości przeładowywania balisty, ołówki nie zdążyły już strzelić. Trzech jeźdźców gotowych zarżnąć ołówki, ich rodzinę, znajomych oraz bliskich przyjaciół spadło jak burza. Świsnęły trzy włócznie. Żadna nie trafiła.

    - Jasny szlag! ? rozdarł się Cristin ? W trójkąt, cholera w trójkąt!

    Złożyli się w formację zwaną trójkątem. Zawrócili, coraz bardziej wściekli. Usłyszeli huk, akurat wtedy, gdy byli bokiem do balisty. Nie było się jak uchylić. Nie było szans.

    Wielki pocisk wbił się w Cusiena, który leciał teraz na przedzie. Wbił się na wysokości brzucha, wchodząc głęboko. Cristin usłyszał jak coś chrupie. Domyślił się, że to kręgosłup. Cusien, całkowicie bezwładny spadł z długopisu. Wyrżnął o ziemię ze słyszalnym hałasem. Dylfraen zaklął plugawie. Teraz obydwoje byli naprzeciwko balisty. I obydwoje mieli już w rękach włócznie. Rzucili je z rykiem. Tym razem obie trafiły.

    Długopisy po lewej i prawej stronie balisty upadły, bryzgając tego po środku czarnym, płynnym rysikiem. Ołówki, wbrew wszystkim innym stworzeniom zamiast krwi mieli w sobie rysik. Ale nie był to taki twardy rysik, taki z kopalni, taki o jaki walczyły gumki. Był to rysik spełniający rolę krwi. Jeśli tyle milionów lat, siedziało się w tym środowisku, ołówkowy organizm musiał się przyzwyczaić i przystosować. Jak wszędzie.

    Przelecieli nad żyjącym, i usłyszeli jak szybko przekręca podest na, którym stała balista. Była przeładowana. Wiedzieli o tym.

    Usłyszeli huk. Cristin popatrzył na Dylfraena. On spojrzał na niego. Nie patrzyli na siebie długo. Pocisk uderzył w głowę podwładnego, hełm mimo, że lekko przytrzymał impet uderzenia, nie pomógł zbytnio. Grot skruszył czaszkę, zalał twarz krwią. Cristin, odwrócił wzrok, wyszarpał ostatnią włócznie z kołczana, zawrócił i w pełnej furii zaszarżował na balistę. Nie zważał na to, że najpewniej umrze, bo balista była już prawie przeładowana, nie zważał na to, że zawiedzie króla, nie zważał na to, że jego żona, gdy on umrze załamie się nerwowo. Na nic nie zważał. Po prostu zaszarżował.

    W jeden chwili usłyszał już znajomy huk i wyrzucił dokładnie celując włócznie. Oba pociski trafiły równocześnie. Wyrzucona włócznia, zniszczyła ołówek, rozłamała jego chude ciałko na dwie części. Pocisk z balisty trafił w długopis. Cristin przeraził się, wiedział, że prawie każdy cios w długopis kończył się uszkodzeniem wkładu i natychmiastową śmiercią. Zauważył, że nie może wyszarpać butów ze strzemion. A truchło zaczęło już spadać. Wiedział, że nie ma żadnych szans na asekurujący skok, blisko ziemi. Cristin leciał.

    ***

    Pan Gumka szybkim ciosem dwuręcznego miecza zarżnął wilka, który chciał go zaatakować. Zauważył lecącą na niego krew, nie zdążył się uchylić. Ubrudziła go całego. Gumas splunął na ciało, zaklął. Jeszcze raz na siebie spojrzał, jeszcze raz splunął i jeszcze raz zaklął. Schował miecz do pochwy na plecach i ruszył dalej. Wiedział, że czasu ma niewiele.

    Zaledwie wczoraj wieczorem, gdy cały dzień nic nie robił tylko wałęsał się po pałacu został wezwany do króla. Władca powiedział mu, że drużyna Cristina nie wróciła z niedalekiego zwiadu, na który została wysłana wczesnym rankiem. Powinna wrócić koło południa, a teraz około godziny 18 nie było nawet śladu długopisu na niebie. Król powierzył mu misję zbadania co się stało, a Pan Gumka wyruszył natychmiast. Około godziny 23, gdy było już tak ciemno, że nie widział swojej wystawionej przed nos ręki, schował się w jaskini, i zdrzemnął się. O godzinie 5 ruszył dalej. Wilk był pierwszą istotą zarżniętą przez Gumkę na tym szlaku. Szacował, że jeśli umie liczyć, to zostało mu najwyżej około dwóch mil do miejsca, które mieli sprawdzić jeźdźcy. Do jedynej i oczywiście niestrzeżonej granicy z ołówkami.

    ?Ołówki to dzikusy, nie zagrożą nam? powiedział poprzedni król. Teraźniejszy jakoś także nie wykazywał chęci stwarzania na granicy fortu. Za dużo kasy, za dużo materiałów na takie marnotrawstwo. Zresztą ołówki jakoś nie zamierzały tworzyć imperium, nie atakowali swoich sąsiadów, a jedynie prowadzili handel.

    Gdy Pan Gumka tak szedł usłyszał donośny i dostojny głos ołówków, nadstawił ucha.

    - Streszanech, tor?fae kirtanead? ? zapytał jeden z głosów

    - Naerina, ane tor?faenaeders disean ? odparł ktoś

    Gumas wytężył pamięć, i starał się przetłumaczyć to co powiedzieli. Zrozumiał, mniej więcej tyle, że jeden z głosów, pytał czy balista jest zniszczona, drugi odpowiedział, że nie, ale ludzie od balisty są martwi. Nie czekał na dalszą część konwersacji, wyskoczył z krzaków z mieczem w dłoni, gotów chlastać ołówki. Myślał, że są tylko dwa. Mylił się.

    W biegu chlasnął jednego, rozcinając go na pół. To była najbezpieczniejsza metoda zabijania ołówków. Następny, dowódca, nie zdążył wyszarpnąć broni, także się rozleciał na dwie nierówne części. Reszta eskorty, dwójka młodych ołówków, wyrwała swoje długie zakrzywione miecze z pochwy i rzuciła się na Gumkę. Spokojnie uchylił się przed jednym, przenosząc miecz na lewą rękę, w locie chwytając prawą i uderzył go w plecy. Chłopak wypluł czarny rysik, który nagle poleciał mu do ust i zawalił się na ziemię. Pan Gumka wyrwał miecz i sparował kiepskie cięcie drugiego. Jego miecz ześlizgnął się po klindze Gumki, a ten wykorzystał to i ciął bokiem, by rozciąć go na pół. Nie zdążył sparować, upadł w dwóch miejscach, w dwóch częściach. Gumka schował miecz, bo usłyszał wołanie o pomoc. Głos mógł należeć tylko do Cristina.

    Wbiegł w kupę krzaków, które wyglądały na bardzo miękkie. Przedarł się przez kilka małych drzewek I zobaczył jeźdźca.

    - Pan Gumka, o jasna cholera! ? powiedział zdziwiony Cristin ? Co ty tu robisz?

    - Zwiedzam.

    - Dobrze wiedzieć.

    - Ja myślę. ? pokiwał głową Gumka, podszedł ? Możesz chodzić?

    - Jasne, tylko przez tych [beeep]ców nie mogłem nigdzie iść.

    Splunął na ciała. Umiał pluć bardzo daleko jak zauważył Gumas.

    - Co się stało? ? zapytał wojownik, poprawiając miecz wciśnięty do pochwy byle jak ? czemu nie wróciliście?

    - Opowiem ci w drodze, dobra? Nie chce mi się siedzieć przy tym truchle, spędziłem tu już prawie całą dobę.

    Pan Gumka pomógł mu wyleźć z krzaków, wyprowadził go na jedną z głównych dróg i ruszyli. A Cristin zaczął historię.

    - Tak jak kazał król, ruszyliśmy na zwiad. W kluczu. Zaatakowaliśmy balistę, ale okazała się lepsza. Wyrżnęli mi wszystkich ludzi.

    Gumas dopiero teraz przypomniał sobie o reszcie oddziału, ale zręcznie ukrył wstyd, którego jak sądził właśnie wylał ktoś na niego całe wiadro. Cholera jasna, pomyślał, muszę postarać się na przyszłość nie robić takich kretyńskich błędów.

    - Cóż, mój długopis trafił ostatni wystrzelony pocisk, a gościa od balisty trafiła ostatnia wyrzucona włócznia, czyli myślę, że jest po równo.

    - Być może ? powiedział Pan Gumka ciągle zakłopotany ? coś jeszcze?

    - Nie poganiaj mnie, cholera nie wiesz jak to jest spaść na jakimś cholernym truchle z 50 metrów. Dobrze, że były tam te krzaki, bo bym nie przeżył. Zresztą i tak wszystkiego się dowiesz w Sali Królewskiej. Nie uprzedzaj faktów.

    Gumka już milczał, jęczący z bólu Cristin szedł obok niego.

    Zmierzali w stronę pałacu królewskiego. Wytłumaczyć wszystko.

×
×
  • Utwórz nowe...